Kobiety w XIX wieku, tak jak i od dawien dawna, korzystały z różnych sztucznych metod poprawiania urody, jednak oficjalnie w XIX wieku obowiązywał pogląd, że przyzwoita kobieta (a szczególnie młoda panna) upiększać się nie musi. Makijaż kojarzono z aktorkami i półświatkiem, ewentualnie z podstarzałymi zalotnicami w pretensjach, usiłującymi na próżno udawać wdzięk młodości. Nawet autorki udzielające porad na temat kosmetyków podkreślały, że ich użycie powinno być jak najbardziej oszczędne, aby były jak najmniej widoczne, a wyraźny makijaż surowo potępiały.

 

Widziałem też kilkanaście miniatur, malowanych starannie... których rzeczywistych rysów trudno było rozpoznać pod warstwą bielidła i kosmetyków, — lecz były to minjatury wypełzłych już piękności, które ostatniem wysileniem pracują nad zachowaniem od rdzy tej broni, którą tak długo walczyły! I cóż dziwnego, że w świecie złożonym z tylu warstw i żywiołów, są istoty ogołocone z przymiotów duchowych, listeczki opadłe, przeznaczone na uciechę miotającego niemi wiatru, lalki wreszcie, z któremi dzieci igrają dopóty, aż maski ich nie stracą połysku! Dla takich istot utrata wdzięków zewnętrznych jest śmiercią społeczną — bo na żadnej innej drodze, ani sercem ani duchem odratować się już i podnieść nie mogą. Biedne laleczki! przypominacie mi owe umarłe ciała złożone w katakumbach Tebańskich, które zbalsamowane i umalowane świetnie, spoczywają tam w groźnej ciszy jakiejś straszliwej ironji!

 Mozajka, w: „Bazar”, 1865

 

„Czy też są na świecie kobiety, jakie autorowie opisują w swoich romansach”, rzekła żona, zamykając xiążkę.
„Naprzykład ten tu pisze: płeć jak róża z mlekiem". „To się znajduje w sklepach", odrzekł mąż: Kruczy włos spadający na ramiona. „Masz go u Pochoreckiego" „zęby jak perły". Są u Elsnera, Ziemiańskiego i Szelera.„Kibić jak ulana". „Idź do Pani Młodkowskiej". „Oczy wielkie ogniste". „O to, to trochę trudniej". „Dobroć, słodycz, niewinność". „O! co już tego to niedostaniesz za pieniądze!"

„Kurier Warszawski”, 1867

 

- Ależ my nie mówimy o dzikich.
- Hm! mruknął rozsądek, zdaje się, iż co do gustów nie ustępujemy im bynajmniej, i nie możemy się bardzo chwalić naszą wyższością. Co do mnie kiedy widzę postać niewieścią obsypaną mąką, z plastrami pudru na włosach, i plastrami różu na policzkach, z brwiami uczernionemi, z sino podmalowanemi oczyma, ze stopami wykrzywionemi ogromnemi obcasami i ustrojoną w przesadną byle modną szatę, to postać taka powiem ci szczerze, sprawia na mnie wrażenie karykatury ludzkiej. A jednak....jednak świat to wszystko nazywa pięknością, świat to wszystko bierze na seryo, i te komicznie ustrojone istoty, nie wzbudzają śmiechu na niczyich ustach, przeciwnie mają nierównie więcej wielbicieli niż rzadsze wyjątki kontentujące się darami natury.
- Przecież dary natury, umiejętnym strojem podnieść można, i zaradzić ich niedoborom.
- Ah! gdyby to podnieść, nikt by się temu nie sprzeciwiał. W tym razie jednak są one najwyraźniej wykoszlawione. A co do zaradzenia sztuką niedoborom wdzięków, trudna to bardzo sprawa.

Alojzy Storczyk, Kilka kwestji bieżących w obec zdrowego rozsądku, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1873

 

Jeśli kobieta chce już koniecznie zaradzić szczerbom, jakie lata przynoszą jej piękności, i nie może się zgodzić ze swoim wiekiem, zdaje się iż powinna przynajmniej czynić to tak zręcznie, by sztuka do złudzenia naśladowała naturę. Tymczasem inaczej się dzieje, malowana twarz, uderza wzrok od razu, tak że każdy spostrzedz musi podrobioną cerę i kolory. Wielka rzecz że twarz zamączona wydaje się białą, wszak nikt nie wątpi o białości ryżowego pudru, ani żadnego z preparatów, mogących na jakibądź kolor ufarbować skórę ludzką, ależ nikt także nie może być tak naiwnym, by wierzyć, iż pod tą warstwą tynku, lica są równie białe.

Alojzy Storczyk, Kilka kwestji bieżących w obec zdrowego rozsądku, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1873

 

- Aha! zawołał konserwatyzm, więc i ty należysz do tych, co malowanie się kobiet, podciągają pod kategoryą grzechów głównych, i skazują je za to na płomienie piekielne.
- Broń Boże, zawołał rozsądek, przerażony przypisywaną mu myślą, malowanie się, nie narusza moralności. Nie pojmuję nawet zgoła, dlaczego surowi kaznodzieje, potępiają tak niemiłosiernie tę niewinną maniję. Ja występując tylko ze stanowiska estetycznego, znajduję że skutki, najmniej w tym razie odpowiadają usiłowaniom, twarz malowana jest brzydką, rażącą, i nie raz każe się domyślać większych jeszcze ruin, niż są rzeczywiście.
Cóż dopiero powiedzieć o młodych i ładnych kobietach, które z niewytłomaczonych powodów, naśladują w tym względzie przeżyte piękności, i szpecą się dobrowolnie. Znam jedną która co parę miesięcy za grube pieniądze, włosy barwi kolorem złota. Widząc to przychodzi do głowy myśl bardzo niegrzeczna, że podobne kobiety, nie wiele różnią się od dzikich plemion, które za pomocą tatuowania, malują się także. W tym fakcie jednak, na korzyść dzikich przemawia ta okoliczność, że tam malują się raz na całe życie, a u nas tę operacyę ponawiać trzeba co dnia, a często i kilka razy dziennie, z wielkim uszczerbkiem czasu. Zresztą ten dziecinny sposób piększenia się, świadczy o jakimś pierwotnym momencie cywilizacji, który trwa dotąd w pewnych warstwach społecznych, stawiając je na jednakim szczeblu, z ludami barbarzyńskiemi.

Alojzy Storczyk, Kilka kwestji bieżących w obec zdrowego rozsądku, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1873

 

Powiem chyba na los szczęścia damom, że w czasie loterii deszcz nie zmoczy jedwabnych gazowych sukien ani uszkodzi tynku, jakim pełnoletnie piękności przed niedyskretnymi spojrzeniami zabezpieczają swoje czarowne wdzięki.

 Bolesław Prus, Kronika tygodniowa, w: „Kurier Warszawski”, 1875

 

Ponieważ wszystko jest już odczytane, nie wyjmując ogłoszeń o kosmetykach tak skutecznych, że nie tylko przywracają wdzięki, ale nawet wielbicieli podstarzałym pięknościom.

 Bolesław Prus, Kronika tygodniowa, w: „Nowiny”, 1878

 

Inserat pewnego przekupnia kosmetyków nasunął nam kilka również nieprzyjemnych uwag; ogłasza on, iż „sprowadził od pierwszorzędnych firm zagranicznych znaczny zapas różu, pudru, oraz ołówków do brwi, cieszących się szerokiem uznaniem tutejszych piękności.'’
Naiwna ta reklama jest zarazem wielce niedyskretną. ale co najgorsza — stwierdzającą fakt niezaprzeczony, że sztuka podnoszenia wdzięków u pięknych Warszawianek staje się coraz więcej rozpowszechnioną. Przed laty jakiś turysta francuzki, zwiedzając syreni gród, zrobił to spostrzeżenie, iż mało gdzie zagranicą spotyka się na ulicy, w miejscach publicznych, nawet w salonach „wyższego świata" tyle kobiet bielonych, różowanych, z podkreślanemi brwiami i oczyma, co Warszawie. Oko cudzoziemca, nieoswojone tak bardzo z tą „malaturą” niewieścich lic, dostrzegło złe, do któregośmy już sami powoli przyzwyczajać się zaczęli.
Naturalna płeć, świeżość skóry, rumieniec, wyrazistość oka, te najpiękniejsze wdzięki kobiecej twarzy — miałyżby dla mody, dla szkaradnego zwyczaju stawać się ułudą, podrabianiem czy poprawianiem natury? Powiadają, że coraz częściej zdarza się dziś i młode panny spotykać, które pod tym względem grzeszą zarówno ze staremi elegantkami.
A przecież najlepszym kosmetykiem jest zdrowie ciała i duszy, życie hygieniczne; naturalne wdzięki stokroć więcej warte, choć nieuderzające w oczy, niż owe sztuczne i podejrzane, które zawsze prawie źle świadczą nietylko o zewnętrznej, ale i o duchowej stronie kobiety.
Wytłómaczona to rzecz, że każda z kobiet chce się podobać; ale dlaczegóż używać ma do tego oszukaństwa i sztuki, dlaczegóż tylko tym zewnętrznym i najmniej wartym pozorem ma zwracać uwagę na siebie?...
Kłamie twarz: kłamią zazwyczaj i usta; kłamią oczy: to i sercu nie całkiem zawierzyć można; udaje rumieniec młodość i świeżość: to i zdrowiu i metryce nie łatwo zaufać.
Farbowanym lisom przysłowie nie każę dowierzać. chyba też i malowanym kobietom...

Pogawędka, w: „Bluszcz”, 1884

 

Jakkolwiekbądź, mocno zdziwiłem się, wyczytawszy, że zamiast konkursu piękności, odbyć się ma wystawa „ubiorów, kosmetyków i rozmaitych narządów damskiej tualety, ze szczególnem uwzględnieniem tych, które szkodzą zdrowiu.
Cóż to za osobliwe przejście, od Konkursu piękności, do wystawy sztucznych środków podtrzymujących piękność?... I czy są w damskim arsenale takie ubiory i środki, które można zaliczyć do szkodliwych zdrowiu?
Biegli mówią, że tak i nawet nie namyślając się wyliczają:
(…)
3) Farby do nadawania twarzy sztucznej białości i rumieńców, ustom sztucznej purpury, oczom sztucznego blasku.

Bolesław Prus, Kronika tygodniowa w: „Kurier Warszawski”, 1884

 

Siódmy z kolei odczyt na Osady Rolne miała pani Anna z Tomaszewiczów Dobrska, posiadająca dyplomy doktorskie z dwóch uniwersytetów i prawo do praktyki lekarskiej, która od lat kilku zjednała jej powszechne w mieście tutejszem uznanie. Tytuł odczytu: O środkach upiększających nie oznaczał bynajmniej, jak mniemano pogadanki o użyciu tych środków, ani też szeregu naukowo hygienicznych nad niemi wywodów, lecz szersze na ten przedmiot pogląd, oparty na podstawie naukowej. Co do użycia kosmetyków, tak rozpowszechnionych dzisiaj, p. D. dowiodła, że jest ono barbarzyństwem cofającem w czasy pierwiastkowej cywilizacyi, albowiem wdzięki, które mają nadawać, wytworzyć może jedynie hygieniczne zachowanie się. Jasny i systematyczny wykład, oraz piękny dar wymowy zjednał prelegentce objawy żywego zadowolenia słuchaczów.

Silva rerum, w: „Kronika Rodzinna”, 1885

 

Niezawodną jest rzeczą że kosmetyki nie pomagają lecz prędzej psują płeć.

Lucyna Ćwierczakiewiczowa, Cokolwiek bądź chcesz wyczyścić czyli porządki domowe, Warszawa 1887

 

Wszelkie kosmetyki, używane w celu upiększenia twarzy i nadania jej pozoru młodości, chybiają celu, gdyż psują płeć, nadają twarzy pozór maski, a nawet szkodzą zdrowiu. Skóra od nich grubieje, żółknie i przybiera przedwczesny pozór starości. Wszelkie szumne ogłoszenia o pudrach nieśmiertelnej piękności, cudownych wodach, blanszach i różach, są tylko blagą, obliczoną na wyzyskiwanie osób łatwowiernych. Najlepszym kosmetykiem jest zimna woda i mydło; polecamy je każdemu, kto dba o zachowanie świeżej i zdrowej cery.

Skarbiec dla rodzin w mieście i na wsi, tom I, Warszawa 1888

 

Pewna panienka ośmnastoletnia, widząc u mnie zeszyt z wierszami na biurku, powiedziała ze śmiechem, że dawno już wyrosła z tych czasów, kiedy to się przepisuje i czytuje wiersze.
Osóbka ta przepadała za gwarną zabawą, lubiła się stroić i flirtować, używała kosmetyków, jak przewiędła elegantka. Nigdy nie widziałam, żeby czytała jaką dobrą książkę.

P., Wyżej. Kilka słów na temat kobieta w rodzinie, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1891

 

Pisząc sprawozdanie to w poście, w epoce poważniejszych myśli i zastanowienia nad sobą, ośmielamy się wystąpić z jedną serdeczną radą do czytelniczek naszych: oto ażeby pretensyi nie posuwały za daleko i ładnych rysów twarzy nie szpeciły używaniem najrozmaitszych kosmetyków. To się nie zgadza z prawdziwą elegancyą ani estetyką i niestety nie maskuje dobrze wieku lub zgrubienia płci. W teatrze na scenie, przy oświetleniu sztucznem, sprawia doskonały efekt, ale przy świetle dziennem na ulicy jakże często jest rażące i śmieszne. Uwzględniamy zresztą użycie pudru, ale stanowczo potępiamy podmalowywanie oczu szeroką czarną obwódką lub nadawanie krwistej barwy ustom. Mamy tu na myśli mężatki lub starsze panny, bo każda młoda panienka słyszy to od matki, że największy urok ma świeżość młodości, jej płeć delikatna jak puszek brzoskwini. Kosmetyki niszczą cerę, przyśpieszają wygląd starości, częstokroć dodają zmarszczek i żółtawego odcienia skórze; bezwątpienia lepiej od najsłynniejszych wynalazków toaletowych, przedłuża młodość życie hygieniczne, czynne, użyteczne, nadające oczom zamiast sztucznego blasku, wyraz inteligentny i głęboki a ustom uśmiech słodki i pociągający zamiast barwy karminu.

O ubiorach, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1892

 

Piękność Wiedenek. Nieubłagana statystyka zagląda już nawet do buduarów kobiecych. Obliczono bowiem, że Wiedenki zużywają rocznie 73,730 kilogramów pudru, 42,705 kilogramów różu, 23,356 kilogramów farby do brwi i rzęsów, 18,250 kilogramów pomadki do warg, 10,865 kilogramów gliceryny i 5,777 kilogramów goldcream'u, co razem stanowi 176,684 kilogramy kosmetyków. O ile prawdziwemi są cyfry powyższe, trudno przesądzać. W każdym razie owe stotysięcy z górą kilogramów kosmetyków aż nadto dobrze świadczy o zamiłowaniu Wiedenek do poprawienia natury.

Z chwili bieżącej, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1893

 

Toaleta niechaj nie zabiera ci długo czasu.
Sztuczne do upiększania środki nie powinny znajdywać się w twej gotowalni. Szpecą one twarz, każdy łatwo je poznaje, piękności nie podnoszą, cerę zaś psują.
Woda i mydło najlepszym i są kosmetykami, których nic innego zastąpić nie potrafi. One dają wdzięk, powab twarzy, a chronią płeć przed szkodliwymi wpływami powietrza.

Ks. F. EL. Łukaszewicz, Złota książka polskiej dziewicy, Kraków 1895

 

Wysoki urzędnik zakochał się we fotografji młodej panienki, którą widział, u jej ojca. Nie taił swego uczucia przed nim. Ucieszony ojciec nadzieją posiadania zacnego zięcia zaprosił go natychmiast do siebie.
Urzędnik pojechał. Po powrocie pytam go, jakiż rezultat podróży? Odpowiedział mi
—- Niefortunny.
Panna w istocie ładna, miła, wykształcona, ale szpeci swą twarz kosmetykami, pudrami itd. Żal mi jej; kto puścił się raz na drogę obłudy i kłamstwa, przedstawiać się chce innym, aniżeli jest w rzeczywistości, u tego cnoty i prawdy nie szukaj.
Kosmetykami twymi niech będzie świeża woda i mydło. Woda czyni skórę piękną, gładką, jędrną. Hartuje ją i wzmacnia, osłania przed wpływami klimatycznymi, podnosi jej powab, świeżość i wdzięk trwale i stale.

Ks. F. EL. Łukaszewicz, Złota książka polskiej dziewicy, Kraków 1895


Jakże często niestety widzimy młode twarze o płci świeżej choć niezbyt białej, oszpecone warstwą pudru lub bielidła, nadającego odcień martwoty, lub przypominającego postacie cyrkowe! Usta świeże dostatecznie zaróżowione z natury, pokryte rażąco czerwonym karminem. To znów piękne oczy z ogniem i blaskiem, zeszpecone podmalowaną ciemną obwódką, przy której zdają się zapadać! Skromne pojęcie o sobie niechaj młode osoby zastosują do czego innego, co się zaś tyczy urody, niech wierzą, że młodość sama jest najlepszym powabem, że podobać się potrafią bez sztucznych dodatków, potrzebnych tylko na scenie. Niech wierzą, że nawet ładna twarz upiększona sztucznie, zamiast zachwytu i podziwu wzbudza uśmiech ironiczny, często nawet lekceważący, zamiast pociągać, zraża.

O ubiorach, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1896

 

Pamiętajcie, że smarowanie czemkolwiek waszej buzi oszpeca ją, a o was samych jak najgorsze daje wyobrażenie. Każdy poważnie myślący człowiek ze wstrętem i pogardą odwraca się od kobiety, na której twarzy dostrzeże farby czerwonej lub białej, warg posmarowanych świecącą się jak lakier maścią, pozna przyprawione włosy i inne dodatki... Chyba te panienki nigdy nie słyszały, że największą ozdobą jest świeżość naturalna, młodość i prostota, a wszystkie mniej lub więcej zręczne dodatki są tylko oszpeceniem!

 Baronowa Staffe, Zwyczaje towarzyskie, przeł. M.N.B., Lwów 1898

 

Kobiety malują się – niestety – jestto najświętszą prawdą! Zapominają chyba o tem, że malowanie twarzy niszczy jej piękność i szkodzi zdrowiu; zresztą nie myślę tej uwagi stosować do osób, które od dawna sztucznie się upiększają – wiem, że byłby to głos wołającego na puszczy.

 Baronowa Staffe, Zwyczaje towarzyskie, przeł. M.N.B., Lwów 1898

 

Nie potrzebuję chyba tu dodawać, że kobiety, które przeszły wiek naturalnego rumieńca, nie powinny go pod żadnym pozorem używać, najlżejszy bowiem pokład rużu jest w starszym wieku zdradzieckim a nic okropniejszego chyba nad starą «umalowaną» kobietę. Powiem więcej, zwykły, prosty puder już nie jest dla kobiet dobiegających pięćdziesiątki bezpiecznym, nadaje twarzom ich pewne piętno nienaturalności i martwoty – odstaje, rzekłbyś, od nich; reasumując tu regułę właściwej epoki używania kosmetyków, należałoby powiedzieć: ani zbyt wcześnie, t.j. nie wówczas kiedy się ma lat 16, 17, kiedy to najlepszym pudrem jest puszek pierwszej młodości; ani zbyt późno, t.j. po przekroczeniu lat 45, a jak dla chudych kobiet 40, bo wówczas malowidło sprawia smutne już tylko i śmieszne wrażenie – coś, co przywodzi na pamięć cyrkowego klowna.

 Aleksandra Callier, Hygiena piękności. Praktyczny poradnik dla prawdziwie eleganckich kobiet na podstawie najlepszych źródeł skreśliła, Kraków, Warszawa 1903

 

Nie będę tu mówiła o kobietach, które chcą być przez wszystkich wielbione, o kobietach, które wyzywającem spojrzeniem zaprzęgają do swego rydwanu tłumy mężczyzn, o kobietach oszołomionych przewrotną żądzą podobania się i dla dogodzenia jej, uciekających się do tajemniczych, sztucznych środków, prowadzących nieodwołanie do przedwczesnej starości i brzydoty. Nie wejdę to tego sanctuarium w którem panuje fałszywe bóstwo i kłamstwo zuchwałe.

Baronowa Staffe, Piękność i zdrowie. Praktyczne rady, wskazówki i przepisy dla kobiet. Wydanie nowe, Warszawa 1903

 

Jeżeli szczęściem całem są hołdy świata i cześć dla własnej piękności, postępowanie takie jest bez wątpienia lepszem, aniżeli malowanie się i inne środki sztuczne, które mają niby naprawiać niepowetowane szczerby czasu.

Baronowa Staffe, Piękność i zdrowie. Praktyczne rady, wskazówki i przepisy dla kobiet. Wydanie nowe, Warszawa 1903

 

Jeśli kobieta pragnie do późnego wieku zachować czystą cerę, nie powinna za młodu używać blanszu i różu.

Baronowa Staffe, Piękność i zdrowie. Praktyczne rady, wskazówki i przepisy dla kobiet. Wydanie nowe, Warszawa 1903

 

Nie śmiem wierzyć, by moje rady miały tyle znaczenia u wszystkich moich czytelniczek, aby wpłynąć miały na pozbycie się tej nieszczęsnej i szpecącej manii malowania się, manii, która w pewnym wieku uchybia godności kobiecej, a w młodym wieku szkodzi piękności.

Baronowa Staffe, Piękność i zdrowie. Praktyczne rady, wskazówki i przepisy dla kobiet. Wydanie nowe, Warszawa 1903

 

O malowaniu się wogóle, powiem jedynie dla przestrogi. Kobieta umalowana nie może się ani uśmiechnąć, ani zapłakać z obawy, by nie popękała powłoka, pokrywająca naturalną skórę. Twarz takiej osoby jest jakby porcelanowa, zimna i bez wyrazu. Cera przy świetle dziennem ma bladość śmiertelną

Baronowa Staffe, Piękność i zdrowie. Praktyczne rady, wskazówki i przepisy dla kobiet. Wydanie nowe, Warszawa 1903

 

Młoda panna powinna się ubierać z pewną starannością i kokieteryą, ale zawsze z umiarkowaniem, nie narażając zbytnio rodziców na wydatki. Młoda panna nie maluje i nie pudruje się nigdy.

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

Kto usiłuje różem i pudrem poprawić normalny kolor swojej twarzy, ten przypomina pacykarza, który usiłowałby skopiować obrazy Tycjana za pomocą farby czerwonej i białej. Róż i puder stanowią atrybuty sceny.

 Mieczysław Rościszewski, Panna dorosła w rodzinie i społeczeństwie, Warszawa 1905

 

Także w literaturze umalowane bywają przede wszystkim podstarzałe kokietki.

Koło niego siedzi kobieta także stara, która jednak widocznie chce uchodzić za młodszą. Na twarzy grubo mączki ryżowej, właściwie blejwajsu, który pod firmą ryżu wnika aż do organizmu ludzkiego. Za to w ubiorze widać młodość zupełną i fantazyą niezaprzeczoną. Najpierwszej mody kapelusz ledwo dotyka się upudrowanych na szaro włosów, a zacząwszy od spiczastej nieco brody ugarnirowany prawdziwemi koronkami ciągną się artystyczne draperye ciężkiej jedwabnej materyi, której sporo jeszcze, leży na ziemi po za fotelem. Stara kobieta używa często z upodobaniem języka francuzkiego, którym doskonale włada, tylko czasami, gdy chodzi o tajemnicę jaką w obec innych gości, odzywa się po polsku.

Jan Zacharyasiewicz, Flaminia, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1879

 

Czy pamiętasz owę panią Sabinę, którą spotkałyśmy u wód kilka lat temu, wdowę i jedyną spadkobierczynią po milionowym swym małżonku, owę panią Sabinę, która to raważe czasu tak artystycznie ukrywać zwykła była pod warstwami bielidła i różu, która z taką niezmordowaną walecznością walczyła przeciwko swym sześćdziesięciu wiosnom w kontredansach i polkach, i z tak niezmordowaną wytrwałością goniła figlarnego bożka hymenu po wszystkich balach i drogach tego świata?

Eliza Orzeszkowa, Pamiętnik Wacławy, Warszawa 1884

 

Niewielkiego wzrostu, okrąglutka, z figurką pełną a wciętą, blado-niębieskim jedwabiem opięta, miała twarzyczkę także zaokrągloną, z małym noskiem i drobnemi ustami: płeć jej była biała i różowa, brwi i rzęsy ciemne, nad czołem wiło się mnóztwo krótkich kędziorków ciemno-płowych, a ta główka, prawie dziecinna, efektownie odbijała od kształtów, kwitnących zupełnym rozwojem.
Była to pani Minii Nabrzeska, matka Zygmunta. Przyćmione światło różowego saloniku ujmowało jej lat ze dwadzieścia, ale i za dnia wyglądała nad wiek swój młodo. Bielidła, czernidła i karminu używała tak kunsztownie, że tylko bystry wzrok drugiej kobiety mógł się ich domyśleć, a umiejętne przystosowanie stroju do powierzchowności uwydatniało wdzięki tak sztuczne, jako też i pozostałe dotąd. Poczucie tej, częścią podrobionej, częścią dobrze zachowanej młodości, dawało jej prawie zupełnie szczere przeświadczenie, że straszna cyfra 47 jest grubiańskim wymysłem metrykalnych porządków, i pozwalało utrzymywać z figlarnie naiwną minką, że jej dwudziestokilkoletni syn pozuje tylko na dojrzałego mężczyznę, ona zaś sama za nadzwyczajną dyspensą w piętnastym roku życia matką została.

Julia Terpiłowska, Przystań, w: „Bluszcz”, 1902

 

Na podobny temat: Puder