Wybór męża
Kwestia wyboru męża byłą sprawą niezwykle ważną – z małymi wyjątkami małżeństwo było nierozerwalne, a władza męża nad żoną była zupełna. Lekkomyślna decyzja mogła więc prowadzić do życiowej tragedii.
W tej sprawie wszelkiego rodzaju moraliści, publicyści, pisarze itp. zgadzali się co do kilku rzeczy: że małżonkowie (a najlepiej i przyszli małżonkowie) powinni się kochać, że należycie wychowana i cnotliwa panna nigdy nie pokocha – a więc i nie poślubi – nikogo, kogo nie akceptowaliby jej rodzice, oraz że głównym kryterium wyboru nie powinien być majątek kandydata do ręki.
Polowanie na bogatego męża spotykało się ze szczególną pogardą (większą chyba, niż łowcy posagów) – takie wyrachowanie u istoty, której życiem powinna rządzić miłość wydawało się szczególnie odrażające. Z drugiej strony nikt nie miał rodzicom za złe rozpatrzenia się w sytuacji finansowej kandydata na zięcia, zanim przyjęli jego oświadczyny – w końcu rolą męża było utrzymanie rodziny.
Ogólnie zalecano pannom kierowanie się oceną charakteru kandydata na męża (na ile mogła go poznać w ramach zasad etykiety, które mocno ograniczały kontakty młodych ludzi). Zamiast majątku lub pochodzenia powinna oceniać rozum, szlachetność i pracowitość. Zamiast wyrachowaniem, powinna oczywiście kierować się głosem serca – przy niewypowiedzianym założeniu, że głos serca nie zabrzmi inaczej niż głosy rodziców i głos rozsądku.
W wyborze zwłaszcza przyszłego małżonka, azardu jak starzy mówili dopuszczać się niegodzi, czy to panna czy kawaler nie powinni się radzić papierowych kartek, ani topionego wosku, jeno patrzeć własnego serca i rozumu, a słuchać rad i doświadczenia starszych, rodziców czy opiekunów. Tam, gdzie serce z rozumem zgodzić się nie może, przychylna rada starszych roztrzygać powinna, czasem bowiem serce gorące za daleko poniesie, a rozsądek zimny zbyt wiele znowu rozbiera i waży. Panna w mężu powinna szukać człowieka, któryby w całem życiu wiernym był jej towarzyszem i nie opuścił aż do śmierci, umiał być ojcem rodziny i zapracować na jej utrzymanie. Mężczyzna znowu w żonie niech patrzy tylko tej poczciwej połowicy, z którąby się smutkiem i radością dzielić mógł, któraby dziatwę po Bożemu wychować potrafiła, a i czeladką i domem zarządzić podołała. Zewnętrzne przymioty, powaby ciała, gładkość obejścia, talenta, są to wszystko miłe naddatki, ale te jedynie, szczęścia niezapewnią tam, gdzie gruntownych podstaw do niego brakuje. W takich tylko małżeństwach na wzajemnem przywiązaniu i szacunku opartych, gdzie obie strony obowiązki swe należycie pojmują i wykonywają, w ład może iść życie i będzie błogosławieństwo Boże; w tych zaś stadłach co tylko kojarzą się dla interesu i jak to coraz częściej zagranicą ma miejsce, za pośrednictwem kantorów stręczeń lub ogłoszeń w gazetach, szczęście może być tylko wybrykiem kapryśnej fortuny.
„Kurier Warszawski”, 1865
Poczciwy, ale biedny młodzieniec, ciężko pracujący w jednym z Warszawskich zakładów przemysłowych, ubiegał się o rękę Panny, o którą się jednocześnie starał zamożny właściciel dóbr, ale człowiek nieszczególnego charakteru. Ojciec rzekł do córki: „Zostawiam ci, dziecię moje, wybór. Co do mnie, wolę to co dobre, aniżeli dobra!” Córka poślubiła niezamożnego młodzieńca.
„Kurier Warszawski”, 1866
Wybierać tak, aby być dumną ojcem swoich dzieci! Na samę o tem wzmiankę rumieniec wstydu okrywa lice dziewicy. Dzieci! któż o tem mówi wobec panny? To nieprzyzwoicie! A jednak przeznaczeniem, celem jej życia, jest zostać matką!
Eliza Orzeszkowa, Kilka słów o kobietach, Warszawa 1870
W obecnym wieku swobodny stosunek młodzieży płci obojga, daje sposobność dokładnego poznania się wzajemnie, rozwijający się coraz bardziej rozum góruje po nad namiętnością, a w takiem położeniu epoka Werterów chcących zakłócać pokój rodzin, przeminęła raz na zawsze. W dawnych czasach skoro rodzice łączyli dziatki swoje nie pytając o ich zezwolenie, brak rozwoju indywidualnego przyczynił się wielce do utrzymania zgody w stadłach małżeńskich.
Przegląd literatury zagranicznej. Nowe dzieło Aleksandra Dumasa O ROZWODZIE, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1880
Męża najlepiej wybierać sobie w stosunkach, w jakich się urodziłyście, kochane czytelniczki, nie sięgając ani zbyt wysoko wyobraźnią, ani nie spadając zbyt nizko.
Wanda Reichsteinowa-Szymańska, Poradnik dla młodych osób w świat wstępujących, ułożony dla użytku tychże przez Wielkopolankę, Poznań 1891
Kochane czytelniczki! jeżeli chcecie używać choć trochę szczęścia w stanie małżeńskim, uważajcie przed uczynieniem wyboru mianowicie na te trzy warunki: na charakter, rozum i dobre wzięcie. Człowiek z dobrem delikatnem wzięciem nie miewa nigdy złych narowów. Nawet myśli zdrożne, zdradzają się zazwyczaj złem ułożeniem, a obchodzenie się w towarzystwie sans gêne przypomina złe przyzwyczajenie i nałogi.
Wanda Reichsteinowa-Szymańska, Poradnik dla młodych osób w świat wstępujących, ułożony dla użytku tychże przez Wielkopolankę, Poznań 1891
Jeżeli kobieta okazuje zbyteczną miłość, nie umiejąc zapanować nad swemi namiętnościami, szczęście jej może na tem bardzo ucierpieć. Nie potrzeba dla tego wyrzec się sympatyj i przywiązania, pojmuję owszem, iż bez tych warunków, trudno się nawet zdecydować na spędzenie z obcym człowiekiem życia pod jednym dachem.
Wanda Reichsteinowa-Szymańska, Poradnik dla młodych osób w świat wstępujących, ułożony dla użytku tychże przez Wielkopolankę, Poznań 1891
Jakżeż potępienia godni ci, którzy dla jakichś widoków światowych poświęcają szczęście swych córek, którym głównie chodzi nie o rzeczywiste ich dobro, tylko o zdobycie wśród społeczeństwa jakiegoś, jak oni mówią, świetnego stanowiska, co się pytają w tym razie nie o osobiste przymioty i zasługi pretendenta do ręki drogiego dziecka, ale głównie o stan jego majątku, lub ile może mieć rocznego dochodu. Niebaczni! jak gdyby majątek nie podlegał zniszczeniu!
Wanda Reichsteinowa-Szymańska, Poradnik dla młodych osób w świat wstępujących, ułożony dla użytku tychże przez Wielkopolankę, Poznań 1891
W dwóch wypadkach nie można słuchać rodziców:
1) gdyby rozkazali czynić coś złego, czyli to, co jest grzechem. Odpowiedz wtenczas słowy Pisma św., że więcej trzeba słuchać Boga niż ludzi;
2) gdyby rodzice zmuszali cię gwałtem (fizycznie lub moralnie) do wyboru stanu, np. do klasztoru, do zamążpójścia. We wyborze stanu, Bóg zostawił dzieciom wolność; rodzice służyć powinni im tylko radą.
W tych rzeczach bądź stałą, i ze spokojem i uległością powiedz rodzicom, dlaczego ich słuchać nie możesz.
Ks. F. EL. Łukaszewicz, Złota książka polskiej dziewicy, Kraków 1895
Jeżeli stara się mężczyzna o twoją rękę, przypatrz mu się dobrze, poznaj jego charakter, usposobienie, zalety, wady, stosunki majątkowe, familijne i t. d.
Masz zawrzeć związek na całe życie, posłuchaj więc mojej rady, abyś nie spostrzegła za późno, że pożycie z obranym mężem jest nieznośne i niepodobne.
Wiele panien o niczem innem nie myśli, jak tylko o tem, byle wyjść za mąż. Myślą tą zajęte są dzień cały.
O pracy, o wykształceniu, o przygotowaniu się do jakiegokolwiek stanu w przyszłości myśleć nie chcą — temci mniej zastanawiać się nad charakterem, zasadami, utrzymaniem konkurenta. Iść za kogo bądź, aby tylko mieć męża.
Skoro się zjawił, ucieszone nad miarę, z zamkniętymi oczyma rzucają się pospiesznie w objęcia nieznanej przyszłości, znajdując najczęściej prędkie rozczarowanie.
Ks. F. EL. Łukaszewicz, Złota książka polskiej dziewicy, Kraków 1895
Nietylko w niższym stanie, ale i w sferach wyższych spotyka się często to lekkomyślne przekonanie, że panny zadaniem jest starać się tylko o męża, że z chwilą ślubu rozpocznie ona okres szczęścia na ziemi.
Doświadczenie poucza nas jednak, że pospiesznie zawierane małżeństwa, i to na zasadach tak bezmyślnych, smutny potem wiodą żywot.
Skargi wzajemne małżonków, nieszczęśliwe pożycie, procesa małżeńskie dowodzą, że do tak ważnego aktu, jakiem jest wiązanie się przysięgą aż do grobowej deski, przystępują ludzie bez należytego przygotowania, i bez rozwagi.
Zazwyczaj usłyszysz o twym konkurencie pochwały i nagany. Komu wierzyć w tenczas?
Jeżeli pochwały pochodzą od osób interesowanych, n. p. od krewnych, rodziców starającego się, niewiele wówczas na nich polegać można.
Osoby nieinteresowane, stojące z dala, potrafią wydać bezstronny sąd o człowieku. Nie znając gruntownie charakteru, zasad i wykształcenia mężczyzny, małżeństwo twe zależeć będzie od losu.
Albo wyciągniesz szczęście, albo nieszczęście.
Całe życie cierpieć będziesz musiała i pokutować za swój pospiech, nieoględność, nierozsądek.
Niechże cię nie oślepia pierwszy poryw miłości, bo przez jej szkła, nawet wady wydadzą ci się cnotami, a występki jaśnieć będą pięknością.
Nie chciałabyś mieszkać w jednym pokoju ze zbrodniarzem, kłamcą, oszustem i t. p.
A czemżesz jest małżeństwo z człowiekiem złym, przewrotnym, jeżeli nie mieszkaniem wspólnem, i to nie na chwilę, ale na cale życie. W więzieniu można sobie uprosić zmianę nieznośnego towarzysza, w małżeństwie już zmiana nie nastąpi. Co za kara!
W dodatku temu człowiekowi złemu przysięgasz miłość na wieki, wszystkie najszlachetniejsze skarby duszy i serca rzucasz mu pod nogi.
Czyż nie lepszem od takiego pożycia stan panieństwa?
Ks. F. EL. Łukaszewicz, Złota książka polskiej dziewicy, Kraków 1895
Na mężczyzn staraj się patrzeć takiem okiem, jakiem spoglądasz na twych blizkich krewnych i braci. Nie myśl o wrażeniu, jakie na tobie robią, ani o tem, jakie ty na nich robić możesz. Bądź prostą i naturalną, szczerą, skromną i spokojną, i bądź przekonaną, że kto cię pokocha taką, jaką jesteś, a nie taką, jaką się dla przypodobania mężczyznom czynisz, ten tylko stale i prawdziwie kochać cię będzie.
Izabela Moszczeńska, Co każda matka swojej dorastającej córce powiedzieć powinna, Warszawa 1904
Zły wybór – powiada pani d’Alq – nie tylko jej szczęście niweczy, lecz często i duszę zatraca. Kobieta nieszczęśliwa, zdradzona, opuszczona, znajduje się w stanie ciągłego rozstroju moralnego. Nic jej przeciw złemu nie broni, wszystko do złego prowadzi… W takim razie mąż, który jej miłość przysięgał i powinien być jej puklerzem od zguby, psuje ją pierwszy.
Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904
Małżeństwa na prędce, skojarzone w półtora miesiąca, posiadają wiele stron ujemnych. Czyż można w tak krótkim czasie, zajętym na wizyty, sprawunki, przygotowania wszelkiego rodzaju, wybadać tajemniczą duszę dziewczęcia i poznać bardziej skomplikowaną duszę młodzieńca?
Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904
Wydawać córki za starców wstrętnych i niedołężnych, dla ich majątku – jest to popełniać zabójstwo moralne na ciele i duszy dziecka własnego.
Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904
Wolno rodzicom nie uwzględnić miłości córki, jeżeli uważają, że jej serce źle wybrało, ale nigdy nie wolno narzucać własnego zdania wbrew jej przekonaniu tam, gdzie idzie o szczęście lub niedolę całego jej życia.
Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904
Słyszymy ciągle: „la donna e mobile“, niewierność kobiety stała się przysłowiową, belletrystyka współczesna przedstawia nam ciągle kobietę zdradzającą mężczyznę. Ale bądźmy szczerzy i powiedzmy lepiej prawdę: kobieta zdradza tego mężczyznę, którego nie kocha, który nie czyni zadość jej ideałom, a do którego jest przyczepioną często mimo własnej woli i upodobania, by uczynić zadość pragnieniu i wyrachowaniu rodziców. Rodzice powtarzają często: „miłość przyjdzie po ślubie, a podstawą szczęścia jest dobrobyt i zacny charakter męża.“ Tak, ale jak ta oczekiwana miłość nie zjawi się i po ślubie, co wtedy? W takich to anormalnych warunkach kobieta zdradza, świat ciska na nią kamieniem potępienia za to, że jak wszystko na świecie dąży do szczęścia, dąży do tego, co jest słońcem i celem jej życia.
Dr Władysław Chodecki, Małżeństwo w świetle hygieny, w: „Bluszcz”, 1904
Hygiena potępia stanowczo zbytnią różnicę wieku małżonków, mężczyzna, może być najwyżej o 10 lat starszy od kobiety. W przeciwnym razie cierpi na tem zdrowie potomstwa, a kobieta młoda, oddająca się znudzonemu życiem i zużytemu mężczyźnie, staje się pastwą ciężkiej neurastenii i histeryi, na które napróżno szuka wyleczenia w Krynicy i wszelkich możliwych zakładach hydropatycznych. Natura dopomina się swego i bezkarnie z nią igrać nie można. Idealnych porywów serca, tego wymarzonego szczęścia, które daje prawdziwa miłość, owe niebo na ziemi, nie zastąpi ani dobrobyt, ani używanie innych przyjemności życiowych; życie staje się szarem i bezcelowem, słońce nie świeci, kwiaty nie pachną, bo jak słusznie mówi Laura Marholm: przeznaczeniem normalnej kobiety jest kochać. Dla mężczyzny, jak słusznie mówi Mantegazza, miłość to tylko jeden epizod życia, dla kobiety to prawie życie całe. I nie posiadanie bez trudu, nie opływanie w dostatki u boku niesympatycznego męża daje szczęście i zadowolenie prawdziwe, ale cierpienie, praca wspólna i walka z ukochanym dla spełnienia podniosłych celów i ideałów życia. Dostatek nie wywalczony własnym trudem i pracą sprzykrzy się prędko a nawet obrzydnie, bo jak słusznie mówi Leopardi, prawdziwem szczęściem człowieka jest nie posiadanie, ale ciągłe pragnienie, ciągłe pożądanie, ciągła walka i zwycięstwo.
I tak ciągle przymuszanie się do pożycia z niekochanym i niesympatycznym mężem, mści się na zdrowiu, wywołuje prędzej czy później poważne cierpienia nerwowe, staje się źródłem swarów i nieporozumień rodzinnych, a zły przykład pożycia rodzicielskiego oddziaływa najfatalniej na rozwój etyczny dzieci.
I dla tego jesteśmy stanowczo przeciwni temu, jeżeli rodzice wywierają nacisk na córki, by wychodziły za mąż wbrew pragnieniom serca, wbrew niezłomnym prawom natury. Panienki ubogie dość się nasłuchają od rodziców: „A co będzie z tobą po naszej śmierci?“ I tak pod wpływem strasznego widma głodu i nędzy, oddają się biedne pierwszemu lepszemu mężczyźnie z brzegu, by zadość uczynić woli rodziców już teraz spokojnych o los córki. Ale na to jest jedna rada. Przy obecnych trudnych warunkach bytu, przy większej liczbie kobiet zmuszonych do celibatu, kobieta nie może wyczekiwać na męża i brać pierwszego z rzędu, jaki jej się trafi, ale wychowanie powinno ją uzdolnić do pracy samodzielnej i dać wykształcenie, które mogłaby zużytkować w praktyce. Śmieszną jest stara panna, wyczekująca napróżno na męża, ale wzbudzi ona w każdym szacunek i cześć, jeżeli pracuje dla pożytku społeczeństwa, jeżeli przeniosła walkę i pracę nad związek z niesympatycznym mężczyzną.
Dr Władysław Chodecki, Małżeństwo w świetle hygieny, w: „Bluszcz”, 1904
Większość panien, szczególniej mniej zamożnych, wychodzi zamąż w celu zapewnienia sobie bytu.
Niezbyt wesoło biegać z lekcyi na lekcyę, męczyć się z nieznośnemi nieraz dzieciakami lub pracować w jakiemś biurze lub sklepie, gdzie mężczyźni niezbyt po rycersku zazwyczaj odnoszą się do swych kolleżanek.
Zapewne... a jednak kto wie, czy nawet to życie samotne i ta troska ciągła o jutro, szczególniej, gdy jesień życia nadejdzie, nie jest lepszą, niż wyjście zamąż za pierwszego lepszego, który się trafi.
Gorzko nieraz żałować muszą dziewczęta nieopatrznego kroku, krwawemi łzami opłakując zawiedzione nadzieje szczęścia.
Dlaczego jest tyle niedobranych stadeł małżeńskich? Po czyjej stronie leży wina zazwyczaj?
Zdaniem naszem przeważnie winni są mężczyźni: oni to chcą mieć albo ładną lalkę, najładniejszy niejako sprzęt w mieszkaniu lub gospodynię, któraby pamiętała o ich potrzebach domowych i przyrządzała smaczne obiady. Rzadziej zaś pragną widzieć w żonie towarzyszkę życia i pracy, powiernice swych myśli, dążeń i ideałów.
R., Niedobrane stadła, w: „Bluszcz”, 1904
Odnośnie do małżeństwa, do tej tak bardzo ważnej, dotyczącej najgłębszych, najtajniejszych uczuć, sprawy, zdaje się, że punkt widzenia poważnie myślącej, wykształconej młodej dziewczyny, zmienił się wielce. Tutaj właśnie przyszła swoboda budzenia w sobie i hodowania indywidualnych uczuć, która dla naszych babek, z małemi, szczęśliwemi wyjątkami, była obcą. Dawniej mężczyzna, cieszący się jakiem takiem uważaniem i przedstawiający zapewnione dochody, wystarczające na dostatnie utrzymanie rodziny, zdobywał sobie młodą pannę bez żadnego trudu. Nasze babki były „wybierane“ i z poddaniem przyjmowały swój los. Jak sobie potem radziły z uczuciami własnemi, jaki gwałt zadawały nieraz sercu, dopominającemu się o swe prawa po niewczasie, kto tam pomyślał o tem. Poczucie własnej siły było w kobietach tak mało rozbudzone, że opór przeciw takiemu „braniu“ za żonę bywał bardzo słaby, a po większej części nie było go wcale. Spełnienie powołania, uznawanego wówczas za jedyne dla dobrze wychowanej panny, uważały za konieczność, choćby do spełnienia owego powołania prowadził je człowiek zupełnie im obojętny. Dziś, młode dziewczyny, zwłaszcza te, które czują podstawę własnej, wyrobionej samodzielności pod nogami, które musiałyby oddać przez siebie zdobytą i głęboko odczuwaną swobodę, dalekie są od przyjmowania „wyboru“ z bezkrytycznem poddaniem, i jeśli która korzysta z przysługującego jej prawa odmowy nikt tego nie uważa za coś nadzwyczajnego. Nieraz może odrzuca jedną, jedyną sposobność zostania żoną i matką i wie o tem, i jasną sobie z tego zdaje sprawę, a jednak samodzielnie dojrzała i uczciwa nie chce wiązać swego życia z człowiekiem, który jest dla niej obojętny lub niemiły.
Obawa przejścia przez życie bez tytułu mężatki dla samodzielnie dojrzalej kobiety straciła dawną siłę. Śmieszność i politowanie, przywiązane niegdyś do postaci starej panny, zniknęły wobec tylu pożytecznych, poszanowanie a często i wdzięczność budzących celów, które i niezamężnym kobietom zapełniają istnienie. Przytem kobiety dzisiejsze są nierównie mniej zależne od sądów „świata,“ niż niemi były nasze siostry z przed laty.
Zofia Seidlerowa, Nowe ideały na starych fundamentach, w: „Bluszcz”, 1904
Jan Zachariasiewicz w swojej noweli „Obrazek karnawałowy” przytacza taką dyskusję na temat panny i wybierania przez nią spośród kandydatów do ręki:
Panna Zenobija należała do tych panien dawniejszego autoramentu, które przy kwestyi małżeństwa wstydliwie oczy spuszczają zdając się ze wszystkiem na rodziców. Wola rodziców była dla nich wyrocznią.
Byli ludzie, którzy taką pannę podnieśli do ideału kobiecego. Cnota bezwzględnego posłuszeństwa dla rodziców opromieniała jej skroń dziewiczą, a szczęśliwy pan młody zachwycał się pierwszym rumieńcem na twarzy, którego znaczenia nie umiała jeszcze odgadnąć zarumieniona panna młoda...
I ideał takiej dziewicy byłby się może przyjął w całej ziemi podlaskiej, gdyby pewien złośliwy krytyk, których i tam już nie brak, nie był zdarł szaty z tego szamocącego się wstydliwie ideału.
Na pewnem jarmarcznem zgromadzeniu, gdzie mowa była o ideałach powiatowych, począł jakiś stary jegomość wychwalać cnoty panny Zenobji, która chociażby już dawno mogła być mężatką i matką, stosuje się jednak we wszystkiem do woli rodziców, którzy jej czekać każą. W tem cichem poświęceniu swojej woli, w tem bezwarunkowem zdaniu się na wolę rodziców, widział stary jegomość szczyt wszystkich cnót kobiecych, jakie tylko owe białe czoła opromieniać mogą.
Stary jegomość był to znany klassyk-konserwatysta. Powstał więc zaraz przeciw niemu krytyk-romantyk.
Najprzód zaprotestował stylem kwiecistym przeciw takiemu pojmowaniu ideału kobiecego.
Według niego, wyżej wspomniany konterfekt panny zdającej się bezwarunkowo na wybór rodziców a opromieniany fałszywym blaskiem posłuszeństwa dziecięcego w dawnych wiekach podniesiony do najwyższego ideału – jest tylko wstrętnym obrazem widocznej hipokryzyi i brzydkiego wyrachowania! Panna taka – według zdania mówiącego – nie ma tylko odwagi wystąpić sama z prozaicznym rachunkiem i powierza go rodzicom w nadziei, że oni nawet lepiej od niej rachować umieją, sama zaś kryje się pod wytarty płaszcz — posłuszeństwa. Pod ten płaszcz grubego realizmu ucieka z papierowym swoim idealizmem, który tylko głupich omamić może!
-Taki waćpanowie – wołał krytyk romantyk – jest ów uwielbiany konterfekt panny bezwarunkowo rodzicom posłusznej – która tylko kredkę swoją powierza rękom więcej doświadczonym!...
„Dobrze– odpowiada zakochanemu – jeżeli mama i tatko pozwolą!”.... co znaczy, jeżeli mama lub tatko dobrze obliczą, że jesteś „dobrą partyą!"... A gdy się przeciwnie okaże, panna nachylając czoło przed wolą rodziców, daje kochankowi na drogę kilka westchnień i kwiatków niedrogich i zdaje się jej, że tym sposobem uratowała swój fałszywy papierowy idealizm, z którym nie ma odwagi rozstać się otwarcie!...
Jan Zacharyasiewicz, Niezrozumiany. Obrazek karnawałowy, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1876
W innej noweli panna prowadzi takie rozumowanie:
-Wiesz, że go znam niewiele – ciągnęła dalej Stefanija – więc jako siostra mam prawo zapytać, czyś w niem znalazła wymarzony ideał?
-Ideał? ziewnęła lekko Jadwiga – tych, dowiedziałam się o tem nie dawno że podobno nie ma na świecie. Mój narzeczony jest sobie najzwyczajniejszym człowiekiem, flegmatycznym, sentymentalnym trochę, a w dodatku bardzo rozumnym i bardzo rozsądnym.
-I ty go kochasz?
-On mnie kocha.
Stefanija smutnie pochyliła głowę.
-Nudzi mnie dotychczasowe moje życie, chcę je zmienić więc idę za mąż. Z pomiędzy wszystkich pretendentów do pięknej mej ręki, czy piękniejszego jeszcze worka – dodała ironicznie – Henryk miał najwięcej warunków wygranej. Majątek równy memu, położenie towarzyskie nie niższe, charakter łatwy, przytem kuzynek i wychodząc za niego nie będę potrzebowała zmieniać nazwiska: oto masz wyliczenie od początku do końca wszystkich jego wyższości nad innymi, nie dodając że zakochany po uszy.
-Ale ty, ty? przerwała Stefanija.
-Ja lubię go, kocham nawet, i przekonaną jestem, że jeśli zechcę będę szczęśliwą. Ciotka zresztą zapewnia mię, że miłość w każdym razie znajdzie się po ślubie – dodała z nieopisaną ironiją.
Nahbram., Za późno. Obrazek oryginalnie napisany przez, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1876
A tak poetycko ganione były panny szukające bogatego męża:
Szkoda jej, taka młoda i już nie ma serca,
Cyfry tylko i cyfry, i cynizmu trocha,
Bez ciepła serdecznego jak stary bluźnierca,
Ona już w nic nie wierzy, ona nic nie kocha.
Szkoda jej, biedna, dla martwego złota,
Zrzeka się marzeń młodych i szczęścia przyszłości,
Z zimnym mówi uśmiechem, ,,niech kocha hołota.
Mojem szczęściem miliony, ja nie chcę miłości”.
Szkoda jej. Ach jak z zimnym wyrazem oblicza,
Druzgocze własną ręką tron w sercu wzniesiony
Dla szczęścia i miłości, co jak ogień Znicza
Miała goreć, lecz ona, wybrała miliony.
Szkoda, już na twem czole nieszczęsna istoto,
Wyciśnięte hańbiące piętno „zaprzedana”
Bo cię jak niewolnicę kupiono za złoto,
Idź więc, i giń! córko pychy i szatana!
Kazimiera, Szkoda jej!, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1877
Michał Bałucki opisywał z kolei panny nie mające wymagań:
tak zwane przeze mnie panny do wzięcia są specyalnie wychowywane na łatwe pozbycie się ich z domu. (...) porównałbym tego rodzaju panny do obuwia jarmarcznego, które już umyślnie zrobione jest tak, aby na każdą nogę mniej więcej było przydatne. (...) panny do wzięcia nie mają żadnych upodobań wyłącznych, a przynajmniej nie zdradzają się z niemi, żadnych uprzedzeń, kaprysów; dla nich każdy konkurent dobry, który przeszedł aprobatę rodzicielską.
Michał Bałucki, Album kandydatek do stanu małżeńskiego, Warszawa 1888
Maria Julia Zaleska postulowała dokonywanie wyboru przez panny już samodzielne i ukształtowane.
– Jeżeli znajdzie dobrego, rozumnego męża... –zauważyła mama jakimś niepewnym głosem.
– Otoż i ty, siostrzyczko, powtarzasz ten oklepany komunał, – przerwała ciocia z żywością zawszeż kobietę uważać będziemy za jakąś istotę niższą, za duże dziecko, które koniecznie albo rodzice, albo mąż na pasku prowadzić muszą? Gzy to nie jest upokarzające dla nas kobiet? Jestem starą panną i zupełnie się czuję zadowoloną ze swego losu, nie przeczę jednak, że małżeństwo jest naturalnem powołaniem kobiety; lecz o ileż szczęśliwsze byłyby małżeństwa wogóle, gdyby panny, wychodząc za mąż, były już zupełnie samoistne, miały wyrobione przekonania, dążności i nie potrzebowały, aby mąż wychowania ich dopełniał. Takie panny umiałyby zawsze stosowny wybór zrobić, nie dawałyby się złudzić łowcom posagowym.
Maria Julia Zaleska, Dwie siostry. Opowiadanie z życia młodych dziewcząt, Warszawa 1888
WALERYA. Witam was, kochani moi.
WIELOGRODZKI (przedstawiając). Pan Karol Bąkalski, narzeczony Jagusi.
AGNIESZKA (pocichu). Jakże się cioci podobał?
WALERYA. O to mniejsza, jeśli podoba się tobie.
AGNIESZKA. O! i bardzo.
WALERYA. Tem lepiej. Ja bo widzisz, muszę długo patrzeć nim nowiem sobie, czy mi się podoba albo nie.
AGNIESZKA. Ja to znowu tak odrazu, na oko.
WALERYA (z uśmiechem). Nic dziwnego. Jesteś tak młoda, masz lepsze oczy.
AGNIESZKA. On taki ładny, i tatuś powiada, że będzie miał duży majątek po rodzicach i po stryju. Będzie mi sprawiał suknie w Warszawie u Hersego, będzie ze mną jeździł do Paryża i do wód, tak on znowu powiada.
WALERYA. A no, to jużcić ładny, i wierzę, iż się może podobać... tobie. Zatem, podobał ci się bardzo, powiadasz?
AGNIESZKA. O! daleko więcej od wszystkich innych.
WALERYA. A dużo ich widziałaś?
AGNIESZKA. Ani jednego.
Epigon, Ciocia. Komedya w jedym akcie oryginalnie napisana przez, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1894
Lila uczuła się na dobre rozgniewaną.
— Doprawdy, Lorciu, drażnisz mnie chyba umyślnie... Niejednokrotnie już uważałam skłonność twoję do rozumowań, które dla młodych panien są niestosowne. Pamiętasz rozmowę o małźeństwie z hrabią? Dowodziłaś, jak doświadczona mężatka, a każdy wie przecież, że pojęcia o tem mieć nie możesz.
— Przepraszam mamę! Po latach dwudziestu może się już mieć wyrobione pojęcie o tem, I co jest złem lub dobrem...—odparła Lora podniecona. — O ile sobie przypominam, nie mówiłam nic nadzwyczajnego. Chciałam tylko przekonać hrabiego, że dobre małżeństwa są podstawą dobrobytu i umoralnienia ludzkości. Oh, mamo! Ognisko domowe, rodzina, myśli, wspólne dążenia, miłość prawdy i pracy!... Zycie byłoby rajem, — dodała z płonącemi szlachetnym ogniem oczyma, — gdyby właśnie dwie, związane sympatyą i przysięgą, istoty, rozpoczynając wspólną drogę, czuły razem, myślały jedno. .
Zakaszlała się... Matka uśmiechała się ironicznie.
— Frazesy! — rzekła. — Pozujesz na emancypantkę, droga Lorciu. Nie pojmuję doprawdy, po co sobie głowę takiemi rzeczami zaprzątasz. Niestety, wiem, zkąd to wypływa. Nie chciałam sprawiać ci przykrości, a teraz, żałuję... Kilkuletnia korrespondencya z Haliną wydała owoce.
Wanda Grot Bęczkowska, Bez woli, w: „Bluszcz”, 1894
Rodzice nietylko chcą, ale zadają, abym przyjęła pana Gustawa. Nie wiem co w tem mają, ale papa najwyraźniej powiedział:
— Zgubisz nas, jeżeli będziesz grymasić.
Życzenie rodziców chciałabym spełnić jeśli, jeśli tylko sumienność mi pozwoli. Ależ ta sumienność właśnie u różnych ludzi, różne ma znaczenie, a nawet w moich pojęciach uległa pewnym zmianom. Niedalej jak pół roku temu, oburzałam się na samą myśl oddania ręki człowiekowi, dla którego nie miałabym całego uczucia i całego szacunku — teraz zaczynam się oswajać z myślą, że to jest le mal necessaire.
Nie kocham pana Gustawa, ale mi nie jest wstrętnym — stosunkowo milszym może niż inna młodzież, która u nas bywa.
Kilka kartek z życia, w: „Bluszcz”, 1895
Janinie Puttkamerównie rodzice nie próbowali narzucać wyboru:
Mój ojciec, obdarzony trafnym instyktem do ludzi i ceniący inteligencję, zaraz powiedział, że Zdziechowski w jego przekonaniu przerasta przeciętną, ale kiedy moja matka spytała się mnie, czy nie uważałabym go za odpowiedniego dla siebie męża, zaczęłam płakać i na szczęście był to najlepszy i najbardziej przekonujący argument.
Janina z Puttkamerów Żółtowska, Inne czasy, inni ludzie, Londyn 1998
Matka jednak starała się namówić ją na rozsądny wybór:
Wiedziałam, że jest pesymistką, życie przedstawiała mi zawsze jako trudne i ciężkie, ale zanadto jeszcze jej wierzyłam, aby nie brać do serca przedstawionych mi możliwości, a ona nie wykluczała wcale dla mnie egzystencji w ramach podobnych do Rakliszek albo Solecznik. Mówiła m.in., że męża, jeżeli jest obdarzony dużym majątkiem, można zawsze wychować, albo że na Litwie istnieją fortuny, które można porównać do kamieni zwanych potajnikami, które tylko częściowo wystają z ziemi. Majątki tego rodzaju są o wiele cenniejsze niż bieżąca o nich opinia. Między mną a zrozumieniem wartości pieniędzy i interesów istniała abstrakcyjna przegroda stworzona fałszywym pojęciem o przyjemnościach czy obowiązkach życia.
Janina z Puttkamerów Żółtowska, Inne czasy, inni ludzie, Londyn 1998