Obwarowane przepisami dotyczącymi zachowania i ubioru – toczyło się bujne życie towarzyskie. Wydawano rauty, bale i przyjęcia, herbaty tańcujące i proszone śniadania czy obiady. Zimą bywały kuligi, w karnawale bale i maskarady, na Wielkanoc kwesty i święcone. Organizacja i planowanie takich wydarzeń należało przede wszystkim do kobiet.
Stary zwyczaj puszczania przez panny wianków na rzekę w Sobótkę czy też Noc Świętojańską (wigilia św. Jana, noc z 23 na 24 czerwca) – będący kiedyś częścią znacznie bardziej skomplikowanych obchodów – przetrwał w miastach w szczątkowej formie. Komentowano go z nostalgią, jako romantyczne, poetyczne zjawisko, które wyraźnie przegrywa z miejską nowoczesnością, przemysłem, oraz realizmem kawalerów, bardziej zainteresowanych posagiem panny i majątkiem jej rodziny niż przesądami i romantycznymi gestami.
Lato i wczesna jesień były porą wyjazdów, zwłaszcza dla osób mieszkających w miastach. Jeżdżono do modnych uzdrowisk – do wód, do kąpieli nadmorskich, w góry. Niektórzy zwiedzali odległe kraje i miasta. Wynajmowano również letnie mieszkania. Wiele osób korzystało także z najprostszego sposobu zapewnienia sobie miejsca pobytu – odwiedzin u mieszkających na wsi krewnych.
Herbata była nie tylko lubianym napojem, ale także rodzajem mniej formalnego przyjęcia. Wzorowano się tu na Anglii, zapraszając na „herbatę po angielsku” i „five o’clock tea”, przy czym terminy te najwyraźniej oznaczały dwa różne rodzaje przyjęć – wieczorne i popołudniowe.
Wydawano także „herbaty tańcujące”, czyli skromniejsze i mniej formalne przyjęcia z tańcami, nieciągnące się do późnej nocy.
Bal sylwestrowy, czy raczej sylwestrowski, jak go wtedy nazywano, stanowił początek karnawału. Ponieważ rozpoczynał tylko intensywny cykl balów i zabaw, nie był może sam w sobie tak istotną imprezą jak dzisiaj, jednak „Noc św. Sylwestra” przewija się w różnych relacjach i wspomnieniach. Była to okazja do pożegnania starego roku i złożenia sobie życzeń na nowy.
Pojawienie się kolei doprowadziło do rewolucji w stylu życia pod wieloma względami. Jednym z nich było upowszechnienie podróży.
Dawniej były one sprawą skomplikowaną i trudną, powolną, wymagającą wielkiego zachodu i łączącą się ze znacznymi niewygodami. Podejmowano je stosunkowo rzadko, a wyjeżdżano raczej na długo. Dzięki kolei wszystko to stało się znacznie prostsze i szybsze. Kilkudniowy wypad do rodziny, a nawet jednodniowa wycieczka, przestały być problemem. Świat stanął otworem.
Karnawał był wielką i wyczekiwaną atrakcją, ale wiązał się także ze sporymi kosztami. Bawienie się na balach wymagało przygotowania odpowiednich toalet – a suknie balowe, chociaż zwiewne i delikatne, były również drogie. A przecież oprócz sukni balowych i odpowiednich dodatków do nich trzeba się było zaopatrzyć także w odpowiednie stroje wizytowe, spacerowe nadające się na ślizgawki, ciepłe i modne okrycia… Dochodziły koszty podejmowania gości, biletów na bale dobroczynne, urządzenia balu czy wieczorku. Jeżeli w rodzinie było kilka bywających w świecie kobiet, koszty karnawału mogły okazać się niemałe. Dlatego do stereotypowych obrazków karnawałowych, oprócz rozmarzonych panienek czy wirujących w sali balowej kolorowych par, należał także ojciec rodziny rwący włosy z głowy nad stosami rachunków.
Z końcem zimowego karnawału nie kończyło się życie towarzyskie. Po okresie Wielkiego Postu, wypełnionym przez rauty, wykłady i działalność dobroczynną, następował tak zwany „zielony” lub „letni” karnawał.
Zaczynał się on po Wielkiejnocy, kiedy kończyły się wielkopostne ograniczenia. Rozpoczynał się wtedy sezon wyścigowy, odbywała się także wystawa rolnicza oraz jarmark wełniany – wszystko to przyciągało do Warszawy właścicieli majątków ziemskich. Towarzyszyły im liczne imprezy towarzyskie, a także wielkie akcje charytatywne – w Warszawie były to przede wszystkim wielkie „zabawy kwiatowe” połączone z loterią fantową w Ogrodzie Saskim, ale także różnego rodzaju bale dobroczynne. Później starano się także wprowadzić znane z zagranicy corsa kwiatowe, albo wymyślać nowe, oryginalne formy rozrywki.
Majówką nazywano każdą wycieczkę za miasto, zazwyczaj połączoną z piknikiem (nie musiała się koniecznie odbywać w maju). Jechano powozami, często w jakieś atrakcyjne turystycznie miejsce, wioząc ze sobą zapasy. Była to okazja do bezpretensjonalnej rozrywki w atmosferze nieco luźniejszej niż panująca na salonach.
Kultura ludowa była odrębna od kultury wyższych warstw społecznych, szczególnie miejskich. Jednak niektóre, co bardziej spektakularne zwyczaje i obrzędy przedostawały się jako szczególna atrakcja. W zmienionej, złagodzonej formie stawały się rozrywką, zwłaszcza dla młodych ludzi.
Gra w karty stawała się coraz bardziej powszechną rozrywką. Na każdym spotkaniu towarzyskim, nawet na balu, trzeba było urządzić pokój do gry, który stawał się strefą zarezerwowaną niemal wyłącznie dla mężczyzn. Początkowo chronić się tam mieli tylko panowie starsi, którzy nie oddawali się już tańcom i uważali za zwolnionych z obowiązku zabawiania dam. Mogła tam trafić także któraś z dam będących w wieku, w którym pewna ekscentryczność była już dozwolona. Jednak pokój do kart zapełniali panowie w każdym wieku i różnego rodzaju literatura pełna jest narzekań na młodych mężczyzn zaniedbujących swoje obowiązki towarzyskie na rzecz czysto męskiej rozrywki.
Co tańczono na balach i wieczorkach? Tańce tak jak wszystko podlegały modzie, ale w Polsce do stałych elementów z pewnością należały walce i mazur. Zwłaszcza ten ostatni był wyjątkowo ważny, a biegłość w mazurze zaliczała się do wielkich zalet towarzyskich.
Mowa kwiatów była rozrywką towarzyską umożliwiającą wymianę „sekretnych” wiadomości. Mieczysław Rościszewski spieszy zaznaczyć, że przeznaczona jest przede wszystkim dla osób zakochanych (w domyśle zakochanych „oficjalnie”, gdyż w przeciwnym wypadku prawidła przyzwoitości były już i tak mocno naruszone). Była jednym z kilku takich „języków” – można było też przekazywać wiadomości gestami wachlarza czy umieszczeniem znaczka na kopercie lub pocztówce.