Ponieważ najważniejszym zajęciem kobiety miało być prowadzenie domu, nauka miała się rozpoczynać już w najmłodszym wieku. Tylko w ten sposób można było osiągnąć ideał – świadomą, wykształconą gospodynię. Konieczna więc była praktyczna nauka każdej gałęzi gospodarstwa domowego. Ostrzegano matki przed zaniedbaniem tej strony wychowania na rzecz nauki szkolnej. Domagano się zresztą, by szkoły także o to dbały. Za jedną z wad kształcenia na pensji uważano włąśnie fakt, że oddalone od rodziny panienki nie będą miały okazji pozyskać praktycznych wiadomości na temat prowadzenia domu.

Skądinąd – ponieważ prowadzenie domu miało być naturalnym przeznaczeniem kobiety – często spodziewano się, że dziewczynka będzie się sama garnęła do gospodarstwa.

Ale cośmy z niemałą radością zauważyli iż nie tylko gospodynie domów ale nawet młode Panienki, skromnie a schludnie ubrane wyręczają Matki, a zarazem przyuczają się zawczasu do gospodarności; prawdziwie że powinszować należy przyszłemu mężowi, który dostanie żonę, pod okiem troskliwej i rozsądnej Matki wzrastającą, co nietylko stara się dać swej córce staranne wykształcenie umysłowe, ale zawczasu już przyzwyczaja zajmować się tak kuchnią, jak i innemi zatrudnieniami domowemi kobiety: takie wychowanie to wielka rękojmia szczęścia w ognisku domowem. Młoda Panienka zawczasu przyzwyczajona do oszczędności znająca wartość nie raz ciężko zapracowanego grosza, umie się potem rachować z dochodami i zarazem na przyszłość coś zatrzymać. „Oszczędzaj swoje abyś cudzego nie pragnął" mówi nasz znakomity Fredro.

 „Kurier Warszawski”, 1865

 

Nie należy bezwątpienia, aby matka oddawać miała kierunek swego gospodarstwa młodej córce i odrywać ją w ten sposób od wszelkich zajęć umysłowych, lecz źle czyni, jeżeli po trochu nie przyucza ją do zatrudnień domowych i po za obrębem fortepianu, robótki lub książki nie daje jej innego zajęcia, tak że panienka po pójściu za mąż, dopiero przechodzić musi szkołę gospodarstwa i niejednokrotnie drogo przypłacać swoją nieudolność, a zawsze wiele skutkiem jej doznać przykrości.

 Józefa Dobieszewska, Poradnik dla gospodyń, Warszawa 1868

 

Bohaterkę „Pamiętnika Laury” krewna, zamożna hrabina, zaprasza do siebie w celu dokończenia jej edukacji:

[Hrabina] wyraża swoje życzenie, abym na tydzień przed świętami do Zagórza przybyła. „W tej porze (…) wiele jest u mnie roboty na święta (…), nie tak dla gości, których u mnie mało bywa, jak ze względu na liczną czeladź i dworską służbę. Mianowicie przyrządzenie różnych wędlin, mięsiw i pieczywo ciast wielką tu gra rolę. Chciałabym bardzo, żeby Laura wyuczyła się dokładnie tego wszystkiego pod kierunkiem mojej gospodyni, która jest bardzo z tem obeznana i zręczna, i aby poznała jak ważną jest podobna umiejętność dla gospodyni domu, zwłaszcza na wsi.”

 Felicja Szymanowska, Pamiętnik Laury, Warszawa 1877

 

Chociaż z powyższego wynika, że hrabina miała w prowadzeniu gospodarstwa wyrękę, Laurę instruuje tak:

Do wszystkiego musisz sama ręki przyłożyć, wieczór wszystkie szczegóły spiszesz i odczytasz mi, abym się przekonała, czyś je dokładnie pojęła.

 Felicja Szymanowska, Pamiętnik Laury, Warszawa 1877

 

Po skończonej edukacji u hrabiny Laura wraca do domu rodziców i z duma informuje:

Mama następujące szczegóły gospodarskie na mnie zdała: rąbanie cukru, przyrządzanie herbaty, kawy i krajanie chleba z masłem rano i wieczór – dopilnowanie, aby było porządnie do stołu nakryte, schowanie do śpiżarni tego co od obiadu zostaje, bułek, chleba, ciasta i owoców, nakoniec wydawanie świec i nafty do oświetlania pokoi.

Felicja Szymanowska, Pamiętnik Laury, Warszawa 1877

 

Pismo nasze wielokrotnie przedmiot ten rozbierało; obecnie też wspomnę tu tylko, że w miejsce podobnie mozolnych zajęć, obłudnie nazwę zabawy noszących, jest stanowczo lepiej nastręczyć dziecku jakąś rzeczywistą, z pewnym użytkiem praktycznym złączoną robotę, która pierwsze pojęcie pracy, obowiązku w umysł dziecka wprowadzi. Dziecko jeszcze na to zamałe, nie powinno też być tak mozolnie zajętem.
Dziewczynce znaleźć można niemało zajęć względowi owemu odpowiednich, a przedstawiających pierwszą naukę robót ręcznych, jakie w jej wychowaniu koniecznie miejsce zająć muszą; dla chłopców trudniej o to, ale też chłopczyka, który nie potrzebuje wprawiać się wiele do robót mechanicznych, z ożywczem ruchem nie złączonych, nie wyrabiających siły i zręczności, niema po co do takiego zajęcia skłaniać. Niech sobie raczej w to miejsce małą ciesiełkę, tokarkę prowadzi, co przyszłości męzkiego przeznaczenia lepiej odpowie, niech mu zostanie podsuniętym ołówek, klocki do budowania domów i przeróżnych gmachów jego fantazyi, a wreszcie, jak dziewczynce dostaje się lalka, gospodarstwo blaszane, tak niech on sobie na drewnianym rumaku hasa, drewnianą szabelką wywija, hufce ołowianych rycerzy sprawia — niech się młoda wyobraźnia uskrzydla i pierwszy swój polot bierze, niech w dziecku tworzy się i kształci zwolna człowiek przyszły — intelligentny, czynny, samodzielny.

Zabawa i wychowanie, w: „Bluszcz”, 1878

 

Dziewczęta uczące się, niech pająkom zostawią snucie pajęczyn, a w chwilach wolnych od pracy umysłowej niech raczej zajrzą do kuchni, gospodarstwa, ogrodu; niech coś uporządkują, ustawią, lub wreszcie niech na świeżem pobiegają powietrzu.

 Zofia Kowerska, O wychowaniu macierzyńskiem, Warszawa 1881

 

Gospodarstwo kobiece, tak ważna umiejętność dla przyszłej żony i matki, jest, jako teoryja, niezmiernie łatwą do nabycia i dla tego zapewne bywa w wychowaniu dziewcząt lekceważona. Matki, opierając się na przekonaniu, że dziewczynka zostawszy panią domu, byle chciała, łatwo gospodarstwa się nauczy; wcale jej do niego nie zaprawiają. Przekonanie takie jest błędne, bo w tym razie chcieć bardzo trudno, osobie przez wychowanie do niepraktyczności i niezaradności przyzwyczajonej. W gospodarstwie kobiecem teoryja daleko mniej warta od praktyki, a bez tej ostatniej jest niczem dla tego, że praktyka wyrabia się dopiero przez przyzwyczajenie do pracy gospodarczej, do rannego wstawania, do stosunku ze służącemi, do utrzymywania między niemi karności, do umiejętności wymagania w miarę, a jednak dostatecznie; wreszcie pamiętania o ich wygodach i zrobienia sobie dokładnego pojęcia o tem, co od nich zwierzchniczce, a co nawzajem im od zwierzchniczki należy.

 Zofia Kowerska, O wychowaniu macierzyńskiem, Warszawa 1881

 

Dla tej więc przyczyny powinny matki przysposabiać za młodu swe córki do tak ważnego zadania w przyszłym ich życiu i wcześnie zaprawiać do pewnej samodzielności, by później, będąc na własnem gospodarstwie, nie opłacały swej nieświadomości gorzkim doświadczeniem podkopującym częstokroć spokój i dobrobyt rodziny.

 Julia Selingerowa, Obowiązki kobiety każdego stanu w zakresie gospodarstwa domowego, Lwów 1882

 

Pierwsza chwila powrotu dziewczęcia pod dach rodzicielskiego domu, jest zwykle, jak też być powinno, radosnem świętem rodziny. Jest to jakby wesele jej pierwsze — wesele jej dziewictwa: bo oto ona, już do życia dorosła, staje przed matką, przed ojcem, w całej pełni sił młodych, w całym rozkwicie wiosennej swej krasy. Nigdy piękniejszą, swobodniejszą, nigdy może szczęśliwszą, nie będzie, a że jej jeszcze trochę pustoty dziecięcej mieć wolno, że jej wolno przytem odpocząć sobie nieco po ostatnich trudach, szkolnej kampanii examinowej — jak ptaszek wolnemi skrzydełkami strzepnąć, śmiać się do słońca, do kwiatka, długiej sukni dorosłej panny wesoło przymierzać i kąty ukochane rodzinnego domu witać—witać wspomnienia i ludzi, co do niej przyjaźnie dłoń wyciągają: więc zwykle następują dla niej jeszcze jedne, ostatnie wakacye, które przecież swój kres, swój koniec wkrótce mieć powinny. Po tych wakacyach, które jej i serce matczyne dać pragnęło, musi nastąpić chwila poważna: musi wziąć swój początek to, do czego uzdolniła ją szkoła i wychowanie macierzyńskie — praca, mająca ją związać przez swój cel, przez owoce swoje z ruchem ogólnem jej społeczeństwa, z jego myślą i potrzebami. Młoda dziewczyna jest w tej chwili jak ta żniwiarka, która porankiem dnia letniego wychodzi na łan ojczysty z sierpem na ramieniu. Teraz jeszcze ożywczy wietrzyk przewiewa, i blaski światła są różowe: czy przecież nie przyjdzie skwar, który skronie uznoi, czy nie przyjdą burze i gromy — pioruny z wężami ognistemi? Może, ach! może... ona jednak musi swój zagon pożąć, swój snop uzbierać, aby nie została bez zarobku żadnego, — robotnica nieporadna z rękami próżnemi!

Marya Ilnicka, Po wakacyach, w: „Bluszcz”, 1884

 

W czasie wakacyjnym córka powinna zajęcia koło domu i dobrobytu rodziny z matką dzielić, i nawet matkę z nich wyręczać, i co dzień pracy w tym kierunku coś jej ulżyć, na siebie ją biorąc. Niech matka pieszczotliwie jej nie mówi, że spracowała się nad naukę, więc teraz odpoczywać powinna. Znużenie młodości prędko przechodzi, a zmiana zajęcia jest już odpoczynkiem w kierunku tym, w którym był on dla organizmu potrzebnym. Niech to zastąpi ćwiczenia gimnastyczne, tak dziś w wychowaniu uważane za konieczność i zapewnie potrzebne wtedy, gdy nauka wymaga wielogodzinnego siedzenia nad książkę. Ale ruch naturalny, naturalne sił rozwijanie w zajęciach, odpowiadajęcych przyszłym obowiązkom życia, dokona tego niezawodnie lepiej, w oddziaływaniu swem harmonijnie) na cały organizm wpływając.
Podnosi się wiele głosów poważnych z uwagą, że przedłużony czas nauki kobiecej trzyma obecnie młode dziewczę zadługo w oddaleniu od ogniska domowego, i w tych latach właśnie, które dają dorastającej stanowcze nagięcie pod względem gustów jej i skłonności. Wakacye, rozumnie zużytkowane, mogą temu zaradzić: niech tylko przez dwa miesiące ich trwania młoda panna przypomni sobie wszystko to, czego zapominać nie powinna: niech pracowite zajęcia z matką dzieli, niech ją w nich wyręcza tak przez miłość i uszanowanie córki, jak przez pojęcie rozumne, że to są jej rodzinne obowiązki w przyszłości.

M. Ilnicka, Rok szkolny, w: „Bluszcz”, 1886

 

Ileż to zajęć i obowiązków czeka rozumną i pracowitą kobietę w domu, bez względu na położenie materyalne w jakiem się znajduje. Czy nie należy młodej osobie pomagać matce w zarządzie owym domem, w utrzymaniu rachunków wewnętrznego ładu, porządku? Czy nie potrzebuje zaznajomić się z wszystkiem co należy do domowego gospodarstwa, choćby dla tego, aby wiedzieć mogła, co od drugich wymagać ma prawo!

 Skrzynka do listów. Odpowiedź Pilnej Czytelniczce, w: „Wieczory rodzinne”, 1886

 

Później, między 10 a 14 rokiem życia, zazwyczaj dziewczynki zaczynają być pomocne w gospodarstwie domowem. Nie należy jednakże w tym względzie ograniczać się do szycia i haftowania, byłoby to bowiem wprost szkodliwe, lecz na przemiany zajmować się robotą, wymagającą pewnego natężenia sił, więc przedewszystkiem gospodarstwem, a także praniem i prasowaniem drobniejszej bielizny, ścieraniem kurzu i t. p., co oddziaływa bardzo korzystnie na rozwój muskulatury. Gdy jest sposobność do zajmowania się ogrodnictwem, a więc kopaniem, sadzeniem, polewaniem, koszeniem i t. p., natenczas dziewczyny powinny bezwarunkowo takowym się oddawać a zapewnić sobie zdrowie na całe życie. Bezczynność dziewczyn, tak rozpowszechniona, sprawia, że wyszedłszy za mąż nie umieją i, co smutniejsza, nie mogą pracować. Skutkiem tego stają się wkrótce nerwowe i nie są w możności wypełniać niezbędnych warunków, wymaganych od każdej żony i matki w przeciętnym domu rodzinnym.

Dr. J. Herm. Baas, tłom. Dr. J. St., Choroby kobiece.  Ich zapobieganie i leczenie. Poradnik dla kobiet, Warszawa 1889

 

Do zajęć kobiecych w domu i gospodarstwie domowem przyuczać powinien przedewszystkiem dom rodzinny, względnie m a tka. Zadanie to powszechnie bywa zaniedbywane, zwłaszcza w stanie średnim. Dziewczę, począwszy od lat 6 aż do wyjścia za mąż, zazwyczaj oddaje się tylko nauce, w stanie zaś nieco uboższym, po ukończeniu szkoły ludowej, rozpoczyna zarobkować. Gdy następnie wypadnie dziewczynie, po wyjściu za mąż, objąć ster gospodarstwa domowego, okazuje się najczęściej bezgraniczna nieporadność, oblana gorzkimi łzami, a opłacona niepotrzebnymi wydatkami i znacznymi stratami materyalnymi.

 Mieczysław Baranowski, O wychowaniu dziewcząt z uwzględnieniem obecnych stosunków i potrzeb, Lwów 1889

 

Po rozpoczęciu nauki unikajmy starannie przeciążenia pracą umysłową, a dostarczajmy stosownego wypoczynku, powietrza i ruchu. Zbawiennie wpływa krzątanie się dziewczątek około zajęć domowych, niemniej gimnastyk a, zastosowana do płci i wieku, racyonalnie udzielana. Szczególnie oględnego i starannego czuwania wymaga okres dojrzewania u dziewcząt, a błędy wychowania, w tym okresie popełniane, nader zgubne mają następstwa.

 Mieczysław Baranowski, O wychowaniu dziewcząt z uwzględnieniem obecnych stosunków i potrzeb, Lwów 1889

 

Aby to rozczarowanie dla przyszłej gospodyni i jej męża nie następowało, należy zawczasu dziewczęta zatrudniać w domu, powierzać im drobne zajęcia, kazać się wyręczać, wtajemniczać stopniowo w tajniki zarządu kuchni, spiżarni, utrzymywania bielizny i sukni, zaznajamiać z cenami wiktuałów i źródłem ich nabywania, z układaniem budżetu dziennego i miesięcznego i t. d.
Jak dziwnie to brzmi – a jednak rzecz to prawdziwa – gdy często panienki, w klasach nawet wyższych, doskonale znające arytmetykę i wykonujące z łatwością zawiłe operacye rachunkowe, znające nawet geometryą, nie wiedzą, ile kosztuje kilogram cukru, kawy, herbaty, ile kosztuje litr kaszy, grochu i t. p. Jestto wina w pierwszym rzędzie domu, nie szkoły, bo głównie w domu przez częste powtarzanie dziewczęta tego mogą się nauczyć. W tem szkoła wspiera tylko dom uregulowaniem rachuby.

 Mieczysław Baranowski, O wychowaniu dziewcząt z uwzględnieniem obecnych stosunków i potrzeb, Lwów 1889

 

Młodej osobie naturalnie, po opuszczeniu pensyonatu, należy się najpierw przepędzić kilka lat w normalnych stosunkach, t. j. w domu rodzicielskim, gdzie pod kierunkiem matki, najlepiej może się obeznać z obowiązkami kobiety w domowym zakresie. Upomnienie to nie można dość często powtarzać, czas bowiem spędzony w domu rodzicielskim posłuży do dokładnego zresztą rozważania czego się najlepiej w przyszłości chwycić. Skoro panienka stanie się pełnoletnią ukończywszy rok osiemnasty, trwale obstając przy raz powziętem postanowieniu, czas po temu, aby ją kształcić jeszcze w kierunku, w jakim sama pragnie.

 Wanda Reichsteinowa-Szymańska, Poradnik dla młodych osób w świat wstępujących, ułożony dla użytku tychże przez Wielkopolankę, Poznań 1891

 

Oto przykład kilkuletniej dopiero dziewczynki wychowywanej w duchu pozytywistycznego utylitaryzmu:

- Rano musiałam zaraz odrobić śniadanie. (...) Nosiłam ziarna kurom i stałam przy nich tak długo, aż wszystkie się najadły. Później umyłam parę roślin w pokoju (...).
- A obiad? a kolacja? – wołano.
- Oho! Na obiad trudniej zarobić, bo obiad więcej kosztuje. Łuskałam groch, czasem ciocia kazała wysypywać makówki, zrywać maliny, agrest, porzeczki, porządkować nasiona. Zimą najczęściej zwijałam bawełnę.

 Karolina Szaniawska, Nacia. Powieść dla młodzieży. Warszawa 1896

 

Dopiero w wolnych chwilach można poznać dziecko, do czego dąży, co je zajmuje, do czego ma wrodzony pociąg, do czego talent, jakie ma przymioty i wady. W czasie wolnej takiej chwili prędzej poznać można czem kiedyś dziecko będzie niż przy najlepiej wygłoszonej lekcy i. Ale niechże te chwile będą naprawdę wolne, niech młodzież bawi się. cieszy, weseli, rozmawia, zajmuje się wedle swej własnej inicyatywy, swego własnego natchnienia i nie narzucajmy im naszych doświadczeń życiowych w tym względzie, dajmy im na chwilę święty spokój, niech nie czują nad sobą ciągłego przepisu, ciągłego planu, bezustannej czujności argusowej, bo im nawet wolna chwila obrzydnie.
Pytano raz dwunastoletniej dziewczynki w godzinie tak zwanej „rekreacyi:" „Dlaczegóż się nie bawisz? Dziewczynka odrzekła zniechęcona: „Kiedy nie mogę się bawić tak jak chcę!" Na tę godzinę wydawano dzieciom z szafy różne zabawki, jednego dnia te, drugiego dnia tamte i bawiły się tem co im było dane, dziewczynka ta, więcej mająca inicyatywy od innych, znudziła się w końcu temi zabawkami i przymusem w wyborze zabawy i zapragnęła koniecznie iść do kuchni patrzeć jak robiono pierogi dla czeladzi. Płaczem wyprosiła pozwolenie i z rozpromienioną twarzyczką rzuciła się do roboty, zmęczonemi pisaniem i graniem paluszkami lepiąc radośnie wielkie żytnie pierogi ze serem. Ucieszona wróciła potem do swej lekcyi. Był to wrodzony, naturalny pociąg do zajęć domowych. Dziś jest to jedna z najlepszych gospodyń w swej okolicy.

Szczęsna, Wolne chwile, w: „Bluszcz”, 1897

 

A Lucyna Ćwierczakiewiczowa tak przedstawiała córkę wzorowej gospodyni wiejskiej:

- Czy to się te okrągłe sery robią, co mama do Warszawy posyła?
- Tak moje dziecko, jak będziesz dorosłą panną, to cię wszystkich sekretów gospodarstwa nauczę, nie będę już potrzebowała obcych pomocnic, ty mnie zastąpisz we wszystkiem.
- Och! Jak to będzie dobrze, tatko tak lubi jak mamunia te grube placki do kawy upiecze i tak mamę całuje jak się udadzą, to potem ja będę piekła i mnie tatko będzie całować.

 Lucyna Ćwierczakiewiczowa, Wolę być szwaczką, w: Kolęda dla gospodyń, 1897

 

Nawet 4-letnie dzieci mogą już znaleźć zajęcie w gospodarstwie domowem (na wsi szczególniej), a mianowicie przy polewaniu kwiatków, pieleniu chwastów i t. p.
U nas (i to tylko w rodzinach mniej zamożnych) jeśli czasem dziewczynki pomagają matkom w gospodarstwie domowem, to chłopcy już pod żadnym pozorem nie przyjmują udziału w pracy około gospodarstwa domowego; przeciwnie, wszyscy domownicy im usługują.
W Ameryce jest zupełnie inaczej. Tam syn zamożnych rodziców sam musi posłać swoje łóżko, umyć podłogę w swym pokoju, pościerać w nim kurze i w ogóle „sprzątnąć.“
Naturalnie byłoby barbarzyństwem wymagać tego wszystkiego od dzieci przy panującym obecnie systemie nauczania, kiedy tracąc niepożytecznie 5 — 6 godzin dziennie w szkole, dziecko jeszcze 3 —4 godziny poświęcić musi na odrabianie lekcyi w domu.
Ale za to w święta (których jest aż za wiele) i podczas feryi letnich, spełnianie tych niezłożonych posług domowych przez dziatwę szkolną jest najzupełniej możliwe i ze wszech miar pożądane.

P.W., Praca dzieci, w: „Bluszcz”, 1904

 

Obudzenie zaś tej chęci i tego zamiłowania jest rzeczą tem łatwiejszą, że jest ona wrodzona dziewczynkom, dla których po lalce najmilszą zabawką, jest blacha kuchenna.
Za granicą w ogóle, nawet u rodzin bogatych ilość służby jest bardzo mała, w sferach zaś średnio zamożnych wyrostki-chłopcy znakomicie usługują przy stole i umiejętnie wykonywają obowiązki pokojowych.
W Anglii wszystkie mięsa, jako to: rost-beuf, szynka, cielęcina, baranina i t. d. podawane są na stół nie pokrajane; kraje je zwykle gospodarz, a kraje według wszelkich prawideł sztuki kucharskiej, czemu przyglądają się i uczą obecni chłopcy synowie.
Dorastający synowie w rodzinach belgijskich i angielskich w ogóle wykonywają wiele robót, wchodzących w zakres gospodarstwa domowego, przynoszą nawet koks i drzewo do palenia w piecu!

P.W., Praca dzieci, w: „Bluszcz”, 1904

 

Zakład ciągle stawia przed oczy uczennicom przyszłe obowiązki kobiece, o których dziś istnieje dokoła jakby knowane milczenie, ażby panny nie domyślały się nawet, co je w życiu czeka, czego się powinny nauczyć, co pokonać, czemu podołać, co im wypadnie na barkach nosić. Jeżeli bowiem dziewczę naprzód nie spróbuje życia domowego, dlatego, że matka nie chce mu przykrości sprawić, i od przyszłych obowiązków i od zamążpójścia odstraszyć, to za to potem szybko od tych obowiązków ucieknie i na głowę i kark rodzicom spadnie.

 Ks. Wł. Kirchner, Praca społeczna kobiet w Galicyi. I. Zakład kuźnicki, w: „Bluszcz”, 1905

 

O tem wszystkiem powinna wiedzieć młoda panienka, której z 17-ym rokiem życia przyniesiono długą sukienkę, a z nią zarazem patent na dojrzałość. Z tą chwilą zaczyna ona zastępować i wyręczać matkę, z tą chwilą staje się, również jak ona, wzorem i przykładem dla młodszego rodzeństwa, otuchą, i nadzieją i pokrzepieniem dla spracowanego ojca. Niechże idzie ręka w rękę z matką, niech się zawczasu stara o reputacyę własną i o własne wykształcenie, gdyż zarówno pierwsze jak drugie stanowią dla niej rękojmię szczęścia w całem jej przyszłem życiu.

 Mieczysław Rościszewski, Panna dorosła w rodzinie i w społeczeństwie. Podręcznik życia praktycznego dla dziewic polskich wszelkich stanów, Warszawa 1905

 

Praca regularna uszlachetnia kobietę bez względu na sferę, do której należy; nie powinna rumienić się za to, że się zajmuje pracą użyteczną.
Praca ręczna, najodpowiedniejsza dla młodej panny – to szycie i różne zajęcia przy gospodarstwie; wyręczając matkę, młoda panienka powinna uczyć się gotowania obiadu, a przynajmniej zarządzania kuchnią przy gotowaniu zwyczajnej strawy domowej.

 Mieczysław Rościszewski, Panna dorosła w rodzinie i w społeczeństwie. Podręcznik życia praktycznego dla dziewic polskich wszelkich stanów, Warszawa 1905

 

Oprócz nauki mama wdrażała mnie do porządków domowych. Przede wszystkim, choć służby było aż nadto do sprzątania, nie wolno było bezmyślnie brudzić, śmiecić, niszczyć. Bo wszystko, z czego do wygody, nauki czy przyjemności korzystałam, było owocem ludzkiej pracy: ojca, który na to zapracował, matki, która tego strzegła, rzemieślników, którzy to wykonali, chłopów, którzy wyprodukowali surowiec, służby, która sprzątała i czyściła itd., itd. Litania bez końca, a której nieprzestrzeganie prowadzi w prostej linii do wandalizmu. I za to też wielką zachowałam wdzięczność dla pamięci moich rodziców, którzy tą drogą wpoili we mnie po szanowanie każdej pracy ludzkiej i każdego człowieka pracy. Gdy polem sama miałam pracowników, byłam bardzo wymagająca, nawet ostra, ale zawsze starałam się być sprawiedliwa i widzieć nawet w tym najnędzniejszym człowieka. Może ilustracją ducha tego, co wpajali we mnie rodzice, był odruch dziecka kilkuletniego, jakim wtedy byłam. Było to w Jancewiczach. Do babci przyszła po dyspozycje gospodyni Puma. Babcia siedziała, a Puma według ówczesnych obyczajów stała przy drzwiach pokoju. Podeszłam i podepchnęłam (byłam za mała, by je nieść) krzesło: „Niech Pameczka, proszę, siada, nogi bolą". Zawsze ona to wspominała, ale przecież to nie ja to zrobiłam, a przeze mnie zrobił to duch domu. Dlatego to się mówi, że dzieci są zwierciadłem środowiska, którym się wychowują i czym skorupka za młodu nasiąknie tym na starość trąci. Poza tym przytoczę jeszcze jedno śmieszne zdarzenie wynikające z wpojonego mi poszanowania ludzkiego wysiłku i porządku. Wyszłam na dziedziniec, z gruszki spadło parę owoców. Były pyszne, więc zjadłam, no i ogryzków nie odważyłam się rzucić na podwórko, tak było pięknie wymiecione. W garści przyniosłam do domu, by je złożyć na odpowiednim talerzyku, zresztą zgodnie ze wskazówką mamy.
Mama kazała mi rozkładać bieliznę po praniu. Raz na miesiąc przychodziła praczka Fiodorowa (imienia nie pamiętam) i prała z pomocą pokojowej dwa dni — trzy prasowała. Olbrzymie trzy kosze przynoszono do stołowego. Z mamą i pokojową każda sztuka była obejrzana, co potrzeba było — odłożone do naprawy. Guziki ja przyszywałam, cerowałam z pokojową i mamą, nawet łatałam na maszynie (ręcznej, babci Bortnowskiej), rozczesywałam żelaznym grzebieniem pędzelki przy serwetach i serwetkach do śniadań.

Helena z Jaczynowskich Roth, Czasy Miejsca Ludzie. Wspomnienia z Kresów Wschodnich, Wydawnictwo Literackie, 2011