Karnawał był co roku wielkim wydarzeniem towarzyskim. Odbywały się w tym czasie liczne bale i spotkania.
Wiele rodzin zjeżdżało się ze wsi do miast specjalnie po to, by uczestniczyć w karnawale. Liczne bale i spotkania stwarzały bowiem najlepszą okazję na zaprezentowanie córek i znalezienie dla nich odpowiednich narzeczonych, szczególnie dla rodzin mieszkających na prowincji i nie dysponujących odpowiednimi znajomościami (albo pragnącymi partii lepszej, niż dostępne w najbliższej okolicy).

Karnawał nie był jednak zjawiskiem powszechnie chwalonym. Ożywione życie towarzyskie wymagało znacznych wydatków. Inni uważali, że huczne zabawy są zbyt płytką rozrywką, nieprzystającą do sytuacji kraju. Wreszcie pojawiała się także konieczność bywania na balach wydawanych przez rosyjskiego namiestnika – zbyt ostentacyjna odmowa mogła doprowadzić do wielu nieprzyjemności.

 

Zabawy karnawałowe rozpoczęte zostały wczoraj świetnym balem u Hr. Namiestnika Królestwa i Jego Małżonki. Przeszło 800 osób napełniło salony zamkowe; w tak licznem zebraniu Dam jaśniejących urodą i strojem, podziwiając wszystkie, trudnoby szczegółowo opisać te wykwintne i pełne wdzięku toalety, te efemeryczne budowy jedwabnych lub przejrzystych tkanin, koronek i wstążek, kwiatów i klejnotów. Dobry gust pięknych Pań, talent modniarek, ubiegały się o lepszą, aby zadosyć uczynić rozkazom wszechwładnej a kapryśnej Królowej – Mody.

  „Kurier Warszawski”, 1865

 

Wczoraj świetny wieczór u JW. Hr. Namiestnika i Jego Małżonki, zgromadził znowu liczne towarzystwo. Rozpoczęto tańce w mniejszym salonie, które następnie prowadzono w wielkiej sali balowej. Stroje dam jak zwykle odznaczały się świeżością i wykwintnością. Jak w kaleidoskopie oko zachwycać się mogło świetnemi barwami pysznych, ciężkich materji lub lekkich powiewnych tkanin, w których Paniom naszym tak do twarzy; drogie kamienie, złote grzebienie, kwiaty, lśniący puder jaśniały na pięknych główkach.

  „Kurier Warszawski”, 1865

 

Karnawał był u nas jakby rodzajem mozajkowego obrazka: różnie działo się u różnych; przecież bawiono się w domach prywatnych i mimo wielkiej nędzy u nas, mimo głodu między wiejskim ludem – nie bardzo są oszczędne.

 Tadeusz Romanowicz, Korespondencya ze Lwowa, w: „Bluszcz”, 1866

 

Poczuwamy się zatem do winy i wielkim głosem, który upewniamy, że nie będzie głosem wołającego na puszczy, przypominamy Panom Mężom to, o czem oni doskonale wiedzą z różnych pośrednich i bezpośrednich domowych pogadanek, przy mówek, spojrzeń, westchnień, a czasem i pieszczot, że Paniom brakuje sukien, kaftaników, szalów, koronek, kwiatów, a tu Karnawał się zbliża i będzie bardzo długi, i 49 wieczorów już się szykuje, nie mówiąc o balach i tygodniowych zebraniach. Przypominamy więc, że w Warszawie są ludzie dobrzy i grzeczni, którzy wyłącznie się dla płci pięknej poświęcili i myślą o tem tylko, jakby jej wszystkim wymaganiom zadosyć uczynić; którzyby radzi byli, ażeby wszystkie Damy były jak najpiękniejsze i starają się im wtem dopomódz, i ażeby wszystkie niesnaski domowe, jak najprędzej się wszędzie kończyły za pośrednictwem nowej sukni lub gustownych ubiorów z ich sklepu. Takimi czarodziejami są PP: Pękala, Zeltt, Włodkowski, Thonnes, Kwiatkowski, Zaleski; z wyrobów złotych PP. Wejnert, Bracia Jaroccy i t.p.; a obok nich są też i wróżki: Panie: Adela Hofman, Wilczyńska, Włodkowska, Sobolewska, dawna firma Klementyny, W. Frybes, Aurelja, które z misternych koronek, różnobarwnych wstęg i połyskujących axamitów, tworzą owe piękne ramki, tak przypadające do twarzyczek Dam naszych, a pomimo śniegu i mrozu przypominające wiosnę i lato wiązkami kwiatów i owoców – sztucznych. Pani Wilczyńska szczególniej, taki dobór tych kwiatów posiada.

„Kurier Warszawski”, 1866

 

Jednem z świetniejszych zebrań prywatnych, w tegorocznym karnawale, był wieczór onegdaj dany w domu P. G, której niezrównana uprzejmość i niestrudzona attencja zniewalająco wpływała na wesołość zabawy. Grono obywatelstwa, osób wyższe w społeczeństwie zajmujących stanowisko, wesoła młodzież, łącząc się tu w imieniu zabawy, przedstawiało koło świetne, przy dźwięku muzyki wirujące, któremu nadawały powab strojne ubrania Pań i Dziewic.

„Kurier Warszawski”, 1867

 

Ostatki odsłużyły się ślubami za cały karnawał. Sypnęła ich się odraza dość poważna liczba i szpalty kuryerowe zaledwie starczyć mogły na pomieszczenie tylu doniesień o małżeństwach.
Otóż dziwny zachodzi tu zbieg okoliczności, który nie wiem czy kto wziął na uwagę.
Ponieważ małżeństwa mają miejsce zwykle w karnawał, i to najwięcej na ostatki, więc miodowy miesiąc jak raz na post przypada. Wydaje nam się to właściwem z kilku głównie powodów.

Kronika tygodniowa, w: „Tygodnik Illustrowany”, 1869

 

Karnawał się zaczął, ale bez zwykłych swoich hulaszczych objawów. Pączki tylko świadczą o jego bycie, oświecone blaskiem różowo-żółto-fioletowo-zielonych latarek. Do tańca nie rozruszały się jeszcze jakoś nogi zmęczone codziennym spacerem po błocie. Afisze z zapowiednią balików miejskich i zamiejskich, przypominają tylko ludziom, że czasby się bawić — i rozmawiają po cichu z klepsydrami, których jakoś coraz więcej...

„Kurier Warszawski”, 1870

 

Nie wesoła jest dola tancerza karnawałowego. Wymagania zapraszających ciągle rosną i mało któremu z tych filarów posadzek woskowanych uda się spełnić wszystkie żądane warunki. Nie mówimy już nic o stroju, który musi być świeży i modny, o rękawiczkach, które w salonach szanujących się, świeżo z prania muszą występować, o fryzurze, w której ani włosek drgnąć niepowinien i nawet o tych poziomych rzeczach, na których lakier tak prędko się zużywa. Ale czy uwierzycie, wzrost tancerza ulega także ścisłym badaniom; musi on trzymać miarę i nawet ci którzyby byli przyjęci do linjowych pułków, mają sobie odmówiony wstęp do niektórych salonów. Żeby być tancerzem w całem znaczeniu tego wyrazu, trzeba posiadać grenadjerskie kwalifikacje. Do tych wszystkich trudności przybywa teraz jeszcze jedna. Słyszeliśmy, że na pewien wieczór odmówiono wstępu tancerzowi, bo według uznania pani domu i jej córek, nie był on dość przystojnym. Tutaj wchodzimy już w szerokie względy estetyczne, któreby nas na zbyt drażliwe pole wyprowadziły. Koniec końców, gdzie miara przystojności i jakiej normy w takich razach trzymać się należy? Radzilibyśmy, aby przy wydawaniu wieczoru objaśniano te drażliwe pytania osobnym programmatem.

„Kurier Warszawski”, 1870

 

Oddawna zapewne Łomża nie pamięta, tak ożywionego karnawału, jak teraźniejszy. Nie przeminie bowiem ani jeden dzień, żeby gdziekolwiek nie było przynajmniej, tak zwanej tańcującej herbaty, nie mówiąc już o umyślnie wydawanych wieczorach. Dziwnem się jednak zdaje, że chociaż u nas młodzieży niebrak, jednakże o kojarzących się małżeństwach w kończącym się karnawale nawet i słychać nic było.

„Kurier Warszawski”, 1870

 

O północy, przy dźwięku muzyki, śród hulaszczej wrzawy,— zakończył tegoroczne swe życie— karnawał.
Umarł jak żył. Śmierć jego, podobnie jak narodzenie się, powitano okrzykami radości.
Testamentem, i góry przez wszystkie kalendarze ogłoszonym, przekazał najprzywiązańszym swym poddanym — tysiące wspomnień, i czterdziestodniową żałobę.
Zresztą nic więcej nie pozostawił w spuściźnie.
Posiadał dar łudzenia ludzi. Smutnym wmawiał wesołość, znudzonym — rozrywkę, biednym — zapomnienie.
Więcej wszelako przyrzekał, niż dawał.
Najwięcej żalu po nim pozostało podobno w sercach tych, którzy nie wstąpiwszy w związki małżeńskie za czasów jego panowania, dziś klocki dźwigać muszą.
Po złudzeniach przychodzi rozwaga, po wieńcach — popiół na głowy, po skocznych tańca tonach — posępna dzwonów modlitwa, po pączkach — śledzie, po karnawale — post.
Chwila jedna, — i wszystko się skończyło.

„Kurier Warszawski”, 1870

 

(Q) Karnawał jest już w swojej pełni.
Młodość szaleje: strojna w róże, uśmiechnięta, z oczami w łzach radości i w ogniu zapału, tonie, w wirze tańca i w goryczkowych marzeniach.
Złoty to zaprawdę czas życia!
W młodości tylko człowiek lubi biesiad rozhukanych gwar, taniec gdy wstęgą, powiewa i sam być lubi, gdy na skrzydłach mar dusza i tęskni i śpiewa....

„Kurier Warszawski”, 1870

 

Ubiegły karnawał bardzo był obfitym w związki małżeńskie. Zawarło się ich więcej aniżeli w latach zeszłych. Widocznie bożek hymenu postępuje sobie podług znanego biurokratycznego systematu. Kiedy się namnożyło dużo zaległości, pragnie je odrobić i na raz się do tego bierze.

Wacław Szymanowski, Przegląd, w: „Bluszcz”, 1872

 

Karnawał bieżący nie należy bynajmniej do szalonych. Tu i owdzie słychać o balach, o wystawnych, a w każdym razie zbytkownych zabawach, ale echa te pochodzą ze sfer, w których wolno się bawić, bo niema nic lepszego do roboty. Na takie bale wchodzi się zazwyczaj po wschodach zasłanych dywanem, aby w salonie spotkać się oko w oko z konwenansami, owymi zabójczymi wrogami wszelkiej wesołości.
Ludzie pracujący na chleb powszedni, a z jutrem liczyć się zmuszeni, uczynili karnawał porą zwykłą... wymazali go z kalendarza. Wiedzą o nim tylko tyle, ile potrzeba żeby na jakiejś publicznej zabawie ponieść grosz ofiarny nędzy, potrzebie i pożytkowi.
Tego rodzaju bal odbył się zeszłej środy w sali tutejszego magistratu, na korzyść szpitala dziecinnego. Czy zabawa, na którą dość licznie się zgromadzono, przyniesie świetny rezultat szpitalowi, w tej chwali trudno nam jeszcze powiedzieć.

Kronika tygodniowa, w: „Tygodnik Illustrowany”, 1873

 

Żegnaj, tegoroczny karnawale!
Przeminąłeś, jak wszystko co bez znaczenia, bez treści, bez zadatków na przyszłość i bez owoców przeminąć i przepaść musi w niepamięci krainie. Oto garść sztucznych kwiatów, kilka szmat z paradnych sukien, których widok wspaniały budził niedawno zawiść i zazdrość, a na tych trofeach pustoty kotylionowy order... wszystko co po tobie zostało.
Wprawdzie ta i owa zabawa przy niosła pewną korzyść ubóstwu, ocierając krwawą łzę nędzy batystową chusteczką salonowej strojnisi. To piękna strona karnawałowa. Co się jednak tyczy wesołości, która winna hyc prawem jego dziecięciem, o tej niewieleśmy słyszeli. Zabawę i wesołość zabijały światowe wymagania, które, ludzie biorą na swoje barki jak gniotące jarzmo, na umartwienie i udręczenie swoje. Karnawał ubiegły tem się odznaczał szczególniej, że podczas niego tak zwana klasa średnia wcale się nie bawiła, wszystko zaś co stoi poza jej sferą, szalało.... bajecznemi zbytkami i wymysłami.

Kronika tygodniowa, w: „Tygodnik Illustrowany”, 1873

 

Dawniej na taneczne zebrania stale po niektórych domach w karnawale urządzane, zbierano się najpóźniej przed dziesiątą wieczorem: dziś prawie o północy. Dawniej zwano je swemi dniami, dziś monżurów zyskano nazwę: dawniej bawiono się choć o czystej herbatce okraszonej bułeczką i plasterkami szynki, dziś bez gorącej kolacyi nikt nawet nie pomyśli o zabawie. Jak obetrze usta każdy sięga do zegarka i wynosi się bo zrobił co przynależało: był, pokręcił się i najadł.

Pogadanka, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1873

 

Czyż mam jeszcze opowiedzieć ostatnie chwile umarłego już karnawału? Być może iż wiele Warszawianek, asystowało osobiście przy ostatnich podrygach balowych, tego niepoprawnego hulaki –  wątpię jednakże ażeby którakolwiek przytomną była wszystkim, wyprawionym przez niego figlom, jakiemi ten zręczny kuglarz, na wzór wszystkich poprzedników swoich, bawi i tumani rozstających się już z nim czcicieli.

Pogadanka, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1873


Niech młodzi tańcują, starym zostało — nudzić ich pogawędkami. Niejeden taniec zamienił się już w pochód do ołtarza i jeżeli nie bez zasady, mówią że szczęśliwy karyerę, nawet najświetniejszą, nogami wytańcować może, to powszechnem jest prawie szczęście wytańcowywania sobie żon. Karnawał jest porą konkurów i oświadczyn. Ludzie mający iść ze sobą przez życie całe podają sobie ręce, wtedy kiedy właśnie najmniej są sobą, kiedy jedno i drugie, on i ona najbardziej żyją życiem sztucznem, pożyczanem od powietrza, światła i kwiatów balowych.

Pogawędka, w: „Bluszcz”, 1874

 

Przeżyliśmy karnawał i dziś tydzień tylko jeden rozdziela nas od dnia, w którym sobie głowy popiołem posypiemy. W roku bieżącym bawiliśmy się w Warszawie lepiej niż w latach poprzednich. Nawet te domy mieszczańskie, które przez czas długi miały ochotę, ale nie miały możności karnawałowania — w roku bieżącym dzięki towarzystwu kredytowemu m. Warszawy, towarzystwu wzajemnego kredytu, towarzystwu budowlanemu, dalekiemu jeszcze od zawiązania się, a więc obiecującemu wygórowane ceny mieszkań na czas Bóg wie jeszcze jak długi, dzięki wreszcie kredytorom nie zawiązywanym w żadne towarzystwa i posiadającym swoją echelle mobile do pożyczek: dzięki tym wszystkim J. J. W. W. i W. W. okolicznościom i instytucyom, które poczciwym mieszczanom warszawskim wydęły trochę kieszenie, a wypróżniły głowy Styczeń był dość ożywionym. Herbat tańcujących — przez skromność ludzie sami usuwają się na drugi plan — policzyćbym nie zdołał. Każdy dom musiał mieć swoją zabawę; skąpiono na teatr, na koncert, a zbierano na gorącą kolacyę z winem, na stroje dla panien, na biednego muzykanta, chudą, bladą, wysoką, od 10-ej w wieczór do 6-ej rano grającą maszynę. Mężczyźni krzyczą i na herbaty i na stroje, na muzykę — ale jakoś sani ułatwiają genezę tych wszystkich rzeczy, doznają prawdziwej przyjemności w atmosferze balowej; radziby tylko, żeby im przyjemność darmo przychodziła. Oczywiście więcej by im wtedy zostało pieniędzy na wydatki pozadomowe. Wszakże i „ojciec dzieciom“ zabawić się musi....
Najświetniejszym był bal w ratuszu d. 2 lutego najdowało się na nim przeszło półtora tysiąca osób. Takiego zebrania od lat wielu nie zapamiętano w grozie Syreny. Bawiono się krótko ale dobrze. O godnie 2-ej już skończyły się tańce, a o trzeciej podobno mało kto już znajdował się na sali. Toalety były bardzo strojne; gdyby istniał jeszcze dawny zwyczaj sławienia pani X. i panny Y. z wielkiego świata, a panien A. B. C. z minorum gentium, niewątpliwie pisma codzienne podałyby nam po balu poniedziałkowym długi regestr czynów dokonanych przez jubilerów i modniarki. Dziś gdy zwyczaj podnoszenia balów na wyżyny życia publicznego ustał, radzić sobie potrzeba jak można: głuchą wieścią niby legendą z ust do ust przechodzącą, że ta lub owa pani wyglądała przepysznie, a tamta wspaniale, a tamta wreszcie niezrównanie. Przez cały tydzień mówiono o balu i prawdziwie wstydzić się musiałem, żem od siebie nawet stówa jednego do rozmów przyrzucić nie zdołał. Na balu nie byłem. Wyznanie to czynię w niemałej trwodze. Bal chrześcijański, bo z celem chrześcijańskim, zasługiwał na powodzenie i nie powinien się też na serca, kieszenie i nogi Warszawian uskarżać. Szpital dla dzieci zostający pod zwierzchnictwem Dra Sikorskiego i staraniem jego przed kilku laty założony, zyska pewno do 4,000 rubli na dalsze swe, pełniejsze niż dotąd istnienie. Szanowny medyk urządzając bal publiczny dla zasilenia funduszów bardzo zacnej instytucyi dowiódł znajomości ogólnej choroby wieku dającej się dyagnozować i niemedykom: „wszystko dla przyjemności i nic za darmo! “ Czemże są nasze bazary, loterye fantowe, zabawy kwiatowe, a wreszcie bale, w rodzaju tycb, jaki się odbył przed dziewięcioma dniami, jeśli nie objawami tej naczelnej choroby wieku?

Pogawędka, w: „Bluszcz”, 1874

 

Zresztą czasy karnawałowe prawdziwo rozpoczynają się u nas dopiero przy końcu zapust. Gdy się już rozpoznało stanowisko własne i sąsiada, gdy się zkontrolowało przyjęcia, wieczerze i bale, wtedy modny świat zdobywa dla siebie miarę wystąpienia i... występuje. Pierwsze zapust tygodnie, to radość tylko dla plebejuszów.

Kronika tygodniowa, w: „Tygodnik Illustrowany”, 1874

 

Kto bliżej studyował fizyognomie karnawałowiczów warszawskich, ten przyzna, iż są ono cokolwiek wydłużone. Znamionuje to poniekąd nudy. Na polu zabaw musi zajść jakaś reakcya, bo mało bawimy się prywatnie (chuda fara), a publiczne zabawy nic wszystkim przypadają do smaku: brak im swobody, brak zatem wesołości. Obcy z obcymi... gdzież tu szukać i jednej i drugiej? Chociaż bal w sali magistratu na szpital dziecinny udał się pod względem pieniężnym, niezupełnie jednak udał się pod względem zabawy. W resursie Kupieckiej tworzą się kółka znajomych i kółka się bawią, nie zaś cale towarzystwo. Do osiągnięcia wymarzonego ideału wesołości bardzo tam daleko. Na wszystkich balach publicznych jedno i to samo. Otóż jeśli przyjdzie do reakcyi, to sprawi ona, że bale publiczne opróżnią się, a zatem zebrania prywatne zakwitną z dawną silą. Bo ludziom zabawa, jak kwiatom słońce i woda, niezbędnie jest potrzebna. A pośród przyjęć mających na celu „drganie nóg przy klawicymbałach,“ odżyją i stare pogawędki, owo iście towarzyskie życie, które jest jakoby cementem, spajającym cząsteczki społeczne w jedne całość.

Kronika miesięczna. Styczeń, w: „Tygodnik Illustrowany”, 1874

 

Charakterystyczną cechą karnawału bywają — wykazy matrymonialne. Prawdę powiedziawszy nie rozumiemy dobrze: dlaczego zwyczaj uświęcił niejako tę do zawierania ślubów małżeńskich? Chyba dlatego, że bywa ona najczęściej epoką pierwszych silniejszych wrażeń, pierwszych uderzeń serca, które, jak owe kaktusy, pukające przy rozkwitaniu, — odzywają się w miodem łonie głośniejszem dygotaniem, gdy dotknięte strzałą figlarnego bożka rozwijać się zaczynają z dziewiczych obsłonek.
Mamy tu na myśli serduszka kobiece;—dla męzkich nie marnowalibyśmy takiego porównania.
To pewna, iż karnawał bywa dla wielu kobiet kolebką pierwszych wrażeń i pierwszych wspomnień, zaczynających po „ostatniej lalce“ składać się na tę, tak rozmaitą a delikatną, mozaikę kobiecej przeszłości.
Ileż to kobiet spędziło całe życie jak jeden karnawał; ale ileż ich także wśród wielkopostnych „Gorzkich żalów,“ wlec się musiało krzyżową drogą przez Golgotę!

Pogawędka, w: „Bluszcz”, 1878

 

Pisząc w samej pełni karnawałowej pory, niepodobna zupełnie pominąć ciekawej zresztą zawsze dla Czytelniczek wiadomości, jak się ludzie bawią w innych stronach, choćby o kilkadziesiąt mil odległych. Otóż sądząc tylko z tego, cośmy dotąd przebyli i nie licząc się nawet wcale z tem, co z programu jeszcze nastąpi przed fatalnym popielcem, Lwów zachowa rok bieżący co do karnawałowych uciech, na bardzo długi czas we wdzięcznej pamięci. Bawią się i tańczą u nas wszyscy, jak kto chce: na wieczorkach, które stale urządzane bywają przez różne towarzystwa i kółka a szczególnie przez młodzież akademicką: na balach publicznych których w tym roku więcej było i będzie niż dawniej: w teatrze, gdzie maskarady zdają się napowrót odzyskiwać dawno utraconą popularność, wreszcie na zabawach prywatnych a nawet na lodzie! Wieczorki Kasynowe i akademickie, nie stawiające zbyt wielkich wymagań toaletowych a tem samem przystępniejsze od balów publicznych, mają stałe i tak liczne koło uczestników, że największa ilość balów publicznych nie zrobi im groźnej konkurencji. Bale zaś w inny sposób zapewniają sobie powodzenie, bo każdy z nich ma cel dobroczynny, każdy urządzony bywa przez komitet złożony z ludzi ruchliwych, znających się wybornie na sztuce robienia reklamy, a jeżeli cel dobroczynny i reklama zręczna połączą się z sobą, to nawet najoszczędniejsze piękności rozgrzeszą się i zrobią wyłom w budżecie, toaletą balową. Świetnym szczególnie był bal lekarski, z którego czysty dochód około 3500 złr. wynoszący, przeznaczony został na fundusz zapomogowy dla wdów i sierot po lekarzach. Fundusz ten otrzyma nazwę dr. Biesiadeckiego, który wysłany został przez rząd do Astrachania celem zbadania dżumy. Ta okoliczność stanowiła wielką reklamę dla balu, uważano udział w nim za hołd oddany znakomitemu medykowi, który życie swoje naraża bezinteresownie dla dobra kraju i ludzkości.

Korespondencya, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1879

 

Bawcie się zatem i spieszcie, bo karnawał w tym roku krótki, bardzo krótki... przy najlepszych chęciach może zabraknąć czasu na związanie stułą białych rączek i zanucenia „ Veni Creator".

Pogadanka, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1879

 

Minął czas wesołej pustoty, zwany ongi szałem karnawałowym;— ongi, powtarzam, dziś bowiem owa pustota szalona do tradycyi już tylko należy. Dziś Warszawa bawi się, jeśli chcecie, ale tak dyskretnie, tak cicho, że echo jej zabaw po za ściany balowej sali nie wybiega. Zostawmyż je tam w spokoju, to echo karnawałowe, tem bardziej, że jeśli ono kryje się przed nami i nam też za niem nie tęskno; tak się przynajmniej spodziewam, czytelniczki łaskawe? a więc — all right!

Miesięczna kronika mód, w: „Mody paryzkie”, 1880

 

Ponieważ zwykłe towarzyskie stosunki rzadkie są, a więc w chwilach przeznaczonych na nie wyłącznie, podczas karnawału, rodziny z córkami cisną się do miast. Kampania ta trwa miesiąc, sześć tygodni, zależy to od trwania karnawału; czasu nie ma do stracenia, więc się nie opuszcza ani jednej zabawy, ani balu, ani koncertu, ani amatorskiego teatru, ani ślizgawki; zaczyna się karnawał w stanie nerwowego podrażnienia, kończy się w stanie apatycznego osłupienia. I w tych warunkach poznaje się przyszłego męża i robi się wybór, jeżeli się nie chce narażać na koszta, trudy i niepewności drugiej kampanii. O rozmowie poważnej, spokojnej, wyczerpującej, o poznaniu swych zdań i upodobań, a tem bardziej charakteru i skłonności mowy nie ma; dawniej dało się to zrobić, gdy gość zajeżdżał pod wiejską strzechę, i albo wieczory zimowe spędzał w gronie rodziny na długich rozmowach, albo w lecie dzielił rozrywki, a nieraz i prace gospodarzy wieśniaków. Ale na balu, w teatrze, jakaż może być rozmowa, jakie pole do wzajemnej znajomości?

 Anastazja Dzieduszycka, Książka młodej kobiety, w: „Kronika Rodzinna”, 1881

 

Taka już dola: potrzeba zacząć od karnawału, który w tej chwili wirem zabaw porwał całą Warszawę i pod koniec swego panowania rozhulał się bardziej, niż kiedykolwiek. Zdawało się z początku, że będzie to limfatyczny i spokojny „książę wesołości“, co poprzestanie na pączkach i faworkach, zakręci się kilka razy w walcu i przed popielcem jeszcze złoży berło swoje: a tymczasem pokazało się, że to hulaka, godny swych najszaleńszych protoplastów, chociaż nie urządzał publicznych balów, nie zamianował ani jednej królowej wdzięków i mody — w państwie dekoltowanych bogiń walca i mazura.
Oh, będą się na ten nasz karnawał naskarżać, i ojcowie rodzin, gdy przyjdzie płacić zaległe rachunki, łokciowej długości, i pomęczone gospodynie domu, i głośniej i żałośliwiej nad wszystkich, te panny na wydaniu, którym los nie dotrzymał tego, co walet kierowy w pasyansie zapowiadał…

 Pogawędka, w: „Bluszcz”, 1882

 

Gdybym miał zaszczyt ustnie rozmawiać z Tobą, powabna Czytelniczko, pewnie zapytałabyś twego sługę: „jakże się bawisz we Lwowie? czy karnawał ożywiony?” Z najwyższem zdziwieniem odrzekłby każdy korespondent a więc i ja: „jaki karnawał? czy to już karnawał? No, proszę, jak ten czas leci, ja myślałem, że to dopiero post zeszłoroczny." Powietrze bowiem mamy marcowe a ciszę postną. Szperając dobrze i używając wielkiego teleskopu, dojrzałoby się może na firmamencie lwowskim świat niedojrzany okiem gołem zwykle gołego czy tam zwykłego śmiertelnika, świat niedostępny, zamknięty na siedm pieczęci czy herbów, gdzie nasze kółko się bawi. A nawet i tam, nawet w owem naszem kółku zrzadka bardzo jakiś wieczorek obudzi ruchu trochę i znowu wszystko zapada w dawną odrętwiałość. Pikniki arystokratyczne, gdzie tylko osoby o wielu pałkach dopuszczane bywają, nudne mocno: panien bez liku, skakunów jak na lekarstwo; całe szeregi pierwszych przyrasta do stołków, drudzy zaś pracują jak negry. Z wielkich balów dwa mają świetną przyszłość: bal prawników i bal Mickiewiczowski.

Korespondencya ze Lwowa, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1882

 

Do Popielca nie daleko w tym roku, więc ludziska tem wcześniej zaczynają używać przyjemności karnawałowych, a pierwsze hasło do tańca w Warszawie dało Towarzystwo wioślarskie w noc św. Sylwestra, - i wierne swoim zasadom, starało się zaprowadzić chwalebną modę skromnych damskich strojów i zabawy niewymuszonej, taniej, a przyjemnej. Tylko, że każda innowacya, a zwłaszcza w tym świecie, który lubi się dekoltować i popisywać długością trenów, jest trudną; więc i skromność damskich toalet, nawet jako warunek sine qua non, utrafiać musi na oppozycyą zachowawczego stronnictwa płci pięknej, która z uznaniem pochwala zasadę, ale poddać się jej nie chce.

 Pogawędka, w: „Bluszcz”, 1883

 

Nowością tegorocznego karnawału mają być maskarady połączone z rautami w celu większego ożywienia tych zdyskredytowanych i podupadłych w opinii rozrywek w Warszawie. Dyrekcja teatru pragnie wrócić im dawną świetność, zainteresować publiczność, przyciągnąć lepsze warstwy towarzystwa – a to głównie w celu zasilenia bardzo uszczuplonych finansów swoich. Deficyt zaokrąglił się do 100.00 rs. i jak lawina przygniata budżet i scenę warszawską.

 Pogawędka, w: „Bluszcz”, 1883

 

Zanosi się w Poznaniu na zimę gwarniejszą i świetniejszą niż zwykle. Krótkość karnawału zachęca do tem skwapliwszego przyśpieszenia zapustnego wiru. W połowie Stycznia bal kostiumowy ma ożywić przelotnie miasto nasze; zewsząd dochodzą już wieści o licznych ślubach i kojarzących się małżeństwach, o świetnych wyprawach i weselnych godach w najprzedniejszych dzielnicy naszej domach.

 Korrespondencya zagraniczna (Poznań), w: „Bluszcz”, 1883

 

Rozbawiono się w Warszawie i na prowincyi jak za najlepszych czasów; bal za balem, wieczorek po wieczorku ogłaszały dzienniki; zaproszenia na publiczne i prywatne zabawy z jednego końca miasta na drugi latały w ślady dorodnych i wytrwałych tancerzy. Kto miał frak, tuzin białych krawatów i rękawiczek, kapelusz składany i parę nóg zdrowych, odrabiał salonową pańszczyznę w służbie wesołego księcia utracyusza i hulaki, zwanego Karnawałem.
Nie jeden w nagrodę dostał – żonę, a conajmniej order – kotylionowy, - dwie pamiątki bardzo nierównej wartości, ale obie przypominające złote czasy kawalerskiej swobody.

 Pogawędka, w: „Bluszcz”, 1883

 

Roztańczono się na zabój, jak było do przewidzenia i jak trafnie przepowiadali wróżbici karnawałowi.
Popielec wprawdzie jeszcze daleko, fale zbycie ucieka. a każda uciecha tem milsza, im mniej na siebie czekać każę.
Balujemy tedy i bawimy się. jak za najlepszych czasów, jakbyśmy opływali we wszystko i pieniądze całemi worami zwozili do domów.
Bóg raczy wiedzieć, co za szczególniejsza mania zrodziła się u nas do urządzania wieczorów kostiumowych; weszły one teraz w modę w Warszawie i należą do szyku.

 Pogawędka, w: „Bluszcz”, 1884

 

Hulamy, i hulamy.
Zdaje się, że to najważniejszy temat do karnawałowej pogawędki; mówi się o nim, a nawet z powagą rozprawia szeroko i długo przed, podczas i po każdym balu i wieczorku.
Jakże nie mówić, kiedy kto ma nogi ku skakaniu, a obcasy na zbyciu, tnie holupca, aż iskry lecą.
Prowincya, idąc za przykładem Warszawy, rozbalowała się również, a nawet próbuje intrygować się na maskaradach i popisywać na kostyumowych wieczorach, przeciw którym wypuściliśmy w ostatniej pogawędce zaostrzoną strzałkę.
Nie przypisujemy jej tej zasługi, aby trafiła do celu, ani tej złośliwości, by zepsuła rozmaitość balu kostyumowego, urządzonego zeszłej Soboty ; w salonach Resursy Kupieckiej, na korzyść Towarzystwa Dobroczynności; stało się wszelako i tak, że dwa kostyumy tylko paradowały pomiędzy toaletami balowemi i zatłoczone galerye doznały zawodu, bo nie miały na dole czego podziwiać.
Ciekawość spektatorek wystawioną została na zawodne pokuszenie, ale nam, na szczęście, ubyło trochę tematu do ponownych utyskiwań na rzucanie grochu o ścianę, na zapamiętałe marnotrawstwo i t. p. jeremiady, od których już pióro się rozkwaczyło.
Trzecia maskarada jedynie nastroiła nosy na kwintę, a humor wszystkich felietonistów i reporterów na ton wielce zgryźliwy.
Od lat dwudziestu nie bywało takiego tłoku i tak wysokiej cyfry znudzonych na Salach Redutowych, jak w roku bieżącym.
Trudno! przyzwyczajenie jest drugą naturą, a natura wilka ciągnie do lasu, „przeciętnego“ zaś Warszawiaka do teatru w trzecią Niedzielę karnawału, aby zobaczyć: czy się inni bawią, bo każdy z tych ciekawych za siebie jest zgóry zrezygnowany na nudy.

 Pogawędka, w: „Bluszcz”, 1884

 

W porze zapust bawią się starsi i młodsi. Otóż podamy wam tu, czytelnicy kochani, niektóre wskazówki, jakie zabawy są dla was najstosowniejsze. O tańcach tyle tylko powiemy, że o ile umiarkowany taniec jest bardzo dobry, jak każdy ruch, o tyle znów szkodliwym się staje dla zdrowia w razie nadużycia. Nie dziwcież się wcale, jeżeli rodzice nie pozwalają wam często bywać na balikach, albo w domu urządzać wieczorków tańcujących raz po raz.

 Rozmaitości, w: „Wieczory Rodzinne”, 1884

 

Z karnawału.
Gdzież wczoraj nie tańczono?
W resursie obywatelskiej, w klubie wioślarskim, w „Harmonji", w stowarzyszeniu subjektów, w setkach prywatnych domów, wszędzie gdzie tylko znalazł się fortepian i kilka par... osób.
Szalona sobota!
Z prywatnych wieczorów wyróżniły się zabawy u pp. Ż. na Lesznie, J. i L. na Zielonym placu, B. na Nowym Świecie i K. na Krakowskiem Przedmieściu.
„Wieczorek wełniany" u pp. M. zdrowo odbijał od zabaw huczniejszych.

„Kurier Warszawski”, 1884

 

Z karnawału na prowincji,
Częstochowa bawi się!
W dniu 14-ym b. m. odbyła się maskarada w sali miejscowego teatru, w dniu 16-ym zaś bal w resursie.
Obie zabawy miały niezwykłe powodzenie.
Na wieczór maskaradowy zebrało się przeszło 300 osób.
Inne miasta bawią się po swojemu, jak umieją.
W Kaliszu Towarzystwo muzyczne urządziło w dniu 23-im b. m. „wieczorek wełniany", który powiódł się najzupełniej.
Sieradzanie znowu wyprawili bal publiczny na miejscowe instytucje dobroczynności.
Tańczono ochoczo, pomimo, iż pań zebrało się więcej niż tancerzy.
W Lublinie na porządku dziennym stoją aż trzy bale – jeden na kasę Towarzystwa dobroczynności i dwa miejscowej resursy kupieckiej.
Nawet Błaszki nie zapomniały o karnawale i po świeżo odbytej zabawie myślą o nowej... w końcu sezonu.

„Kurier Warszawski”, 1884

 

Bawimy się...
Dlaczegóż nie mielibyśmy się bawić? Toż przecie karnawał i w dodatku bardzo będzie krótki, trzeba więc korzystać z czasu, rok nowy zacząć wesoło, zabawą. Rozrywka po pracy nie jest rzeczą zdrożną...
Nie wartoby się może o zabawach i karnawale rozpisywać, gdyby nie pewne uwagi, które koniecznie pod pióro się nasuwają. Przypomnijmy sobie zabawy karnawałowe z lat ostatnich i przypatrzmy się dzisiejszym. Różnica ogromna. Już z początków wnosić wolno, że zabaw w ogóle będzie w tym roku mniej aniżeli dawniej bywało, a jeszcze i te które są, jakże niepodobne do dawniejszych!

Z pod naszej strzechy, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1885

 

Karnawałują wszyscy. Tańczą nogi, tańczą serca, tańczą głowy, kto wie, może nawet i mózgi. Rozkarnawałowała się także i prasa. Gdzie rzucisz okiem, sprawozdanie z balu, wieczorku wełnianego, zabaw prywatnych...

Z pod naszej strzechy, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1885

 

Gorszyli się niektórzy z tej niebywałej ochoty do tańca; gorszyli, a jednak przypatrywali się, sami tańcowali, albo nawet organizowali tańcujące wieczory. Co dowodzi, że karnawałowa gorączka jest w wysokim stopniu zaraźliwa i nic dziwnego. Obok nieśmiertelnej duszy i mnóstwa codziennych kłopotów, człowiek posiada jeszcze muskuły, a w nich zasób energji, która musi być zużytą nie w ten, to w inny sposób.
Że zaś większa część życia upływa nam na siedzeniu. a w najlepszym razie na chodzeniu drobnemi krokami, cóż więc prostszego nad to, że w porze roku poświęconej swobodniejszym ruchom muskułów, zaczynamy od swobody, a kończymy na szaleństwie? Pozwólcie ludziom tańcować codzień, nie wytykajcie ich palcami, gdy żwawiej ruszają się po pokoju albo na ulicy, a nie będzie hucznych karnawałów.
Szał taneczny ma i drugą przyczynę. Dwie płcie: kobiety i mężczyźni są po to stworzone, aby okazywały sobie jaknajwiększą życzliwość. Tymczasem w życiu codziennem sympatje ich krępują się tak licznemi prawidłami, że gdy kawaler ściśnie pannę za rękę, a ona (Boże niedopuść!) dotknie jego ramienia, natychmiast wybucha skandal i zaraz mnogi orszak krewnych, tudzież przyjaciół, ciągnie młodą parę do zakrystji!...
Z tych powodów przez cały rok jesteśmy nadzwyczaj chłodnymi w stosunkach. Damy podają nam rękę w sposób sztywny, jakby chorowały na paraliż, my zaś albo rozmawiamy o pogodzie, albo, nie chcąc narażać się na pokusy, kryjemy się po knajpach i barykadujemy przy zielonych stolikach. Wist i preferans ubezpieczają nasze domowe cnoty.
Lecz, gdy w wigilję Nowego Roku, zegar wydzwoni północ (po dzisiejszemu godzinę dwudziestą czwartą), nagle pękają łańcuchy konwenansu jak zmarźnięta rzeka w czasie odwilży. Panny i mężatki sztukują ogony sukien na debet staników, każdego wieczora w całej pełni okazują wdzięki, które w godzinach porannych zamykają się do szafy ogniotrwałej — i — z największą furją padają w objęcia tym samym mężczyznom, których w dzień powszedni ledwie raczą dotykać końcami palców i to przez rękawiczkę.
Jeżeli całoroczne pętanie stosunków, praktykuje się w celu zaostrzenia apetytu na karnawał, ha, więc pętajmy się i nadal. Lecz nie gorszmy się, że każdy dłuższy karnawał doprowadza do obłędu ludzi, którzy przytomnieją dopiero wówczas, gdy do sali tanecznej wejdzie komornik sądowy!

Bolesław Prus, Kronika Tygodniowa, w: „Kurier Warszawski”, 1885

 

Karnawał jakoś zaczyna coraz bardziej dawać znaki życia, wprawdzie magazyny i sklepy żalą się na brak targu, nawet dorożki i posłańcy publiczni narzekają, że ruchu mało a więc i zarobku, to samo cukiernicy i fryzyerzy, ale głosy te smętne dowodzą nie małej ochoty do zabawy, tylko rozumnej ekonomiki radzącej oszczędność.
Odbył się już bal panieński, w sutym przystroju uczestniczek jego, pełnych wdzięku i krasy młodości; w resursie Obywatelskiej rozpoczęły się już z wielkiem powodzeniem wieczorki czwartkowe zalecające się obowiązkowo skromnością strojów damskich. Dziś balują w resursie Kupieckiej a jutro maskarada, jako trzecia, szumieć będzie gwarem tysięcy bombardujących siebie, piskiem, sykiem, śmiechem i półsłówkami wiele znaczącemi.
W prywatnych domach także potrochu coraz się bardziej rozweselają, ale złośliwi twierdzą, że młodzież spraszaną na te zapustne festyny, więcej nęci... kolacya gorąca jak zabawa. Gdzie wszystko się kończy na zimnej przekąsce, tam tancerze rozlatują się jak garść pierzy na wiatr rzucona, że już ich i w sto koni do mazura nie zgoni.

Z pod naszej strzechy, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1886

 

Z balowych szranek karnawałowych, dochodzą nas wieści, że na bale obecnie używane są bardzo, czarne sukie z lekkich materyi jak: gazy, iluzye, tiule, drukowanych lub przetykanych w najfantastyczniejsze złote desenie. Zamawiania do tańca już teraz nie tancerki zapisują w karneciku ale kawalerowie... na mankietach od koszuli, zapewne papierowych.
Nieszczególnie to przemawia za pamięcią młodych szermierzy w zapustnej wesołości.
Co do tańców, to jeżeli w towarzystwie balowem dość znajduje się osób, dla których szał zabawy do dalekiej należy przeszłości, tańce winny się rozpoczynać polonezem, w przeciwnym razie walcem na trzy pas, tańczonym a polonez służy tylko do przeprowadzenia dam do stołu do wieczerzy przygotowanego.
Oprócz balów różnego rodzaju zapowiadanych w Warszawie jest także zamiar urządzenia balu dla dzieci. Pomysł to bardzo niefortunny, zawcześnie starzejący dzieci i zaszczepiający w nich zarody przyszłych nudów niczem nie dających się usunąć.

Z pod naszej strzechy, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1886

 

Jeśli chcesz się przypatrzeć zabawie ochoczej, żywej, wesołej; jeśli chcesz sobie przypomnieć, jak to dawniej wyglądały szlacheckie salony i jak się one z każdym rokiem modernizują i do ogólnego nastrajają tonu, wejdź w towarzystwo t. z. obywatelskie, między szlachtę przybywającą ze wsi na karnawał, do domów, których tu w zimie bywa bardzo dużo, a które między sobą tworzą rozliczne kółka i kółeczka. W nich bezwarunkowo bawią się najlepiej, w nich spotkasz najwięcej ładnych kobiet, młodzież; która ci jeszcze dawnego potrafi zatańczyć mazura, całą galeryę Klar i Anieli, mnóstwo wstępujących w świat panienek które są jeszcze w pierwszej fazie i tańcują dla tańca. Przyjęcie będzie dostatnie, ale nie zbytkowne z szampanem spotkasz się tylko przy nadzwyczajnej okazyi, apartamenta będą ładne, ale więcej szablonowe niż artystyczne, towarzystwo odświeżające się ciągle przybyszami ze wsi, wesołość nie wymuszona, pewna swoboda w wykwintnych salonowych granicach.
Wchodząc do takiego salonu, zobaczysz odrazu, że wszyscy goście nie po to się tu zeszli, aby odbyć wzajemną toalet lustracyę, ale rzeczywiście dla zabawy i huka. Pozy bardzo nie wiele, a gościnność istotnie staropolska, ta, co to trzyma środek między sztywną obowiązkową uprzejmością sfer arystokratycznych, a zabiegliwą i nużącą kokieteryą towarzyską finansowych salonów. Wśród pań i panienek znajdziesz tu nieraz i niepoślednie wykształcenie, i sprytu dużo, i humor, i dosyć interesującą rozmowę, i przesądów z każdym rokiem coraz mniej, ale rysem charakterystycznym będzie tu specyalne warszawskie rozbawienie i rozrzucenie się.

 

Antoni Zaleski, Towarzystwo warszawskie. Listy do przyjaciółki, przez Baronową X. Y. Z., Kraków, t. I 1886

 

Porwana wirem codziennych niemal balów i zabaw, młoda główka rozmarza się łatwo i tak do gorączkowego życia karnawału przywyka, że cały czas schodzi na tanach, śnie, wizytach i toaletach. Wieczór spędzony w domu wydaje się już torturą, książka wzięta do ręki zadaną lekcyą, na odczyty się chodzi trochę przez poczucie obowiązku, więcej w nadziei spotkania mnóstwa znajomych, ale ich się słucha z roztargnieniem, kładąc konieczny warunek, aby były zabawne. Tego przymiotnika żąda się od wszystkiego: i kościół musi być zabawny t. j. musi być na mszy dużo przyjaciółek i znajomych, wizyty i odczyty, i wędrówki po sklepach, i teatr i koncerta, wszystko to musi być zabawne. Czyta się bardzo nie wiele i w czasie karnawału główka zupełnie ugorować musi, bojując tylko resztkami pensyonarskich wiadomości; do wszelkiej poważniejszej rozmowy ma się wstręt nieprzezwyciężony, ludzi się sądzi według tego tylko, czy są lub nie zabawni – słowem panna tego kółka, zjechawszy na parę miesięcy do Warszawy na zabawę, niczego innego prócz tej zabawy nie szuka. Ztąd pewna czczość i jałowość (zresztą wszystkim salonom warszawskim wspólna). Ztąd ten gorączkowy wir towarzyskiego życia, który tych, co weń wpadają, całkowicie absorbuje, od wszelkiej pracy odciąga, nieraz marnuje, często bardzo z właściwego toru wykoleja; ztąd tego życia tak ciężkie wymagania, że zaprzągłszy się raz w jego taczkę, trudno się od niej oderwać i brnie się w wir coraz dalej, a chodząc z balu na bal, z jednego rautu na drugi, tańczy się nieraz do godz. 10 zrana, a później znowu o 10 wieczór zaczyna nową „robotę”, wypełniając przerwę snem, wizytami i teatrem.

Antoni Zaleski, Towarzystwo warszawskie. Listy do przyjaciółki, przez Baronową X. Y. Z., Kraków, t. I 1886

 

Zabawy zimowe trwają w Warszawie przez cały karnawał i wielki post. Po świętach Wielkanocnych ruch towarzyski zaczyna słabnąć na parę miesięcy, ażeby znowu w czerwcu ożywić się i zabłysnąć w epoce wyścigów i wystawy...

Antoni Zaleski, Towarzystwo warszawskie. Listy do przyjaciółki, przez Baronową X. Y. Z., Kraków, t. I 1886

 

Ruch matrymonialny.
Uczyniliśmy przed tygodniem wzmiankę, iż liczba nowych par małżeńskich jest w tegorocznym karnawale znacznie mniejsza w porównaniu z rokiem poprzednim.
Tymczasem ruch matrymonialny zwiększył się już nad wszelkie spodziewanie, gdyż w przeszłym tygodniu zawarto 102 śluby, a więc o 77 więcej aniżeli w poprzedzającym, a o 67 więcej aniżeli w odpowiednim tygodniu roku zeszłego.

„Kurier Warszawski”, 1886


 

Zdaje się, że w tegorocznym karnawale pomimo stękań i narzekań. Warszawiacy na brak zabawy żalić się nie będą. W domowych zebraniach nie brakuje do tego ochoty, publicznych bali przygotowuje się dosyć a przynajmniej wiele o nich mówią, w cyrku zaś zabawy taneczne z opłatą dwuzłotówkową miały wielkie powodzenie. Lud tam bawił się ochoczo; hulał z całym zapałem młodości radującej się życiem i jego ponętami; z galeryi przypatrywano mu się z zajęciem i dziwiono się, że może tak weselić się... bez sutego traktamentu i burdy prowadzącej do cyrkułowej klatki.
W wyżynie społecznej inaczej się to wszystko odbywa. Gromadzimy się na taneczne zabawy, ale dopiero o północy stajemy w całym komplecie i obejrzawszy się od stóp do głów, dla przyzwoitości pokręciwszy się w polce lub walcu, a dla udania wesołości stuknąwszy niby ochoczo chołupca w mazurze, po wieczerzy... fiut! w trzy godzin, a w cztery najdalej już jesteśmy w domu z powrotem.
W cyrku lud zbiera się o siódmej wieczorem, muzyka brzmi ciągle, tańce na chwilę nie ustają i hasałby do rana z jednym zawsze zamachem, gdyby mu pozwolono.

Wiadomości z pod naszej strzechy i z obczyzny, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1887

 

Karnawał dogorywa i za dni kilka stanie się miłem tylko wspomnieniem. Utrzymują, że Warszawa bawiła się umiarkowanie i najwięcej ograniczała się na publicznych, korporacyjnych i na cel dobroczynny urządzanych zabawach. O balach prywatnych, głośnych ze zbytku i wystawy, nic prawie słychać nie było, co w obec biedy powszechnej godne największego uznania.
Za to Kraków zwykle cichy i skromny obchodził świetnie kończący się karnawał. Przybył tam podolski hrabia Ignacy Stadnicki, który zadziwił oszczędne miasto wielkim przepychem olbrzymiego balu. Wspaniale urządzony salon przystrojony był w świeże kwiaty; każda z przybywających dam dostawała kosztowny bukiet, a podniebienia smakoszów rozkoszowały się najwytworniejszemi specyałami. Podawano w obfitości trufle, ostrygi, ryby morskie i t p. smakołyki. Szampany i 100-letnie węgrzyny tryskały strumieniem. Prawda to, że „według stawu groble", bo hrabia S. jest jednym z majętniejszych obywateli na Podolu, a za część dobrze zachowanych lasów, wyliczono mu nie dawno 500,000 rubli gotówką.
Lwów, jak zawsze, roi się bogatymi i udającymi bogatych paniczami, a wszystko strojnie, paradnie, ekwipaże piękne, strzelcy kapią od złota. Tylko posażne panny jakoś w tym roku nie dopisały, bo według wyrachowań biegłych paniczów było wszystkiego dwie milionerki, a trzy krociowe.
Za to Poznań, któremu w ostatnich czasach, jak to mówią, „zalano sadła za skórę", stara się połączyć utile z dulci i zabawę swoją kieruje ku celom dobroczynnym, wspomożenia biedy znacznie tam pomnożonej. Nowo obrana prezydentka dam św. Wincentego, hrabina Honoryna Kwilecka, kobieta, pochodząca z rodu dobroczynnego (bo siostra zapisanej w kranikach dobroczynnych Warszawy, ś. p . Teresy Russanowskiej), a przytem dama, obdarzona wielkiemi zaletami towarzyskiemi, urządzała z niemałem powodzeniem rozmaite ciche zabawy, loterye, koncerta i t. p., aby jakoś biedę miejscową uratować.

Wiadomości z pod naszej strzechy i z obczyzny, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1887

 

Bale korporacyjne. W nadchodzącym karnawale, podobnież jak w poprzednim, niektóre z tutejszych zgromadzeń rzemieślniczych urządzić zamierzają bale dla swych członków.
Pamiętamy, iż bale drukarzy, cukierników, tapicerów i t. d ., świetnie się udawały i przyczyniły się nawet do skojarzenia niejednej pary.
Z powodu krótkiego czasu i karnawału, rozpoczęto się już krzątać około tych zabaw.
Na Sylwestra zaś stowarzyszenia tutejsze wszystkie prawie bez wyjątku, stary rok zamierzają zakończyć wspólnemi zebraniami.
Oprócz tradycyjnych wieczorów sylwestrowskich w obu resursach, mają być urządzone wieczorki w obu Stowarzyszeniach subjektów i w Towarzystwie wioślarskiem.
Wszędzie przy wspólnej biesiadzie powitają rok nowy życzeniem, aby był lepszy niż ubiegły.

Wiadomości z pod naszej strzechy i z obczyzny, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1887

 

Zakończenia starego roku, w porównaniu z latami ubiegłemi, odbyło się w Warszawie bardzo skromnie. Prywatnych zebrań było niewiele i tylko w Towarzystwie wioślarskim huczno i wesoło kończono rok stary.
Osób zebrało się z górą trzysta, tańczono w dwóch salonach. Przed rozpoczęciem tańców, orkiestra zagrała poloneza, a następnie bal otwarto walcem.
Do kontredansa stanęło par 70, a do pierwszego mazura 80. Zabawa przeciągnęła się do późna, a do tak zwanego mazura białego stanęło również około 80 par.
Na ulicy Miodowej u subiektów zabawa odrazu rozpoczęła się od tańców; na Długiej, w drugiem podobnem stowarzyszeniu poprzedzoną została koncertem.
O godzinie 12 i tu i tam życzono sobie, by nadeszły już rok nowy był jak najlepszy.
W dalszym żywocie karnawału bardzo krótko trwać mającego zaledwie do 10 Lutego, mają się odbyć bale na Przytulisko, studencki i na szpitalik dziecięcy. Zamiary urządzania balów kostyumowych upadły, wydatki bowiem na sprawienie kostyumów były zawielkie.
Dawniejszych gości karnawałowych ze wsi dotąd nie ma i pewno nie będzie, a bez nich kupcy i rozmaici procederzyści nie spodziewają się, aby ruch handlowy był ożywiony.
Co do wieczorów w domach prywatnych, o ile nam wiadomo, wszędzie powzięto zamiar bawienia się dobrze ale... tanio.
W myśl tej zasady kosztowne przyjęcia i zbytkowne tualety dam zostaną zaniedbane.

Wiadomości z pod naszej strzechy i z obczyzny, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1888

 

Karnawał za parę dni idzie na postną pokutę rozpamiętywać dzieje swego żywota i wzdychać za minionemi figlami zapustnej uciechy, tak krótko trwającej w tym roku. — Wszystko w nim odbyło się po formie. Bali publicznych na różne cele nie brakło z całą sztywnością wielkich zebrań, w których brylanty współzawodniczą z gazowem światłem salonów. Nie brakło także i świetnych dam przystrojów nawet i fijołków, aż z Nicei sprowadzonych, tłoczono się, popychano, przepraszano i zaledwie po dwugodzinnym pobycie, zabierano się... do odwrotu z radością, że się nieznośnej etykiecie zadosyć uczyniło.
Na balach mniej krępujących uczestników, zabawy szły raźniej i dłużej, tylko wypijano więcej piwa jak wina, a szampana ani butelki.

Wiadomości z pod naszej strzechy i z obczyzny, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1888

 

— „Tańczą i żenią się;“ — w tych krótkich słowach możnaby scharakteryzować każdy karnawał, a tegoroczny przed innemi.
Doświadczeni fikalscy twierdzą, że im krótsze zapusty, tem większa ochota w zabawie, tem więcej rautów, balów, skakanek (nowy termin na „tańczącą herbatę“), tem dłużej trwają wszystkie zebrania, tem siarczystsze bywają hołubce i szaleńsze galopady.
Muszę wierzyć fikalskim, którzy w tym sezonie są „powagami“ i będą niemi do... Popielca.
Nie wiem, czy termometr karnawałowy nie spadnie, początek wszelako zapowiedział się stopniem ochoczości dość wysokim.
Zeszłej soboty mieliśmy kilka publicznych zabaw i dużo prywatnych, a wszystkie udały się wybornie; na przyszłość zapowiedzi balowe mnożą się z dniem każdym,
Mimo to stękamy na ciągłą biedę, ale ten dysonans powtarza się tak często, z takim Wagnerowskim effektem w symfonii naszego życia publicznego i prywatnego, że trzeba go uważać za kontrast nadużywany, ale konieczny w charakterze ogólnym.
Stękamy tedy, tańczymy i żenimy się.
Znam pewnego pessymistę, który powiada, że wszystkiemu winne są... córki; zadużo ich na świat przychodzi, za dużo kosztuje ich wychowanie, za dużo kłopotu sprawiają ojcu rodziny i zmuszają do anormalnych wydatków dlatego tylko, aby nie zostały staremi pannami...
Dla nich-to urządza się owe bale, wieczorki, zebrania, bo przecież „dziewczynę trzeba światu pokazać,“ dla nich trzeba się ściągać z ostatniego, trzeba nadrabiać miną, żyć nad stan i wbrew przekonaniu łączyć się z ogólnym wirem.
Mój kwaśny pater familias ma aż cztery jedynaczki bez posagu i to tłómaczy jego zgryźliwy humor. Gdyby miał czterech synów w tych czasach, kto wie, czy nie wyrzekałby jeszcze bardziej, nie wiedząc, co z nimi począć.

Quis, Pogawędka, w: „Bluszcz”, 1888

 

Po trzech królach zaczynamy hulać... filantropijnie: zapowiedzianych jest już mnóstwo balów, pomiędzy temi aż trzy panieńskiej jeden excentryczny w strojach japońskich a la „Mikado“ jeden maskowy na dochód Osad rolnych, kilka zwyczajnych, na studentów, na szpitalik, na Przytulisko etc. etc.
Będzie na co tańczyć, byle tylko było w czem i za co.
Jestem co prawda o ten warunek spokojny, bo grosz na zabawę u nas zawsze się znajdzie; alboż to jeden pamiętam karnawał, kiedy tern głośniej tupano nogami w białym mazurze, im głośniej... bieda piszczała.
Ale nie powinienem nowego roku zaczynać od zrzędzenia, na to przyjdzie czas w wielkim poście, a do niego jeszcze bardzo daleko i może nie będę miał powodu powtarzać corocznej jeremiady na temat naszej nieoględności. rozrzutności, braku miary we wszystkiem i t. p.

Quis, Pogawędka, w: „Bluszcz”, 1889

 

Długi, za długi karnawał temu winien, czy też poważniejsze przyczyny składają się na to, — ale Warszawa nie bawi się tak ochoczo i z takim zapałem. z jakim innych lat się bawiła.
Nie słychać o licznych zabawach prywatnych, o kopach pączków zjedzonych, o wyścigach za grajkami do tańca, o białych mazurach, o kuligach, o kostyumowych wieczorach i rozmaitych innych szaleństwach zapustnych. Byłżeby to postęp i umiarkowanie, byłożby to zrozumienie nareszcie sytuacyi, która nie pozwala na wybryki kosztowne i marnotrawstwa lekkomyślne?...
Chcę przypuszczać, że tak. że to nareszcie początki tego rozumu, którego bieda uczy i który po szkodzie przychodzi.
Nie trzeba wszelako sądzić, żeśmy się z wesołych facetów poprzemieniali w ponurych trapistów i wyrzekli wszelkich dozwolonych uciech, co zresztą przy naszych skłonnościach do wszelakiej krańcowości nie byłoby rzeczą tak dziwną: nie, my balujemy nawet i zdobywamy się na oryginalne pomysły dla urozmaicenia zabaw, ale nie przesadzamy, i to należy zanotować z uznaniem.
Chcąc połączyć oryginalność z oszczędnością, zamiast całkowitego balu kostyumowego, urządzono tak zwany bal „pudrowany“, na którym panie miały stawić się w białych perukach lub z włosami pudrem przysypanemi: zatem tylko głowa zmieniła swój strój, resztę okrywać miała toaleta współczesna, nic wspólnego z wiekiem XVIII-ym nie mająca, ani z modą margrabinek wersalskiej epoki.
Zdawało się. że ta nowość pociągnie, ale wbrew przewidywaniom bal pudrowany nie udał się na sali, za to zapełnił galerye ciekawym tłumem, który rozczarowany nie miał się czemu przypatrywać; zaledwie kilkanaście par stanęło do kadryla.
Peruki zawiodły, co tak oziębiło zwolenników zapustnej excentrycznosci. że podobno zaniechano już urządzenia balu â la Mikado, w kostyumach japońskich — i dobrze się stało; po co się sadzić na dziwactwa bez sensu, które pociągają znaczne wydatki za sobą, a ostatecznie nie mają nic na swoje usprawiedliwienie?
Był czas przed lat dziesiątkiem, kiedy japońszczyzna w Paryżu stanowiła modę: oryginalne i naśladowane malowidła, wachlarze, bibeloty, obicia, wazony, porcelana, papier, fryzury, materye, etc. etc., wszystko musiało nosić cechę japońską.
Waryowano na tym punkcie, jak swego czasu na innych; do nas każda fala z Zachodu przychodzi nieco spóźniona: więc i ten gust japoński z operetką Sullivana dostał się— einen Posttag zu späl.
Mikado tedy ze swym orszakiem nie „uświetni tegorocznej kroniki karnawałowej, natomiast ukazać się miał na trzeciej maskaradzie, która wierna tradycyi, ściągnęła tout Varsovie do Sal Redutowych. Poszli wszyscy ci sami przypomnieć sobie, jak się nudzili i ziewali zeszłego roku na tej „trzeciej“, która ma przywilej ściągać tłumy, wygniatać z nich strugi potu, płaskich dowcipów i piramidalnej... nudy.
Bodaj-to tradycya!... ona zapewni powodzenie jeszcze jednej maskaradzie, która zdobyła sobie prawo rywalizowania ze słynną „trzecią“, maskaradzie z tombolą, urządzaną pod koniec karnawału na dochód kassy pożyczkowej artystów i officyalistów teatralnych.

Quis, Pogawędka, w: „Bluszcz”, 1889

 

O ile sądzić można z różnych posłuchów i przygotowań karnawał tegoroczny dość zapewne będzie ożywiony. Wesele krakowskie z trzydziestu par złożone z organistą na czele, już odbyło trzydniową wycieczkę w dalsze okolice Warszawy i starym obyczajem jadąc od komina do komina, w trzech domach tanecznej używało uciechy. Różne także stowarzyszenia i korporacye układają bale i wieczory hołupcowe, za któremi młodzi tak przepadają a starzy zazdroszczą, że razem z nimi w jednym kole stawać nie mogą. Zdaje się więc, że zapusty przejdą wesoło a może i huczniej jak zeszłoroczne.

Wiadomości z pod naszej strzechy i z obczyzny, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1889

 

W Kuryerze Codziennym Jeden z wielu obszernie się rozpisał o zabawach tanecznych karnawałowych. Pojmując ich konieczność, powiada, że uważając bale domowe i publiczne za zbyt kosztowne, niektórzy ojcowie rodzin, radzą urządzanie wieczorków składkowych w wynajętych większych salonach publicznych. Jeden z wielu na pomysł ten, już dziś najzupełniej praktykowany za granicą, krzywem spogląda okiem, twierdząc że przyzwyczajenie do większej sali i ostentacyi, może pociągnąć za sobą zniechęcenie zupełne do skromniejszej w domu zabawy. Radzi więc powrót do dawnych tańcujących herbatek, na które ubierano się skromnie, z przyjęciem równie skromnem, ale za to bawiono się zawzięcie jak to mówią do upadłego.
Nie ma wątpliwości, że najmilsza w domowem kółku zabawa, ale ekonomika ma swoje niezłomne prawa.
Porzucając teoryą, praktyka coraz więcej zaczyna ożywiać czas karnawałowy. Wprawdzie bal pudrowany nie udał się, spodziewano się setek a były najzupełniejsze pustki, zimnem mrożące uczestniczki, mimo tego bale sypią się jeden po drugich, a na prywatne uciechy brakuje nawet grajków fortepianowych. Zapowiadają bal perfumowany, na którym każdy z gości bez żadnego względu ma być uperfumowany przy wejściu, od nóg aż do czubka głowy i to gratis bez żadnej oddzielnej dopłaty.

Wiadomości z różnych stron, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1889

 

Wśród największej śnieżycy nawałem spadającej i obsypującej Warszawę, jak lawiny śnieżne w Alpach, karnawał dopłynął do ostatniego dnia swego istnienia i wesołych uczestników wprost z balowej areny, rzucił w objęcia popielcowej środy.
Wszystko to odbyło się według zwyczaju oddawna przyjętego, a gdy z umiarkowaniem w granicach salonowej przyzwoitości, toć godzi się cośkolwiek przymknąć oczy, na wybryczki może niezawsze z rachunkiem finansowym zgodne. Tak mało radości na świecie, tak brzęk arsenałowych fabrykantów głuszy wszystko, co może być podnietą do zabawy i wesołości! dlaczegóż więc nie bawić się, gdy niebrak sposobności do tego?
Pod takiem godłem bale publiczne dobiły do ostatniej literki zapowiedzianego programu, było ich dosyć z dodatkami o jakich się nikomu nie śniło, nawet reporterom umiejącym z muchy robić słonia.
Pomijając szczegółowe ich opisy, dwa z nich zasługują na wzmiankę. Jeden z nich nazwany... hygienicznym, odbył się przy placu ś-go Aleksandra, na który stosownie do umowy, goście w liczbie około czterdziestu przybyli na miejscie o godz. 7 wieczorem.
Rozpoczęto rozmarzającym walcem przy czem paniom wolno było tańczyć po trzyminutowym odpoczynku pomiędzy „tourami", ten sam regulamin obowiązywał też tancerzy.
Po kontredansie hygienicznym, którego ostatnia figura prowadzona przez doktora W., składała się przeważnie z ćwiczeń ciała zastosowanych do okoliczności, goście o godzinie 10 zasiedli do lekkiej wieczerzy.
Punkt o północy na dany przez dyrektora znak rozjechano się na spoczynek!
Pewna liczba uczestniczek balu wystąpiła w stanikach zastępujących gorsety.
Podczas tańców zamiast niehygienicznych napojów chłodzących, roznoszono... ciepłą orszadę i herbatę.

Wiadomości z różnych stron, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1889

 

Skończyliśmy z karnawałem i jego balowemi toaletami, bo bądź co bądź, przy całem narzekaniu na ciężkie czasy bawiono się jednak i to głównie publicznie. Że to nie wypadło taniej, zaręczam doświadczeniem, ale wypadło szlachetniej, bo na dobre cele — tualety bywały mniej rażące zbytkiem koronek i brokatów, a podług mnie magazyny uwzględniając finansową stronę kieszeni naszej mniejsze pisały rachunki.

L.Ć., Przegląd mód, w: „Bluszcz”, 1890

 

Zupełnie inaczej wydaje się świat w blaskach kinkietów na sali balowej, przy dźwiękach muzyki, przy illuminacyi pięknych oczu, roziskrzonych jak brylanty, i brylantów dużych, jak oczy, przy szeleście jedwabiów, koronek i wachlarzy, — zupełnie inaczej!., ale po za salą balową w mrokach i ciemnościach, bez sztucznego oświetlenia, rzeczywistość jest inną, pozory nikogo złudzić nie potrafią.
Bieda i bieda, choć jej niby nie było widać w karnawale tegorocznym.

Quis, Pogawędka, w: „Bluszcz”, 1890

 

Niespełna 10 dni dzieli nas od kalendarzowego karnawału; są ludzie, którzy cały okrągły rok karnawałują, ale dla tych niepotrzebne są moje sprawozdania. Czy się w tym roku w owe uprzywilejowane sześć tygodni bawić będą czy nie, niewiem, ale sądząc z lat ubiegłych pomimo narzekania na ciężkie czasy bawiono się wybornie, więc być może, że i w tym roku przez wzgląd na młodzież znowu się bawić będą, zatem trzeba wiedzieć jak się do tańca i na wieczory ubierać.

L.Ć., Przegląd mód, w: „Bluszcz”, 1890

 

[płeć piękna] wierzy po dawnemu, że w sprawie wyjścia za mąż, od wszelkich ogłoszeń pewniejszym jest okazanie w miejscu publicznym drobnych nóżek lub kararyjskiego biustu. (...)
Ponieważ jesteśmy w przededniu końca zapustnych uciech, więc dla użytku płci nadobnej mogę zdradzić jeden sekret płci męskiej. Oto – mężczyźni chodzą na bale bynajmniej nie w celach matrymonialnych, ale po prostu dla zabicia czasu, a nawet gorzej...

Bolesław Prus, Kroniki tygodniowe, w: „Kurier Codzienny”, 1890

 

Rzuciłem okiem na statystykę karnawału w „Kurierze Warszawskim”. Od Sylwestra do początku lutego odbyło się czterdzieści cztery zabaw publicznych z udziałem prawie dwudziestu tysięcy osób. Gdyby tyleż przyjmowało udział w zabawach prywatnych, mielibyśmy czterdzieści tysięcy osób, nieomal całą „inteligencję” warszawską, wciągniętą w taneczny cyklon. Nie jest to już zabawa, ale zjawisko natury, jak powódź, trzęsienie ziemi i im podobne. Także w późniejszych latach karnawały nie bywały nudne: W ubiegłym karnawale odbyło się 47 zabaw publicznych i korporacyjnych, przez naszych sprawozdawców notowanych. Zabawy dałyby się podzielić na: filantropijne, których było 8, korporacyjne – 17, resursowe – 6, kostiumowe, włącznie z maskaradami – 11, panieńskie i kwiatowe – 5. A zabawy prywatne?

  "Kurier Warszawski", 1890

 

Po uroczystym obchodzie świąt Bożego Narodzenia, balach Sylwestrowskich i maskarad w pustych salonach Teatru Wielkiego, zbliżył się czas właściwego ruchu karnawałowego, z brzękiem sanek, z szumem i wrzawą nadających odrębną barwę nocom tej części roku. Jednocześniej snuć się zacznie szereg balów różnych korporacyi, stanów, instytucyi i t. p., którym początek da bal maskowy cyklistów na lodzie, ożywiany zawsze galanteryą gospodarzy i wesołością gości zgromadzonych, a zakończy bal w Szwajcarskiej dolinie, sławny z bójek na kije i pięści i hurtowne pakowanie uczestników do aresztu publicznego dla upamiętania się i... wytrzeźwienia.
Jako przeciwstawienie tej rubaszności, dochodzącej do wściekłości, mimowoli nasuwa się pytanie, jakiego to rodzaju ludzie wtłaczają się pod dach salonu, zwanego Szwajcarską doliną?

Wiadomości z różnych stron, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1890

 

Karnawał, powiadają, jest rajem dla panienek, czyszczem dla matek skazanych na całonocną drzemkę, a piekłem dla ojców rodzin torturowanych ciągłym brakiem pieniędzy.
Dla młodzieży tańczącej, karnawał także frasunku zsyła niemało, gdy idzie o frak i rękawiczki; ale przynajmniej wytańczy się a w dodatku... nieźle pożywi, gdzie kraszą przyjęcie napitkiem, przysmaczkami i kolacyjką.

Wiadomości z różnych stron, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1890

 

Tegoroczny karnawał jest podobny do ciasnej sali balowej, z której „rześki” tancerz i „hoża” tancerka już po kilku hołubcach wylatują do przedpokoju. Tak i my dziś. Ledwie zaczęliśmy się ruszać, ledwie zdążyliśmy ogonami sukien obetrzeć trochę łez zawstydzonym matkom i okryć nagość opuszczonych dzieci, aliści już ubiegamy do przedpokoju, zwanego – wielkim postem.
Zdumienie nas ogarnia. Więc to ma być nasz warszawski karnawał? A gdzie bale fachowe: inżynierów kolejowych, inżynierów szosowych i inżynierów kanalizacyjnych? A gdzie poważne zabawy: lekarzy chorób wewnętrznych, chirurgów albo akuszerów – każda oddzielnie?
A jakże będzie z „bezpretensjonalnymi i uroczymi” wieczorkami damskimi, gdzie tego samego dnia w jednej resursie tańcowały panny, poszukujące narzeczonych, w drugiej – panny zdradzone, a w ratuszu – smutne wdowy i „znajdujące się w trudnej pozycji towarzyskiej” rozwódki?
I już nic w tego nie zobaczymy w bieżącym karnawale?... Złowrogo zaczyna się rok 1894, jeżeli przypomnimy sobie, że i maskarady nie dopisały!

 Bolesław Prus, Kroniki, w: „Kurier Codzienny”, 1894

 

Nie pamiętam roku, któryby się tak nudnie rozpoczął, jak ten. Jakim zaś będzie w następstwie — przyszłość powie Prócz paru balów, które mają się odbyć w nadchodzącym krótkim karnawale — o reszcie dość głucho Zapewniano nas, że się odbędzie myśliwska zabawa na wilki i dziki, której terenem miało być pole wyścigów — ale czyjej zamiar dojdzie do skutku, o tem sprawozdawczy chochlik zachowuje milczenie; mówiono też o innej jakiejś zabawie na temże polu, mającem być przypomnieniem letniego corsa, dawny kulik w nowej szacie — lecz i o niej coś głucho. Pewnem jest tylko, że nie będą próżnowały zamarznięte sadzawki w ogrodach, że szybka jazda na łyżwach i mróz kochający się w rumieńcach krwi młodej, niejedne twarzyczkę zabarwi i gilem na nosku usiądzie.

Quis, Pogawędka, w: „Bluszcz”, 1894

 

Wynagradzają sobie ludziska jak mogą tę krótkość karnawału, żenią się na gwałt, po dwie naraz pary przed ołtarz stają, a „trum-dryl“ brzmi tak dobrze z frontowych okien pierwszego piętra jak z zapadłych suterren kamienic zamiejskich. Jeżeli maskarady niezupełnie się udały, — nie dla braku tłumu lecz – dowcipów (dowcipnych ludzi coraz mniej mamy) — za to bale pochwalić się mogły niezwykłem ożywieniem i oryginalnością pomysłu. Do takich należał bal „żywych kwiatów“ (oczywiście, że koncept przybyły do nas z nad Sekwany, ale dobry — bo co z Paryża to dobre być musi — taka już nasza natura!) — bal, na którym każda główka niewieścia stanowiła kwiat jeden, pełen barwy i woni, kwiat stokroć piękniejszy od znanych dotąd przez nas, bo sam się poruszał, uśmiechał, srebrnem słówkiem zadzwonił, może niejednemu czar rzucił do serca lub ostrą strzałką je przebił. Już to zbrodni podobnych nie mało ten karnawał mieć będzie, a czwartkowy (29 Stycznia) bal w ratuszu, gdzie same kwiaty tańczyły, gdzie lilie i niezapominajki rzucały się w męzkie ramiona, dwie duże szczerby zostawi po sobie, bo niejedno serce ucierpi i kieszeń niejedna smętną pustką powieje. Że Amor znużył się, o tem naocznie się przekonałem. Spotkałem biedaka, jak umykał z sali ratuszowej przez skwer i schował się za filarami teatru. Kołczan miał opróżniony, czoło zroszone kroplistym potem, a od fatygi zaledwie mógł oddychać ten nicpoń mały.

Quis, Pogawędka, w: „Bluszcz”, 1894

 

Gdybyśmy chcieli wymieniać bale wszystkie, publiczne i prywatne — ładną byśmy upletli wiązankę, lecz w tym wypadku wyręczają nas gazety codzienne, nie opuszczające najmniejszego szczegółu ze stroju pań, jako też robiące dość ścisły przegląd bufetowej zastawy. — Co do nas, to wystarczającym jest fakt, że się rozweselili ludziska, że tempo zabaw karnawałowych wciąż się wzmaga, że — kto może — rzuca się w wir tańca z niehamowanym okrzykiem:
— Jeszcze! jeszcze!...
Nie dziwimy się wcale temu morfinowaniu się szałem balowi Jest on częstokroć środkiem służącym do otumanienia zmysłów, do zapomnienia o tem lub owem, nieraz do przytłumienia tego a tego bólu. W dużych dawkach morfinę używają tylko bardzo chorzy, zbiedzeni, złamani na duchu. A czy myślicie, że wszyscy tańczący mają niebo w swych piersiach? Rad byłbym z potwierdzenia pytania rzuconego, — ale niestety! prawie każdy z was zaprzeczy temu.
Szaleją więc ludzie, ażeby w smutkach nie utonąć szaleją podwójnie, bo za dni już parę, posłyszą głos nad pochylonemi głowami brzmiący:
,,Pulvis es, et in pulverem reverteris!“
Okrutne przypomnienie!...

??, Pogawędka, w: „Bluszcz”, 1896

 

Dwa miesiące karnawału! oto termin który radością przejmuje wprowadzane w świat młode osoby, ze drżeniem serca myślące o pierwszym balu, innym uprzytomnia miłe wspomnienia i daje nadzieję nowych ochoczych zabaw, nowych tryumfów, hołdów i podboju serc. Termin tak długi mniej rozjaśnia twarze ojców i matek rodziny, myślących o trudach lub kosztach na jakie będą narażeni, ale czegóż nie robi się dla swoich pieszczoszek!

O ubiorach, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1897

 

Do rzędu najbardziej malowniczych zabaw karnawałowych należą tak zwane wieczory kostiumowe, na których, zamiast w zwykłych balowych – zbiera się towarzystwo już to w strojach dawniejszych epok, obecnie wyszłych z użycia, już to w ubiorach ludowych. Bale takie przez swą niezwykłość i urozmaicenie, znajdują ciekawych widzów i urządzają się często na cele dobroczynne, łącząc przyjemne z pożytecznem.

 Zabawa kostiumowa, w: "Wieczory Rodzinne", 1899

 

Ponieważ w obecnej porze, jak we wszystkich większych miastach, tak i w Krakowie, odbywa się jarmark małżeński, zwany karnawałem, — postanowiłem przeto zawitać do waszego miasta.

K. Bartoszewicz, Kwestyonaryusz małżeński, Kraków 1901

 

Cicho, spokojnie bez tradycyonalnego balu Sylwestrowskiego zaczęłyśmy rok nowy, nie było żadnego świetnego balu na otwarcie karnawału – co sądzić o tem? Czy młodzież nasza tak poważnieje, czy niepomyślny stan interesów zmusza do oszczędności, czy tylko obliczywszym że mamy długi karnawał, nie chcemy zbyt wyczerpać sił na początku?

O ubiorach, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1903

 

Karnawał — to uprzywilejowana pora zabaw, szalu tanecznego i zadzierzgających się węzłów matrymonialnych; to atmosfera złudzeń i marzeń, przyoblekających się do pewnego stopnia w formę rzeczywistości dla wstępujących w świat panienek, lecz i niebezpieczna granica, na której kończą się ich wpółdziecinne pragnienia rozpoczęcia życia w roli dorosłych, skończonych kobiet, a zaczynają zwykle sercowe cierpienia.

Matka Polka M. R-S., W karnawale, w: „Bluszcz”, 1904

 

Więc zaczynam od... karnawału.
Ba! kiedy o nim nic powiedzieć nie można; czasy są takie, że nikt o zabawach myśleć nie chce; że, zasłyszana po za ścianami domów muzyka taneczna, wydałaby się dźwiękiem jakimś fałszywym, zgrzytem, wstrząsającym nerwami wszystkiemi, jakimś głupim wyskokiem Arlekina, czemś tak nie przystosowanem do chwili obecnej, że roztańczony dom wzięlibyśmy za dom waryatów. Niema, zda się, mózgu jednego, któryby pomyślał nawet, żeć to przecie zapusty mamy, narzekają magazyny z przedmiotami kobiecemi, plączą szwaczki, rozpaczają panienki, że mało tańczą w obecnym karnawale, ale narzekanie wszelkie, płacz i zgrzytanie zębów w danej chwili nie mogą nas wzruszyć, rozkazać pośliznąć się po woskowanej posadzce balowej, bo to zerwanie z uciechami karnawałowemi ani narzucone, ani postanowione nie było, przyszło samo przez się, siłą okoliczności stworzone i dlatego tak silne i tak nieugięte jest Żal mi najwięcej biednych robotnic, tych szwaczek, mających może najwięcej prawa do strajków, by módz najlepsze warunki pracy uzyskać, a nie mogących w bezrobocie się zabawić, które zresztą jest prawie stanem ich normalnym; mam trochę współczucia dla panów kupców konfekcyi damskich, a choć już z obowiązku kronikarza pisma niewieściego, powinienbym nie tańczące, a „zrozpaczone panienki” pocieszyć, w materyi onej świetnie mnie wyręczył mój kollega po piórze, Kazimierz Bartoszewicz w „Gazecie Polskiej,“ który, wychodząc z zasady, że nie masz złego, coby na dobre nie wyszło, pociesza zrozpaczone panienki tem, że gdy jest „mniej zabaw tanecznych, to i mniej jest wydatków, mniej kaszlów i katarów, mniej chorób piersiowych, mniej honoraryów lekarskich (pokręciłbym nosem, gdybym był lekarzem), mniej nocy bezsennych, odcisków, flirtu i zawodów miłosnych, a najważniejsza to, że „taniec duszy i ciału szkodliwy, poczciwą być nie może rozrywką.“

Kazimierz Gliński, Przy kominku (Pogawędka), w: „Bluszcz”, 1905

 

Obecnie jednak, jakby właśnie korzystając z „ostatków,“ Warszawa na umór się bawi; bal następuje po balu, publicznych moc, a już prywatnych zliczyćbyś nie potrafił. Zdaje mi się, że, tak nazwany „artystyczny,“ był punktem kulminacyjnym zabaw. Piękna sala w Dolinie Szwajcarskiej przedstawiała pracownię malarską, na ścianach rozwieszone stosowne dekoracye, palety, patery i obrazy różnego rodzaju, moc światła i kwiatów, reflektory grały barwami tęczowemi, a muzyka ukryta za krzewami zielonemi, do hulaszczego mazura, albo do sentymentalnego walca wzywała. Przez salę przepływał tłum barwny, połyskiwały stroje różnych narodowości i epok, rycerz średniowieczny podawał dłoń damie z czasów Cesarstwa, nie wahał się jakiś markiz z dworu Ludwikowego ująć ręki chłopeczki polskiej i puścić się z nią dziarskiego mazura. Do wejścia na salę zapraszał uprzejmie, zamieniony w posąg gliniany, pan Wasilkowski, artysta-malarz, wychylający się z zieleni drzew i krzewów; karykatura artysty doskonale wykonana, secesyjnie pojęta, od razu w dobry humor gości wprawiała.
Wysoka, zgięta wpół figura gospodarza balu, podobna do tyki chmielowej, ze stosownym ruchem rąk, wskazującym wejście, tyle humoru miała w sobie, że któżby się cofnął i nie przestąpił progu? któżby na chwilę mógł wątpić, że nie porwie go szał rozweselonego tłumu, że nie zapomni o kłopotach i troskach życia codziennego? To też bal artystów miłe po sobie zostawił wspomnienie, a ma już utartą trądycyę, i ani razu nie zawiódł pokładanych w nim nadziei.
Wszystko bo się składało na to, by dobrze się bawić: sala pięknie ozdobiona, reflektory zmieniające barwy światła, mające w sobie coś mistycznego; piękne, nieraz przepyszne kostyumy, muzyka dobra, a nadewszystko — gościnność gospodarzy i umiejętność pokierowania zabawą. To też nie dziw, że powtórzyć się ją zachciało. I oto w dni kilka, w tej samej sali Doliny, zakotłowało się znowu i zabarwiło od tych samych strojów jaskrawych mężczyzn i kobiet, z tą tylko różnicą, że każda z niewiast obowiązkowo powinna była mieć maseczkę na sobie, do której zdjęcia hasło godzina dwunasta dawała. Dopóki jednak twarze niewieście pokryte były maskami, swobodniej można się było w zaloty (flirt) bawić, panie do tańca zapraszały same kawalerów, walc się kołysał, intrygowano się wzajemnie, a gdy na dane hasło maseczki zniknęły — tu i tam wesoły śmiech zabrzmiał, że się nie poznano, że się jakaś intryga udała. Wzdłuż i wszerz sali przechadzała się poważna postać pani Kaftalowej z notatnikiem w ręku, okiem znawczyni oceniała piękność i bogactwo strojów damskich: na jej mimiczny rozkaz zatrzymywały się markizy i pasterki, wymawiały nazwiska swoje, ołówek suwał się szybko po białej karcie notatnika, wzrok zatrzymywał się na każdym ciekawszym szczególe stroju — i nazajutrz cały świat wiedział o pięknym kostyumie pani M., brylantach pani Y, niewymownym wdzięku panny Z.

Kazimierz Gliński, Przy kominku (Pogawędka), w: „Bluszcz”, 1905

 

Oczywiście karnawał, nadzieje i rozczarowania z nim związane nie mogły nie pojawić się w dziełach literackich.

Rodzinę, która przybywa z prowincji na karnawał w poszukiwaniu godnej partii dla ich córki opisał w swoim obrazku Jan Zachariasiewicz:

Tegoroczny karnawał w stolicy obiecywał bardzo wiele. Z powodu klęsk naturalnych i sztucznych, zabrakło zachodniej Europie pszenicy, a kraj nadwiślański cieszył się tym razem wyjątkowo dosyć pomyślnem błogosławieństwem bożem. Ceny więc tego tak dla idealistów jak i pozytywistów niezbędnego produktu były dobre, i było dosyć do sprzedania. Sprzedano więc wszystko co się sprzedać dało i to, co się nie bardzo sprzedać dawało i na długie zimowe wieczory licznie zgromadzano się w stolicy. Ponieważ zaś dobry humor zazwyczaj sprowadza u ludzi myśli i zachcenia energiczniejsze, to i wielu z przybyłych na karnawał kawalerów powzięło i głośno wypowiedziało zamiar ożenienia się, z czego matki i córki wielce się ucieszyły.
W tak dobrą porę trafił właśnie pan Piotr do stolicy. Wziąwszy za poradą żony dosyć drogie i okazałe mieszkanko na trzy miesiące i oporządziwszy nieco siebie, magnifikę i Zenobiję, zaczął się powoli w świecie stołecznem rozpatrywać. Na szczęście znalazł kilku znajomych, za pomocą których pozawiązywał potrzebne do życia miejskiego stosunki.
Na wieczorkach u znajomych sprawiła Zenobija efekt nie mały. Dwunastu kawalerów zbliżyło się koleją do pana Piotra i zacnej pani Piotrowej, zabierając z rodzicami Zenobji tak pożądaną znajomość.

Jan Zacharyasiewicz, Niezrozumiany. Obrazek karnawałowy, w: „Tygodnik mód i powieści”, 1876

 

Długo jeszcze trwały żale pana Piotra na zwyczaje i obyczaje wielkomiastowe. Pani Piotrowa łagodziła je jak mogła a reszty dokonała Zenobija, która znowu do rady familijnej się przyłączyła. Uspokoiła ojca, że małżeństwa nie zawierają się zaraz po pierwszym wieczorze, że cały jeszcze karnawał pozostaje do dyspozycyi, że potem idą ciche rauty wielko-postne, na których właśnie dopiero bierze górę rozsądek, który skrupulatnie to oblicza, czego szał karnawałowy obliczyć nie mógł lub nie chciał!

Jan Zacharyasiewicz, Niezrozumiany. Obrazek karnawałowy, w: „Tygodnik mód i powieści”, 1876

 

Podczas gdy w domu państwa Piotrów tak rażąca niezgoda co do kwestyi przedślubnych panowała, posunął się karnawał szybkim krokiem do ostatecznej swojej godziny, w której miał się na maskaradzie szaloną zakończyć galopadą. Ze względu więc na taki przewidziany koniec, który co roku systematycznie się powtarzał, zaczęto na seryo brać się do rachunku, aby sobie jaki taki bilans ułożyć. Matki, ciocie i babunie obliczały starannie wszystkie wieczorki tańcujące, obliczyły koncerta, teatra i odczyty, aby do jakiegoś widomego przyjść rezultatu. Panny liczyły spotrzebowane toalety, tańce, spojrzenia, słówka i półsłówka a kawalerowie zajęli się ułożeniem w tuziny zbrukanych białych rękawiczek i chustek, nie licząc w to podpisanych nazwiskiem i imieniem małych podłużnych papierków, które po tym akcie przechodziły do rąk usłużnych żydków.
Rezultat takiego rachunku był różny, a stosownie do tego obiecywali jedni po środzie popielcowej serdeczną i rzeczywistą pokutę, inni zaś odkładali skruchę swoją do spowiedzi wielkanocnej chcąc jeszcze coś skorzystać z rautów wielkopostnych.

Jan Zacharyasiewicz, Niezrozumiany. Obrazek karnawałowy, w: „Tygodnik mód i powieści”, 1876

 

Minęło kilka tygodni. Karnawał dobiegł do swej mety i skończył się bez żadnych ważniejszych rezultatów. Prócz niesprawdzonych jeszcze wieści o mających nastąpić kilku rozwodach z powodu źle dobranych małżeństw, jak to wieczorki tańcujące i bale na korzyść dobroczynności należycie stwierdziły – nie przyniósł karnawał żadnych pewnych wiadomości o mających się zawrzeć ślubach panieńskich i kawalerskich. Dopiero rauty wielkopostne miały naprawić to, co tamten zrobić zaniechał. Nie stracono jeszcze nadziei, a jaki taki z kwitkiem śród tańców odprawiony marzyciel, mógł się jeszcze spodziewać, że śród zabaw wielkopostnych sprawa lepiej mu pójdzie.
I były nawet słuszne powody takich nadziei. Arena walki o serca i posagi zmienia się zupełnie w wielkim poście. Zdaje się, jakoby wcale inni rycerze wstąpili teraz do szranek i inne westalki zajęły w cyrku ławki kamienne!

Jan Zacharyasiewicz, Niezrozumiany. Obrazek karnawałowy, w: „Tygodnik mód i powieści”, 1876

 

W karnawale lub w porze wyścigów panny takie zjeżdżają do miast, a zjawienie się ich ma wszystkie cechy maskarady, bo domowe perkaliki i tybeciki zamieniają na balowe suknie jedwabne lub lekkie pajęcze tkaniny, skrojone podług paryzkich żurnalów, paradują w najętych powozach, przebierają poczciwych Grzesiów i Kubów w sutą liberyję i za pożyczane pieniądze oszukują świat wystawnością, za którą kryje się brudne skąpstwo i ruina majątkowa. – Poznać łatwo takie maseczki po fałszywych brylancikach w uszach i po liberyi Grzesia, która jest albo za przestronna, albo za ciasna. W hotelu u nich po szufladach i szafkach znajdziesz zapasy bułeczek i wędlin, któremi dopełniają skromne obiady pożywane w najpierwszej restauracyi i pełno listów od papy ze wsi, których koperty zapisane francuzkim adresem, a treść czysto polska brzmi mniej więcej tak: siano zalała woda, zboże grad wybił; szelma Mordko nie chce już ani grosza dać, — radźcie sobie jak możecie, — wasz kochający ojciec etc. — Mama z pannami rzeczywiście radzą sobie jak mogą, by przedłużyć maskaradę i złowić męża, pożyczają zkąd można, biorą na kredyt, gdzie się da, a gdy wszystkie źródła się wyczerpią, znikają z widowni i wracają chyłkiem do kłopotów domowych, jak aktorowie po przedstawieniu.

 Michał Bałucki, Album kandydatek do stanu małżeńskiego. Z notat starego kawalera, Kraków 1877

 

Kto widział kiedy zawrotny długi taniec, w którym, przy grzmiących, napowietrznych, namiętnych tonach muzyki, ludzie wirują, jedni na trzeźwo, inni w upojeniu, a wszyscy szalenie biorą się za ręce, łączą się w pary, opuszczają się, rzucają na się wzajem grad spojrzeń i uśmiechów, zbliżają się znowu i znowu oddalają się pojedyńczo, każdy w inną stronę, aby się zejść na nowo i podać sobie ręce, i odebrać je raz jeszcze, a do kogo innego wyciągnąć ramiona; kto widział kiedy taniec taki, w którym jest wszystko: wesele udane, czy prawdziwe, miłość istotna, czy sztuczna, namiętność widoma, czy tajona, łzy wydobywające się przemocą z za uśmiechów, śmiechy głuszące tajemne westchnienia, uderzenia serc, przyśpieszone gorączkowem wzruszeniem, rozdrażnieniem, niepokojem, radością, zwątpieniem, zawodem; kto widział tę mieszaninę rozlicznych uczuć i wrażeń, miotających ludźmi, jak miota wiatr gęstą zaroślą trzcin chwiejnych, porastającą rozłóg szeroki: ten może sobie stworzyć wyobrażenie, czem jest w wielkiem mieście sezon zimowy dla garści ludzi, co się tam zebrali, aby pokazać się, ubawić, skąpać serca i głowy w napojonej odurzającym narkotykiem atmosferze tłumu, gwaru i błyszczącego kameleonową grą barw światowego ruchu.
Nieprzerwanym hukiem kół turkocą powozy, brzęczy głucho bogata uprząż na karkach dumnie stąpających rumaków, szeleszcą jedwabie, powiewają wstęgi, przezroczyste koronki odsłaniają nagość śnieżnych szyj i ramion, dyamenty błyszczą wśród splotów warkoczy, sztuczne kwiaty sztuczną woń rozlewają, w salach balowych grzmi porywająca muzyka, w teatrach bajeczna syrena o czarodziejskim śpiewie wciela się w uroczą postać prymadonny, a przenikający głos tragika-mistrza śle między tłumy widzów i słuchaczy prądy elektryczne, porywające ich wyobraźnią w tajemnicze a straszne światy dramatów ludzkiego żywota, i w przepaściste głębie psychologicznej analizy człowieczego ducha.

 Eliza Orzeszkowa, Pamiętnik Wacławy, Warszawa 1884

 

Czasami autorzy w krótkich formach mniej lub bardziej subtelnie starali się zawrzeć krytykę obyczajów karnawałowych:

Gniewasz się zapewne na mnie, droga Anielko, że nie dotrzymałam słowa i nie opisywałam każdego balu. Zadziwisz się też, gdy Ci powiem, że wszystkie bale do siebie podobne, jak dwaj najrodzeńsi bracia. Idąc na pierwszy, miałam nieco tremy,—mama powiada, że tak zawsze, — a ja powiem, że na wszystkich się doskonale bawiłam. Tańczyłam dużo i bardzo a bardzo przyjemnie rozmawiałam.
Ale i to ci także powiem, że po skończonym karnawale czuję taką pustkę w sercu, taki mrok i taki chłód, jaki bywa w balowej sali, gdy goście z niej wyjdą, a lufciki na wszystkie strony pootwierane.
Nazwiesz mnie też pessymistką, gdy Ci powiem, że takie ubieganie się za zabawami i prowadzenie mnie na wszystkie możliwe bale, uważam wprost za ubliżające.
Jest to targowisko, na którem my, panny, odgrywamy rolę towaru, w jak najponętniejszy sposób przedstawianego. Co nie przeszkadza, że byłam na 9-u dużych balach i G-u podwieczorkach w prywatnych domach, które tem się różnią od balów, że damy nie są dekoltowano, zabawa rozpoczyna się o 7-ej i nie podają gorącej kolacyi.
Upojonej tańcem wcale nie przychodziły do głowy owe refleksye, — ale teraz... Wiem, że rodzice nie mają na tak nadmierne wydatki, jakim jest pobyt przez zimę w Warszawie, ale...
Ale rodzice uważają go za konieczny i jedyny, żeby mnie wydać za mąż.
Doprawdy, śmiech mnie bierze, a i wstyd poniekąd, gdym te wyrazy wypisała.
„Wydać za mąż."
I znów nasuwa mi się myśl o towarze i kupujących, którzyby chcieli jak najkorzystniej targu dobić.
Każdy też z tych kupujących jak najdokładniej zbada wartość materyalną towaru, nim do tranzakcyi przystąpi. Wtedy dopiero jak najkorzystniejsze ze swej strony przedstawia warunki, a czy są dotrzymane, przyszłość dopiero okazuje.

Zula, List do przyjaciółki po skończonym karnawale, w: „Bluszcz”, 1904

 

 Na podobny temat: Karnawał we wspomnieniach, Koszty karnawału