Nauka i medycyna zabrały się także za wychowanie dzieci, żądając, aby odbywało się ono w higienicznych warunkach, korzystnych dla fizycznego i umysłowego rozwoju. W niańkach postrzegano więc dawną nieświadomość i zabobony, obawiano się, że będą się upierały przy praktykowaniu dawnych metod i sposobów, teraz uważanych za w najlepszym wypadku niepotrzebne, w najgorszym za szkodliwe.

Oczywiście nie spodziewano się, że damy w pełni przejmą na siebie opiekę nad dziećmi. Żądano jedynie, aby starannie wybierały niańki. Domagano się również, by nie powierzały im dzieci całkowicie, ale same poświęcały czas zarówno opiece nad dzieckiem (aby równoważyć ewentualny szkodliwy wpływ mamki i niańki) oraz instruowaniu i nadzorowaniu jego opiekunek. W opiekę nad rodzeństwem należało angażować także starsze córki.

 

Panie Redaktorze!—Ciągłe, tak ustne, jako też i drukowane po rozmaitych pismach przestrogi, jak zachować się potrzeba podczas grasującej epidemji, niezwróciły widać uwagi, (czy też nie dosyć były przekonywające) dla niektórych matek, powierzających swoje dzieci opiece nianiek; te bowiem dogadzając swej gadatliwości, schodzą się na trawnik, dla dzieci przeznaczony w okolicach wodozbioru w Saskim ogrodzie, i sadowią powierzone niemowlęta na trawnik, nie powiem już wilgotny, ale zupełnie wodny, po kilko godzinnym deszczu; naturalnie takie zamoczenie odzieży i nóżąt tych biedaczków, nie może dobrego wywrzeć wpływu i niejedno z nich zapewne przypłaciło zdrowiem jeżeli nie życiem, wprowadziło nadto w kłopot lekarza przywołanego do chorego dziecięcia, którego matka solennie zapewnia, że nic niejadło coby mu zaszkodzić mogło. Zapewne nie każda z tych matek jest w możności towarzyszenia dziatkom do ogrodu na spacer, ale jest i dużo takich które to uczynić mogą, nawet powinny, gdyż to jest najświętszy obowiązek matki. — Racz zwrócić uwagę Szanowny Redaktorze. Matka.

„Kurier warszawski”, 1867

 

Mając zajęcia domowe, kilkoro dzieci mniejszych i większych, czyż jesteśmy w stanie dostatecznie same zająć się niemi, kiedy i inne zatrudnienia, równie naszej wymagają obecności? Potrzebując zatem kogoś do pomocy, do zajęcia się starszemi dziećmi, bierzemy bony cudzoziemki, lub nasze rodaczki które prawie zawsze są kobietami prostemi, nie mającemi pojęcia o swoich obowiązkach, które jedynie krzywią to co my siejemy, i zamiast rozjaśnić umysł dziecięcy, tak z natury swojej ciekawy, zaćmiewają go opowiadaniem bajek o czarnoksiężnikach, czarownicach itp. lub co gorzej jeszcze, wpajają w dzieci dziwne wyobrażenia o bogactwie, przepychu, strojach i rozkoszach świata. Wprawdzie każda rozsądna matka, prostuje w dzieciach te szkodliwe nabytki, lecz raz kąkol zasiany, nie da się tak i łatwo wyplenić i zawsze coś z niego pozostaje.

Marya O…A, O potrzebie stowarzyszenia kobiet wzajemnej pomocy i rady, w: „Tygodnik mód i powieści”, 1873

 

Przypatrzmy się pospolitym dziejom wychowania przeciętnego dziecięcia, a prawdziwie dziwić się przyjdzie jeszcze rezultatom otrzymanym; bo jakkolwiek te są słabe nieraz, środki wychowawcze jeszcze słabszymi były i nawet podobnego rezultatu rokować nie mogły.
Od pierwszych zaraz chwil swego istnienia, dziecię powierzone jest opiece mamki lub niańki, istot zupełnie ciemnych, których pierwsze nauki dążą do zaszczepienia mu samych fałszywych idei, a często i wad charakteru, jakkolwiek dzieje się to w sposób pozornie niewinny, jakkolwiek te pierwsze dozorczynie dziecka nie czynią tego świadomie.
Ale niestety, w następstwach swoich, błąd, omyłka lub wina nie różnią się wcale i pociągają jednakie skutki. Mamka lub niańka zazwyczaj odbiera od matki pewien regulamin postępowania, mniej więcej racyonalny, stosownie do jej pojęć i stopnia wykształcenia, regulamin ten obejmuje to, co wolno jest, i to, co nie wolno dziecku, pod względem pokarmu, zachowania się, miejsca i sposobu zabawy.
W ogóle jednak regulaminu podobnego mamki i niańki trzymać się nie lubią, przekraczają go więc, skoro tylko zdarzy się ku temu sposobność, często z wielką fizyczną szkodą dziecka, które z ich powodu nabawia się nieraz choroby lub wiecznego kalectwa. Przy tem, ponieważ dziecko jest koniecznym świadkiem, a później i wspólnikiem tych przekroczeń, pierwszą więc i najszkodliwszą nauką, jaką otrzymuje, jest praktyczna nauka oszukiwania i kłamstwa. Obok tak wielkiego złego pominąć już można to, że dziecię nie słyszy z ich ust żadnego zdrowego rozwijającego słowa, a natomiast – wiele bardzo niewłaściwych i zdrożnych.

Walerya Marrené, Przesądy w wychowaniu. Studyum pedagogiczne przez, Wilno 1881

 

Gdy ma jednak dzieci powinna czuwać nad nimi, choćby były pod opieką niańki, bony, lub nauczycielki. Dobra gospodyni jest zarazem najlepszą i najtroskliwszą matką i przy każdem zatrudnieniu swojem będzie miała baczne oko i czujne i ucho na zachowanie się dzieci, inaczej oddając się wyłącznie gospodarstwu ze szkodą swych dzieci chybi celu.

Julia Selingerowa, Obowiązki kobiety każdego stanu w zakresie gospodarstwa domowego, Lwów 1882

 

Opiekę nad dziećmi można powierzyć tylko osobie już nie pierwszej młodości, a nadto niańka powinna lubić dzieci wogóle, być cierpliwą i mówić zawsze prawdę. Zdrowie, zręczność, pilność, czujność, zamiłowanie porządku, ochędóstwo, łagodność i pogodny umysł, są koniecznymi warunkami dobrej piastunki. Mamki jako piastunki zatrzymywać nie należy, bo wyjątkowo tylko można spodziewać się z tego dobrych rezultatów. Osób po 50 latach także nie należy wzywać do piastowania dzieci, pominąwszy bowiem, iż już się postarzały w różnych przesądach, wyziewy ich szkodzą dzieciom, choćby zupełnie zdrowe były. Stare piastunki zwykle nie mają dobrego wzroku i słuchu, aby należycie piastować dzieci, pozwalają im robić, co się podoba, a wszystko zastosowują do swoich potrzeb, naprzykład palą w piecu, aż im się ciepło wyda i kąpią dzieci w gorącej wodzie. Niańka powinna mieć od 25–40 lat.

Jan Stella-Sawicki, Rady dla młodych mężatek. Napisał Dr Jan Stella-Sawicki, Inspektor szpitalów w Galicyi, wydanie piąte, Warszawa 1899

 

Swoją niańkę, długo funkcjonującą w rodzinie, wspomina Antoni Kieniewicz:

Co zaś do beniaminka – najmłodszego z rodziny, którym była moja osoba, to po urodzeniu miałem świetną karmicielkę, czyli tak zwaną mamkę, rodem z Łopczy. Po odłączeniu przeszedłem pod opiekę najdroższej naszej niani Łaniewskiej, która nie tylko wyniańczyła, że się tak wyrażę, mnie i całe moje starsze rodzeństwo, lecz nawet była niańką mojego ojca, przedtem zaś panną służącą; mojej babuni.

Antoni Kieniewicz, Nad Prypecią, dawno temu… Wspomnienia zamierzchłej przeszłości, 1989