Terminem „edukacja salonowa” określano czasami rodzaj wykształcenia uważany powszechnie za wystarczający dla młodej panny. Używany był on głównie przez zwolenników rozszerzenia zakresu edukacji kobiet, oznaczał więc edukację zupełnie niewystarczającą. Składać się na nią miały przede wszystkim język francuski i umiejętność gry na fortepianie.

 

To wszystko przemawia głośno, aby wykształcenie kobiety zbogacić nauką służącą jej do celów powyższych i oprócz tego, co ją moralnie kształci i towarzyską ogładę jej nadaje, dołączyć to, co jej na każdym kroku życia, bo przy wszystkich pracach i zajęciach jego, nieodzownie i codziennie jest potrzebnem. Taki praktyczny zwrot w wykształceniu kobiety nie byłby przecież żadną ujmą wyższej nauce i kierunek duchowy nic tu nie tracąc, zyskałby jeszcze, zmieniając na pracę użyteczną i poważniejsze myśli usposobienie ten lekkomyślny i próżniaczy nastrój, jaki kobieta dzisiejsza prawie w ogóle dostaje, przez powierzchowne a głównie na talentach i francuszczyźnie oparte wykształcenie salonowe.

Zygmunt Jaroszewski, O potrzebie zakładów gospodarczych dla kobiet, w: „Bluszcz”, 1866

 

Innych celów uczenia bogatych kobiet trudno jest zaprawdę dopatrzyć, to też nomenklatura udzielanych im nauk nie utrudzi niczyjej pamięci. Nazwy tych nauk, wymienione porządkiem według przypisywanej każdej z nich wagi i niezbędności, są następujące: jeden lub dwa języki obce, muzyka na fortepianie, maniera, wyszywanie na kanwie, haftowanie na batyście, taniec, nomenklatura geograficzna, chronologia historyczna, rachunki, doprowadzone aż do czterech działań arytmetycznych, z których jeszcze ostatnie, dzielenie, jako najtrudniejsze, wątpliwe zajmuje miejsce.
Oto i wszystko.

 Eliza Orzeszkowa, Kilka słów o kobietach, Warszawa 1870

 

W kształceniu kobiet niebogatych, z powodu różnicy położenia, a zatem i po części celów uczenia się, drobne zachodzą różnice.
Pierwsze w nim miejsce znajdują zawsze języki obce, a mianowicie francuzki, i gra na fortepianie.
Ale maniera, zastosowana do saloników lub po prostu do pokojów, zamiast do salonów, jest daleko mniej skomplikowaną i wymagającą; haftowanie na kanwie ustępuje przed użyteczniejszą umiejętnością szycia; nomenklatura geograficzna i chronologia historyczna, pozostając tylko nomenklatura i chronologią, bywają przecież w obszerniejszych udzielane rozmiarach; arytmetyka przechodzi granice ułamków i dochodzi niekiedy do reguły trzech.
A oprócz tego panna niebogata, otoczona najczęściej niebogatymi też ludźmi, aby między nimi znaleźć męża, posiadać winna pewne uzdolnienia praktyczne, jakiemi są: chodzenie z kluczykami, urządzanie herbaty i t. p. okazy gospodarskich umiejętności.

 Eliza Orzeszkowa, Kilka słów o kobietach, Warszawa 1870

 

Dotąd jeszcze większość trwa w tem przekonaniu, że uczenie się fizyologii lub anatomii jest najwyższą nieprzyzwoitością dla kobiety, dla której jeden tylko fenomen, wykazany przez pierwszą z tych nauk, ma pewną wartość, a tym jest, że serce znajduje się z lewej strony piersi.
Z astronomii za dostateczną dla kobiety uznano wiadomość, że ziemia ma kształt kuli z dwóch boków spłaszczonej, i że gwiazdy są oczyma aniołów, patrzących z góry na ten padół płaczu. W fizyce największe stosunkowo uczyniono postępy, boć każda już kobieta mniej więcej wie: dla czego w pokoju zimna para z ust wychodzi, zkąd się deszcz bierze, czem są obłoki i t. d.

 Eliza Orzeszkowa, Kilka słów o kobietach, Warszawa 1870

 

Cóż powiedzieć o wykształceniu naszem! Jest tu pewna zgodność z pozorem zewnętrznym: blichtr tylko i nic więcej. Przy nauce dość skąpej kształcą w nas głównie talenta, choćbyśmy ich wcale nie posiadali, i to tylko dla pozoru, dla popisu chwilowego, że umiemy coś zagrać na fortepjanie, wymalować kwiatek albo odpowiedzieć po francuzku na zrobione zapytanie. To też po ukończonej niby wykwintnej edukacyi – otwierają się nam dopiero oczy, z ciężkim nieraz w głębi ducha żalem, że nas nic nie nauczono dobrze, że wiedząc niby wiele mało umiemy należycie, i że czas poświęcony na tę czczą edukacyę, czas niepowrotny, czas, który słusznie Anglicy nazywają pieniądzem, był bez litości na próżno zmarnowanym. Gdyby nam bowiem przyszło tą niby odebraną edukacyą zarabiać na utrzymanie, czybyśmy dały sobie radę? Jesteśmy więc niestety z naszemi potrzebami strojów coraz nowszych, z naszem wychowaniem nieprodukcyjnem, li tylko ciężarem społeczeństwa.

Marya O…A, O potrzebie stowarzyszenia kobiet wzajemnej pomocy i rady, w: „Tygodnik mód i powieści”, 1873

 

Panna uważaną jest już jako wychowaną bardzo praktycznie, jeźli umie smażyć konfitury, ale o ugotowaniu codziennego obiadu, nie ma nigdy mowy: niektóre malują, jednak pomimo to, nie umieją dać abrysu na jaki bądź gospodarski mebel: znają nieskończoną ilość bezużytecznych robótek, będących po prostu zabiciem czasu, kosztujących nieraz drogie pieniądze, a rzadko która potrafi uszyć sobie suknię. Wychowanie skierowane jest do pozorów i kończy się na pozorach. Jeźli zaś pomimo to, niektóre kobiety umieją sobie radzić w praktycznem życiu, zawdzięczają to jedynie samym sobie, i nauce okupionej nieraz ciężkiem doświadczeniem.
A ileż razy młode matki nie pojmując warunków fizycznego rozwoju, przez fałszywe pojęcie piękna i przez tę nieszczęśliwą ideę, że słabość jest wdziękiem kobiety, szkodziły bezwiednie sobie i dzieciom zanim te na świat przyszły. Ileż razy traciły pierworodne ukochane dziecię, jedynie przez to że brakło im racyonalnych wiadomości o organizmie i potrzebach tych drobnych istot, którem wprawdzie dały życie, ale którego utrzymać nie umiały.
Zdarzyło nam się nieraz widzieć wykwintne kobiety, kobiety co odebrały tak zwane dobre wychowanie, które na wsi pozbawione natychmiastowej pomocy lekarskiej, a nie mogąc sobie w najdrobniejszej rzeczy poradzić, wzywały do dzieci swoich wiejskich znachorek, i słuchały z dobrą wiarą, nie umiejąc ich sprostować, ani nawet poznać się na ich mylności, najdziwaczniejszych objaśnień, o niemożebnycli dolegliwościach, chorobach i zboczeniach, nie bywałych nigdy w naturze. Czyż więc wychowanie przysposobiło ich choć trochę do zawodu żony i matki?

Waleria Marrené, Kobieta w rodzinie, w: „Tygodnik mód i powieści”, 1875

 

Z chwilą wstępu swojego w życie mężczyzna widzi przed sobą otwarte szerokie pole działania, jego nie ścieśniają żadne względy światowe, nie krępują go przesądy, tradycya ni obyczaje. Wszechnice li tylko dla niego wzniesione, na jego skinienie uchylą mu swoich podwoi, byle zapragnął czerpać może bez miary i określenia u źródeł wszechwiedzy.
Kobieta niegdyś w trzynastym, dziś w szesnastym roku życia wydawana za mąż, kiedyż i gdzie miała się uczyć i czego? Wszak według dawnych pojęć a po części i dzisiejszych, kobietą prawidłową była kobieta naiwna... Obecnie wieluż to jeszcze jest nietylko filistrów ale i poczciwych nie filistrów o zastarzałych opiniach, którzy kobietę umiejącą cośkolwiek więcej nad normę zwyczajną, to jest więcej nad muzykę i szczebiot francuzki, wytykają palcami. Przed laty mniemanie to tak było powszechnem, że ojciec z obawy by się dziewczynie w głowie nie przewróciło, nie pozwalał córce wziąść książki do ręki. Uczoną a więc śmieszną, bo to na jedno wychodziło, któżby był zechciał pojąć za żonę? A córka niezamężna to próżna zawada, smutny ciężar przygniatający barki najprzód samego ojca, który nie wiedział co ma począć z tym fantem zbytecznym, a w razie jego śmierci natrętna spuścizna przekazana najbliższej rodzinie, której obowiązkiem było myśleć o chlebie łaskawym dla starej panny, owej istnej plagi społecznej, pasożyta rozmyślnie wytworzonego, a następnie nieludzko wyszydzanego.

F., Uwagi kobiety nad dziełem D-ra Edwarda Reicha Studya nad Kobietą, w: „Tygodnik mód i powieści”, 1877

 

Zwykle rodzice, mając kilkoro dzieci, troszczą się jedynie o ich materyaluą przyszłość i z góry oznaczają stan, do którego każde z nich sposobić myślą. Zdarza się jednak i to, że nie namyślają się nawet nad tym punktem, ale postępują rutynicznie według utartego zwyczaju, przypadku, lub przykładu, danego z góry. Najczęściej chodzi im o to tylko, by syn umiał pewne oznaczone przedmioty, by córka mówiła czystym paryzkim lub angielskim akcentem, by posiadała błyskotliwe przymioty towarzyskie, któreby ułatwiły jej korzystne zamążpójście; ale te, któreby posłużyły w każdej chwili życia, te, na tle których wszystkie inne wyrabiać się powinny, pozostają zwykle w zupełnem zaniedbaniu.
Rodzice starają się o wychowanie salonowych lalek, co najwięcej specyalistów, a nie myślą o tem, że naprzód trzeba wyrobić człowieka. Dziwić się więc nie można, że mamy tyle marnujących się zdolności, tyle dobrych chęci bezowocnych, tyle bezcelowych istnień, tyle owczych, niewytłómaczonych prądów, że ludzie dążą bez myśli i zastanowienia obcym śladem i biegną naprzód jedynie dla tego, że tamtędy już pobiegł ktoś pierwszy.

Waleria Marrené, Przesądy w wychowaniu. Studyum pedagogiczne przez, Wilno 1881

 

Istnieje bowiem jeszcze aż nadto wiele umysłowych zaścianków, w których przechowuje się twierdzenie, iż cała wiedza kobieca powinna zasadzać się na znajomości gramatyki, naturalnie francuzkiej, by napisać bilecik bez błędu, że powinna ona posiadać tyle tylko ogólnych wiadomości, ile ich salon wymaga.
Wprawdzie, zdanie owych zaścianków nie stanowi desideratów istotnej umysłowości naszej, a ludzi podobnych przekonań uważać można jako maruderów intellektualnych, których ludzkość, nakształt armii w pochodzie, zostawiać musi po za sobą, – jednakże zdania te są zbyt rozpowszechnione, ażeby o nich nie wspomnieć, tem bardziej, że wiele rodzin, chociaż tego nie wypowiadają głośno, idzie za popędem, z góry nadanym, i mniej więcej wedle tej normy kształtuje wychowanie swych córek.
Zaścianki owe charakteryzują najlepiej swoje znaczenie, stawiając za cel kobiecie i jej wychowaniu salon jedynie. Ale któż z nas do salonowej warstwy należeć nie chce?

Waleria Marrené, Przesądy w wychowaniu. Studyum pedagogiczne przez, Wilno 1881

 

Bo przede wszystkim – jakie jest wychowanie „kobiety z towarzystwa”? (A któraż dziś nie należy do „towarzystwa”!) Ilu najprostszych rzeczy nie wolno jej widzieć, ilu czynności spełniać, z iloma ludźmi nie może rozmawiać pod tym jedynie pozorem, że „to nie wypada dobrze wychowanej pannie”. Gdy chodzi o naukę, podsuwają jej arytmetykę dla kobiet, zoologię dla kobiet, astronomię dla kobiet, jakby dobry Bóg stworzył jakiś odrębny świat dla użytku płci pięknej.
Nawet język kobiet jest różny od męskiego dzięki ogromnej liczbie wyrazów zdrobniałych, wykwintnych, pieszczotliwych, nieledwie pomadowanych i perfumowanych. Nareszcie zdania wypowiadane przez kobiety odznaczają się banalnością, powierzchownością i niepojętym dla zdrowego rozsądku przeskakiwaniem od przedmiotu do przedmiotu.

Bolesław Prus, Kroniki Tygodniowe, w: „Kurier Codzienny”, 1888

 

Faktem jest, że umysłowe nicestwo kobiet „lepszej sfery” nie tylko zniża wartość kobiety w ogóle, lecz w równie demoralizujący sposób oddziaływa na samych mężczyzn.

 Bolesław Prus, Kroniki, w: „Kurier Codzienny”, 1894

 

Przykład edukacji salonowej daje w noweli „Panna Bolesta” Maria Szeliga:

Pani Sumińska w krótkiej przemowie określiła swe wymagania co do rozwijania się w niej muzycznego talentu, obznajmienia z literaturą obcą i swojską i nakoniec, życzyła sobie, aby nauczycielka zwracała baczną uwagę na ułożenie, obejście i wysłowienie młodej panienki, a w życiu towarzyskiem, do którego już potrosze wprowadzano jedynaczkę, znudzoną wyczekiwaniem chwili wyzwolin na dorosłą pannę, nauczycielka była obowiązaną stać się wzorem i przykładem.
Panna Bolesta posmutniała trochę... miała ona poważniejszy ideał swego stanowiska, zasadzający się na wpajaniu w młodą duszę wszystkiego, co gruntowna nauka, podniosłe i szlachetne pojęcia, wytworzyły na świecie jako cenny eliksir ku utrzymaniu moralnego zdrowia, jako antidot, przeciw wpływom złego, tak łatwo grożącym zatruciem na wstępie niewinnego umysłu i serca. Poznała z przykrością, że tutaj, wszelkie jej starania w celu udoskonalenia własnej moralnej istoty, by tem śmielej podejmować się przewodnictwa młodych duszyczek, cały zasób zdobytej wiedzy wyższej nad programat elementarny, zamknięty w granicach pospolitego bakalarstwa, zbytecznym tutaj był... gdyż matce, rozkochanej w ślicznej powierzchowności córki, głównie szło o przyozdobienie jeszcze kilkoma powabami więcej, ale tylko aby zewnętrznie córka jej mogła olśniewać talentem, wymową i dowcipem... co do reszty, zdawała się o głąb ducha i uczuć nie troszczyć — nie myśleć nawet, iż Adelę można uczyć coś innego i pożyteczniejszego nad grę na fortepianie, deklamacyę w trzech językach i zręczne znalezienie się pośród zgromadzonych w salonie gości.

Maria Szeliga, Panna Bolesta, w: „Tygodnik mód i powieści”, 1877

 

Eliza Orzeszkowa sporo uwagi edukacji salonowej poświęciła w powieści „Pamiętnik Wacławy”. Najpierw odbierają taką bohaterka i jej przyjaciółki, potem Wacława, już jako nauczycielka, nie może pogodzić się z płytkością edukacji salonowej w porównaniu z tym, co sama uważa teraz za odpowiednie wykształcenie.

Przy obiedzie matka moja rozmawiała ze mną po francuzku i po angielsku naprzemian, a wstając od stołu, rzekła do mnie:
- Bardzo się cieszę z tego, że posiadasz wprawę mówienia dwoma językami, które są powszechnie używane po salonach. Chciałam się o tem przekonać i wyszłaś z próby zwycięzko.
Tu pogłaskała mię po głowie z zadowoleniem.
- Umiem jeszcze mówić po niemiecku – rzekłam, ucieszona pochwałą matki.
- O niemiecki język mniejsza – odpowiedziała - potrzebny on tylko w razie podróżowania, a i to niekoniecznie, bo z francuzkim i angielskim cały świat objechać można. – Zdziwiły mię nieco te słowa, bo na pensyi powiadała mi często jedna z nauczycielek naszych, że znajomość niemieckiego języka jest prawie niezbędną dla każdego, kto chce kształcić swój umysł.
Podzieliłam się tą uwagą z moją matką.
- Nauczycielka wasza – rzekła – miała słuszność, jeśli to, co mówiła, stosowała do mężczyzn; kobiety zaś nie mają potrzeby ślęczeć nad naukami, chyba jeśli się kształcą na guwernantki.

 Eliza Orzeszkowa, Pamiętnik Wacławy, Warszawa 1884

 

- Przecie zawsze ja i Zenia byłyśmy uważane za dobrze wychowane panny...
- Byłyście takiemi – odrzekłam – ale tylko w tem znaczeniu, jakie wyrazowi temu nadaje ten świat, śród którego urodziłyście się i wzrosły, a wcale nie w powszechnem i prawdziwem. Nie wiesz może o tem, dobra moja Emilko, że dla młodej panny, która nazywa się w świecie dobrze, świetnie nawet wychowaną, mnóztwo prawdziwie pięknych i pożytecznych rzeczy nie istnieje wcale, że wiedza istotna i prawdziwie wzmacniająca umysł człowieka jest jej tak obcą, jak gdyby nigdy jeszcze nie zawitała na kulę ziemską. Odrobina płytkich i błyskotliwych wiadomości, jakie otrzymuje panna dobrze wychowana, z trudnością wystarcza dla niej samej na pokarm serca i umysłu, a na podporę życia nawet nigdy prawie nie wystarcza.

 Eliza Orzeszkowa, Pamiętnik Wacławy, Warszawa 1884

 

Często też zachodziłam do kantoru, który mi dostarczył tych pierwszych lekcyi, i prosiłam o możność zajęcia się całem wychowaniem dwóch lub trzech podrastających panienek, albo przynajmniej o możność udzielania innych przedmiotów, ważniejszych i gruntowniejszych, albo jeszcze na ostatek choćby o lekcye muzyki i języków, ale takich, którychbym treść i programat sama, według własnych przekonań, a nie czyichś wskazówek, układać mogła. Właścicielka kantoru, rozsądna i miła kobieta, z którą polubiłyśmy się od razu, słuchała tych moich żądań i wzruszała ramionami.
- Wymagasz pani ode mnie rzeczy niepodobnych – mówiła – zkądże ja wezmę takich uczennic i takich rodziców? U nas jedyną nauką, o jaką starają się dla kobiet, są języki i muzyka, a jeżeli przyjdzie komu do głowy uczyć swoje córki historyi lub nauk przyrodniczych, to wzywanym bywa do tego mężczyzna, bo to i modniejsze, i więcej zaszczytu przynosi dla domu, i zresztą więcej wzbudza zaufania. Jeżeli więc pani chcesz kształcić swoje uczennice za pomocą nauki dziejów albo umiejętności ścisłych, to przebierz się za mężczyznę, utnij włosy, namaluj sobie wąsy, a może i znajdę w całem W. parę domów, które będą żądały takich lekcyi. Co się tyczy tego, abyś mogła nauczać języków i muzyki według swego upodobania i wyobrażenia, o tem także pani nie myśl; panienki powinny conajprędzej nauczyć się płynnie mówić po francuzku, aby módz konwersować w salonie, i jak najwprawniej przebierać palcami po klawiszach, aby mieć możność zachwycić i podbić salon. O filozofią języków i muzyki wcale ich rodzicom nie chodzi. Mówić o pedagogicznych celach nauczania tych przedmiotów, było-by w ich oczach nieznośną pedanteryą. Panna mówi po francuzku i gra na fortepianie tak, jak gwiazda świeci i kwiat pachnie; stanowi to jej właściwą i nieodebralną godność, której, gdy nie posiada, jest zhańbioną... i nigdy dobrej partyi nie zrobi. Wymagają od pani, abyś swe uczennice od stóp do głowy orzuciła błyskotkami, aby ku nim zlatywały się dobre partye, jak motyle ku świecy; uczyń to, a nie mieszaj się do tego, co do ciebie nie należy.
Przy pierwszej rozmowie ze mną, wspomniałaś mi pani, że udzielanie historyi literatury uważasz za niezbędne prawie dla zapoznania uczennic z duchem języka obcego, jakiego się uczą. Duch języka? a to na co? czy umiejętnością jego można popisać się, zadziwić lub zainteresować? Nie. A więc jest niepotrzebnym zupełnie i wybij go pani sobie z głowy. Nawet poczciwy Chapsal i Noël, dlatego tylko jest tolerowany, że wypada przy sposobności ortograficznie napisać francuzki bilecik, inaczej dosyć-by było wokabuł i konwersacyi. Co do muzyki, przekonałam się, że ulubionemi pani mistrzami są: Beethowen, Haydn, Mozart, Mendelsohn, Szubert i t. p. To na nic się nie zdało; ucz pani swoje elewki Liszta, bo to grzmi i hałasuje, Aschera, bo każe często ręce na krzyż zakładać; wyjątki z oper, bo płaczą, lamentują i na nerwy słuchaczów działają. W obcych językach płynna mowa i wykwintna pronuncyacya, w muzyce brzęk, huk, sentyment i sztuki łamane: oto wszystko, czem masz pani prawo uczennice swoje obdarzać. O reszcie nie pamiętaj, albo schowaj ją dla siebie, a bądź zadowoloną tem, że za tak małe wydatkowanie twych umiejętności tak znaczną otrzymujesz płacę.

 Eliza Orzeszkowa, Pamiętnik Wacławy, Warszawa 1884