Miłosierdzie i opiekę nad uboższymi i niżej postawionymi zalecano paniom i pannom realizować także we własnych domach. Do zadań państwa zaliczano opiekę  nad służbą pod względem moralnym (zwłaszcza uniemożliwienie służącym utrzymywanie związków z mężczyznami), ale zachęcano do zajęcia się nią także pod względem intelektualnym – począwszy od nauki czytania.

Oprócz włożenia własnego wysiłku i cierpliwości edukacja taka wymagała od pani takiego zaplanowania dnia, aby znalazł się w nim także czas na lekcje. Lekcji nie musiała pani prowadzić osobiście, bywały także prowadzone przez ochotników szkółki (szkółka niedzielna dla służby działała we Lwowie). Jednak uczęszczanie do nich także zależało od dobrej woli chlebodawczyni – a częściowo i od jej pieniędzy, gdyż koszty takich szkółek opłacano z datków.

Mając służbę umiejącą czytać – czy zyskała umiejętność tę dzięki pani, czy w inny sposób – należało także dbać o to, co czyta. W ramach opieki moralnej nad służącymi należało podsuwać im lektury moralne i budujące, a zniechęcać doczytywania modnych powieści – mogły one przyczynić się do zejścia młodych kobiet na złą drogę.

 

O piękne i dobre panie! Ile razy w czasie nieobecności mężów, ojców i braci waszych, którzy wyjechali w sąsiedztwo na bezika, nudzić się będziecie przy fortepianie lub szydełku, ile razy z oddalonej kuchni doleci was odgłos ziewania czeladki, tyle razy przypomnijcie sobie elementarz i pozwólcie zebrać okruchy ze stołu wiedzy, jeżeli już nie tłustej Kaśce i głupowatemu Wojtkowi, to przynajmniej wiecznie bosym, brudnym, wystraszonym i w jednę koszulinę odzianym ich potomkom. Tani jest siew światła, a droższe od rzepaku i buraków przynosi owoce.

Bolesław Prus, Sprawy bieżące, w: „Niwa”, 1874

 

Wszystkie zadania te byłyby w znacznej części ułatwionemi i w skutki obfitszemi przez to, że służący nasi miejscy, najpowszechniej umiejętność czytania posiadają. Dziś atoli umiejętność ta ku niczemu w zupełności im nie posługuje. Używają jej zaledwie do machinalnego modlenia się z książki w kościele, w domach zaś pewnej sfery towarzyskiej, które służby zbyteczną ilość trzymają a zatem zbytecznemi obowiązkami ją nie zatrudniają, co najwięcej do czytania dzieł nie budującej bynajmniej, owszem, arcypłochej, gorszącej treści. Udzielić pewnej sumy najniezbędniejszych wiadomości naukowych, rozjaśnić treść codziennego życia wytłomaczeniem znaczenia i wagi mieszczących się w niem obowiązków i trudów, ukazać w czem, gdzie mieszczą się najkonieczniejsze przymioty i cnoty człowieka, jak można i dla czego posiąść je należy, jakie są dobroczynne następstwa ich w bycie praktycznym, zapalić ciekawość do rzeczy prawdziwych, dobrych, nauczających, pięknych, obudzić chęć do pożytecznego czytania, dopomódz cierpiącym, ubogim, spracowanym do przenoszenia w cierpliwości bytu swego i do starań o jego naprawę –oto cele o osiągnięcie których nauczanie niedzielne służących starać się powinno, które osiągnęłoby niezawodnie w wielkiej części gdyby istniało, a istnienie swe oparło na dokładnej znajomości natury i przeznaczeń swoich.

Eliza Orzeszkowa, Wydziedziczeni, w: „Tygodnik mód i powieści”, 1875

 

Któż zaś lepiej, wszechstronniej znać może wady ich i przymioty, potrzeby i cierpienia, żądania i dążenia jak kobiety – gospodynie domów, obcujące z nimi nieustannie, najwięcej przez nich tracić i cierpieć, najsilniejszy na nich wpływ wywierać mogące? Dla tego też zapytujemy: czy wśród kobiet naszych oświeconych, umiejących myśleć i pisać (pisać choćby nie do druku), nie znalazłyby się takie które zadania tego podjąćby się chciały? Wszakże pożądają one czynu, dopominają się o pole działalności, zamożne, wiele mają zbytecznego czasu, bezdzietne szczególniej albo takie których dzieci co chwilowych starań ich już nie potrzebują uskarżają się głośno lub ścicha na pustkę życia, na mnóstwo zbywających im, niezużywanych na nic sił i energji żywotnych. Oto sposobność do pożytecznego i szlachetnego sił tych użycia, do zapełnienia godzin zbywających od obowiązków łatwych.

Eliza Orzeszkowa, Wydziedziczeni, w: „Tygodnik mód i powieści”, 1875

 

Któż wzbroni kobiecie prawa oświecania nieumiejętnych a więc nauczania dzieci, chociażby też okupić się ono musiało faktem tak straszliwym jak wstąpienie kobiety na katedrę? Aby zresztą nie było mowy o profesoryacie a ztąd i o emancypacyi kobiet i zgubnych teoryjkach zachodu, postawcie zamiast katedry, stół, stołek, ławę, ale niech przyjdą ku nim te które czynić pragną i umieją a nie czynią nic, i niech spełniają obowiązek bardzo prosty i zarazem nieskończenie ważny.

Eliza Orzeszkowa, Wydziedziczeni, w: „Tygodnik mód i powieści”, 1875

 

Zaczynając od rzeczy najpilniejszych bylibyśmy zdania, że przedewszystkiem myśleć należy o wytworzeniu szkół specyalnych dla kucharek i ogrodników. Dwóch tych rodzai służących, należycie ukształconych, niedostaje nam najzupełniej; a jednak pierwszy z nich najniezbędniejszym jest gospodarstwom miejskim, drugi wiejskim! Pierwszy z nich ścisły ma związek ze zdrowiem, dobrobytem i oszczędnością rodzin, drugi łączy się nierozdzielnie, oprócz korzyści i wygód prywatnych, z bardzo ważną gałęzią produkcyi krajowej.
Zawód kucharek zostaje dotychczas u pracujących kobiet w najwyższej pogardzie, uważanym jest za bardziej uciążliwy i upokarzający, nietylko już od wszelkich rzemiosłowych zatrudnień ale i od innych gałęzi służby domowej.

Eliza Orzeszkowa, Wydziedziczeni, w: „Tygodnik mód i powieści”, 1875

 

Kobietom, potrzebującym pożytecznego zajęcia, wskazaliśmy wyżej sposób dobrego zasłużenia się nauce tanim kosztem i małym wysiłkiem; pozostaje nam w kronikarskiej tece jeszcze jeden projekt, zebrany ze szpalt Echa, z podpisem pani Bronisławy Leśniewskiej. Autorka poruszyła kwestyą, która w ostatnich czasach miała już do pewnego stopnia grunt przygotowany, ale utknęła wraz z projektem założenia „Towarzystwa opieki nad sługami”.
Pani Leśniewska domaga się nader wymownie i przekonywająco, wskrzeszenia niedzielnej szkoły dla służących, która od 21 Lutego 1861 r., do 17 Grudnia 1865 r. istniała w Warszawie i miała powodzenie, wiele obiecujące.

Pogawędka, w: „Bluszcz”, 1882

 

Do takich instytucji, o których ani wiele mówiono, ani wiele pisano, należy „Szkoła dla sług” we Lwowie. Założona przed laty blisko trzydziestu przez Dr. profesora Żulińskiego, który też dotychczas jest jej dyrektorem, utrzymuje się bezinteresowną ofiarnością czasu katechetów i nauczycielek szkół lwowskich, a nauka odbywa się w niedzielę, w godzinach popołudniowych, w salach szkół publicznych, chętnie ofiarujących swe lokale na cel tak pożyteczny. Wydatki, jakie szkoła mieć może, opłaca się z ofiar prywatnych, małej zapomogi magistratu miasta i ze stręczenia służących t. j. z dobrowolnych, drobnych datków chlebodawczyń. Do wydatków szkolnych, prócz niezbędnych przyborów, usługi i t. d. należą nagrody pilności pod postacią książeczek Kasy Oszczędności z kwotą kilku guldenów, rozdawane najpilniejszym uczennicom przy egzaminie. Nagradzane też bywają sługi, odznaczające się długoletnią, wierną w jednem miejscu służbą.
Uczęszczających na niedzielną naukę jest sług 150 i więcej, a wszystkie uczą się pilnie, z wielką ochotą religii, czytania, pisania, i rachunków. Z praktycznych zatrudnień uczą się prasowania i czyszczenia chemicznego; niezapomniano też o przystępnych wykładach oszczędności, porządku domowego i najpotrzebniejszych wiadomości gospodarskich. Zaprowadzona maleńka opłata: l centa na tydzień tworzy coraz to większy kapitalik, z którego sługi chore lub zostające w potrzebie korzystać mogą. Widzimy z tego wszystkiego, że szkoła istnieje po to, żeby podnieść duchowy, moralny poziom klasy służbowej, nauczyć sługi najniezbędniejszych wiadomości, każdemu człowiekowi potrzebnych, oraz wpoić w ich umysł i sumienie jasne i uczciwe zasady i poglądy na swe obowiązki.
Gotowania uczyć się mogą gdzie indziej, np. służąc czas dłuższy przy kursach kucharskich, istniejących w kilku szkołach średnich żeńskich, gdzie panienki naukę gotowania przechodzą pod fachowym kierownictwem specjalistek. Do szkoły niedzielnej chodzą nawet niemłode służące, żądne „czytania na książce”, a serdeczny stosunek, jaki tam panuje między nauczycielkami a uczennicami, wpływa na służbę w wysokim stopniu dodatnio.

Korespondencja ze Lwowa, w: „Dobra gospodyni”, 1904

 

W swojej komedii „Emancypowane” Michał Bałucki opisuje dom, w którym pani zajęta emancypacją zaniedbuje gospodarstwo. Jedną z oznak fatalnego prowadzenia przez nią domu jest to, że pokojówka zamiast pracować, zaczytuje się romansami. (Planuje również karierę teatralną, co także świadczy o jej zaniedbaniu moralnym):

Rózia (ze szczotką do zamiatania siedzi przy stoliku i czyta z trudnością, po woli). „Już świtać zaczynało, kiedy Rinaldo z całą bandą stanął pod zamkiem hrabiny Eleonory. Spojrzał na zamek, którego szczyty...
Adelaida (wchodzi). Cóż to? jeszcześ nie sprzątnęła?
Rózia (chowając książkę). Zaraz, będzie proszę pani.
Adelaida (biorąc papiery z biurka). Cóż ci tak ta robota idzie niesporo? Jeden salonik sprzątnąć i tyle czasu potrzebuje! Proszę cię, pospiesz się. {Zamyka drzwi).
Rózia (zadąsana). Dziwna ta moja pani! Sama mówiła przed godziną, że jesteśmy do czegoś wyższego stworzone, a teraz każe mi sprzątać, i to właśnie wtedy, kiedy ja byłam w najciekawszem miejscu. (Dobywa książkę z kieszeni). Ach, jak ja lubię romanse! Coraz bardziej się przekonywam, że służba nie dla mnie. Ja powinnam tylko czytać i czytać. Gdzie to stanęłam ? a! (czyta). „Spojrzał na zamek i westchnął" (mówi). Biedny! (czyta) „Eleonoro — rzekł — ostatni już raz zobaczę cię (dobywa chustki i płacze), ostatni raz ci powiem, że cię kocham nad życie!" (Mówi). Ach, jakie to cudowne! (Obciera łzy).

Michał Bałucki, Emancypowane, 1873

 

Władysław (wchodzi z głębi).
Rózia (zobaczywszy go, d. s.) A że to człowiek chwilki wolnego czasu mieć nie może! (Czyta dalej).
Władysław. Czy są panie w domu?
Rózia. Są. (Czyta).
Władysław. A panna Jadwiga czy jest tutaj ?
Rózia (niecierpliwie). Jest. (Na str.) A cóż to za natrętny człowiek! (Czyta dalej).
Władysław (na stronie). Dziwnie służba pełni w tym domu swe obowiązki. To zapewne także emancypowana. (Gł.) Panienka jak widzę zajęta?
Rózia (wdzięczy się i mówi pretensyonalnie). Czytam Rinaldo Rinaldini. Czy pan zna to dzieło?
Władysław. Bądź panienka łaskawa wziąć na chwilę rozwód z tym panem Rinaldinim i iść zameldować mnie.

Michał Bałucki, Emancypowane, 1873

 

Rózia (sama). Nareszcie sobie poszedł. (Siada i rozkłada książkę).
Adelaida (wchodzi). Czy pan już przyszedł z biura?
Rózia (chowa książkę i chwyta za szczotkę). Już, proszę pani.

Michał Bałucki, Emancypowane, 1873