Tradycyjnym obowiązkiem dobrej ziemianki było dbanie o dobro podległych jej włościan. To obejmowało także edukację wiejskich dzieci. Początkowo dotyczyło to głównie czytania i religii oraz „moralności”. Potem edukacja taka stała się nieco bardziej obszerna, spory nacisk kładziono także na historię i rozbudzanie patriotyzmu. We wsiach zakładano szkoły i ochronki, w których rodzice mogli zostawiać małe dzieci, idąc w pole (niebezpieczeństwa grożące dzieciom pozbawionym takiej opieki przedstawiła Orzeszkowa w Tadeuszu). Panie i ich córki często osobiście prowadziły lekcje.

Oprócz zakładania szkół paniom wiejskim zalecano stosowanie wszystkich możliwych sposobów na „podnoszenie” ludu wiejskiego.

 

Spełnianie obowiązków miłosierdzia według ewangelicznych przepisów stokroć łatwiejszem jest na wsi niż w mieście. Miłe słówko, grzeczność, uprzejmość, nieraz przyjemniejszymi są włościanom naszym, aniżeli podarki lub pieniężne datki. Chłop bowiem polski nie ma wielkich potrzeb. Zajmować się ich rodzinami, dziećmi, ich domowemi sprawami, nieść im pomoc i ulgę w nieszczęściu lub w chorobie, jest rzeczą szlachetną i dowodem dobrego serca. Najdumniejsze matrony polskie zmieniają imponujące obejście się swoje, kiedy znajdują się w kmiecem gronie, pod słomianą strzechą. Wtedy podają wypieszczone rączki na prawo i lewo, całują umorusane dzieciaki, zasiadają na dębowych ławach obok łóżek starców i kalek.

 Zwyczaje towarzyskie (Le savoir-vivre) w ważniejszych okolicznościach życia przyjęte, według dzieł francuskich spisane, Kraków 1876

 

„Korespondent Płocki” donosi, że pani hr. Róża z Potockich Krasińska, założyła w dobrach Opinogórskich ochronkę dla dzieci włościańskich. Nader byłoby pożądanem, aby i inni właściciele ziemscy o ile jest to dla nich możebne, szli za tym przykładem, wtedy bowiem dzieci ubogich rodziców, wydalających się na robotę w pole, nie byłyby narażone na tysiące okropnych wypadków, którym rok rocznie ulega znaczna ich liczba w różnych miejscowościach kraju, jak to widzimy z wiadomości zamieszczanych w pismach publicznych.

 Silva rerum w: "Kronika Rodzinna", 15.12.1881

 

„Szanowny Panie Redaktorze! Będąc z w tych dniach na nabożeństwie niedzielnem we wsi K., niedaleko od stacji drog żel. Petersburskiej Tłuszcz, z przyjemnością spostrzegłem, iż cała czeladź dworska modli się z książek do nabożeństwa. Cudu tego dokazała córka właściciela wsi, panna A. A., która podczas zimy wyuczyła wszystkich we dworze czytać i pisać. Zechciej, Sza. Panie Redaktorze fakt powyższy opublikować, a może i po innych wsiach przykład panny A. S. naśladować będą.”

 Silva rerum w: "Kronika Rodzinna",  1.8.1881

 

We wsi Gack, w Powiecie Łukoskim otwarta została kosztem i staraniem dworu szkoła, w której żona miejscowego dziedzica i jej siostra, pełnią obowiązki nauczycielskie. Niech Bóg błogosławi tej najlepszej, najpożyteczniejszej, z prac kobiecych, najpiękniejszej pracy obywatelskiej!

 Kronika działalności kobiecej w: "Bluszcz", 1882

 

Bluszcz takimi słowami zachęcał wszystkie kobiety do podjęcia tego obowiązku (w związku z okólnikiem wydanym przez Ministerstwo Nauczania Publicznego, w którym stwierdzano, że ze względu, że nie wszyscy włościanie mogą dzieci swoje posyłać do szkoły, gdzie pobierałyby naukę udzielaną przez nauczyciela wykwalifikowanego, pozwala się, aby czytać i pisać uczyły wszelkie osoby, którym tylko władze duchowne i policyjne nie mają nic do zarzucenia):

Dla pracy kobiecej otwiera się pole szerokie. Cały świat cywilizowany uznał, że kobieta jest najlepszą a nawet powinna być koniecznie pierwszą dziecka nauczycielką: więc teraz oto zostaje otwartem dla niej miejsce obywatelskiej służby, które zająć powinna, jeżeli kobieta jest rzeczywiście istotą zdolną do organicznej pracy w społeczeństwie. A postawić tu można jedno jeszcze jeżeli: jeżeli jej miłość dobra ogólnego jest uczuciem prawdziwem, a nie uczucia fantazyą, uczucia awanturą.

 M.I. [Maria Ilnicka], Z życia w: "Bluszcz", 1882

 

Jak w uczuciu instynktownemi wtedy jeszcze, gdy nauka nie wypowiedziała wcale zdania swego w tym kierunku, pracę oświecenia ludowego składano u nas zawsze w ręce kobiety, dowodzi to całe mnóztwo złych i dobrych, z talentem i bez talentu pisanych powiastek, obrazków, których zawsze sercem szlachetna, umysłem podnioślejsza dziewczyna młoda, kształcenie dzieci wiejskich za obywatelskie zadanie sobie uważa. Każda kochająca ogół swój panienka ze dworu takie miejsce ma sobie wyznaczone w pojęciu naszem idealnej dziewicy; niecenie światła, pielęgnowanie iskry świętej, przeszło na nią niby spadkiem po tej słowiańskiej kapłance wieków dawnych, która w kontynach Żywie z rucianym wiankiem na czole, ognia Bogów pilnowała, od zagaśnięcia go strzegła. Pierwowzór to jest, typ kobiecości szlachetnie uduchowionej, który nazawsze w pamięci pozostał.

 M.I. [Maria Ilnicka], Z życia w: "Bluszcz", 1882

 

Przykład z literatury:

- Rodzice moi – mówiła Zosia poważnie – założyli szkołę o wiele wcześniej przed przymusowem nauczaniem. Dziś został budynek, ławki: a że w szkole niema nauczycielki, postanowiłam sama, przy pomocy naszej panny, uczyć dziewczynki szycia, haftu i innych ręcznych robótek. Przy tej sposobności, uczę ich historyi polskiej – czytam powiastki…

 Sewer, Pozytywizm w praktyce w: "Bluszcz", 1882

 

Nie sądź, Jadziuniu, żeby dostatecznem było wywiązaniem się z obowiązku nauczenie liter lub nawet trochę czytania jednej, a choćby i kilku dziewczynek z garderoby lub kuchni. Ważniejszem jeszcze jest rozbudzenie ich uczucia i myśli, a tego tylko rozmową swobodną, łagodną, niby gawędką o rozmaitych rzeczach, dokonać można.

 Maria Świderska, Listy starszej przyjaciółki do młodszej w: "Wieczory Rodzinne", 1884

 

Zwyczaj zakładania ochronek po wsiach jest nadzwyczaj pożytecznym i polecenia godnym, ponieważ dzieci matek wychodzących do roboty, bywają często wystawionemi na wielkie niebezpieczeństwa.

 Wanda Reichsteinowa-Szymańska, Poradnik dla młodych osób w świat wstępujących, ułożony dla użytku tychże przez Wielkopolankę, Poznań 1891

 

Jadwiga Lubomirska, córka ks. Tadeusza, idzie za Kwileckiego. Jest to wyjątkowa panna. W Małej Wsi zakładała ochronki, sama dzieci uczyła i umiała, pomimo trudnych warunków, dawać dowody i przykład cnót obywatelskich tak rzadkich, niestety, między panami i między szlachtą.

Maria z Łubieńskich Górska, Gdybym mniej kochała, Warszawa 1997

 

Podobną działalnością zajmowała się córka Marii Górskiej, Pia:

W dzień Trzech Króli Pia urządziła gwiazdkę dla stu trzydzieściorga dzieci chodzących do ochrony i dwanaściorga starszych, które co dzień do jej pokoju na naukę przychodzą. Radość była wielka, śpiewy, rozdawnictwo łakoci, fajerwerki. Miło patrzeć, jak dzieci Pię kochają, zbiegają się tłumnie, jak przez wieś przechodzi, aby ją zobaczyć. Bo też ona ma dar nauczania, umie dzieci zabawić i przyswoić, śmieje się z nimi i bawi sama. Z zagranicy z każdego miasta przysyłała do wolskiej ochrony kartki z widokami, papieżem, kościołami.

Maria z Łubieńskich Górska, Gdybym mniej kochała, Warszawa 1997

 

Czyż my prawe córki rodzinnej ziemi naszej a prawnuczki z krwi i kości dawnych matron polskich, czujące się wyższemi umysłowo, duchowo, sercem i urodzeniem od szarego tłumu młodszej braci naszej, nie powinnyśmy starać się zaradzić złemu przez zbliżenie się, wniknięcie w potrzeby materialne i moralne prostaczków i maluczkich, oraz okazanie im szczerego zainteresowania się naszego i sympatyę? Tym sposobem możemy tylko wywierać wpływ dodatni na te ciemne massy, których charaktery przy wielu złych, mają i wiele dobrych pierwiastków. Tam też, gdzie dwory wiejskie za pośrednictwem pań i panienek utrzymują przyjacielski stosunek z bracią wiejską, gdzie postępują według maksymy: „miej serce i patrzał w serce”, tam lud nasz wyodrębnia się gotowością oddania dobrem za dobre, swą przychylnością dla dworu.

 M. Rolicz-Staniecka, Nasze prababki i my w: "Bluszcz", 1904

 

Zalecano także przeniesienie tego zwyczaju do miasta:

W mieście, uzupełniając sama własne wykształcenie bądź książką, bądź grą na fortepianie bądź malarstwem, winna ona zarazem pomagać młodszemu rodzeństwu w naukach; jeżeli rodzeństwa niema, to dobrze jest poświęcić godzinkę czasu na naukę uboższej dziatwy.

 Mieczysław Rościszewski, Panna dorosła w rodzinie i w społeczeństwie. Podręcznik życia praktycznego dla dziewic polskich wszelkich stanów, Warszawa 1905

 

A oto kilka spośród innych sposobów, w jaki panie i panny mogły przyczyniać się do wykształcenia ludu:

Radzimy młodym osobom posiadającym piękny głos i pewną znajomość śpiewu, aby znajdując się na wsiach, prosiły proboszczów o pozwolenie śpiewania na chórze podczas nabożeństwa. Podwójna ztąd odnosi się korzyść, modlitwa bowiem śpiewana nosi na sobie cechę podnioślejszą i według dogmatów milsza jest Bogu, a zarazem, jak w naszym kraju na przykład, służy do kształcenia smaku włościan, niemających sposobności zapoznania się z dobrą muzyką gdzieindziej jak w kościele. Wiemy bowiem zbyt dobrze, że skoczne motywy krakowiaków i mazurów, śpiewane ochrypłym głosem wiejskich organistów na chórach wiejskich kościołów, nie przyczyniają się do rozwijania pojęć muzykalnych w pośród młodszej naszej braci.

 Zwyczaje towarzyskie (Le savoir-vivre) w ważniejszych okolicznościach życia przyjęte, według dzieł francuskich spisane, Kraków 1876

 

Wpływ dzieweczki wykształconej a szlachetnie myślącej powinien oddziaływać na całe jej otoczenie; na wsi zwłaszcza, gdzie czeladka nasza mniej ma sposobności do rozrywek poza domem, należy im dostarczać takich, któryby i ich cokolwiek podnieść, uszlachetnić mogły. Sam pan lub pani domu, zanadto sprawami gospodarskiemi i rozlicznemi kłopotami zatrudnieni, rzadko kiedy mogą się zająć pod tym względem służbą swoją; najwłaściwszem więc jest to staranie dla panienki.

 Maria Świderska, Listy starszej przyjaciółki do młodszej w: "Wieczory Rodzinne", 1884

 

Panienka we dworze, to powinna być opiekunka najbiedniejszych; do niej pamiętać należy o starych i chorych, jeżeli nie we wsi, bo to nie zawsze robić da się, to przynajmniej w domu; wyprosić czasem kogo od surowej choć zasłużonej kary, słówkiem w porę rzuconem zażegnać burzę domową, uśmiechem i pieszczotą ośmielić dziatwę, kogo można pożywić, nauczyć, pocieszyć. Tymczasem, choć się o tem dużo czyta i mówi, wiele panienek na wsi ani się troszczy o to, co się dzieje poza obrębem salonu lub garderoby, (gdzie znów niepotrzebnie trawią się chwile na rozmowie próżnej a częstokroć szkodliwej).

 Maria Świderska, Listy starszej przyjaciółki do młodszej w: "Wieczory Rodzinne", 1884

 

Autorka tego artykułu słusznie dowodzi, że przy dobrej woli – zawsze znajdziemy chwilkę wolnego czasu na obejście parę razy wśród dnia mieszkań służby folwarcznej i zainteresowania się jej dziećmi, które pociągnięte serdecznem obejściem się naszem, wkrótce ośmielą się i ulegną korzystnemu wpływowi kultury i oświaty.
Czyż bowiem matka tych maleństw, zmęczona pracą, przyszedłszy z pola do domu, a zmuszona zająć się jeszcze przyrządzeniem posiłku dla swej rodziny, wydojeniem krowy i t.p. czynnościami, jest w możności badać swój drobiazg, jak on się zachowywał w jej nieobecności, karcić go za złe, lub zachęcać do dobrego. A któż w jej umysł i serce wglądał za młodu i zaszczepiał jakiekolwiek pojęcia o etyce? Czyż kilka godzin nauki moralnej, jakiej wieśniacy nasi słuchają co niedziela, drzemiąc w kościele – z ambony i z ust swego proboszcza, ma wystarczyć na całe lata pracy naszych wychowawców i nauczycieli, jaką oni poświęcają nam ludziom z klasy inteligentnej?

 M. Rolicz-Stoniecka, W sprawie maluczkich (głos z prowincyi) w:"Bluszcz", 1902