Jako że nauka w XIX wieku starała się poznać dokładnie każdą dziedzinę życia, także seksualność ludzka stała się tematem szczegółowych badań. Badano jej powiązanie ze zdrowiem – nie tylko z punktu widzenia chorób wenerycznych, ale także z punktu widzenia wpływu samego życia płciowego na ogólne zdrowie organizmu. Tutaj ścisła nauka medyczna w skomplikowany sposób miesza się z moralnością epoki, usiłując zakreślić różnicę między zdrową „normą” a niezdrowymi „anomaliami”. Za szczególnie niebezpieczny przejaw seksualności uważano masturbację, w której dopatrywano się przyczyny najróżniejszych problemów zdrowotnych, w skrajnych przypadkach mających prowadzić do śmierci.
Do tej problematyki zalicza się także antykoncepcja. Istniały różne, mniej lub bardziej skuteczne metody zapobiegania ciąży. Także w tej kwestii medycyna mieszała się z moralnością i można znaleźć rozmaite poglądy na całą sprawę.
Ze sferą seksualności wiąże się wreszcie cały wielki problem prostytucji. Ten angażował wszystkich – medyków i higienistów w związku z szerzeniem się chorób wenerycznych, prawników i policję w związku z powiązaniem z różnego rodzaju przestępczością, instytucje dobroczynne w związku z ratowaniem upadłych kobiet, moralistów w związku z zagrożeniem stwarzanym dla moralności publicznej, wreszcie wszystkie kobiety w związku z potencjalnym zagrożeniem dla ich związków, a z drugiej strony, w związky z rzeczywistym zagrożeniem dla ich zdrowia.
Oprócz teorii o tym, że aktywność płciowa szkodzi zdrowiu, funkcjonowały także teorie przeciwne – że to celibat ma wyjątkowo zły wpływ na zdrowie fizyczne i umysłowe. Szczególnie odnoszono to do mężczyzn (używając tego argumentu jako wyjaśnienia istnienia domów publicznych i prostytucji), ale czasem także i do kobiet.
Kobiety uważano za oziębłe z natury i niezainteresowane seksem. Wśród specjalistów od medycyny panował także pogląd, że seks w ilościach nadmiernych w ogóle jest szkodliwy dla obu płci. Nie miał mieć tak straszliwych następstw jak masturbacja, ale i tak skutki dla zdrowia miały być poważne. Oziębłość kobiet, wrodzona czy tworzona przez wychowanie, miała zatem być stanem właściwym i zdrowym. Podejście takie pasowało do XIX-wiecznego światopoglądu, racjonalnego i głoszącego przewagę rozumu nad instynktami, cywilizacji nad naturą.
Lekarze sporo uwagi poświęcali menstruacji. Zresztą dość długo nie znali jej przyczyn. Ogólnie uważano ją za coś niekorzystnego i niebezpiecznego (utrata krwi). Była także jasno powiązana z seksualnością jako oznaka dojrzałości płciowej i koniec „wieku niewinności”. Niektórzy widzieli tu też związek odwrotny i uważali, że przedwczesne ukończenie tej niewinności – na przykład przez niewłaściwe lektury – może sprowadzić menstruację.
Powszechne było przekonanie, że popęd seksualny jest u kobiet dużo słabszy niż u mężczyzn. Widziano w tym gwarancję moralności i czystości rodziny. Z drugiej strony, kiedy czyta się dzieła ówczesnych lekarzy, trudno zrozumieć, czy ową oziębłość uważali za cechę wrodzoną, czy też za pożądany skutek „właściwego” wychowania – zresztą możliwe jest, że sami nie zdawali sobie z tego sprawy. Ceniony wówczas Cesare Lombroso uważał to za jeden z dowodów, że kobieta jest słabiej rozwinięta od mężczyzny – jednak badacz ten był z reguły kobietom niechętny.