Górskie wycieczki
W XIX w., dzięki nowym możliwościom szybkiego podróżowania (kolej) na świecie rozwijała się turystyka, w tym także turystyka górska. Nie ominęła ona także Polski. Tatry zaistniały w powszechnej świadomości jako miejsce atrakcyjne a do tego posiadające dobroczynny dla zdrowia klimat.
W Zakopanem zaczęły powstawać sanatoria dla chorych na płuca. W ślad za nimi zaczęli pojawiać się turyści i letnicy płci obojga. Niektórzy trzymali się bezpiecznych dolin i hal, inni, prowadzeni przez góralskich przewodników, wdzierali się na skaliste szczyty. Chociaż ten ostatni rodzaj turystyki górskiej był raczej domeną mężczyzn, na pamiątkowych zdjęciach wśród skał można także zazwyczaj dostrzec kilka pań w krótkich – sięgających tylko kostek – sukniach z nieodzownym gorsetem i w prostych kapelusikach.
Z pewnością dla wielu autorytetów tak duży wysiłek, połączony ze znacznym ryzykiem, był dla kobiet zdecydowanie zbyt wielki. Coraz więcej było jednak takich, które nie dawały się odstraszyć.
Już w 1874 roku Lucyna Ćwierczakiewiczowa opublikowała w „Bluszczu” poradnik dla pań wybierających się do Zakopanego:
Każda zapewne z czytelniczek naszych wie, że Zakopane jest to wieś podtatrzańska, położona nad Czarnym Dunajcem, która w pięknej, malowniczej dolinie, ciągnie się wzdłuż kamienistej drogi na kilka wiorst długości; tam ludzie spragnieni spokoju, ciszy i czystego gór powietrza spieszą na letni odpoczynek. Że przecież prócz tych warunków trzeba nam jeszcze czegoś więcej, aby żyć, a troski różnych drobnych kłopotów o to życie mogą nam, pieszczochom cywilizacyi, popsuć najrozkoszniejsze używanie piękna natury, więc dla użytku czytelniczek naszych, któreby ta urocza okolica Galicyi znęcić mogła, piszę kilka słów o praktycznej stronie pobytu w Zakopanem. Już to czas przyjemnego tam przebywania jest dość ograniczony, bo zaczyna się najwcześniej od 1 lipca a trwa do końca sierpnia, i przez te dwa miesiące jedynie Karpaty ożywiają się licznym jak obecnie napływem turystów i gości. Wcześniej pobyt w Zakopanem może być dla osób delikatnych lub osłabionych niebezpiecznym nawet z powodu chłodu i ostrego powietrza. które łagodnieje dopiero z pierwszemi dniami lipca.
Lucyna Ćwierczakiewicz, Zakopane, w: „Bluszcz”, 1874
Każdy, nie chcący poprzestać na pierwotnem posłaniu naszych prapraojców, niech zabiera z sobą jaką taką pościel, bo w Zakopanem nic nad siano dostać nie można i o siennikach nawet mowy niema. Do Krakowa zawieść to wszystko łatwo, bo kolej żelazna największe pakunki przyjmuje, lecz dalej staje się ważnem pytanie jak do Zakopanego dostać się można? Wprawdzie jest szosa, idzie nawet karetka pocztowa, aż do Nowego Targu, niemniej droga do Zakopanego należy do najtrudniejszych, stosunkowo długich i mozolnych wycieczek. Pomimo największych starań inżynierskich, żadna niwelacya drogi miejsca tu mieć nie może; jedzie się więc od samego Krakowa ciągle pod górę mil piętnaście, droga w ślimaka się kręci i to tak, że jadąc widzisz zawsze coś przejechał, i dokąd jedziesz. . Do samego Nowego Targu, miasteczka, które o 3 mile od Zakopanego leży, idzie szosa skalista i stroma, prawie ciągle brzegiem przepaści prowadząca, a tak uciążliwa, że góral woźnica, dla ulżenia koniom, idzie prawie ciągle pieszo, idzie na piętach, wdrapując się dlatego łatwo pod górę, że obuty jest w kurpie ze skóry i łyka, które sam sobie wyrabia i łykiem bardzo zręcznie na nogach zasznurowywa. Góral tak zaopatrzony, jest przewodnikiem twoim i woźnicą, jeżeli z Krakowa najętym tam od niego wózkiem wyruszyłeś. Można przecież jechać karetką pocztową do Nowego Targu, ztamtąd dopiero wózkiem góralskiem, i są to dwa jedyne sposoby dostania się do Zakopanego. Kto przecież nie chce ulegać podwójnemu przepakowywaniu rzeczy i woli się w Krakowie zabezpieczyć, znajdzie zawsze wózek taki na Kleparzu, gdzie targ zbożowy włościan zgromadza. Wózki góralskie są to w miniaturze nasze ogromne bryki żydowskie z budą płócienną i okienkiem w płótnie, tam usłane ci zostanie wysokie siedzenie z siana derką okrytego. W głębi zaś za siedzeniem nad kołami umieszcza
się kufry i wszelkie pakunki podróżne. Przy wyjeździe z miasta jesteś jakby w stogu siana, którego w miarę posuwania się w dalszą drogę, coraz ubywa, jest to bowiem pasza wiozących cię koni. Za taki wózek, lub raczej domek płócienny płaci się góralowi od 12 do 15 guldenów; że przecież może się tu pomieścić 4 osoby, jeżeli więc rodzina jest tyle liczną, taniej to wypada, niżeli karetką po pięć reńskich od osoby, a potem jeszcze na trzy mile, potrzeba ponosić nowe kłopoty i konie najmować. Wyjeżdża się zwykle z Krakowa wieczorem, aby o chłodzie zacząć drogę i stanąć w dużej i porządnej karczmie na nocleg, o którą im dalej tem trudniej, a nocować w każdym razie trzeba, bo jednym dniem żadnym sposobem stanąć na miejscu nie można. Już to przyznać należy, że podróż ma bardzo poetyczny charakter, szczególniej dla przyzwyczajonych do podróżowania kolejami jedynie.
Lucyna Ćwierczakiewicz, Zakopane, w: „Bluszcz”, 1874
Przybywszy na nocleg dostaje się względnie porządną izbę i łóżko posłane pierzami lub materacem; do jedzenia znaleźć możesz jedynie jaja i kartofle jeśli takowe są. Zresztą musisz mieć wszystko z sobą: własny samowar, bez którego ani rusz się do Zakopanego, własne mięsiwo, wędliny, których ile można zabrać należy z sobą na zapas, bo w Zakopanem o żadnych zakąskach na miejscu myśleć nie podobna. Żyje się tam, a raczej broni od śmierci głodowej łaską dwóch restauracyi, które ci w pierwotny bardzo sposób ciepłym pokarmem o tyle obdarzą, abyś nie umarł. Zupełnie inaczej, jeżeli ktoś ma ochotę i możność prowadzenia kuchni własnej choć i wtedy nawet trudność dostania prowiantów często bardzo przedstawia niezmierne kłopoty.
Lucyna Ćwierczakiewicz, Zakopane, w: „Bluszcz”, 1874
Lud w ogóle poczciwy, sprytny, o wiele wrodzoną inteligencyą przechodzi naszego chłopa z królestwa, zawsze przecież należy bardzo ostrożnie się umawiać o wszystko. Co umówione dotrzyma święcie każdy, lecz nic nad to — o wszystkiem więc pamiętać trzeba, wszystko wymienić należycie. Chata składa się zwykle z jednej izby z alkierzem lub z dwóch takichże po dwóch stronach; dawniej mieszkania te były bardzo tanie, leez dziś lud zmądrzały, z napływem gości coraz wyższe nakłada ceny. I tak dawniej można było cały dom zajmować na lato za 10 papierków (papierek znaczy gulden austryacki), dziś rachują na tygodnie najem mieszkania, i często za jedną izbę po jednej stronie każą sobie płacić tygodniowo po 3 do 4 a nawet 5 guldenów, ale tacy są znani ze zdzierstwa, i do tych liczą sławnego bogacza i handlarza win w Zakopanem Staszeczka, który posiada kilka domostw. Dojeżdża się do Zakopanego kamienistą bardzo drogą, przebywszy tuż pode wsią w bród Czarny Dunajec, bardzo bystro, lecz płytko po kamieniach płynący, a zanim wjedziesz do wsi malowniczo wśród drzew się ciągnącej, masz niby to rynek, mały placyk, na którym nigdy nic niema do kupienia, a cały ruch miejscowego handlu przedstawiają: jedna karczma z szynkiem, w której żyd rzeźnik szlachtuje dwa razy na tydzień podrosłą jałowiznę, lub zbiedzone i nie dające mleka krowiny; dwie restauracye tem mianem ochrzczone, niedozwalające z głodu umrzeć przyjezdnym, sklep żydowski bardzo porządny, w którym od bułek, chleba, soli, pieprzu, kramarszczyzny, kolonialnych towarów i farfury potrzebnej do przebycia tam kilku tygodni, oraz win węgierskich i innych, wszystkiego dostać można, nawet bardzo dobrych ciastek, makaroników i innych, powtarzam bardzo dobrych, bo często w niższego rzędu cukierniach nie ma i takich. Sklep ten jest pociechą w utrapieniach, pędzonego w Zakopanem życia.
Lucyna Ćwierczakiewicz, Zakopane, w: „Bluszcz”, 1874
O mleko i śmietankę bardzo trudno w Zakopanem, i to jest źródłem pokusy dla tutejszego ubogiego ludu a ciągłego niezadowolnienia ze strony przybyszowych mieszkańców, którzy chcieliby mieć przynajmniej nabiał dobry i świeży, a który ściągać tu trzeba o kilka wiorst, a nawet o parę mil z okolicy. Za to niełatwo sobie wyobrazić, jak pyszne, wonne i wyborne są poziomki, które przynoszą z gór w obfitości tak wielkiej, iż za garncowy garnek płaci się mniejwięcej 20 centów to jest 24 gr. polskie. Mięsa, jak mówiłam, dostać można u miejscowego rzeźnika; jaja, czasem kurczęta, kładę nacisk na czasem, donoszą okoliczni mieszkańcy. Ryby częściej dostać można, bo w samem Zakopanem, w niektórych zatokach Dunajca wiedzą górale, gdzie należy szukać małych łososi, lub smacznych a rzadkich srebrzysto-różowych pstrągów. Chleb i bułki bardzo dobre wypieka kilku piekarzy żydowskich, najlepsze u miejscowego pachciarza, który zimową porą w pachcie krowy trzyma.
Lucyna Ćwierczakiewicz, Zakopane, w: „Bluszcz”, 1874
Wszystko razem streściwszy, łatwo zrozumieć, że pobyt w Zakopanem dla osób cierpiących, czy delikatnie wypieszczonych, lub starszych jest zbyt uciążliwym, bo pozbawiony wszelkich wygód. Dostawszy się raz do czterech drewnianych ścian, mieszczących w sobie stół długi, ławy w około izby i parę łóżek bez sienników, któremi należy się koniecznie w Krakowie zaopatrzeć, gdyż zaledwie w kilku chatach można je znaleźć, o żadnych wykwintniejszych wygodach życia nie ma nawet mowy. Samowar, szklanki, noże, widelce, łyżki — jednem słowem wszystko trzeba mieć swoje, jak również kawę i herbatę, których nigdzie nie można dostać. Wprawdzie garnuszków, łyżkę drewnianą, miskę do mycia, dzbanek do wody dostanie się od gospodarza, ale tylko zamożniejszego, jest nawet kilka zagród gdzie gospodyni podejmuje się gotować i daje swoje naczynie, ale są to wyjątki. Pranie bielizny przychodzi z taż samą trudnością. — Kto ma swoją służącą musi zbierać po całej wsi statki do prania, garnki do wody. Bez żelazka do prasowania niech się nikt nie puszcza, ale ostrzegam, że z lekkiemi sukniami do prania i tak bieda, bo prosto kto niema służącej, ten w oddalonych częściach Zakopanego musi szukać praczki, która rzeczywiście zamoczy bieliznę i suchą odda, ale też na tem jej kunszt prania się ogranicza, że bielizna była w wodzie i jest wysuszona; najroztropniej więc tyle bielizny wziąść z sobą aby cały pobyt w Zakopanem nią opędzić.
Przecież wszystkie te smutne kłopoty powszedniego życia nagradza sowicie niewypowiedzianie zdrowe, czyste, wzmacniające powietrze i wspaniałe piękności natury, które oddziaływać muszą nawet na mniej poetyczne i wrażliwe osobistości, bo sa piękności jeszcze dzikie, nietknięte ręką ludzką nie odrazu się ujawniające i nieprzejrzane jeszcze w różnych swych zakątkach. Każda nieledwie wycieczka odsłania oku podróżnika nowe powaby; patrzysz, podziwiasz i stoisz zdumiony, w zachwycie nad cudami piękna, które się w okół ciebie roztacza.
Lucyna Ćwierczakiewicz, Zakopane, w: „Bluszcz”, 1874
Ale najbardziej obznajmiony z okolicami Zakopanego przybysz nie może się puszczać samotnie na wycieczki w góry, bez przewodnika. Przystęp do gór jest bardzo mozolnym; wszędzie ścieżki kamieniste, droga skalista, przeplatana strumieniami Czarnego Dunajca, którego szumiące wody, uderzając ciągle z łoskotem o wielkie kamienie tworzą małe wodospady i to się wiją w dolinie wśród zarośli,— to znów je widać pomiędzy niebotycznemi skałami, co niezmiernie urozmaica krajobraz, ale wycieczki w góry bardzo uciążliwemi czyni. Końmi rzadko gdzie i to niedaleko jechać można, bo najczęściej jedziesz milkę — a dalej czeka cztero lub pięcio-godzinna podróż piesza po ostrych kamieniach. Wprawdzie nagrodą bywa zawsze cudny jaki widok, ale na to potrzeba mieć nietylko młodość duszy, ale i młodość fizyczną: siłę ciała, mocne nogi i wygodne obuwie. Przewodnicy górale są bardzo chętni, szczególniej dla kobiet wyszukują najwygodniejszych przejść, prowadzą, przenoszą, lecz mc nie pomoże tu chęć i spryt, gdzie trzeba naprzykład przebywać wodę, przeskakując z kamienia na kamień, ze skały na skałę. Wysokie obcasy są tu niemożliwe; górale okuci w lekkie swe chodaki ze skóry dobrze przywiązane łyczkiem, wspinają się łatwo; dla nas nieprzyzwyczajonych, wycieczki takie, połączone z wielkim zmęczeniem, tylko wtedy są smaczne, gdy nogi swobodnie stąpać mogą. To też potrzebne tu jest koniecznie obuwie skórzane, bez obcasów i korków, miękkie, a jednak na grubej, pasowej podeszwie i bez dwóch par takiego obuwia niemożna się obejść w Zakopanem. Jedno będzie zawsze w reparacyi u szewca miejscowego partacza, a drugie w użyciu. Kto nieposłuszny dawanym mu radom w eleganckich obcasach na wycieczkę się wybierze temu muszą później górale siekierką na miejscu je odcinać dla ulżenia biednym zmordowanym nogom.
Lucyna Ćwierczakiewicz, Zakopane, w: „Bluszcz”, 1874
Najwyższym szczytem chwały dla odważnego turysty jest zwiedzenie Morskiego Oka, ale że dotąd szałasu na pół drogi pomimo obietnic nie wybudowano, a wycieczka wymaga dwóch dni z narażeniem się na słotę, deszcz, a nawet burzę częstą w tych okolicach, rzadko więc kto, a mianowicie też kobieta, odważa się na podobną wyprawę. Obietnica w przeszłym roku była bardzo uroczyście ponawianą, ale od obietnicy do rzeczywistości więcej jak krok jeden. Wycieczki te, prócz stosunków towarzyskich na miejscu zawartych, stanowią jedyną w Zakopanem rozrywkę, starczy ona jednak, i każe zapominać, że po za doliną Zakopanego i szczytami Tatr jest jeszcze jakiś świat inny, który albośmy zostawili za sobą, albo przed sobą mamy, bo to właśnie pobyt w Zakopanem, ma do siebie, że od chwili przybycia do dnia wyjazdu, każdy się czuje zdrowym, lekkim na ciele i duszy i bezwiednie zapomina trosk, jakie mu w życiu dokuczają. Ale niezbędnym do tego warunkiem, jest pogoda; gdy przecież deszcze, lubiące nawiedzić dolinę, trwają parę tygodni, wtedy najmilsze nawet sąsiedztwo niewiele pomoże, bo dostać się z chaty do chaty jest to odbyć wyprawę przez przepaść.
Lucyna Ćwierczakiewicz, Zakopane, w: „Bluszcz”, 1874
Zakopane z każdym rokiem nabiera coraz więcej uroku, ściąga coraz więcej gości, którzy tam nawet na dłuższy czas przybywają dla wycieczek w góry. Dotychczas jeszcze trzeba narazić się na wiele drobnych przykrości codziennego życia, udając się w tamte strony. Sama podróż przez boczne drogi, gdzie w razie deszczu powozem większym dostać się prawie niepodobna; przytem konieczność zabierania ze sobą pościeli, a nawet zapasów żywności; zbliża nasze wycieczki w góry, do jakiejś wyprawy staroświeckiej. Jestto formalne przesiedlanie się ludności na kilka tygodni koczowniczego życia. Nowość ta może właśnie sprawia, że Zakopane wchodzi w modę, doznaje się tam bowiem wrażeń nieznanych, a wczasach tak nerwowych, w których ludzie gonią za niespodziankami, jest to jeszcze jedną z najzdrowszych przyjemności tego rodzaju. Że nerwy niepoślednią grają rolę w zamiłowaniu naszych Tatrów. Dowodzi tego znaczna liczba kobiet lubiących się bawić, które znajdują niezrównaną przyjemność w sposobie tamtejszego życia. Ale bo też kobieta umie nader wiele rozwinąć wdzięku, jeśli się nie krępuje etykietą miejską i względami toalety i zostaje w otoczeniu pełnem swobody.
Korespondencya z zagranicy, Kraków w sierpniu 1874 r., w: „Bluszcz”, 1874
W tym samym roku podobne informacje zamieścił Władysław Anczyc w „Tygodnik Illustrowanym”:
Rzecz o której pisać zamierzyłem, poświęcam głównie podróżnym, przybywającym do Zakopanego z po za granic Galicyi. Podróżni ci, przybywszy do Krakowa, przedewszystkiem starają się o furmankę. Odbywa się to zwykle za pośrednictwem hotelowego faktora, który łapie pierwszego górala jaki mu się nawinie, godzi go i prowadzi do gościa, wymówiwszy sobie faktorne. Góral naturalnie odbija to na gościu, a tracą na tem wszyscy, bo furmanki co rok są droższe. Mieszkaniec Krakowa, obchodzący się bez pomocy faktora, płaci za dwukonną krytą brykę 11 do 13 guldenów, oraz rogatkowe i to za umyślnie sprowadzoną z Zakopanego — obcy płaci 18, 20 i 25, z czego faktor trzecią część zabiera. Obecnie zawiązane Stowarzyszenie tatrzańskie, o którem niżej, zajmie się w przyszłości ułatwieniem przybyszom, zwłaszcza też członkom swoim, starania o furmanki.
Dziś najlepiej udać się samemu na przedmieście Klepacz, na którego głównym placu przed Lwowskim hotelem stawają fury zakopańskie i szczawnickie — rozróżnić je łatwo po białych płóciennych budach. Nic dając poznać że się nie jest z Krakowa, należy starać się ugodzić górala wedle ceny podanej, a jeśli wózek jest jednokonny, o połowę taniej nająć go można. Jadący pojedynczo najlepiej zrobią, zapisując się na pocztę w dworcu kolei żelaznej w Krakowie. Dyliżans odwozi za niespełna 6 guldenów podróżnego do Nowego Targu w ciągu jednej nocy, zkąd za 1 f. 50 c. najdrożej dojeżdża się w trzy godziny do Nowego Targu. Odległość z Krakowa do Zakopanego wynosi mil 14. Jadący zwykłą furmanką nocować musi, najlepiej w Lubniu, odległym o 6 mil, gdzie karczmę trzyma chrześcianin, lub w Zaborni, o mil 8, w karczmie murowanej po prawej stronie gościńca. Podróż trwa zwykle półtora dnia.
Władysław Ludwik Anczyc, Zakopane i lud podhalski, w: „Tygodnik Illustrowany”, 1874
Wypada tu nadmienić, że kto wybiera się na dłuższy pobyt do Zakopanego, powinien zabrać z sobą samowar, maszynkę do kawy, szklanki, łyżeczki, poduszki, kołdry i ciepłe ubranie, nieodzowne przy tutejszym zmiennym klimacie. Kto zaś nie chce stołować się w restauracyi, ale gotować w domu, winien przywieźć kucharkę, rondelki, patelnię, moździerz, noże, widelce, łyżki i talerze. Mąkę, kaszę, ryż, kawę, herbatę i przyprawy kuchenne najlepiej zabrać z sobą z Krakowa.
Mięsa, jaj, nabiału, drobiu, chleba i cukru dostać można na miejscu. Po włoszczyznę i jarzyny posyła się do Nowego Targu, lubo o nie dosyć trudno.
Władysław Ludwik Anczyc, Zakopane i lud podhalski, w: „Tygodnik Illustrowany”, 1874
Przybywszy do Zakopanego, potrzeba starać się o mieszkanie. Najlepiej w drodze, jeżeli się ma ztamtąd furmana, jego wypytać się o izby, lub też, jak w tym roku, zgłosić się do nauczyciela tamtejszej szkoły p. Cubernata, którego Towarzystwo tatrzańskie wydelegowało do ułatwiania przybywającym interesów. Mieszka się u górali, bo ani gospody, a tem mniej hotelu dotąd w Zakopanem niema, karczma zaś tak nieporządna, że w niej nawet zanocować niepodobna.
W zeszłym roku bawiło w Zakopanem kilkadziesiąt rodzin, które z trudnością znalazły pomieszczenie, bo domów tu nie do zbytku, a bardzo mało takich, któreby miały więcej nad dwie izby. Dom w jakim zwykle goście mieszkają, zbudowany pod gątem lub dranicami (deskami), składa się z dwóch izb, przedzielonych sionką, w której znajduje się piec kuchenny, a gdzieniegdzie osobna kuchnia. Każda izba, mająca około ośmiu łokci w kwadrat, a cztery wysokości, ma dwa okienka małe, zakratowane, a drzwi nizkie, zbite z grubych, trzechcalowych desek, zaopatrzone potężnym zamkiem. Obwarowanie to jakby blokhauzu północno-amerykańskiego pochodzi jeszcze z czasów, kiedy rozbójnicy grasowali w Tatrach, a i dziś się czasem przyda, bo lubo nic wydarzyło się iżby goście byli niepokojeni, niedawniej wszakże jak przed trzema laty nastąpiły dwa nocne napady. W jednym zamordowano dziewczynę i złupiono dom; w drugim opryszki wybili zakratowane okno wraz z futryną, a mimo że mieszkający w nim leśniczy porwał się do broni, zbójcy skrępowali go i zrabowali do szczętu.
Władysław Ludwik Anczyc, Zakopane i lud podhalski, w: „Tygodnik Illustrowany”, 1874
Gość, ugodziwszy izbę tygodniowo (od 2 do 4 fl. na tydzień), otrzymuje w dodatku do mieszkania słomę, a jeżeli się ugodzi z drzewem (co sobie wymawiać należy kto gotuje w domu) i opał do kuchni. Drzewo to kosztuje górali tylko przywóz z lasu, gdyż co piętek maję przywilej zbierania suszu w lasach. Gdzieniegdzie goście, zwłaszcza też bezżenni, dostają poduszkę i prześcieradło — po niektórych chatach maję talerze, lichtarze, szklanki i łyżki, pozostałe po przeszłorocznych podróżnych.
Władysław Ludwik Anczyc, Zakopane i lud podhalski, w: „Tygodnik Illustrowany”, 1874
Przed czterema laty nie było jeszcze w Zakopanem restauracyi. W zeszłym roku założono ich dwie, utrzymywanych przez mieszkańców Nowego Targu, miasteczka powiatowego, odległego ztęd o 3 mile. Jedzenie w nich dosyć znośne, a byłoby o wiele lepsze, gdyby nie brak mięsa dobrego. Jedyny rzeźnik Żyd kupuje młodę jałowiznę, a za funt kościstego i arcylichego mięsa każę sobie płacić po 22 centy, to jest blizko 15 kopiejek. Obiad na jednę osobę około guldena kosztuje. Oprócz tego jest sklep, utrzymywany przez Ryngielhaupta, także Żyda; można w nim dostać wszelkiego rodzaju kramarszczyzny, wódek słodkich, araku, kawy, cukru, mydła, świec, bułek, a nawet ciasta, wszystko jednak daleko drożej niż w Krakowie lub Nowym Targu — pieczywo niezłe, ale drogie, bo funt bułek przeszło 12 kopiejek wypada.
Kto nie chce stołować się w traktyerni i prowadzi kuchnię w domu, może zjeść smaczniej, ale za to wiele łożyć musi zachodu, bo o wiktuały dosyć trudno i literalnie na nie polować trzeba, traktyernicy bowiem wykupują, wszystko na drodze. Pranie odbywa w domu własna służąca, bo góralki — praczki piorą źle, prasują jeszcze gorzej, a każą sobie dwa razy drożej niż w Warszawie płacić. Nadto zaledwie parę jest takich w Zakopanem, które umieją prać. W ogóle życie w Zakopanem jest drogie, gdyż wydaje się tutaj więcej, aniżeli w pierwszych zakładach kąpielowych galicyjskich, a żyje się daleko gorzej i mieszka niewygodniej.
Władysław Ludwik Anczyc, Zakopane i lud podhalski, w: „Tygodnik Illustrowany”, 1874
Kto się wybiera do Zakopanego, a zwłaszcza też panie, niech nie myśli o strojach; niema tu miejscu do paradnych przechadzek, jak w zakładach kąpielowych. Jedyną bliższą przechadzką jest droga ciągnąca się przez wieś, pełna kamieni i żwiru, która podczas suszy zaleca się obłokami kurzu, a za lada deszczem błotem grzązkiem się pokrywa. Na dnie ciepłe najlepiej mieć suknie perkalowe, płócienkowe, muślinowe, na chłodniejsze z pospolitej materyi wełnianej, jak kamlot, lub tak zwana kozia wełna, bo suknie tutaj nadzwyczaj szybko się niszczą, zwłaszcza też na wycieczkach, choćby i bliższych. Pled powinien mieć każdy, tak mężczyzna jak i kobieta, i nosić go zawsze z sobą, bo pogoda tu nadzwyczaj zmienna: w jednej chwili skwar zmienia się na chłód dojmujący, a najpiękniejsza pogoda w ulewę. Obuwie przywozić należy z sobą w znacznym zapasie, bo na ostrych granitach zużywa się nadzwyczaj szybko, najlepiej skórzane o grubej podeszwie, a nizkich obcasach; korków trzeba zupełnie zaniechać, bo utrudniają w górach pochód i narażają na skręcenie nogi; prunelowe obuwie na nic się nie zda, chyba tylko do użycia w domu lub przechadzki po gościńcu. W Krakowie kupować niekorzystnie, bo niezgrabne, słabe i drogie. Kapelusze najlepiej słomiane, o szerokiem rondzie i podpince od wiatru, a choć takie dziś nie są modne, ale tutaj bardzo praktyczne i odpowiednie potrzebie, gdyż parasolki, zwłaszcza też na wycieczkach w góry, są prawdziwą przeszkodą. Bielizny należy brać podostatkiem.
Władysław Ludwik Anczyc, Zakopane i lud podhalski, w: „Tygodnik Illustrowany”, 1874
Wybierając się do Zakopanego na dłuższy pobyt, zabrać należy także perspektywę, potrzeby do pisania, przyrządy do szycia, szczotki, lusterka i najpotrzebniejsze lekarstwa. Mężczyźni palący winni zaopatrzyć się w tytuń i cygara, wszyscy zaś w drobną zdawkową monetę, bo tutaj o nią bardzo trudno i nieraz dla jej braku trzeba się wyrzec kupna. Kto wreszcie tam wyjeżdża, a chce obeznać się ze wszelkiemi potrzebami jaknajdokładniej, dowiedzieć o wycieczkach i sposobie ich odbywania, niechaj kupi Illustrowany przewodnik do Tatr, Pienin i Szczawnicy Walerego Eliasza, wyszły u J. K. Żupańskiego w Poznaniu, książkę bardzo praktycznie napisaną i dającą szczegółowe a cenne i niezbędne wskazówki.
Władysław Ludwik Anczyc, Zakopane i lud podhalski, w: „Tygodnik Illustrowany”, 1874
O tym właśnie ludzie chcę nieco obszerniej pomówić, bo opisy dotychczasowe, z bardzo małym wyjątkiem, grzeszą przesadą i mijają się z prawdą. Goście, a szczególnie nasi kochani Warszawiacy, mieszczuchy czystej krwi, widujący lud wiejski tylko za Żelazną bramą, w Czerniakowie i Wilanowie, a znający tak wieś, jak górale Warszawę, dostawszy się pierwszy raz w góry, nagle stykają się w codziennych stosunkach i mieszkają przez kilka tygodni z ludem tutejszym. Że jest-to lud uprzejmy, rozmowny, a przy tem niezmiernie ciekawy, więc przybysze, w przekonaniu że napotkali dziewiczą prostotę, wpadają w zachwyt i sielankują się w najkomiczniejszy sposób. Traktują oni ten lud jako małą, niewinną i niczego nieświadomą dziatwę, unoszą się nad nim i widzą w nim ideał doskonałości i cnoty. Zdaje im się że złoty wiek, uciekłszy z miast, ulokował się w tatrzańskiej pustelni i że dla niesienia pokarmu duchowego tym naiwnym prostaczkom Opatrzność tu zesłała mędrców miejskich.
Więc też nowi apostołowie, stosownie do tego zapatrywania się, nastrajają kamerton swych rozmów z góralami; plotą im niestworzone rzeczy: rozpowiadają o różnych różnościach miejskich (które lud ten dobrze zna z opowiadań swych braci bywających po miastach i wysłużonych żołnierzy, co całą Austryą zdeptali). Więc rozpływają się nad każdą rzeczą z sielankową przesadą, popisują się ze swoją zamożnością, sypią grosz na wszystkie strony bez zastanowienia i celu, aby tylko zasłynąć między góralami z bogactwa, hojności i dobroci serca i chociaż na tej drodze szczyptę sławy pozyskać.
Górale, lud nadzwyczaj przebiegły a potężną ilość zdrowego posiadający rozsądku, umieją wybornie zastosować się do przybranej przez przybyszów roli. Doskonali to artyści, chociaż nigdy nogą nie dotknęli sceny. Odgrywa się Molierowska komedya po mistrzowsku: rolę oszukanego gra przybysz i opłaca widowisko z własnej kieszeni, nie przeczuwając nawet że z niego zadrwiono, n tytuł tej komedyi, odwiecznej jak świat: „Głupi daje, mądry bierze.“
Władysław Ludwik Anczyc, Zakopane i lud podhalski, w: „Tygodnik Illustrowany”, 1874
Polka na najwyższym wierzchołku Tatr
stanęła najpierwsza z kobiet d. 22 sierpnia b. r. i to słynna znakomitość muzyczna panna Natalja Janotówna. Wdarła się odważna turystka na szczyt Garłuchowski, z węgierska zwany Gîerlachem, pod przewodnictwem Macieja Sieczki. Zważywszy, że rzadko który z mężczyzn ośmiela się na ten dumny szczyt wybierać i z tych jeszcze nie wszystkim udaje się tam wydostać, tem więcej godzi się podziwiać odwagę panny Janotówny. Już nam dziś tej sławy nikt nie wydrze, dla tego łatwo sobie wyobrazić przykre wrażenie turystów węgierskich, gdy dowiedzieli w Szmekcie o szczęśliwem odbyciu wycieczki na Gîerlacha, kobiety – Polki. Trzeba bowiem wiedzieć, że istnieje zazdrosna rywalizacja między turystami węgierskimi a polskimi w zwiedzaniu Tatr, i najczęściej chełpią się w tej mierze ignorancją mieszkańcy południowych stoków Tatr. Przecież i na szczycie Łomnicy była w r. 1879 dnia 5 września Polka, panna Marja Wolska z Kujaw, pod przewodnictwem Jana Gronikowskiego, górala z Zakopanego. Aby inna z kobiet wdrapała się na królowę Tatr nie ma dowodu. Jest tylko wieść o jakiejś Angielce, która miała zwiedzić Łomnicę, lecz czy była na samym jej wierzchołku , również nie wiadomo. Często bowiem turysta zadawalnia się zwiedzeniem niższego czubka tej lub owej góry, nie mogąc się wydrapać na najwyższy wierzchołek.
W.E., w: „Wędrowiec”, 1883
Zbyt natężające przechadzki po górach przynoszą zamiast korzyści, więcej szkody młodym osobom, pociągając za sobą; bardzo niedobre skutki. Nie zapominajcie więc na przyszłość, iż w czasie wycieczek, spacerów, jak również w używaniu wszelkiego innego ruchu głównie zważać potrzeba, ażeby się zbytecznie nie męczyć.
Wanda Reichsteinowa-Szymańska, Poradnik dla młodych osób w świat wstępujących, ułożony dla użytku tychże przez Wielkopolankę, Poznań 1891
Pora letnia wygania obecnie tysiące ludzi z dusznych murów miejskich na łono przyrody, na wieś lub w góry. Jestto nietylko pora wypoczynku dla ducha i ciała, ale też jedyna sposobność, która bliżej zaznajamia mieszkańców miasta ze wspaniałą przyrodą łąk, lasów i gór. Ten jednak tylko należycie sposobność tę wykorzystać może, kto nie boi się kurzu, deszczu, skwaru słonecznego, słowem najróżnorodniejszych trudów i zmęczenia. Kto sam pieszo nie wspinał się po górach, kto oko w oko nie miał sposobności spotkania się z przyrodą, ten nigdy nie pojmie jej piękności.
Często zdarza się, że ludzie mieliby pod tym względem najlepsze chęci, lecz po jednej wycieczce padając ze znurzenia wyrzekają się już na przyszłość wszelkich pieszych wędrówek po niezbyt wygodnych drogach i górach. Jakaż więc rada, aby zapobiedz takiemu rychłemu zmęczeniu i zniechęceniu? — tu jak i we wszystkiem innem ogromne znaczenie ma ćwiczenie, czyli jak to w sportowym języku nazywa się trenowanie.
Przy trenowaniu należy znowu baczyć na to, aby ono było przeprowadzone w sposób racyonalny i nieprzesadny, bo znowu do niczego nie doprowadzi. Gdy trzy dni z rzędu pochodzimy godzinę tą samą drogą, to spostrzeżemy, że trzeciego dnia pójdzie nam to już o wiele łatwiej. Nie należy tego jednak brać w tym sensie, by koniecznie co dzień tą samą drogą chodzić, podajemy to tylko jako przykład. Od godziny lub półtory wspinania się po górach można zacząć pierwszego dnia; następnego dodaje się jeszcze jedną godzinę popołudniu ; trzeciego dnia idzie się rano jednym ciągiem 2—2½ godzin, spoczywając popołudniu t. zn. nie robiąc żadnych dalszych wycieczek. Gdy potem pójdziemy czwartego dnia 3—4 godzin jednym ciągiem, nie uczujemy przytem wcale zmęczenia lub trudu. Tym sposobem można dojść nawet do 10-godzinn. marszu dziennie, poczem należy zawsze jeden dzień wypocząć. Wogóle należy chodzić powoli, spokojnie i miarowo, nie prędko, ale też i bez niepotrzebnego zatrzymywania, chylania albo oglądania się; bo nic tak bardzo nie męczy jak częsty odpoczynek, zbieranie kwiatów, szukanie poziomek i t. d. Nie ma też sensu owo prędkie chodzenie, by w jak najkrótszym czasie jak najwięcej kilometrów ujść — prowadzi to tylko do jakichś zaburzeń lub chorób serca. Kto cierpi na krótki oddech powinien przy chodzeniu po górach unikać wszelkich rozmów. Najlepiej wtedy usta trzymać zamknięte i od czasu do czasu zwracać się twarzą ku podnórzu góry, by w ten sposób łatwiej powietrza zaczerpnąć. Bardzo ostrożnie powinni się ci zachowywać, którzy podlegają zawrotowi głowy. Nie jest to jednak złe, któreby wogóle od wycieczek w góry wstrzymywać powinno; dobrą wolą, wytrwałością i spokojem łatwo się z tego wyleczyć.
O wycieczkach w góry, w: „Nowe Mody”, 1897
Godziny przedpołudniowe są najlepsze do chodzenia — w południe natomiast najzwinniejszy turysta staje się ociężałym, a jeśli do upału przyłączy się pragnienie, zupełnie do dalszego marszu niezdolnym. Co się tyczy picia zimnej źródlanej wody, to ta nigdzie tak mało szkodzić nie może jak podczas drogi w górach, mowa tu naturalnie o piciu miernem. Dobrze też zmieszać z wodą trochę koniaku lub czerwonego wina, jakkolwiek niektórzy turyści są zupełnie przeciwni używaniu napojów gorących podczas wycieczek w górach. W pierwszych kilku godzinach chodzenia dobrze się wstrzymać zupełnie od picia wody, jak też wogóle podczas całej wycieczki trzeba być bardzo umiarkowanym w jedzeniu i piciu.
Najpóźniej o godzinie 9. z wieczora powinna nastąpić pora spoczynku, bo inaczej trudno by było już godzinie 4. puścić się w dalszą drogę, co się zwykle przy wycieczkach górskich praktykuje.
O wycieczkach w góry, w: „Nowe Mody”, 1897
Umiarkowana przechadzka, zajęcia gospodarskie i t. p. nie przyniosą szkody twemu zdrowiu; jednakże od jazdy konnej, ślizgawki, wieczorów tańcujących, jazdy na bicyklu, męczących wycieczek górskich, tak samo zresztą, jak forsownego szycia na maszynie nożnej każda kobieta w ciągu kilku dni perjodu powstrzymać się powinna.
Izabela Moszczeńska, Co każda matka swojej dorastającej córce powiedzieć powinna, Warszawa 1904
Panienki słabe, chorowite i nerwowe powinny wyjść za mąż po należytem wzmocnieniu organizmu i zahartowaniu się; kuracja wodami żelazistemi, dłuższy pobyt w górach, racjonalne leczenie hydropatyczne, są tutaj na miejscu. Nie można bynajmniej, jak to czyni wiele rodziców, uważać małżeństwa, jako środka wzmacniającego, bo dla słabowitych niedorozwiniętych istot jest ono stanowczo szkodliwe i przyczynić się może do rozwoju wielu poważnych i życiu zagrażających chorób.
D-r Władysław Chodecki, Małżeństwo w świetle higieny, w: „Bluszcz”, 1904
Ale w późniejszych miesiącach letnich, lub na początku jesieni, wyjazdy mają zwykle kres dalszy, a za cel wycieczki do wirchów tatrzańskich, na alpejskie szczyty, albo kąpiele morskie, czy też pobyt pod włoskiem niebem.
Przygotowanie do wyjazdu, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1905
Już wielki czas pomyśleć o ubiorach podróżnych, gdyż za parę tygodni najdalej, każdy kto może będzie już po za murami miasta, zaś osoby którym spowszedniały powaby i urok wiejskiego zacisza, gonić będą za uzdrawiającem powietrzem u wód i kąpieli. Nieco później wyruszą zwolenniczki górskich wycieczek, podziwiać nigdy nie opatrzone wirchy ukochanych Tatrów i rozkoszować się dolinami zakopiańskiemi.
O podróży i gościach przyjezdnych, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1906
Liczne badania wykazały, że pobyt w górach, na wysokościach 1300—1800 m., znakomitym jest dla nerwowych młodocianych. Osoby skłonne do popadania w stan niepokoju, do kołatania czyli chorobowego bicia serca itp., powinny przebywać w miejscowościach niżej położonych, na 1000—1300 m. wysokości.
Wielu nerwowym już podróż sama, zmiana miejsca i otoczenia sprawia ulgę, poprawiając im usposobienie.
Wystrzegać się należy uciążliwych, męczących chodów po górach.
Dokąd się udać na wypoczynek letni? do wód? na kuracją? Przewodnik po rodzimych zdrojowiskach, zakładach kąpielowych i przyrodoleczniczych, latowiskach itp. II wydanie dopełnione, Berlin 1911
Zakopane, wieś górska w powiecie Nowotarskim, w rozległej dolinie, 837—1002 metry nad powierzchnią morza — stacja klimatyczna letnia i zimowa górska. Prześliczne wycieczki do poblizkich dolin i na szczyty Tatr. O 3 kilometry w Jaszczurówce cieplice obojętne. Utrzymanie całodzienne w pensjonatach od 5 koron dziennie. W Zakopanem znajdują się: sanatorjum dla chorych piersiowo dra Dłuskiego i dra Hawranka oraz zakład wodoleczniczy dra Chramca. Utrzymanie w sanatorjach łącznie z opieką lekarską od 10 koron dziennie. Komunikacja kolejowa przez Kraków.
Dokąd się udać na wypoczynek letni? do wód? na kuracją? Przewodnik po rodzimych zdrojowiskach, zakładach kąpielowych i przyrodoleczniczych, latowiskach itp. II wydanie dopełnione, Berlin 1911