W miarę popularyzacji higieny i sportu, zaczęto też zwracać uwagę na ruch fizyczny w wychowaniu małych dzieci. Autorytety społeczne i pedagogiczne zaczęły napominać rodziców, aby dbali o to, by dzieci nie spędzały czasu wyłącznie na nauce, ale miały też możliwość ruchu i zabaw na powietrzu.

Część zwracała tu uwagę, że dziewczynki częściej mają mniej okazji do zabaw i ruchu niż chłopcy, ze względu na podejście do ich wychowania – podkreślanie w nim elegancji i ładnych strojów. Podkreślano zatem, jak ważny jest ruch dla ich ogólnego zdrowia (przy okazji potępiając skłonności do nadmiernego strojenia córek, co prowadziło do rozwoju próżności).

 

Mieszkańcy wsi bez wyjątku i mieszkańcy miast posiadająca obszerne mieszkania, podwórza i ogrody, jeżeli przykuwają swoje małe córki do miękkich sprzętów, nie pozwalają im używać otwartego powietrza, z obawy, aby nie opaliły się latem, a w zimie się nie przeziębiły, jeżeli nic dają ich rękom innego ćwiczenia, jak wyszywanie na kanwie lub niechętne najczęściej uderzanie w klawisze fortepianu – tacy rodzice sami winni są temu, jeśli w następstwie córki ich wzrosną z postacią drobną i nierozwiniętą, z organizmem słabym, niezdolnym do zniesienia zmian temperatury lub losu.

Eliza Orzeszkowa, Kilka słów o kobietach, Warszawa 1870

 

W dworach wiejskich potrzeba ta więcej jest zachowywaną, gdyż chęć pokazania dzieci we wdzięku podniesionym ubraniem, z powodu braku obcych ludzi mniej jest drażnioną, ubrania więc ich bywają oszczędniejsze a tem samem więcej swobodne, ale w miastach zdaje się niepodobieństwem aby dziecko wyprowadzić na publiczne miejsce, nie wystrojone o ile można najokażniej. Chłopcy mniej na tem tracą osobiście, bo jako ruchliwsi na ubiór swój gdy idzie o zabawę nie wiele dbają, ale dziewczynki baczniejsze na niego, swobodę w ruchach krępują przystrojem. Jest to na pozór niby mała rzecz, ale w skutkach dalszych niezmiernie szkodliwą. Dziewczynka jak laleczka ustrojona, mając sobie bardzo słusznie ciągle powtarzane, aby ubioru szanowała, nie podarła nie poszarpała nie zawalała, lęka się później podskoczyć, biedz żywiej, pogonić się, przeskoczyć przez jaką przeszkodę, nachylić się żwawiej, bo ciągle ma na myśli ubiór, aby mu w czem szkody nie sprawiła. Tą bacznością ruchy jej ciągle krępowane, a przeznaczone z natury do zupełnej swobody, nabierają nieśmiałości, sztywności, lękliwości, a przedewszystkiem nie dają jej takiej korzyści jakie z zupełnej swobody na dziecko spływają.

O wychowaniu. Rozwój w dziecku sił fizycznych, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1875

 

Obok tego, bardzo dobrze jest dziecko uczyć konnej jazdy, pływania, szybkiego biegu przez gonitwy, fechtunku, jazdy na łyżwach, robienia wiosłem, a nawet pasowania się i bitwy na pięście. Wszystkie te umiejętności, obok zbawiennego wpływu na rozwój sił fizycznych, stają się niezmiernie pożytecznemi w dalszym ciągu życia, tak dalece, że od nabycia ich nie powinno się usuwać nawet dziewczynki. Nie idzie tu o to aby dziewczynka stawszy się kobietą, zmieniła się w kawalerzystę, umiejącą wywijać rapirem, w pasowaniu powalić przeciwnika lub wykuksować go pięścią i popodbijać oczy, ale przez podobne szermierki pozbywa się lękliwości już wrodzonej, która nie wyniszczana przechodzi w stan chorobliwy, na widok konia kręcącego się, pałasza, sztyletu lub pięści groźnie podniesionej, sprowadzających spazmatyczne kurcze, bezwładność lub zupełne omdlenie.

O wychowaniu. Rozwój w dziecku sił fizycznych, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1875

 

Nie przeminęły jeszcze owe czasy, kiedy pielęgnowano słabość, jako wdzięk, kiedy bezmyślnie poświęcano zdrowie, ażeby zachować wątłość kibici, lub przejrzystość cery, a tem samem dziewczynki stawały się prawdziwemi męczennicami przyszłej piękności. Nie rozpowszechniło się jeszcze dotąd pomiędzy matkami przekonanie, że bez zdrowia, bez czerstwości, piękność – jest to kwiat egzotyczny, skazany na prędkie zwiędnienie.
Przeciwnie, dziewczęta wzrastają w przekonaniu, że pełna kibić, rumieniec i t. p., stanowią ujemne przymioty, martwią się tem nieraz, jakby jakiem nieszczęściem, a zdarza się nawet daleko częściej, niżby to sądzić można, iż, chcąc naśladować blade heroiny sentymentalnych powieści, starają się wszelkiemi sposobami nabyć chorobliwe cechy, stracić pełne kształty, morzą się więc głodem, ściskają sznurówkami, piją ocet i często bardzo rujnują sobie zdrowie zupełnie, a nawet śmiercią przypłacają fałszywe o niewieścim wdzięku pojęcia.
W wychowaniu zapanować koniecznie powinno równouprawnienie dwóch płci w obec hygieny, ćwiczenie gimnastyczne, ruch na świeżem powietrzu, powinny przeplatać godziny książkowej nauki.

Waleria Marrené, Przesądy w wychowaniu. Studyum pedagogiczne, Wilno 1881

 

Nie wolno jej hasać na drewnianym koniu, skakać, biegać swobodnie po słońcu, chociaż rzeczy te wcale nie są naganne i służą do fizycznego rozwoju, na tej tylko zasadzie, że to dziewczynie nie wypada.

Waleria Marrené, Przesądy w wychowaniu. Studyum pedagogiczne, Wilno 1881

 

Taka gimnastyka dziewcząt jest równie przyjęta w szkołach niemieckich i także delegat francuzki, Eugieniusz Paz, tak opisuje co widział w szkole pruskiej: — „Dziewczęta, ustawione w szeregi, zaczynają za dźwiękiem muzyki postępować zwolna na przód, trochę na wzór kadetów, kiedy się uczą maszerować. Potem zastępy te rozdzielają się nagle, jak u nas przy pierwszych ćwiczeniach: na ramię broń! Dziewczęta mają też w ręku żelazne pałeczki, które wznoszą teraz do góry, spuszczają, wywijają niemi, robiąc przy tern rozmaite zwroty na lewo, na prawo w tył. Ale zwolna rozdzielone szeregi zbliżają się ku sobie, ręce się ujmują i podnoszą w górę tworząc ponad głowami jakgdyby wieńce, szeregi rozsypują się, łączą, biegną, wymijają a zawsze według tempa muzyki, zgodnie; dziewczęta wirują jakgdyby w powietrzu, ledwo dotykając ziemi końcami palców, i łącząc to zawsze z ruchami pałeczek, dość ciężkich, aby stanowiło to ćwiczenie siły. Harmonika przygrywa i jest to jakgdyby taniec pełen póz wdzięcznych — rzeczywista gimnastyka dziewcząt, która nie forsuje sił, ale je rozwija, nadając członkom gibkość i zręczność powabną.

Notatki pedagogiczne, w: „Bluszcz”, 1885

 

Dla wyrobienia w dzieciach odwagi, dzielności i siły trzeba od najmłodszych lat zachęcać je do ćwiczeń fizycznych i do gimnastyki, które są bardzo pożyteczne tak dla chłopców, jak dla dziewcząt, kształcą bowiem i rozwijają wszystkie części ciała. Tak zwana gimnastyka szwedzka, czyli pokojowa, bardzo stosowna w zimie, kiedy słoty i mrozy zmuszają do przebywania w mieszkaniu, może być zastosowaną już do czteroletnich dzieci i powinna się odbywać pod okiem rodziców, którzy łatwo z książek mogą się z nią poznajomić. Gimnastyka na przyrządach dobra jest dla dzieci starszych i musi zostawać pod kierunkiem nauczyciela. Przed skończeniem lat siedmiu dziecko nie powinno jej się uczyć.

Skarbiec dla rodzin w mieście i na wsi, tom I, Wydawnictwo Biesiady Literackiej, Warszawa 1888

 

Młode dziewczęta powinny jaknajwięcej przebywać na świeżem powietrzu i używać ruchu, który da im czerstwość, siłę i zdrowie.

Skarbiec dla rodzin w mieście i na wsi, tom I, Wydawnictwo Biesiady Literackiej, Warszawa 1888

 

Ćwiczenia cielesne w zakładach naukowych dla dziewczyn winny być obowiązkowe, tymczasem takowych prawie nigdzie nie ma, a jeżeli nawet odbywa się gimnastyka raz albo dwa razy w tygodniu, to takowa nie jest dostateczną dla dzieci, spędzających kilka godzin na ławie szkolnej, a następnie przygotowujących się jeszcze parę godzin do lekcyj klasowych w domu. Gimnastyka powinna być praktykowaną codziennie.

Dr. J. Herm. Baas, tłom. Dr. J. St. Choroby kobiece.  Ich zapobieganie i leczenie. Poradnik dla kobiet, Warszawa 1889

 

Z różnorodnych ćwiczeń, jakim oddają się dziewczynki, najczęstsze jest skakanie przez sznur. Otóż większa część matek uważa je za bardzo korzystną gimnastykę, tymczasem, według nas, ćwiczenie to nietylko nie jest korzystne, lecz wprost szkodliwe, gdyż wprawia w niepotrzebny ruch organa wewnętrzne. Szkodliwość ta wyraźną jest szczególniej u dziewczyn dorastających, będących w stanie rozwoju.

Dr. J. Herm. Baas, tłom. Dr. J. St. Choroby kobiece.  Ich zapobieganie i leczenie. Poradnik dla kobiet, Warszawa 1889

 

Przypatrzcie się tylko naszemu wychowaniu i porównajcie je ze swojem. Jankowi po skończonych lekcjach wolno się wykrzyczeć i wybiegać na powietrzu— Zosię (używam imienia, którego i Pan użył), dziewczynkę kilkoletnią, zamykają w dusznym pokoju i każą robić szydełkiem, drutami, lub bębnić gamy. Oh! to szydełko, druty i te gamy! Ileż łez każda z nas przez nie wylała! A jaki z tego pożytek? Uszyć sukni lub bielizny żadna z nas nie potrafi, jeżeli się tego potem osobno nie uczyła; drutowe pończochy i szydełkowe serwetki schowała mama do komody na wieczną rzeczy pamiątkę, a „wykutymi" na fortepianie „kawałkami" Zosiunia rani uszy gości. A dalsze następstwa? Zosia nabiera wstrętu do drutów i szydełka i nienawidzi z całej maleńkiej duszyczki nauczycielkę muzyki. To się nazywa wpajaniem zamiłowania do pracy i rozwijaniem uczuć... estetycznych.
Janek w niedzielę pójdzie z kolegami na majówkę lub wycieczkę; zabawa idzie w najlepsze w „jare" lub „zbója i żandarmów" — nie obejdzie się przytem co prawda bez podbicia oka, lub podarcia mundurka, ale chłopiec wraca z zarumienionymi policzkami i z błyszczącemi oczyma; Zosia idzie na spacer z mamą lub boną do publicznego ogrodu, wystrojona, sztywna, pełna godności. Chciałaby pobawić się z sąsiadką, chciałaby poskakać, pobiegnąć... ot tam, do tamtego drzewa!.. Ale nie wolno. Zosiu, nie wdawaj się z obcemi dziewczynkami, tamta jakoś gorzej ubrana, kto wie, z jakiego to domu?... Zosiu, nie skacz; Zosiu nie biegnij; Zosiu, trzymaj się prosto ; Zosiu popraw sobie włosy; Zosiu nie kiwaj paluszkiem — a do wszystkiego dodaje się to straszne słowo, ten wyrok, uśmiercający nas na zawsze: „nie wypada!" Gdy dorosła, nie wypada jej wyjść samej choćby na ulicę, iść do sklepu, spojrzeć, stanąć przed wystawą, roześmiać się, zjeść jeden więcej kawałek mięsa, jeżeli ma apetyt itd. itd. itd... bez końca. Aż wreszcie zrobią z niej istotę bladą, sztywną i banalną, podobną do drugiej, jak dwie krople wody, ale za to dobrze wytresow... przepraszam, dobrze wychowaną. Umie ona pięknie się kłaniać, jedząc noża do ust nie kładzie i wie, jakie teraz modne kołnierzyki, ale nie ma najprostszych, najelementarniejszych wiadomości, nieodzownych do życia (znam takie, z inteligentnych domów, które nietylko już historji lub literatury, ale wprost tabliczki mnożenia nie umieją!). Ojej charakterze nie może być mowy, jest najzupełniej bierna, nietylko nie śmie, ale nie umie myśleć szerzej i czuć inaczej, niż każą, a o życiu ma takie wiadomości, jak Patagończyk o literaturze... dajmy na to — skandynawskiej.

K. Bartoszewicz, Kwestyonaryusz małżeński, Kraków 1901

 

Ludzie, którzy wdzięk kobiety upatrują w jej słabości i cielesnem niedołęztwie, którzy uznając wielkie znaczenie ćwiczeń fizycznych, gimnastyki, swobody i żywości ruchów dla chłopców, poczytują je dla dziewcząt za rzecz niewłaściwą i nieprzyzwoitą, którzy wątłe, drobne kształty i bladą cerę uważają za nieodłączne cechy kobiecości i, zamykając swe córki w domu, zmuszają je do siedzącego życia, a chronią, od najmniejszego mięśniowego wysiłku – przez nieświadomość, a częściej jeszcze przez lekkomyślność popełniają zamach na szczęście i zdrowie, a nawet na życie swych dzieci.

Izabela Moszczeńska, Co każda matka swojej dorastającej córce powiedzieć powinna, Warszawa 1904

 

Dlatego też, o ile możności, używaj dużo ćwiczeń fizycznych. Dalekie przechadzki, ślizgawka, wiosłowanie, gry w piłkę, gonitwy, wszystkie takie zabawy, które ciało twe w równomierny ruch wprawiają, niechaj się zawsze cieszą twą sympatją. Gdy cię do nich twa naturalna żywość popycha, niech cię od nich nie powstrzymuje uwagą, że dorastającej pannie „nie wypada” biegać i skakać niby mały dzieciak, drapać się na drzewa, przełazić płoty i tym podobne niedość poważne wykonywać czynności. Żywość, ruchliwość, młodość nikogo nie szpecą i nikomu wdzięku nie ujmują, a przykazanie „nie wypada” jest tyle razy streszczeniem zbiorowej głupoty ludzkiej, że powinnaś się raz na zawsze pozbyć bezmyślnej uległości względem niego.
Jeżeli długa suknia krępuje twoje ruchy, noś krótką i będziesz w niej stokroć ładniejsza, gdy ci żywy ruch rozrumieni policzki i oczy uśmiechem rozjaśni, niż twe rówieśniczki, wlokące powoli za sobą długie treny i wzbijające niemi tumany kurzu, zanieczyszczające ich ciało.

Izabela Moszczeńska, Co każda matka swojej dorastającej córce powiedzieć powinna, Warszawa 1904

 

Nasze zaś dziewczęta, siedząc po 6 godzin w szkole, zupełnie prawienie uprawiają ćwiczeń fizycznych, lekcye gimnastyki są najczęściej tylko nowem utrapieniem dla ich umysłu i ciała. Przytem siedzą w nieodpowiednio zbudowanych ławkach i ubrane są w ciasne gorsety. Wróciwszy z pensyi do domu, muszą odrabiać zadania, ćwiczyć się w grze na fortepianie, a nieraz jeszcze wykonywać różne ręczne robótki. Nikt zaś nie dba o tak nieodzowne dla ich zdrowia ćwiczenia fizyczne. Jako pensjonarki muszą chodzić w szeregu skromnie i przyzwoicie; wesoła zabawa z równymi im wiekiem towarzyszami, mogłaby je przecie zepsuć! Nic więc dziwnego, że wobec niemożliwości usunięcia umysłowego przeciążenia ze szkoły, a tak zaniedbanem jednocześnie wychowaniu fizycznem, kobiety nasze są słabowite, wydelikacone, postawa ich nie jest krzepka, a ruchy najczęściej ociężałe.

Dr. K., Bluszcz, Jak powstaje boczne skrzywienie kręgosłupa, 1905

 

Dużo ruchu mogła zażywać w swoim dzieciństwie w latach 70-tych XIX wieku Zofia Grabska:

Jako kilkunastoletnia dziewczynka uczyłam się fechtować i strzelać, ale na pierwszym planie była jazda konna i powożenie. Powoziłam czwórką ostrych, młodych koni po złych drogach i fatalnych mostach orłowskich, i to nieraz wioząc rodziców, których mimo dobrych u powozu resorów wytrzęsłam niemiłosiernie, bo oczywiście tak starannie kamieni i wybojów nie omijałam, jak by to uczynił stary Ozimiński, siedzący biernie koło mnie na koźle.

Zofia z Grabskich Kirkor-Kiedroniowa, Wspomnienia, Kraków 1986

 

Sabina Dembowska także wspomina, że jej ojciec zapewnił swoim dzieciom ruch i ćwiczenia:

Ojciec dbał o nasze zdrowie i rozwój fizyczny. Urządził nam drabinkę do wchodzenia na rękach, drążek do podciągania się i „przewijania”, huśtawkę, kołobieg, z którego raz przyniesiono mnie do domu z rozbitą łepetyną, a innym razem z nadłamanym żebrem. Główną atrakcją, a zarazem przyczyną naszych guzów i sińców był kołobieg. Przyrząd ten składał się z drewnianego słupa z wbitym na czubku żelaznym kolcem, na który był nałożony gruby pierścień z czterema wygiętymi hakami. Wkładało się na nie żelazne kółka z linami, z których każda zakończona  była pętlą. W te pętle siadaliśmy i biegliśmy wkoło słupa. W miarę rozpędu, siłą odśrodkową jadący podnosili się do góry coraz wyżej i wyżej, aż do lotu w powietrzu. Gimnastyka ta i ćwiczenia bardzo się nam przydały. Wyrośliśmy wszyscy na zdrowych i fizycznie silnych ludzi.

Sabina Dembowska, Na każde wezwanie. Wspomnienia lekarki, Warszawa 1982