Zaduszki, czy też Dzień Zaduszny (2 listopada) były świętem ważnym, chociaż mało komentowanym. Był to dzień odwiedzania grobów i wspominania zmarłych – spraw, które znajdowały się w znacznym stopniu poza sferą formalnej etykiety. Poradniki savoir-vivre’u nie miały żadnych wskazówek, jak się zachowywać w Dzień Zaduszny, prasa też dość rzadko go komentowała – może pojawiały się wzmianki o tłumnie odwiedzanych cmentarzach. Pojawiało się za to sporo okolicznościowych ilustracji.
Zaduszki nie stanowiły części życia towarzyskiego – w ten dzień nie składano wizyt.

„Uroczystość Zaduszek, powiada on, nie była uroczystą“ i słusznie sądzi, utrzymując, że w obejściu się młodzieży, w bezceremonialnem postępowaniu starszych, i lekceważeniu grobów nawet, przebija się upadek tych pojęć moralnych, które niedawno jeszcze stawiały pewne rzeczy ponad codzienną bezbarwnością życia. Czy dziś jest tak ciężkiem, czy jutro tak odartem z uroków; czy serca tak wyziębione, a umysły zbrudzone? — dość na tem, że lekceważenie wszystkiego jest cechą wybitną usposobień ludzkich, które gorączkują się tylko wobec... realnego znaczenia korzyści.
Piękne, pełne chrześcijańskiej allegoryi, święto umarłych, staje się powoli zwyczajem odartym z uroku, spacerem na groby, wycieczką na cmentarz poniewierany stopą lekkomyślnego tłumu, w którego sercu najczęściej — „myśl nie trwa nawet i godziny“...

Pogawędka, w: „Bluszcz”, 1878

 

Nigdy się nie oddaje wizyt w Wielki Piątek, w dzień zaduszny, w Środą popielcową ani w Niedzielą i święta, chyba że się z kimś żyje bardzo poufale.

Spirydion, Kodeks światowy czyli Znajomość życia we wszelkich stosunkach z ludźmi. Na podstawie dzieł Pani d'Alq ułożył, Warszawa, Kraków 1881

 

Zaduszki przeszły, jak corok, uroczyście, uroczyściej niż kiedykolwiek, jeżeli miarą tej świetności ma być przystrój cmentarza i tłumy nawiedzające nieboszczyków. Istotnie było pod tym względem świetnie, jasno, barwnie, tłumno aż do ścisku. Z innej jednakże strony obchód miał swoje braki i wady. Nie od niego to zależało, ani od jego treści, ale od ludzi, którzy obie te rzeczy mają w swoich rękach. Bywają oni weseli tam, gdzieby się należało smucić, dowcipni gdzie potrzeba milczeć, głośni gdzie wypada być cicho. A tak najpoważniejsza uroczystość może skrzywić swe kształty w jakieś karykaturalne załamki, zrywające harmonią i koszlawiące całość.

Maryusz, Z tygodnia, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1890

 

Dzień Zaduszny obchodzono odwiedzinami grobów i cmentarza, jak corocznie, tylko że odwiedziny te, dzięki pogodzie prześlicznej i ciepłu, były tym razem tłumniejsze, niż kiedykolwiek. Obchód rozpoczęto już w dniu Wszystkich świętych strojeniem mogił, oświetlaniem ich i porządkowaniem. Cmentarz wyglądał, jak ogród pełen kwiatów. Jak zawsze, tak i teraz stał się on w dniu uroczystości miejscem nietylko dla pielgrzymki pobożnej, ale i dla bezmyślnej, a niekiedy nawet gorszącej przechadzki. Ci, co tam przyszli, nie wszyscy czynili to w myśli poważnej i szlachetnej, wskutek czego niejedna rozmowa swobodna, niejeden śmiech mącił spokój grobów, któremu się poszanowanie należy. Na szczęście wybryki dobrego humoru na cmentarzu bywają rzadkie. Wieczorem „miasto umarłych" płonęło iluminacyą grobów, jak zazwyczaj, a najpiękniejszego oświetlenia dostarczały mu promienie księżyca, srebrzące płyty i posągi grobowców fantastycznie a uroczo.

Z chwili bieżącej, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1892

 

W niedzielę i święta, wielki piątek, dzień zaduszny i środę popielcową, wizyt się nie składa, oddawać je trzeba w dni na przyjęcia oznaczone.

Jak żyć z ludźmi? Popularny wykład zwyczajów towarzyskich. Wydanie trzecie, Warszawa, 1898

 

Czytelniczki nasze zgodzą s.ę na to chyba wszystkie, że listopad jest miesiącem najnieprzyjemniejszym w roku. Cala natura w nim obumiera, rozpoczynający go dzień zaduszny rozbudza w sercu żal i tęsknotę, posępne i skracające się dnie uspasabiają jakoś melancholicznie.

O ubiorach, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1898

 

A nasze Powązki, zalane tysiącem świateł w Dzień Zaduszny, w którym handlarki wieńców nastarczyć nie mogą żądaniom… czy te nieskończone litanie zaduszek, wygłaszane przez księży na intencyę tej lub owej duszy – czyż może być coś bardziej rzewnego nad ten obchód doroczny, w którym wszyscy korzymy się wobec odwiecznej prawdy, wobec świadomej znikomości wszech rzeczy!

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904