Nauka gry na instrumencie (zazwyczaj fortepianie) uważana była przez większość społeczeństwa za niezbędny element edukacji dobrze wychowanej panny. Dla wielu osób było nie do pomyślenia, by młoda kobieta nie posiadała takiej umiejętności. Panny na wydaniu demonstrowały następnie obowiązkowo swe wykształcenie muzyczne na zebraniach towarzyskich.

Krytycy z kolei twierdzili, że kosztowne lekcje muzyki bez zważenia na to, czy uczennica w ogóle ma talent i słuch albo czy jest muzyką zainteresowana, są marnowaniem pieniędzy i czasu, który dałoby się zużyć na lekcje jakiejś bardziej praktycznej umiejętności. Grę na fortepianie zaliczano do „wychowania salonowego” – niepraktycznego, skupionego na efekcie, a nie na gruntownej wiedzy.

Za to ma czy nie ma talentu do fortepianu, musi na tym nieszczęśliwym instrumencie wyuczyć się kaleczyć rozmaite fantazye i kaprysy, bo to stanowi niezbędne dokompletowanie edukacyi.

 Wacław Szymanowski, Kartki oderwane, w: „Bluszcz, 1865

 

Młode panienki, powróciwszy z pensji, gdzie, z małemi wyjątkami, tylko powierzchownych nabierają wiadomości; zaraz pod okiem matki dążą do tego jedynie, ażeby potrafiły zwrócić uwagę i dobrze przedstawić się w świecie; w tym celu, dla dokończenia edukacji, biorą kosztowne lekcje muzyki, śpiewu, rysunków i tańca, a przytem nabierają wprawy w sztuce najpowabniejszego strojenia się i zwracania na siebie uwagi. Są to obecnie przymioty konieczne, i biada młodej osobie, która ich nie posiada, bo co najmniej, spotka ją zewsząd lekceważenie i szyderstwo jej towarzyszek. W mniej zamożnych domach, dziewczęta uczą się jeszcze gospodarstwa; ale gdzie i kiedy, nauczają je, jakie są obowiązki matki?

 E. N., Obowiązki i grzechy matek, w: „Bazar”, 1866

 

Teraz kilka słów o pożytku, jaki może przynieść ta instytucya. Uznając ważność wpływu muzyki, jako czynnika edukacyjnego, przyznać musiemy, iż zawyłącznie się rozwielmożyła kosztem innych sztuk pięknych, czasem nawet kosztem ogólnego ukształcenia: a tymczasem muzyka dla mało rozwiniętych umysłowości staje się tylko przyjemnem głaskaniem nerwów; wpływem może więcej szkodliwym jak zbawiennym, wtedy gdy jej nie neutralizują praktyczne zajęcia umysłu.
Niemasz prawie panienki średniej zamożności, któraby kilka lat mozolnej pracy nie poświęcała nauce fortepianu, choć bardzo mało jest takich, któreby po wyjściu za mąż, sztukę nabytą takim trudem i kosztem, dalej pielęgnowały. Lekcye rysunku i malarstwa nie kosztują więcej od fortepianowych, nikomu z domowników lub sąsiadów nie rozdzierają uszu, a za cenę lichego fortepianu, można mieć przepyszne wzory i materyały malarskie.

Wł. Bartkiewicz, Szkoła żeńska rysunki i malarstwa, w: „Bluszcz”, 1868

 

Ludzie, pragnący zaczerpnąć wiadomości o stopniu wykształcenia młodej panny, zapytują: czy gra i jak gra? a jeśli dziewczynka nie okazuje w dzieciństwie zdolności i popędów muzykalnych, wychowujący uważają przyszłość jej, jeśli nie za zgubioną zupełnie, to przynajmniej za mocno zagrożoną i, nie zrażając się żadnem niepowodzeniem, dopóty męczą i uczennicę, i fortepian, aż z niej i z fortepianu wydobędą coś naksztalt muzyki.

 Eliza Orzeszkowa, Kilka słów o kobietach, Warszawa 1870

 

I dziś kobiety różnych warstw społeczeństwa różne odbierają ukształcenie; kobiety z ludu, wieśniaczki i wyrobnice żadnego zgoła nie dostają; sługi, córki rzemieślników, ekonomów, oficjalistów i drobnej szlachty, uczą się czytać, pisać i rachować. Inne wszystkie odbierają ukształcenie mniej więcej jednakowe, podstawą jego jest znajomość kilku języków, ozdobą muzyka, treścią niby odrobina wzięta z każdej nauki. Można zatem powiedzieć śmiało, iż połowa większa kobiet u nas nie ma żadnego ukształcenia i o nie się nie stara, druga pragnie wykwintnego ukształcenia warstw najwyższych.

Anastazya Dzieduszycka, Co teraz?, w: „Bluszcz”, 1873

 

Często odzywają się u nas krzyki na zbytek muzykalności, na zbyteczne obciążanie edukacyjnego programatu kobiety muzyką; ma to przecież słuszność o tyle tylko, o ile muzykalne wykształcenie młodej panny nie podniosło się ponad sztuczkę popisową, grywaną w salonie dla gości, a zapomnianą, porzuconą potem niedbale, jak rzecz niepotrzebna, zbyteczna, zawadzająca. Tłómaczy się to zajęciami, jakie macierzyństwo i gospodarstwo domowe kobiecie zamężnej daje; ale racya to żadna, bo widzimy przecież, że życie kobiet naszych klass wyższych tak przeciążone trudami nie jest, a muzyka właśnie mogłaby być tą dobroczynną wieszczką, która przy domowem ognisku rodziny siadając, dawałaby kobiecie talizman niespożytego przez czas wdzięku, a atmosferze jej otoczenia, w której chowa się dziecko, pierwiastek uszlachetniający. Ale nie z samą jedynie muzyką tak się dzieje, że służy ona kobiecie na kwiatek tylko pierwszych lat młodości, na ozdobę do czasu. — „Słowacki poszedł pod placki“... śmieje się gorzko humoreska Zawadyńskiego.

Marya Ilnicka, Zabawa i wychowanie, w: „Bluszcz”, 1878

 

Miejsce obowiązkowej muzyki zaczyna teraz zajmować malarstwo, coraz więcej uprawiane przez młode panny i panie. Każdy chętnie tej zmianie przyklaśnie, jest ona bowiem bardzo korzystna tak dla uczących się jak i dla otaczających. Przy braku talentu nauka gry na fortepianie staje się męczarnią dla jednych i dla drugich; malarstwo przeciwnie nawet przy niewielkich zdolnościach może sprawić przyjemność i przynieść korzyść, nie mówiąc już o tem, że wiele mniej zajmuje czasu, a wyrabia poczucie piękna i smak dobry.

Skarbiec dla rodzin w mieście i na wsi, tom II, Wydawnictwo Biesiady Literackiej, Warszawa 1889

 

Albowiem ton taki nakazuje, aby każda panna dobrze wychowana grała koniecznie na fortepianie. Może to robić bez talentu, bez chęci nawet i zamiłowania, ale robić musi! Jest to tak konieczne w wychowaniu kobiety (oczywiście z taktem i wykwintem pochodzenia, do czego wszyscy mamy pretensye), jak język francuski, taniec zgrabny i maniery salonowe.
Nauka gry na fortepianie rozpoczyna się mniejwięcej w ósmym roku życia uczennicy, to jest wtedy, kiedy jeszcze dziecko niezdatne jest do wykazania jakichkolwiek upodobań i zdolności. Trwa zaś okrągłe lat dziesięć, to jest do czasu, w którym pupilka ma wszelkie prawo uważać się za pannę na wydaniu. Jeżeli jednak udało jej się kiedykolwiek w popisie salonowym wywalczyć poklask jakiego pseudo-znawcy i parę zdań pochlebnych o talencie, jeżeli gra tym sposobem na fortepianie staje się dla niej bronią, mogącą jej wywalczyć karyerę małżeńską, nauka muzyki ciągnie się dalej, z niemałym nakładem pieniędzy i czasu, z uwagą na to, aby jej przewodniczył jaki metr wzięty, modny i głośny.

S., Muzyka w wychowaniu, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1893

 

Jeżeli nie masz wybitnego talentu muzykalnego, zarzuć bez skrupułu fortepian i śpiew, poświęć ten czas innej umiejętności, która cię najwięcej pociąga, lub potrzebną będzie w życiu.

Ks. F. EL. Łukaszewicz, Złota książka polskiej dziewicy, Kraków 1895

 

W domu dziecko, wyrostek czy panienka, mają dodatkowe różne lekcye; uczą się klepać na fortepianie, czy jest talent czy go niema, uczą się języków paru, powiedziawszy szczerze, żadnego porządnie, bo kilka języków dobrze znać, to za wiele na taki młody wiek, uczą się robótek różnych, które psują oczy, a które nie wypadają jakoś tak ładnie i tak tanio, jak kupione w sklepie lub odnośnej pracowni, uczą się malować na wszystkiem, na porcelanie, szkle, drzewie, metalu, na kości i na skórze!

Szczęsna, Wolne chwile, w: „Bluszcz”, 1897

 

Ale to omyłki więcej zewnętrzne, są inne ważniejsze. Iluż się zdaje, nie-tylko kobietom, ale młodym w ogóle, no, i starszym czasem, że mają talent do muzyki, malarstwa i poezyi, zamęczają siebie nauką, a drugich narzucaniem swego mniemanego artyzmu, bo grają nieznośnie, malują bezbarwnie, a piszą wiersze okropne i do tego każda uwaga, przestroga, a tembardziej krytyczna prawda rani ich do żywego i wywołuje podejrzenia zazdrości.

Szczęsna, Dobroduszne pomyłki, w: „Bluszcz”, 1898

 

— Po południu jest raz konwersacya, a raz muzyka dwóch dziewczynek, chłopcy się uczą wtedy na drugi dzień.
— A mają naprawdę dziewczynki zdolności do muzyki?
— Tak, trochę, nic szczególnego. Młodsza narzeka że ją plecy bolą po lekcyi, a starsza ma słuch tępy, no, ale inne się uczą, więc niech tam i one!
— Ależ, pani szanowna, po co, na co! lat kilka pomęczą siebie, nauczycieli pieniądze będą wyrzucone, a panienki dorosłe w salonie wymieniać kiedyś będą tylko nazwisko znanego profesora, a co do grania — będą miały — „tremę.”

Szczęsna, Po wakacyach, w: „Bluszcz”, 1899

 

Osoby odpowiadające na „Kwestionariusz panieński” „Bluszczu” także wspominają o obowiązkowej edukacji muzycznej:

Gdyby to jedynie odemnie zależało, nie uczyłabym się grać, gdyż nie mam do muzyki ani dużych zdolności, ani zamiłowania, lecz moi rodzice, szczególniej matka, uważają tak, jak wiele starszych osób, iż każda panna powinna grać na fortepianie i mówić po francuzku. Ja jednak jestem tego zdania, iż muzyki powinny uczyć się tylko te panny, które mają wybitne zdolności w tym kierunku; w przeciwnym razie lepiej użytego czasu na naukę czegoś praktycznego, zamiast marnować go napróżno.

Wiochna, Nasz kwestyonaryusz panieński, w: „Bluszcz”, 1902

 

Zaczęłam naukę wcześnie bardzo, ponieważ rodzice moi byli zamożni; od początku powtarzano mi, że uczę się muzyki, jedynie dla swojej, oraz drugich przyjemności... wiedziałam dobrze, że na chleb nigdy pracować nie będę potrzebowała, a jednak poczucie piękna tak było we mnie rozwinięte, że byle jakie granie robiło mi tylko przykrość. Kształciłam się coraz wyżej w mojej sztuce, a przepowiednia świetnej przyszłości muzykalnej, tak mnie oszołomiła, że postanowiłam jej poświęcić życie.
Nie opierano się temu wcale, myśląc, że z wiekiem nabiorę innych przekonań, innych zamiłowań, lecz gdy ja, skończywszy lat 16 bynajmniej nie chciałam zostać „panną na wydaniu,“ wywołałam ogólne okrzyki, w których przebijało szyderstwo i niedowierzanie. Zaczęto mówić: „Na naukę leci,“ lub wprost pytano mnie kpiąco, żartobliwie: czy mam zamiar zostać artystką i czy chcę dawać koncerty (?!).
Trzeba było wielkiej siły woli, aby nie uledz i nie obrać drogi łatwej, czczej, którą mi przedstawiano.
Nieraz zadaję sobie pytanie, dlaczego panna z wyższego towarzystwa, a mająca prawdziwy. wrodzony talent, nie ma prawa mu się poświęcić? Czyż to jej ubliża? Czyż nie lepiej, gdy zajęta nad płótnem, fortepianem, lub czem innem, ma to zadowolenie wewnętrzne, że pracuje nad wyrobieniem smaku estetycznego, nad upiększeniem i uszlachetnieniem całego społeczeństwa, że czasu drogiego nie marnuje na ciągłe wizyty, rauty, bale?
Co do mnie, pragnę oddać się mojej sztuce zupełnie — tyle innych „wyjdzie za mąż,“ tyle przejdzie przez tę ścieżkę zwaną życiem, śladu nie pozostawiwszy...
Każdy człowiek oddaje to, co ma najdroższego swojej ziemi, niechże ja oddam jej mój talent, a potem garść mych popiołów.

Areni, Nasz kwestyonaryusz panieński, w: „Bluszcz”, 1902

 

Ażeby być panną modną, wszystkie podlegać musimy malarstwu, a więc sztuce stosowanej, którą zapamiętale wszystkie mordujemy. Jako atawizm po naszych prababkach, mamy tę smutną konieczność bębnienia od 8-go roku życia po białych i czarnych klawiszach, bo przecież panienka muzykalną być musi, a czyż warto myśleć o innym instrumencie, kiedy prawie w każdym domu fortepian się znajduje!

Jarwicz, Nasz kwestyonaryusz panieński, w: „Bluszcz”, 1902

 

Wszakże na polu gospodarstwa wiejskiego już dawno przestało popłacać hasło: „tak nasze matki czyniły, i dobrze było”, dlaczegóż tedy co do wychowania córek po wiejskich dworach pokutuje jeszcze w tak dużej mierze dawny przesąd, polegający na forsownem zaprzęganiu panienek do fortepianu i kładzeniu im do głowy francuszczyzny. Bez względu na to, czy dana jednostka posiada jakiekolwiek uzdolnienie muzyczne, czy też ma ucho tak tępe na pochwycenie tonów, że nie potrafi nawet ze słuchu wybrać: „Wlazł kotek na płotek” – muzyki uczyć się musi. Musi być panną-grającą.

 Obserwatorka, Przesądy w nauczaniu, w: „Dobra Gospodyni”, 1903

 

Rodzice płacą nieraz drogo nauczycielce za udzielanie „wyższej muzyki”, tymczasem panna, natychmiast po wyjściu za mąż zamyka na klucz fortepian, co dziewięć razy na dziesięć bywa z jej strony postępkiem bardzo rozumnym, chroniącym ją od udręczania siebie i innych. Pomimo jednak tych przykładów, mnożących się co dzień, wciąż jeszcze po biurach nauczycielskich można się przekonać, że wymagania, stawiane nauczycielkom, pragnącym wyjechać na wieś, redukują się prawie zawsze do znajomości muzyki oraz konwersacji francuskiej.

 Obserwatorka, Przesądy w nauczaniu, w: „Dobra Gospodyni”, 1903

 

Ileż to rodzin z cierpliwością znosi te bolesne rany, które się zowią „brakiem posagu”. Często się zdarza, że rodzice mają w domu po 2 albo 3 prześliczne córki, świetnie wychowane, dobrze ułożone, milutkie i powabne, których wykształcenie zdobyto kosztem ciągłych ofiar ze strony rodziców.
Zręczne do wszystkich robót domowych, umieją same przybrać pięknie kapelusze, dobrze skroić sukienki, zagrać na fortepianie – wreszcie mają wszystkie warunki na wzorowe żony, przykładne matki i najmilsze panie domu – pomimo to niema sposobu wydania ich za mąż.

 Junosza-Nałęcz, Bez posagu, w: „Dobra Gospodyni”, 1903

 

Lekcye na fortepianie zaczynają się od lat siedmiu. Pół godziny lekcyi co dwa dni i pół godziny egzercytowania się zupełnie wystarcza na początek.

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

Nie można zgodzić się z matką, która pozwala córce grywać po całych dniach na fortepianie. Rozwija to nadczułość nerwów i może być tolerowane wtedy jedynie, gdy idzie o pozyskanie dyplomu z ukończenia konserwatoryum. Trzeba koniecznie urozmaicać zajęcia młodej panienki.

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

Eliza Orzeszkowa w swoich powieściach też wspominała o wszechobecnej edukacji muzycznej panienek:

Któż kiedykolwiek widział, aby gdziekolwiek na świecie były dwie wykwintne panie, – z których w dodatku jedna jest panną na wydaniu, a fortepianu nie było? Gdzie jest panna na wydaniu, tam i fortepian być musi. Rzecz to wiadoma. Tak też było i tutaj.

 Eliza Orzeszkowa, Pompalińscy, Warszawa 1876

 

Bardziej szczegółowej analizie poddała ten problem w „Pamiętniku Wacławy”. Problemem bohaterki nie jest jednak brak talentu, a raczej jego nadmiar – potrafi grać pięknie i ekspresyjnie, ale jej muzyka jest zbyt wyrafinowana na potrzeby salonów:
- Moja droga – odrzekła mi matka – muzyka stanowi zapewne przyjemne przepędzenie czasu w samotności i środek rozrywki w nudach, ale są to tylko uboczne cele, dla których młode panny grać się uczą. Głównym zaś celem umiejętności grania jest możność przyjemnego zabawienia towarzystwa, w jakiem znajduje się młoda osoba.
- W takim więc razie – odrzekłam – muzyka jest cackiem, przeznaczonem do bawienia uszu ludzi, jak naprzykład ten kotek porcelanowy, który stoi na etażerce, ma bawić ich oczy.
- Między muzyką i porcelanowym kotkiem niepodobna zrobić porównania –odpowiedziała z uśmiechem matka – kotek jest nieżywy i żadnego na nikim zrobić nie może wrażenia, wtedy, gdy piękną muzyką młoda osoba daje dowód, że jest starannie wychowaną.

 Eliza Orzeszkowa, Pamiętnik Wacławy, Warszawa 1871

 

Później, pracując już jako nauczycielka, Wacława wysłuchuje takich żalów od właścicielki kantoru pośrednictwa:

Panna mówi po francuzku i gra na fortepianie tak, jak gwiazda świeci i kwiat pachnie; stanowi to jej właściwą i nieodebralną godność, której, gdy nie posiada, jest zhańbioną... i nigdy dobrej partyi nie zrobi. Wymagają od pani, abyś swe uczennice od stóp do głowy orzuciła błyskotkami, aby ku nim zlatywały się dobre partye, jak motyle ku świecy; uczyń to, a nie mieszaj się do tego, co do ciebie nie należy.

 Eliza Orzeszkowa, Pamiętnik Wacławy, Warszawa 1871

 

Co do muzyki, przekonałam się, że ulubionemi pani mistrzami są: Beethowen, Haydn, Mozart, Mendelsohn, Szubert i t. p. To na nic się nie zdało; ucz pani swoje elewki Liszta, bo to grzmi i hałasuje, Aschera, bo każe często ręce na krzyż zakładać; wyjątki z oper, bo płaczą, lamentują i na nerwy słuchaczów działają.

 Eliza Orzeszkowa, Pamiętnik Wacławy, Warszawa 1871

 

Za to urocza i „praktycznie” wychowana Madzia muzyki nie zna wcale:

Wróciwszy ze śpiżarni z pękiem kluczów u paska, Madzia mówiła do mnie:
- Rózia nauczyła mię szyć bieliznę i suknie i odtąd sama sporządzam ubrania dla siebie i rodzeństwa. Doglądam też pralni i folwarku, i w kuchni nie rzadko bywam, mianowicie, gdy spodziewamy się gości i trzeba coś lepszego do stołu sporządzić...- Mama życzyła sobie – szczebiotało dalej wesołe dziewczę – abym uczyła się po francuzku i grać na fortepianie, ale Rózia sprzeciwiła się temu i powiedziała, że daleko lepiej będzie, jeśli nauczę się szyć, gotować, doglądać gospodarstwa, bo jej samej francuzki język i muzyka na nic się przydały, odkąd ojciec stracił cały prawie fundusz...

 Eliza Orzeszkowa, Pamiętnik Wacławy, Warszawa 1871

 

Na podobny temat: Edukacja salonowa