Teatr był ważną częścią życia kulturalnego i miały w nim odzwierciedlenie wszystkie zjawiska zachodzące w kulturze. Tak samo jak inne wytwory kultury (np. powieści) uważany był za dość niebezpieczny dla młodych, niewinnych panien. Jeżeli czytanie o potężnych uczuciach i niekoniecznie zgodnych z zasadami moralności postępkach mogło mieć zły wpływ na ich umysły, o wiele gorsze musiało być oglądanie takich uczuć i czynów na scenie.

Co gorsza, podczas gdy czytanie niewłaściwych powieści mogło odbywać się na uboczu, w teatrze bywało się przecież publicznie. Dlatego młoda panna mogła bywać tam wyłącznie pod opieką rodziców, na sztukach przez nich zaaprobowanych. Rodzicom zaś zalecano staranny dobór tychże sztuk, aby dziewicza niewinność pozostała bez szwanku.

Oczywiście w publicystyce nie brakuje narzekań zarówno na niemoralność współczesnych sztuk teatralnych, jak i na nierozważność rodziców, którzy nie dość starannie dobierają sztuki, na które zabierają niezamężne córki.

 

Ów dramat „Marion Delorme”, którego treści w towarzystwie przyzwoitem opowiedzieć niepodobna, w którym autor przed żadnem najcyniczniejszem wyrażeniem się nie cofa.

Teatr, w: „Kronika Rodzinna”, 1873

 

W teatrze i na koncertach panny w młodym wieku bywać tylko mogą w towarzystwie starszych osób. Wyjątki, jakie pod tym względem trafić się mogą, potwierdzają tylko prawidło. Mężczyzna tylko wówczas gdy należy do najbliższych krewnych, może towarzyszyć pannie do teatru albo na koncert.

Zwyczaje towarzyskie (Le savoir-vivre) w ważniejszych okolicznościach życia przyjęte, według dzieł francuskich spisane, Kraków 1876

 

W tej chwili mam na myśli Sarę Bernhardt i jej pobyt między nami. Repertoar sztuk, które grała, jest wiadomy każdemu: wszystkie są mniej więcej brzydotami moralnemi, wprowadzają myśl w sferę namiętności nizkich, w świat upadły zepsucia i nędzy duchowej; a jednak jestto faktem, że nietylko kobiety uczciwe składały połowę publiczności teatralnej, ale matki prowadziły tam córki: w lożach i krzesłach siedziały młode panny, słuchały, płakały, klaskały z innemi, patrząc na tę grę przeważnie nerwów i namiętności. Im talent aktorki okazał się większym, tem rzecz gorsza, bo wrażenie wywarte musiało być silniejsze i uniknąć go mogły chyba te już najbardziej bezmyślne lalki, które ograniczyły się do rachowania falbanek i podziwianiu strojów przedstawionej heroiny. A przecież nie sam czyn tylko odbiera świeżość i czystość duszy, strząsa pyłek delikatny z kwiatu uczucia, ściera promienną barwę ze skrzydeł dziewiczej Psychy.

Maria Ilnicka, Z życia, Bluszcz, 1882

 

W społeczeństwie naszem takim był tradycjonalny typ piękności kobiecej, złączanej nierozdzielnie z urokiem skromnego wdzięku, który przecież nigdy otrzymać się nie daje tam, gdzie złe wrażenia zamącą zdrój uczuć młodych, gdzie myśl przyzwyczai się do obrazów gorączkowych zepsucia i upadku moralnego. Co naprzykład postać Małgorzaty Gautier może przynieść wyobraźni kobiecej? Jest to wysokiem zadaniem sztuki, aby budziła „łzy i zachwyt”, aby wstrząsała uczuciem, ale potrzeba na to godnego celowi przedmiotu: szlachetnie przez sztukmistrza stworzonego obrazu istot i położeń szlachetnych i wtedy wpływ wrażeń, przez artystyczne złudzenia otrzymanych, rozszerza serca i duchy podnosi.

Maria Ilnicka, Z życia, Bluszcz, 1882

 

Wstydliwość, wszystkich wyżej wymienionych uczuć kwiat delikatny, z gruntu czystego serca w duchu kobiety wykwitły, więdnie też prędko i umiera, gdy palące tchnienie złych wrażeń nawskroś wyobraźnią przejmie. Kto się w obrazy zepsucia wpatrywać nauczy, kto się niemi wzruszać, kto się niemi lubować może, już się wstydliwie płonic nie potrafi. Świeżość, idealność uczucia ginie niepowrotnie, unosząc za sobą cały ten wdzięk czarowny, którego istota, treść żywotna przypadła. Nie wyrasta się wtedy na dziewicę i żaden poeta szlachetny nie zawołał już do kobiety takiej: - Tyś jest pięknością! tyś jest ideałem!...

Maria Ilnicka, Z życia, Bluszcz, 1882

 

Reżysserya znalazła się w pewnym kłopocie, gdy jej piątkowi abonenci postawili z góry za warunek wybór takich sztuk, na którychby bywać mogły... panienki.
Wprawdzie zdaniem Dumasa syna, teatr nie jest rozrywkę dla grzecznych i naiwnych pensjonarek— powyższe żądanie było otyle słuszne, o ile repertuar nasz w ostatnich latach korzystał z zanadto swobodnych utworów w rodzaju „Niespodzianek rozwodowych“, lub drażliwych w temacie, jak „Odwiedziny“ Brandesa, “Wyznanie“ Sary Bernhardt, nie wspominając o „Ostatnim dniu Don Juana“ hr. Stanisława Rzewuskiego, zakończonym sromotnem fiasco sztuki i autora na scenie warszawskiej.
Ta „przyzwoitość“, którą sobie zastrzegli abonenci, nie powinna być jednoznaczną z „nudami“, lub ze wznawianiem sztuk w lada jakiej obsadzie, jak się to zdarzyło z „Panieńskiemi ślubami“ na jednem z piątkowych przedstawień, w którem rolę Anieli, poetycznej, idealnej, klassycznej dziewoi polskiej grała po Modrzejewskiej... panna Sznage.
Melpomeno, chce mi się śmiać i płakać, gdy o tej zamianie pomyślę!...

Quis, Pogawędka, w: „Bluszcz”,  1890

 

Co do wyboru przedstawień dla młodych panienek, rodzice winni być ostrożnymi, bo nie wszystko stosownem dla młodego wieku, a zapewne nie byłoby miło żadnej z moich czytelniczek, gdyby się rumienić musiała na wspomnienie której ze sztuk niewłaściwych. Jeżeli wasze towarzyszki nie zważają na wybór przedstawień, nie wynika ztąd, abyście je miały koniecznie naśladować.

Wanda Reichsteinowa-Szymańska, Poradnik dla młodych osób w świat wstępujących, ułożony dla użytku tychże przez Wielkopolankę, Poznań 1891

 

Tak sobie tę kwestię tłumaczy północno-barbarzyński rozsądek; ale nie tak pojęto ją w Paryżu. Tam „biały teatr” oznacza taki teatr, do którego mogłyby bez zgorszenia uczęszczać – niewinne dziewczątka i dziewice.
Pomijam kwestię, dlaczego przymiotnik „biały” ma przysługiwać tylko dziewicom, nie zaś mężatkom, rozwódkom i wdowom. Kompetentni utrzymują, że damy bez względu na ich stan cywilny wszystkie mniej więcej w tym samym stopniu posługują się „białością”. Ja zaś dodałbym, że nawet mężczyźni, tacy niby czarni i z wierzchu popielaci, dla głębiej sięgającego wzroku okazują się białymi. Na czym więc opiera się monopol białości panien?
Ale mniejsza o względy słownikowe. Jest bowiem faktem, że dzisiejszy teatr (osobliwie w Paryżu), tak ten – zanadto ubrany, jak i tamten – wcale nie ubrany, niejedną matkę dorastających córek przyprawiało ciężkie kłopoty.
- Proszę pana – mówi mi matka z prowincji – chcąc zrobić moim panienkom największa przyjemność, wzięłam je do teatru. Ale już od drugiego aktu na scenie zaczęły się takie umizgi, że czym prędzej opuściłam z dziećmi lożę.
Ja wprawdzie nie posiadam instynktów, które dawałyby mi kwalifikację na dozorcę dorosłych lub podrastających panienek. Tyle jednak nasłuchałem się macierzyńskich zgryzot z powodu nieprzyzwoitości w teatrze, że zacząłem myśleć – nad zrobieniem wynalazku z zakresu „damskiej konfekcji”.
Chciałem mianowicie wymyślić taki kapelusz (dla młodych panienek), który posiadałby skórzane klapy na uszy i oczy; tudzież – elektryczny motor do zamykania ich.
Od tej chwili panienki, idąc do teatru na jakąkolwiek sztukę, ubierałyby się w „zabezpieczające kapelusze” z motorem elektrycznym. Gdy zaś na scenie pokazałoby się coś mniej stosownego, mama lub guwernantka przycisnęłaby odpowiedni guzik, klapy zamknęłyby się i – niewinność zostałaby uratowana.
Na nieszczęście mój wynalazek zmarniał w zarodku. Z jednej bowiem strony prasa poczęła występować przeciw wszelkim kapeluszom (a więc i przeciw zabezpieczającym) w teatrze, a z drugiej – mnie samemu nasunęły się – rozmaite uwagi.
- Co przyjdzie ogółowi z tego, że kilkadziesiąt najbogatszych panien w kraju zabezpieczy się ochronnymi kapeluszami przeciw teatralnym nieprzystojnością? Czyliż nie pozostaną miliony dziewcząt, które na taki zbytek nie będą mogły pozwolić sobie?
I co stąd będzie za pożytek dla moralności, jeżeli zabezpieczymy dziewczynę przez dwie godziny tygodniowo od zgorszenia teatralnego, nie zabezpieczając jej przez osiemnaście godzin na dobę od demoralizacji życiowej?
Tak myślałem i zdaje mi się, że te same uwagi, tylko w wyższym stopniu, przydałyby się do oceny „białego teatru” w Paryżu.
Co z tego, że młoda paryżanka w teatrze znajdzie tylko – moralne sztuki, choćby w rodzaju Życia świętej Genowefy, jeżeli dokoła niej cały świat kłębi się obłudą i bezwstydem? Czym jest teatr, choćby najnieprzyzwoitszy, wobec zepsucia, które gnieździ się: w przedpokojach, salonach, buduarach i tak dalej.
I czy zresztą takie przesadne zakrywanie oczu dziewczętom na czarne smugi świata, a ukazywanie im samej tylko białości, w dodatku kłamanej i fałszowanej, czy nie wyrządzałoby istotnej, a głębokiem krzywdy dziewczętom?
- Po to mam być niewinna jak lilia i wierzyć w wasze cnoty, ażebyście mnie tym łatwiej oszukali, wyzyskali i w końcu zmiażdżyli? – może zapytać dziewczyna, hodowana w „białych teatrach” lub strojna w mój „kapelusz bezpieczeństwa” z klapami i elektrycznym motorem.

Bolesław Prus, Kronika tygodniowa, w: „Kurier Codzienny”, 1895

 

W Paryżu powstaje teatr... biały. Sama ta nazwa, jako przeciwstawienie — mówi już dobrze o innych scenicznych — widowiskach. Teatr biały ma powstać dla panien i dziewczątek, których najpiękniejszą ozdobą jest rumieniec wstydu, ta najcudowniejsza róża dziewiczości. Teatr ma być biały t. j. żadne słówko dwuznaczne nie podrażni uszów niewinnych, niedomówienie żadne nie zamąci umysłu pytaniami, na które odpowiedź nie mogła by być jawnie wygłoszoną. To wszystko jest bardzo piękne, lecz czy tylko od teatru zależy poprawa społeczeństwa?
Wszystko się kończy dzwonem — jak powiedział hrabia w panu Tadeuszu; — co chwila dźwięk jego nas budzi i przypomina o śpieszącym wciąż naprzód czasie.

??, Pogawędka, w: „Bluszcz”, 1896

 

Podnoszono parokrotnie w pismach naszych sprawę widowisk teatralnych dla młodzieży pici obojga, złożonych ze sztuk, których słuchać można — bez zarumienienia. Myśl tę obecnie porusza w „Kraju“ Maryan Gawalewicz z powodu otwarcia sezonu jesiennego w Teatrze Rozmaitości.
„Sezon jesienny w Rozmaitościach — mówi autor Szubrawców — rozpoczął się bardzo właściwie pod firmą starego Fredry; dano nieśmiertelne „Śluby panieńskie“ i wznowiono. „Nikt mnie nie zna“ przy szczelnie zapełnionej sali. Patrząc na te loże zapełnione samemi pączkami panieństwa i młodości, miałem wrażenie jakiegoś „Theatre blanc,“ który mógłby się dzisiaj równie dobrze przydać w Warszawie, jak w Paryżu, aby było gdzie prowadzić dorastające córki.“
Myśl dobra, nikt temu zaprzeczyć nie może, ale że z wykonaniem jej poczekamy latka całe, to także jest niedającym się zaprzeczyć pewnikiem.
Nie idzie jednak za tem, ażebyśmy myśl podaną przyjęli do wiadomości tylko, pochwalili, pokiwali poważnie głowami i na tym wiele znaczącym geście zakończyli jej uznanie. Jeżeli nie możemy zrobić tego, co chcemy, to zróbmy to, co w danej chwili nie przekracza możności naszej. Owe twarzyczki dziewcząt, okraszone rumieńcem niewinności, powinny bezwarunkowe zająć myśl naszą, byśmy jak najdłużej mogli je ochronić od rumieńców, pochodzących ze zbyt wczesnej świadomości brzydkich stron życia. Ale najbielszy teatr nie ochroni od tego serc i dusz dziewiczych, jeżeli, nad tak zwanemi, publicznemi zabawami nie rozciągniemy właściwej kontroli. Zabawa taka, czy to jej celem będzie wspomożenie kassy aktorskiej, czy co innego, ponieważ odbywa się na Dynasach lub w innej miejscowości, — a z powodu rozmaitości programu, jest wielce nęcącą, — młodzież garnie się do niej ochotnie, boć to przeważnie dzieje się w miesiącach letnich, pod osłoną błękitów. Którażby matka nie wzięła swojego podlotka, którażby odmówiła natarczywym jego prośbom? — Tymczasem na owych zabawach, dają się słyszeć z estrady dyalogi, które człowiek poważniejszy z niesmakiem słucha, panna się rumieni, a młode dziewczę zapytaniami swojemi w nie mały wprowadza kłopot matkę czy opiekunkę. Reformę potrzeba zacząć od tych zabaw na cele, oczyścić tam grunt nasamprzód, bo na „teatr biały“ nie zdobędziemy się zbyt rychło.

??, Pogawędka, w: „Bluszcz”, 1896

 

Panny mogą bywać w teatrze tylko na sztukach skrupulatnie wybranych.

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

 

W recenzji z „Nieporozumienia” Zapolskiej recenzent nie omieszkał zauważyć:

Po za tem czuję się w obowiązku jeszcze zaznaczyć, że jakkolwiek ostatnia sztuka p. Zapolskiej dość dyskretnie traktuje pewne drażliwości, nasuwające się w dyalogu i sytuacyi, to jednak jej tchnienie nie jest zdrowe dla wyobraźni dziewiczej, której jak kwiatu strzeżmy przed atmosferą mroźną, mogącą go zwarzyć…

Adam Dobrowolski, Przegląd teatralny, w: „Bluszcz”, 1904

 

A z drugiej strony, jeżeli chodzi o moralność, to czyliż teatr spółczesny jest w ogóle właściwem miejscem dla młodych panien, będących ledwie poczwarkami życia? Nigdy! Jest to strawa najzupełniej nieodpowiednia dla ich młodocianych dusz i umysłów. Niestety! Wstąpiwszy w otchłań życia rzeczywistego, będą one świadkami wielu innych widowisk i bardziej pouczających i bardziej wzruszających, gdyż będą to widowiska realne, prawdziwe.

Mieczysław Rościszewski, Panna dorosła w rodzinie i w społeczeństwie. Podręcznik życia praktycznego dla dziewic polskich wszelkich stanów, Warszawa 1905

 

Teatr zupełnie słusznie uważany bywa za szkołę moralności i w istocie, wywierając wielki wpływ na obyczaje, teatr może stanowić środek bardzo skuteczny do kształtowania się smaku, do poprawy brutalnych skłonności, do zwalczenia przesądów, do ośmieszenia pojęć spaczonych i zarazem może obmierzić występek, obudzić czułość duszy i wzbudzić szlachetne uczucie w sercach widzów.

Mieczysław Rościszewski, Dobry ton, Warszawa, Lwów, 1905

 

Jednakże, zaznaczyć trzeba, że bynajmniej nie wszystkie sztuki, grywane w teatrze, wywierają wpływ dobroczynny na rozwój moralny młodzieży, i dlatego, odwiedzając teatr, młodzież co do wyboru sztuk powinna kierować się zdaniem ludzi doświadczonych, znanych równie z wykształcenia, jak i z osobistych przymiotów moralnych.

Mieczysław Rościszewski, Dobry ton, Warszawa, Lwów, 1905

 

Na podobny temat: Zachowanie w teatrze, Strój do teatru