Majówką nazywano każdą wycieczkę za miasto, zazwyczaj połączoną z piknikiem (nie musiała się koniecznie odbywać w maju). Jechano powozami, często w jakieś atrakcyjne turystycznie miejsce, wioząc ze sobą zapasy. Była to okazja do bezpretensjonalnej rozrywki w atmosferze nieco luźniejszej niż panująca na salonach.
W Warszawie majówka wiązała się tradycyjnie z Zielonymi Świątkami, kiedy to masowo odbywano wycieczki na Bielany, do Czerniakowa i w inne podwarszawskie okolice. (Bielany, gdzie odbywał się tradycyjny odpust, z czasem traciły popularność wśród wyższych warstw, zmieniając się w miejsce rozrywek bardziej ludowych). Dodatkową atrakcją była możliwość popłynięcia na Bielany statkiem parowym.
Wycieczka taka mogła się również łączyć z polowaniem. W samym polowaniu panie zazwyczaj nie uczestniczyły, miały więc w ten sposób zapewnioną inną rozrywkę.

 

W dniu 5 (17) Maja roku bieżącego, jako w drugi dzień Zielonych Świątek, n. s. podczas przejazdu na Bielany, następujący porządek zachowany być powinien: 1) wszyscy udający się powozami na Bielany, jechać mają przez ulice: Nalewki, Muranów, Pokorną do rogatek Marymontskich, od rogatek zaś drogą Marymontską przez Marymont, Kaskadę, folwark Rudę, a naostatek drogą bielańską około zdroju;—2) powracając. zaś z Bielan, udawać się winni dalszym ciągiem drogi Bielańskiej przez lasek, aż do połączenia się tejże ż drogą bitą od Warszawy do Młocin wiodącą, i dalej ku rogatkom Marymontskim, po lewej stronie tejże drogi uważając od Warszawy; 3) bez żadnej różnicy, niewolno jadącemu na Bielany i napowrót, wymijać lub wyprzedzać się tak w mieście jako i za rogatkami, owszem każdy powóz kolejno jeden za drugim, postępować winien; 4) jadący na Bielany i powracający trzymać się powinni zawsze linji prostej i prawej strony:— 5) wyjeżdżający na ulicę, na której kolej pojazdów porządkowaną będzie, powinni się zatrzymywać dopóki miejsce dla nich przez policję oznaczonem nie zostanie;—6) osoby wyjeżdżające z miasta na Bielany, przed rogatkami opłatę kopytkowego uiszczać, a w czasie powrotu do Warszawy, kwitki odbiorcom oddawać będą;—7) przekraczający powyższy porządek, którego dopilnowanie policja wykonawcza ma sobie zaleconem, do odpowiedzialności pociągniętym zostanie. O czem Warszawski Ober-Policmajster niniejszem zawiadamia.
(G. Polic)

„Kurier Warszawski", 1869

 

Jeżeli jednak Czerniaków się arystokratyzuje, to Bielany demokratyzują się za to. Od pewnego czasu wędrówka do Bielan przybiera coraz bardziej cechę rozrywki ludowej, a dawniej już przestała ona być tą tradycjną wystawą mód i świetności warszawskiej, która rok rocznie otwierała wejście do letniego sezonu.
Już nawet cukiernie mają tak mało do roboty w Bielanach, że nie przysyłają tam swoich reprezentantów. Bawar zapanował wszędzie przemieniając pamiątkowy lasek, w ogródkową zwykłą zabawę, tylko trochę ludniejszą i hałaśliwszą, aniżeli to się dzieje na zwykłych ogródkowych posiedzeniach.
Ten kufel pieniącego się bawara, stał się dla pewnej warstwy ludności, jak gdyby hasłem bezmyślnej wesołości. Dodaje on animuszu do karuzelów, huśtawek i młynów djabelskich, a przybiera w fantazją gruppy po lasku rozrzucone.
Pomiędzy tem wszystkiem przechadzają się tu i owdzie strojniejsze postacie powozowych gości. Właściwie jednak powozy, których z każdym rokiem mniej się tu pojawia, okrążają tylko lasek i wracają do Warszawy.

„Kurier Warszawski”, 1869

 

Nareszcie!... po przejściu dni trzech świętych zawsze zimnych i deszczowych, jednocześnie z Zielonemi Świętami rozpoczęły się na prawdę wycieczki majowe.
W dnie świąteczne droga do Czerniakowa, roi się tłumami Warszawiaków, z koszami i węzełkami, z dziatwą drobną i dojrzewającą, z młodzieżą weselącą się i umizgającą, aby zadosyć uczynić prastaremu zwyczajowi pobożności i nacieszyć rozkwitem wiosny zdała od gwaru i zaduchu miejskiego. Śmiech brzmi tu wszędzie, harmonijki dudlą, żebracy zawodzą pieśni, pielgrzymi sypią jałmużnę, w kościółku i jego otoczeniu modlą się, obchodzą kramy a potem w ogródku rozsiadłszy się na ławkach i murawie, raczą się przyniesionemi zapasami, patrząc na huśtawki i karuzele. Tak bawi się lud Warszawski w Czerniakowie i Bielanach, zamożniejsi spieszą do Zacisza, Marcelina, Wierzbna i Willanowa, zjadając i wypijając największe zapasy jakie dla ich ugoszczenia przygotowano. Mimo tego w święta w Warszawie wszędzie rojno, w kościołach w ogrodach, w parku pragskim, w ogródkach piwnych, w dolinie szwajcarskiej, z powrotem do omnibusów trzeba się dostawać przemocą a do dorożek prośbą lub groźbą, kto lubi tego rodzaju swary i zatargi.

Pogadanka, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1880

 

Dwa dni świąteczne, a przytem piękna prawdziwie majowa pogoda, wywabiły na spacery zamiejskie mnóstwo osób, spragnionych świeżego powietrza i chwili wytchnienia pod jasnem sklepieniem niebios, wśród zielonych pól i lasów.
Połowa Warszawy (mówiąc po warszawsku), podążyła za rogatki ku tradycyjnym Bielanom, na Kępę, bądź do Wilanowa. Statki parowe były w ciągłym ruchu, a pociągi dróg żelaznych, wiozły tysiące spacerowiczów.
Wiosna dla mieszkańców miasta szczególniej, ma niewypowiedziany urok, to też pierwsze jej uśmiechy witane są zawsze z niekłamanym zapałem.

Wiadomości z kraju, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1885

 

Majówki i majówki: kto żyw, korzysta z cudnej pogody i pełną piersią czerpie świeże wonne, orzeźwiające powietrze. Wcześniej, niż zwykle rozpoczął się też wyjazd na letnie mieszkania, wcześniej też zapewne rozpocznie się doroczna migracya zagranicę, do wód, do kąpieli a zwłaszcza na wystawę paryzką.

Quis, Pogawędka, w: „Bluszcz”, 1889

 

Wielką także sprawia przyjemność powożenie dobrymi końmi i eleganckim ekwipażem, zwłaszcza w miłem towarzystwie, robiąc na przykład wspólne wycieczki, zwane majówkami. Odbywają się one zwykle wśród lasów, do jakich ładnych okolic, do ruin starych zamków. Zebrane towarzystwo przywozi różne wiejskie specyały, a młodzież, zasilając się, pląsa wesoło po zielonej murawie. Zabawy takie zdają mi się bardzo na czasie, nie pociągając za sobą ani wielkich zachodów, ani wielkich wydatków. Toalety skromne, mogą być nawet płócienne. W ogóle wiejską zabawę powinna cechować jak największa we wszystkiem prostota.

Wanda Reichsteinowa-Szymańska, Poradnik dla młodych osób w świat wstępujących, ułożony dla użytku tychże przez Wielkopolankę, Poznań 1891

 

Możemy zaręczyć, że cały przystrój Bielan w roku bieżącym był dziełem „przedsiębiorstw krajowych." Kapitaliści miejscowi nie żałowali nakładu na wystawienie huśtawek, młynów dyabelskich, szop, namiotów, na zaprowidowanie bufetów i... koszyków straganiarskich. Ale wszystko to poszło na marne! A ma się rozumieć że i flotylli parowej na Wiśle, przygotowanej do przewiezienia setek tysięcy ludzi, los pokazał figę. I gdyby pomyślność przemysłu zależała wyłącznie od Bielan, ogólna ruina byłaby skutkiem niełaskawości pogody.
Chociaż to wszystko wygląda z pozorów komicznie, są w tem i — łzy. Najpierw bardzo być może, że w niejednym koszyku straganiarskim ugrzęzło mienie całe, szczupłe, ubogie, ale... wyłożone całkowicie! Chociaż oparte tylko na hypotece kilkunastu paczek z piernikami i kilku pomarańcz, warte ono było dla swojego właściciela tyle właśnie, co fortuna Rotszyldowska. A to przepadło — rozmiękło na deszczu, zepsuło się, zmarniało!
Potem — proszę sobie wyobrazić czem są Zielone świątki dla tych wszystkich, którzy pracują, — od rana do nocy, w nocy nawet i przez cały rok Boży, z wyjątkiem sześciu świąt uroczystych! Ponieważ święcenie powszechne niedzieli jest u nas jeszcze kwestyą sporną, przeto znajduje się takich wielu, bardzo wielu, co owych uroczystych dni oczekują, jak najwyższego dobrodziejstwa. I dni te chybiły, krzywdząc ich nielitościwie, odzierając z możności odpoczynku, z chwil słonecznych uciechy i radości, które miały im dodać sił i wytrwania do dalszej walki o jutro!
Kilka tysięcy biednych pracownic igły, tych najsmutniejszych ofiar pracy bez wytchnienia, tęskniło do świąt Zielonych, do słońca, do szmeru Wisły, do radosnych pląsów w lasku bielańskim — napróżno! W co się teraz obrócą zawiedzione nadzieje — przygotowania, czynione zawsze z tym naturalnym wysiłkiem niedostatku, który radby się oczom ludzkim ukazać pod osłoną nowej sukienki, lub choćby jakiegoś świeżego jej przybrania? Jest bardzo dużo kobiet, które o doniosłości doznawanego zawodu nawet pojęcia mieć nie mogą, bo go pod tym względem nie doznały nigdy. Są i takie, dla których życie całe jest nieprzerwanem pasmem świąt zielonych i różowych, i te zapewne śmiałyby się, widząc łzy szwaczki ubogiej, płynące z żalu za przepadłemi Bielanami. Zapewne, że to trochę śmieszne, ale także i smutne...

Maryusz, Z tygodnia, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1892

 

Pisząc w miesiącu uprzywilejowanym do wycieczek na wieś, do majówek na których cieszymy oczy widokiem świeżej zieleni i tak upragnieni jesteśmy napawać się balsamicznem powietrzem, nadmieniamy dla młodych gospodyń, że w przyjęciach wiejskich mniej jest etykiety, mniej zachowuje się formę i przepych w zastawie lub nakryciu.

O ubiorach, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1895

 

Taka energia w nas wstąpiła do zabawy! Za mało mamy karnawału „zimowego“ pod sztandarem filantropii, za mało wyścigów w porze wiosennej i karnawału „zielonego“ w postaci majówek z tańcami i tańców bez majówek, za mało wyjazdu na szereg miesięcy letnich za mało jesiennego sezonu wyścigów i wszelkich rozkoszy po powrocie i znów w perspektywie karnawału „zimowego;” wszystkiego tego za mało dla zaspokojenia naszej żądzy zabawy. Zaiste, wesołe społeczeństwo!

G. Toporczanka, Z wiejskich wrażeń, w: „Bluszcz”, 1905

 

Z polowaniem łączy się niejednokrotnie t. zw. majówka, czyli wycieczka dla spędzenia dłuższego czasu w lesie. Panowie polują na ptactwo i zające, panie i dziatwa rozrzucają obóz pod drzewem rozłożystem, lub gdzieś na ładnej, cienistej murawie nad strugą, i szykują ucztę.

Mieczysław Rościszewski, Księga obyczajów towarzyskich, Lwów 1905

 

Odmianą majówki bywa piknik. Każda rodzina zaproszona, jest to bowiem zabawa składkowa, daje jakąś potrawę. Panie wysilają się na wynajdywanie takich dań, któreby zaćmiły dania współbiesiadniczek; wszakże lepiej jest porozumieć się, co byłoby pożądanem do składki, a wtedy wystąpić z możliwą okazałością. Osoby młode w czasie majówek i pikników winny zachować wiele taktu, ażeby nie być pomówionemi o lekkomyślność. Najlepiej nie oddalać się od towarzystwa z młodymi ludźmi i przy całej swobodzie pamiętać o własnej godności.

Mieczysław Rościszewski, Księga obyczajów towarzyskich, Lwów 1905

 

Siedząc z panną sam na sam w sankach, spacerując z nią po lesie, trzeba zawsze i wszędzie pamiętać o osobistej godności i nigdy nie wychodzić z roli człowieka szlachetnego. Panny również powinny baczyć, ażeby na zabawach takich nie przebrać miary i nie narazić na szwank swojej reputacji. Oddalenie się np. na czas dłuższy z kawalerem od grona majówkowiczów uważane być może za skandal.

Mieczysław Rościszewski, Dobry ton, Warszawa, Lwów, 1905

 

Do ustalonych tradycji drugiego dnia zabaw w Ubarowie należała majówka w lesie. Jechano powozami do wyniosłej dąbrowy, gdzie czekał podwieczorek. Ks. Czetwertyński gościom swoim towarzyszył konno, a w lesie grał na rogu, co było powodem niekończących się żartów i pokątnych drwin.

Janina z Puttkamerów Żółtowska, Inne czasy, inni ludzie, Londyn 1998