Świętom wielkanocnym towarzyszyło tradycyjne święcone, jednak miało ono nieco inną formę. Zamiast święcenia symbolicznych koszyczków w kościele, ksiądz obchodził domy, gdzie święcił całe stoły. Był to zwyczaj wiejski, przeniesiony do miasta (gdzie jednak było znacznie trudniej go podtrzymać).

Wielkanocne święcone mogło być kameralnym wydarzeniem rodzinnym (chociaż jego kameralność zależała z pewnością od liczby krewnych), ale mogło też stać się wydarzeniem towarzyskim. „Proszone święcone” mogło zgromadzić nawet znaczną liczbę osób i wiązać się z ożywioną zabawą - kończył się przecież ograniczający życie towarzyskie post. Eliza Krasińska wspomina o święconym, które zgromadziło 300 gości. Był to jednak oczywiście przypadek ekstremalny.

 

W Nrze 70 Gazety Polskiej zamieszczono artykuł, wymierzony przeciwko zbytkownym wydatkom, jakie zwyczaj zastawiania święconego pociąga za sobą. Autor artykułu obrachowywa koszt święconego z całej Warszawy na 500,000 złp., zliczając zarazem ileby to rodzin, pozbawionych środków utrzymania, mogło wyżywić się za tę summę.

Kronika tygodniowa, w: „Tygodnik Illustrowany”, 1866

 

Na dużym stole w pośrodku święconego stać powinien, podług odwiecznego zwyczaju, mały baranek upieczony i stosownie przybrany, dziś jednak zwyczaj ten zupełnie upadł, a zamiast baranka naturalnego, stawia się baranek cukrowy lub maślany, który to ostatni bardzo łatwo samej sporządzić. Bierze się mała osełka masła młodego, twardego, ostruguje takową nożem o tyle, aby stanowiła korpus małego baranka, kładzie się na podługowatym półmiseczku, i następnie z takiegoż masła ale miękkiego, za pomocą grubego rzadkiego płótna, przeciska się na korpus baranka niby wełnę drobną, formując przytem zręcznie i stopki i ogonek i uszka i mordkę; buraczkiem oznacza się otwór pyszczka, a dwoma ziarnkami pieprzu oczka. Naokoło półmisek okłada się świeżym drobnym bukszpanem, którego więcej na stole być nie powinno. Obok baranka ustawiają się mięsiwa, szynki, pieczenie, kiełbasy i głowiznę. Z dwóch stron stołu dwa koszyczki z jajami i serki polskie suszone, nie odłączone od tradycji święconego. Po czterech rogach stołu, między wysmukłe, pięknie ulukrowane baby, między niemi przekładane placki, kołacze (placki z serem), różne, przeróżne mazurki; pięknie także wygląda piramidalny tort, baumkuchem zwany, naśladujący brzezinę, który się piecze na rożnie, (podajemy poniżej przepis pieczenia). Z boku na osobnym stoliczku powinny stać likwory, wódki, wina, portery, a staranna gospodyni powinna tak urządzić, aby w oba święta, od godziny jedenastej rano, był już przygotowany świeży rosół i czysty barszcz burakowy, bulion, który się podaje przed święconem, po święconem zaś wino, likiery i czarna kawa, co przy zimnem jedzeniu jest konieczne. W pokoju gdzie się święcone trzyma, nie powinno być bardzo gorąco, trzeba przecież zważać, że niezdrowo jest i nie miło, jeść zimne pokarmy w zbyt chłodnem miejscu.

 Lucyna Ćwierczakiewiczowa, Święcone, w: „Bluszcz”, 1866

 

Stół jak ma być zastawiony na Wielkanoc
Baby różnego rodzaju.
Placki.
Mazurki, torty.
Indyków dwa, jeden z żółtem nadzianiem; drugi z mięsnem.
Szynek dwie, jedna ze skórą wędzona i upieczona; druga z dzika, albo wieprza marynowana bez skóry.
Kiełbasy wędzone rozmaite odgotowane i świeżo opiekane.
Zwierzyna: zając, cietrzew, głuszce, słomki, kaczki, pieczeń sarnia
Prosięta ze słodkim i gorzkim nadzianiem.
Pieczeń cielęca.
Jaja czerwone odgotowane.
Ser świeży ze śmietaną i z kminem, masło świeże.
Baranek pieczony kto zechce.

Maria z Krzywkowskich Marciszewska, Kucharka szlachecka. Podarek dla młodych gospodyń, wydanie trzecie poprawione, Kijów, 1878


I dziś w wielu domach jeszcze przyjmują życzenia i dzielą się jajkiem święconem. Owo dzielenie się jajkiem, opłatkiem, naszemu tylko narodowi właściwe, nie tylko wyrazem jest spólnej wszystkim Sławianskim plemionom gościnności, ale zarazem serdecznej szczodrobliwości, co radaby Bożemi darami z każdym dzielić się bliźnim. Jeżeli te Świąteczne uczty zabytkiem są pogańskich czasów, Chrześcijaństwo podniosło ich znaczenie i wyrównało owym spólnym biesiadom pierwszych wyznawców, agape zwanym. Pod każdym przeto względem drogi i czcigodny stary ten obyczaj przechowywać powinniśmy. Nie idzie tu o wystawne biesiady, o stoły uginające się pod ciężarem mięsiw i ciast, jak to in illo tempore bywało i jak tego w dawnych pamiętnikach znajdujemy opisy, ale uszanowanie tego obyczaju, o jajko święcone, kawałek mięsa zimnego i ciasta. Nie wszystkich stać na babki i szynki, u wielu ubogich jajko, kiełbasa i chleb, stanowią owo święcone, ale pomimo tego zwyczaj jest uświęcony. Wiemy od jednego z czcigodnych kapłanów przebiegających miasto dla poświęcenia Wielkanocnego jadła, jak skromne są owe święcone na poddaszach i w suterenach, ale cieszymy się, że są, że obyczaj w poniewierkę nie poszedł, jak się to często u możniejszych zdarza.

„Kurier Warszawski”, 1867

 

Dziś zostało już rzeczą ogólnie przyjętą, że na zwyczajne proszone święcone podają się ciepłe mięsiwa i święcone wedle dzisiejszej mody tak się podaje:
1. Bulion i barszcz burakowy, czysty w filiżankach.
2. Szynka, ozory, pekeflaisz na gorąco.
3. Indyki i cielęcina na gorąco.
Reszta tylko wędliny i wszelkie faszerowane mięsiwa – pasztety, galantyny, rolady, kiełbasy i prosię pieczone podają się zimne. Do pieczystego Koniecznem jest świeża sałata, która w końcu marca i początkach kwietnia jest nowalią. Ciasta, mazurki, jak zwykle na deser, zastępują one wszelkie inne desery w dnie świąteczne.

 Lucyna Ćwierczakiewiczowa, Co się daje na proszone święcone, w: Kolęda dla gospodyń, 1885

 

Zastawy świątecznych stołów starym także obyczajem ustroiły się po domach prywatnych, aby według możności choćby chlebem z solą byle z dobrą wolą, podzielić się w rodzinnych i przyjaznych kółkach życzeniami wzajemnie sobie udzielanemi. Najwięcej jednak przemawiającem do serca było święcone dla ubogich, rozdane czterdziestu biednym rodzinom, przez grono pań znanych z uczynków miłosiernych.

Wiadomości z różnych stron, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1889

 

Jedna z młodziutkich czytelniczek moich napisała do mnie list przed kilkoma tygodniami, żądając objaśnienia, jak ustawić stół wielkanocny ze święconem—a mianowicie, co na nim postawić! Otóż słów kilka odpowiedzi. Najlepiej postawić w środku pokoju stół podłużny tak. aby ze wszystkich stron był przystęp — w środku wstawić jaką doniczkę ze świeżym kwiatem a choćby zielonemi liśćmi, po bokach dwie najwyższe babki, z jednej strony bliżej brzegu stołu szynka cała, z drugiej cielęcina lub indyk, w galarecie zwykle, zwany auszpikiem—dalej prosię z jajkiem w pyszczku, — kiełbasy zwinięte w krążek, ozór, pekeflejsz, głowizna, jajka w koszyczku ładnym, podłożone serwetką, w końcu cały stół dopełnia się plackami i mazurkami. — Na stoliku pod ścianą stoją przygotowane wódki, likiery, wina, sos z żółtek i musztardy, chrzan, ocet, oliwa i stos talerzy, noży, widelców, kieliszków i szklanek; piwo bowiem i porter trzyma się w chłodnem miejscu. Gdy mowa o napojach i wódkach, które zapewne dziś już wszystkie czytelniczki Bluszczu za moim przykładem robią w domu — zwracam uwagę pań, iż dziś bez zaprzeczenia najlepszy spirytus w Warszawie jest spirytus warszawskiego towarzystwa oczyszczania czyli rektyfikacyi, mającego swój skład detalicznej sprzedaży, przy ulicy Nowy-Świat Nr 37; — primo jest o wiele mocniejszy i bez żadnego niemiłego zapachu — powtóre znacznie tańszy. Najlepszy spirytus jest Nr 4 i ten właśnie się płaci garniec rs. 4 kop. 32.

L.Ć., Pogawędka gospodarcza, w: „Bluszcz”, 1890

 

Święcone.
(Do wyboru).
a) Baranek z cukru, lub masła, pięknie przybrany i woda
b) Jaja, gotowane na twardo. [święcona
c) Szynka wieprzowa i cielęca, kiełbasy, ozory.
Pieczeń cielęca.
Pekelflajsz str. 442.
Indyk pieczony, nadziewany.
Rulada zwyczajna str. 64.
d) Jajeczniki i babki.
e) Przekładance, mazurki, torty, placki różnego rodzaju.
f) Wino, wódka, ocet, oliwa, chrzan, sól i pieprz.
To wszystko ustawia się zgrabnie i przybiera kwiatami.

Małgorzata Bogacka, Powszechna kuchnia swojska, oparta na wieloletniem doświadczeniu i zdrowotno - dyetetycznych zasadach, Nowy Sącz, 1896

 

Ubranie stołu wielkanocnego.
Duży stół nakryć cienkim adamaszkowym obrusem, końce upiąć w kształcie wachlarza, tak jednak, aby szpilek znać nie było. Na środku stołu postawić duży bukiet, po bokach mniejsze, (makartowskie nadają się do tego bardzo dobrze); kto ma kwitnące kwiaty, to można postawić w fajerkach kwitnące hyacynty, kamelie i t. p. Można także ustawić kwiaty po bokach, na środku zaś umieścić pięknie przystrojoną głowę dzika, lub świńską, albo małego prosiaka ładnie upieczonego, ubranego chrzanem, rzerzuchą lub bukszpanem, albo wreszcie piękną szynkę otoczoną niby wieńcem smacznemi polskiemi kiełbasami. Po bokach, pomiędzy kwiatami, ustawić ozory świeże i wędzone, indyki w auszpiku lub pieczone, cielęcinę przyrządzoną na sposób szynki. Wogóle mięsiwa powinny być rzędem ustawione, na końcach stołu baby, a ramy tego obrazu stanowić mają placki i mazurki. Torty ubrane kandyzowanemi owocami, pomadkami lub konfiturami, na wysokich tortownicach, ustawione pomiędzy mięsiwem, ładny i nęcący przedstawiają widok.
Obok powinien być drugi stół nakryty, zapełniony kieliszkami, butelkami wina, koniaku, likierów, jakoteż talerzami, widelcami i nożami.
Jaja, ów symbol wielkanocny, pięknie ubarwione, powinny stać na głównem miejscu.

Marya Gruszecka, Illustrowany kucharz krakowski dla oszczędnych gospodyń, Kraków, ok. 1898

 

Gdzieniegdzie zaginął prawie zwyczaj zastawiania święconego, w Krakowie rozsyłają zaproszenia jakby na obiad lub eleganckie śniadanie. We wschodniej Galicyi dawnym obyczajem przodków, stół nakrywa się wspaniale, ustawiają pieczywa i od samego rana przyjmuje się gości całemi gromadami. Jakkolwiek nie uważam za obowiązek przeładowywać sobie żołądek i odwiedzać znajomych po kolei, co już przestaje być przyjemnością, jednak co kraj to obyczaj, a chcąc wszystkim dogodzić, zamieszczam sposób ubrania stołu, jakoteż wypróbowane przepisy ciast, tortów i bab, które zawsze muszą się udać, a mają tę zaletę, że godząc pożytek z przyjemnością, są smaczne i tanie.

Marya Gruszecka, Illustrowany kucharz krakowski dla oszczędnych gospodyń, Kraków, ok. 1898

 

Nasze panie nie powinny zapominać, że nieodzowną akcesoryą świątecznego stołu jest baranek. Po świętach przechowuje go się w serwantce lub w kredensie, a utrzymany starannie, może służyć na kilka lat z rzędu.
Co do samego święconego, to moda wielkomiejska ukrywa je przed okiem gości; na stół jadalny przynoszone bywają tylko talerze i półmiski z pokrajanem mięsem w plasterki, oraz podają się gierydony z ciastem i mazurkami. Trunki również stoją na uboczu i podają się w miarę potrzeby. Umiarkowanie jest dziś hasłem z którym godzić się należy, zwłaszcza wobec tak trudnych warunków egzystencyi , na jakie skazuje nas życie współczesne.

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

Pierwszy dzień świąteczny przeznaczony jest wyłącznie dla najbliższych. Wizyt obcym w pierwszy dzień się nie składa. Natomiast poniedziałek świąteczny budzi ruch w całej Warszawie – i pani domu powinna być przygotowana z zastawą; mięsa powinny być pokrajane przed południem; nakrycie gotowe; jajko, pokrajane w ćwiartki, należy ułożyć na osobnym talerzyku, popieprzyć je i osolić, oraz położyć na niem parę widelczyków. Jajkiem pani domu dzieli się w pierwsze święto z rana ze wszystkiemi domownikami.
W trzecie święto, t.j. we wtorek poświąteczny, oddaje się wizyty jedynie osobom, na których nam mniej zależy, ale których jednak nie chciałoby się urazić. W tym dniu najczęściej zwierzchnicy odwiedzają podwładnych.
U nas nieprzyjętem jest rozsyłanie biletów z powinszowaniem świąt wielkanocnych – bo cóżby panie robiły ze swymi zapasami? Dlatego też do tych, którzy nas nie odwiedzą w święta wielkanocne, mamy prawo mieć urazę wprawdzie nie śmiertelną.

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

Ogromnie to uroczysta chwila, gdy w sobotę wielkanocną kapłan w komży białej obchodzi domy wraz z organistą, trzymającym wodę święconą i kropidło. W wielkich miastach trzeba tego dopilnować, bo często się zdarza, że kapłan pominie dom najgorliwszej katoliczki. Kropidło i wodę święconą można mieć własne.
Organiście wręcza się zazwyczaj podarek pieniężny, z księdzem pani domu dzieli się jajkiem i częstuje go winem; niekiedy odsyła część święconego w podarunku do mieszkania księdza.

 Mieczysław Rościszewski, Księga obyczajów towarzyskich, Lwów 1905

 

Święta Wielkanocne upłynęły nam bardzo przyjemnie i wesoło. W domu rodziców moich nie było żadnych zbytków w święconem, nie brakło jednak ani wybornych babek, placków i mazurków, ani smacznego mięsiwa. Wszystko było domowe, wszystko staraniem mateczki przyrządzone, więc kosztowało tylko trochę trudu. Ja zwykle w przygotowaniach do święconego brałam udział bardzo czynny, a w tym roku i Janka mi dopomagała. Te uroczystości, obchodzone w kółku rodzinnem, dziwny mają urok, lecz ja sądzę, że wówczas tylko, gdy wszystko się odbywa według dawnych zwyczajów, to jest, gdy panie domowe same do każdej rzeczy, przyłożą ręki, bo wówczas ta uczta, czyto wigilijna, czy wielkanocna, inne ma, szlachetniejsze znaczenie, nie jest już zwykłą biesiadą, z obficiej zastawionego jadła i napoju, lecz przybiera cechy prawdziwego święta rodzinnego. Nie pojmuję, jaką przyjemność sprawiać może święcone, złożone z wykwintnego pieczywa, zakupionego w cukierni, nie dziwię się też wcale, że dawne te zwyczaje w mieście wydają się ludziom uciążliwe i powoli są zarzucane.

Maria Julia Zaleska, Dwie siostry. Opowiadanie z życia młodych dziewcząt, Warszawa 1888

 

Hortensja M(ałachowska) miała również święcone u siebie, lecz przyszła na chwilę do nas, a ponadto było olbrzymie święcone u Koss(akowskich), które ponoć miało trwać do północy, a potem jeszcze miały być tańce. Trzeba mieć nie wiem kogo w ciele, żeby wytrzymać podobne zmęczenie – na ich święconem miało być ponad 300 osób.

 Eliza z Branickich Krasińska, list z 1.4.1866, z Warszawy do Zofii Potockiej

 

Myśleliśmy o Was wszystkich dzieląc się święconym jajkiem, być może o tej samej godzinie robiliście to samo w Krakowie. Ku radości małej kolonii polskiej, która jeszcze znajduje się w Mentonie, mieliśmy święconko – Maria, moja pokojówka, panna Borowska, wszystkie piekły baby i placki i mazurki, a garstka znajomych cudzoziemców, których zaprosiliśmy była oczarowana naszym gościnnym zwyczajem i przyjęła zaproszenie z entuzjazmem – wszystko bardzo dobrze się udało, a stół pokryty kwiatami miał uroczysty wygląd, który całkowicie zadowolił Władysława.

 Eliza z Branickich Krasińska, list z 12.4.1868, z Mentony do Zofii Potockiej

 

 

Wielkanoc inne wywołuje wspomnienia. Duży stół ze święconym, najlepszym nakryty obrusem, cały zastawiony pełnymi mięs wszelkich półmiskami ubranych bukszpanem, wysokimi babami i rozłożystymi plackami, cienkimi mazurkami etc., etc., a na ładnej, pięknie przystrojonej salaterce nieodzowne jajka, którymi dzielić się będą rodzice ze wszystkimi we dworze i w oficynie, powtarzając corocznie te same mniej więcej, lecz zawsze serdeczne życzenia.

Zofia z Grabskich Kirkor-Kiedroniowa, Wspomnienia, Kraków 1986

 

Wielka Sobota niosła ze sobą ciszę i słońce. Porobiliśmy sobie miotły z cienkich gałązek i zamiatamy podwórze. Trzeba je potem wysypać żółtym piaskiem. To należy do nas – dziewczynek. Nabieramy piasku w fartuszki i ruchem siewcy kreślimy nim półkoliste desenie. Któryś z chłopców musi stać na straży, bo może ksiądz przyjdzie wcześniej na święcenie pokarmów. Podwórko musi pięknie wyglądać.
Nareszcie wartownik woła: „Ksiądz!” i biegnie do matki. Mamusia zdejmuje szeroki fartuch i wychodzi na powitanie księdza. Pochyla się, całuje staruszka w rękę i prowadzi do salonu. Pośrodku stoi duży stół, nakryty białym obrusem i zastawiony ciastem, mięsiwem, babkami przystrojonymi gałązkami bukszpanu i tui. Na dolnej części obrusa, zwieszającej się ku ziemi, napis ułożony z gałązek: „Alleluja”. Radosne to słówko powtarza się nieustannie. Ozdoba stołu są wspaniałe, lukrowane mazurki, posypane w desenie kolorowym maczkiem. Na talerzyku leżą barwne pisanki. Wśród pokarmów stoi baranek z czerwoną chorągiewką, znaczoną złotym krzyżykiem. Wzrok zatrzymuje się na łebku pieczonego prosięcia, które trzyma w swym młodzieńczym ryjku obrane ze skorupki jajeczko. Wszędzie pełno kwiatów. Zapach hiacyntów, cynerarii unosi się w powietrzu.
Stajemy skupieni, przepychając się troszkę, aby każdemu dostała się kropelka wody święconej. Ksiądz w białej komży modli się po łacinie, bierze kropidło, dotyka nim wody święconej i błogosławi najpierw stół, potem nas wszystkich. Na dany przez mamusię znak biegniemy hurmem do księdza i całujemy go w ręce, szybko zresztą ulatniając się z obawy, aby nas nie zapytał o paciorek. Umiemy co prawda, bo odmawiamy codziennie. Ale czyż nie można się w takiej chwili pomylić? Jakiś byłby wówczas wstyd!
Ciasta dostaniemy wieczorem, ale mięsa – nie. Obowiązuje post aż do jutra. Rodzice w intencji nas, dzieci, powstrzymują się od pokarmów mięsnych nawet w Niedzielę Wielkanocną.

Sabina Dembowska, Na każde wezwanie. Wspomnienia lekarki, Warszawa 1982


 

Wielkanoc 1894 r. spędziłam spokojniej niż zwykle. Nie było obu braci, nie było Chimka Bartoszewicza, a moje odsunięcie się od towarzystwa i wzgardzenie balami w karnawale sprawiło, iż liczba panów, którzy w drugie święto przychodzili do nas z życzeniami, znacznie zmalała. Stół ze święconym nie był już w oblężeniu od południa do zmierzchu jak lat ubiegłych; nic mnie to jednak nie obeszło.

Zofia z Grabskich Kirkor-Kiedroniowa, Wspomnienia, Kraków 1986

 

Licznych gości podejmował w 1902 roku Ludwik Górski:

W pierwszy dzień Wielkanocy mieliśmy święcone u arcybiskupa Popiela, w drugie u Włodzimierzów Czetwertyńskich, w trzecie u Ludwika Górskiego, najliczniejsze, bo sto osiemdziesiąt osób przyszło mu życzyć „Wesołego Alleluja”, a on wszystkim dziękował i krzątał się jak młody, choć 1 maja osiemdziesiąt cztery lata kończy.

Maria z Łubieńskich Górska, Gdybym mniej kochała, Warszawa 1997

 

Miło zeszły mi święta. Święcone ustawione było wedle naszej tradycji kresowej. Na stole mięsiwa, torty, mazurki, ciasta, baranek z masła w altance obrośniętej zieloną rzeżuchą, sporo też świeżej zieloności przypiętej po obu stronach obrusa. Jeden obiekt tylko odróżniał święcone oblaskie od naszych kresowych: brak głuszca w upierzeniu, z rozpiętym w wachlarz ogonem. Zastąpiony był głuszec przez pawia w piórach. Piękny! lecz nie to!

Antoni Kieniewicz, Nad Prypecią, dawno temu… Wspomnienia zamierzchłej przeszłości, 1989

 

W czasie naszego pobytu na święta zjechało do gościnnej Hroszówki sporo osób ze stron dalszych oraz z bliższego licznego sąsiedztwa, że wymienię braci Szczytów, Kazimierza i Mścisława, Lubeckich, Czarnockich, Massalskich, Bochwiców i innych.
Długi stół ze święconym ustawiony był w salonie, a uginał się pod ciężarem wszelkiego rodzaju mięsiwa, tortów, mazurków, bab i babeczek grubych i niskich, wysokich i cienkich, z których każda inną posiadała nazwę.

Antoni Kieniewicz, Nad Prypecią, dawno temu… Wspomnienia zamierzchłej przeszłości, 1989

 

Przygotowanie do święconego odbywało się w domu pełnym przeciągów. W sobotę wieczór niesiono przez dziedziniec, jak w procesji, baby, drewniane podstawki z mazurkami i półmiski z mięsiwem. Święcone urządzano tradycyjnie w bibliotece, na piętrze starego domu, której trzy okna wychodziły na balkon, z widokiem wprost na rzekę. Pośrodku długiego stołu stała zielona altanka, a w niej baranek z cukru z czerwoną chorągiewką, baumkuchen stał zawsze od strony rzeki, głowizna, udekorowana widłakami, od strony drzwi prowadzących na schody. Wzdłuż szafy z książkami, przy osobnym stole zasiadała służba i oficjaliści, trzy inne stoły były ustawione naprzeciwko, pod lustrem i obrazami Sybilli i Bachantki, malowanymi przez pannę Jadwigę. Moja babka witała wchodzących, trzymając w ręku talerzyk z pokrojonym w plasterki jajkiem święconym. Wszyscy mówili o jedzeniu, pamiętano u upodobaniach każdego przy pieczeniu mazurków. Moja babka niepokoiła się, czy głuszec jest dostatecznie miękki, potem powstawało zamieszanie, czyli tak zwany gwałcik, bo albo barszcz podano za zimny, albo zabrakło majonezu. Wujcio Rucio z uprzejmym niedowierzaniem kosztował mazurka z serem. Zwabiona zapachem hiacyntów w doniczkach, pierwsza pszczoła, brzęcząc, wlatywała przez okno.

Janina z Puttkamerów Żółtowska, Inne czasy, inni ludzie, Londyn 1998



Wielka Sobota od południa jest jak gdyby dniem Święta. Prace folwarczne ukończone. Dzieci w czystych, świątecznych ubraniach kręcą się po kuchni i patrzą ze zdziwieniem na Tatusia ubranego w fartuch Mamusi, uzbrojonego w wielki kuchenny nóż. Pomaga Mamusi kroić wędliny i obydwoje z wielkim namaszczeniem układają kawały mięsiwa wędzonego, gotowanego na upieczonych kołaczach. Trzeba wiele rozwagi i namysłu, by nikogo nie skrzywdzić i wedle piastowanego urzędu należycie obdarzyć. Ile kołaczy, tyle przyrządzono pojedynczych, odpowiedniej długości kiełbas. Kawalerom i niezamężnym dziewczętom, które nie mają jeszcze swego gospodarstwa dodaje się jeszcze po dwa jaja, ugotowane na twardo i kawałek oskrobanego chrzanu, zaś kobiety z folwarku nie zapomną o naczyniu na rosół z gotowanych wędlin.

Zofia z Odrowąż-Pieniążków Skąpska, Dziwne jest serce kobiece…, Warszawa 2019

 

Już ksiądz proboszcz wszystko poświęcił, zebrała się chmara czeladzi przed nasz dwór. Mąż przygotował wódkę i kieliszek, przepija do wszystkich razem, składa życzenia, a ja podaję pełne mięsiwa kołacze, dodając każdemu odpowiednio okolicznościowe życzenia. Chłopi aż się uginają pod ciężarem kołacza i zadowoleni nie szczędzą podzięki i życzeń. Śliczna to scena, gdy jeszcze dodać do tego koloryt zachodzącego słońca, zapach świeżo rozwijających się drzew. Chwila takiego zespolenia i zadowolenia obopólnego wynagradza wszystkie przed świętami podjęte trudy.

Zofia z Odrowąż-Pieniążków Skąpska, Dziwne jest serce kobiece…, Warszawa 2019

 

W Wielką Sobotę zanim rozdaliśmy Święcone służbie, bez zaproszenia przyjechał nasz proboszcz Oleksik z Podegrodzia, aby poświęcić stół Wielkanocny, który był przygotowany dla służby.

Zofia z Odrowąż-Pieniążków Skąpska, Dziwne jest serce kobiece…, Warszawa 2019

 

Ksiądz Oleksik miał dobrą starszą gospodynię. Stół Wielkanocny przystrojony był tradycyjnie. Sąsiadów przyjmował suto doskonałymi wędlinami szynką, kiełbaską leberką, jak zwał kiszkę pasztetową. Sam był smakoszem i zachęcał gości „mówię państwu leberka pyszna, jedzcie, bardzo proszę.” Nie obyło się bez tego by pani Reklewska, chociaż jadła z apetytem, nie powiedziała od razu: „Dobra? - sucha, mało tłusta.” Po mięsach następowały doskonałe ciasta świąteczne przekładaniec, serowiec, torty, mazurki. Ksiądz zachęcał dalej: „Serowiec rozpływa się, ale to się pani gospodyni udał.” „Rozpływa? – pytała pani Reklewska – niedopieczony jest, ot i tyle”. „Ale cóż znowu - bronił ksiądz – gdyby dłużej był w piecu kruszyłby się.” „Ale co tam ksiądz wie, ksiądz się może tylko znać na fasoli.” Takie to były miłe rozmówki. Podano torty, gorąco mi się zrobiło, bo między nimi jest ten, co ofiarowałam księdzu gdy był u nas święcić. Ksiądz zachęca. „A co to znowu? – pyta pani Reklewska próbując i woła psiaka księdza – masz zjedz bo mnie wcale nie smakuje.” A tu ksiądz mówi, że tort dostał ode mnie po święconem. Mimo, że ostentacyjnie dała kawałek psu, widzę że bierze porcję na talerzyk i mówi do synowej swej: „Nie wiesz Janka jak to się robi? Jakiś inny, nowomodny”.

Zofia z Odrowąż-Pieniążków Skąpska, Dziwne jest serce kobiece…, Warszawa 2019

 

W naszym domu, na ogół, kuchnia była skromna, a tryb życia raczej surowy, spartański, ale na Wielkanoc trzymano się danych zwyczajów i „Święcone” było sute i ładne.
W salonie stał duży stół nakryty pięknym obrusem na „24 osoby”, po rogach wysokie baby, na środku, na honorowym miejscu „pakowaniec”, „turek”, „dziady” - placki mazurki, a na brzegach stały półmiski dymiących i lśniących wędlin.
Tekluńcia przynosiła pisanki pisane woskiem i szpilką przy małej kuchence w garderobie. Na środku stał baranek z masła, „arcydzieło” rzeźbiarskie kucharza Wojciecha, z oczami z pieprzu i czerwoną chorągiewką.
Wielką ozdobą święconego były kwiaty. Ogrodnik Gubernat przynosił kilkadziesiąt wazoników rozkwitłych hiacyntów, cynerarii, laków pachnących i aksamitnych. Każde wolne miejsce było nimi zajęte. Zapach ich mieszał się z charakterystycznym zapachem ciast i wędlin, a torty i lukrowane obsypane kolorowym maczkiem baby, mieniły się rozmaitymi barwami. Ładne było to nasze dynowskie święcone, pełne uroku rzeczy dawnych, tradycji i swoistej atmosfery.
Około drugiej po południu przyjeżdżał ksiądz proboszcz Sałustowicz. Zbieraliśmy się wszyscy w salonie, ksiądz ubrany w najładniejszą komżę i stułę z białego atłasu haftowaną prawdziwymi perłami w winne grona, rozpoczynał ceremonię święcenia. Obok niego honorowa asysta, dwóch mieszczan dynowskich w narodowym stroju: czarna czamara przepasana barwnym pasem, podobnym do kontuszowego, wysoka czapka z siwego baranka ozdobiona w tyle paroma kokardkami z białej wstążki i pałasz.
Widzę dotąd piękną postać ks. Sałustowicza nad pokrytym kwiatami stołem, czuję dotąd uroczysty nastrój tej jedynej w roku chwili.
Obok naszego stołu był drugi ze święconym dla służby i „dziadów”.
Po święceniu należała do tradycji kawa z babą, którą w tym celu rozpoczynano krajać.

Kinga z Trzecieskich Moysowa, Pamiętnik, tom I, lata 1902 – 1907

 

W Wielk Sobotę po południu Mama z kucharzem i z nami rozdzielała święcone pomiędząy służbę. Dostawali dużą „paschę”, czyli kołacz, pieróg z kapustą, kiełbasę, wędzonkę, ser i pisanki. Podobne święcone dostawało też kilkunastu ubogich, których Mama zawsze lubiła i nigdy żaden bez hojnego datku od nas nie odszedł. Mama w ogóle była bardzo wrażliwa na ludzka biedę, do najnędzniejszych żebraków (a było ich wtedy kilku w okolicy) mówiła serdecznie. Ukochanym Świętym Mamy był św. Franciszek, „Biedaczyna” z Assyżu i miała do niego wielkie nabożeństwo. Należała do Trzeciego zakonu św. Franciszka, czyli tzw. „Tercjarzy”.

Kinga z Trzecieskich Moysowa, Pamiętnik, tom I, lata 1902 – 1907

 

Wielkanocne święcone było przeobfite, jak w każdym polskim domu. Pośród bab, placków, tortów i mazurków, pieczeni różnych, szynki, kiełbas tronowało, oczywiście, pieczone prosię, a niekiedy też głuszec, zdobny brodatą głową, wachlarzem ogona i rozpiętymi skrzydłami. W naszych lasach nie było głuszców. Wielkanocne głuszce pochodziły albo z Prusinowa, albo z lasów naszego późniejszego szwagra, Leona Łubieńskiego w Mohylewszczyźnie, lasów graniczących z państwowymi oraz z lasami Lubomirskich.

Maria Czapska, Europa w rodzinie, Kraków 2014