Umiejętność szycia należała do podstawowych umiejętności kobiecych i dziewczynki zaczynały jej naukę już we wczesnych latach. Uważano to za bardzo ważny element ich edukacji. Wprawne posługiwanie się igłą pozwalało na oszczędności w gospodarstwie, a – jak powszechnie uważano – w razie nadejścia ciężkich czasów mogło zapewnić kobicie utrzymanie.
Po pilnej nauce szycia przeciętna panna czy pani domu potrafiła szyć prostą bieliznę albo dziecięce ubranka, cerować, a także haftować. Kompletny ubiór był jednak znacznie bardziej skomplikowany. Aby podjąć się takiego zadania, konieczna była biegła znajomość kroju.
Kursy kroju i szycia robiły się coraz bardziej popularne – oferowała je większość powstających szkół rzemiosła dla kobiet, funkcjonowały także osobne szkoły, podstaw uczono nawet na niektórych pensjach. Zalecano, aby w większych rodzinach jedna z kobiet opanowała tę sztukę, co pozwalałoby na szycie części ubrań w domu i związane z tym oszczędności.
Kilkutygodniowy kurs oczywiście nie wystarczał na uzyskanie dobrze płatnej posady w magazynie mód – to wymagało długiej (bezpłatnej praktyki i nauki pod okiem specjalistki).

W tych dniach otwartym został w pałacu Hr. Uruskich, nowy zakład krawiecczyzny i szycia bielizny, pod kierunkiem osoby powszechnie poważanej, Pani Grzywińskiej, wdowy po Patronie tutejszego Trybunału, a następnie Rejencie. Zakład ten będzie nietylko przyjmował zamówienia na wszelkiego rodzaju szycia i roboty niewieście, ale obok tego postawił sobie za zadanie kształcić młode Panienki w tem dla kobiety tak potrzebnem zatrudnieniu. Każda z nich pojmuje jak ważną jest w domu znajomość kroju i szycia, choćby nie dla tego, żeby samej dla siebie lub dla blizkich własną ręką co uszyć, ale nawet dla dozoru i pokierowania szwaczki. Osoby zatem, któreby chciały, aby powierzone ich pieczy Panienki nauczyły się zręcznie władać igiełką i przykrawać czy to dla zapewnienia im środka utrzymania w przyszłości, czy też tylko dla przyjemności i użytecznego zajęcia, mogą zgłosić się do Pani Grzywińskiej, a znajdą w niej doświadczoną mistrzynię i życzliwą opiekunkę dla Panienek.

„Kurier Warszawski”, 1865

 

Zakład pani Grzywińskiej wykończania wszelkich robót, do toalety naszej należących, począwszy od bielizny tak damskiej jak męzkiej a skończywszy na najwykwintniejszej sukni balowej, istnieje z wielkim powodzeniem od Ś. Jana roku zeszłego, a że pani Grzywińska oprócz tego ma zakład uczenia kroju sukien oraz szycia, gdzie za stosownem a bardzo małem wynagrodzeniem córki urzędników i w ogóle średniej klassy ludzi oprócz nauki szycia i kroju, tak koniecznej dla każdej kobiety, otrzymują macierzyńską opiekę, ofiarowała więc sama powodowana uczuciem miłości bliźniego, otworzyć dom swój na projektowaną przez nas sprzedaż robót kobiecych.

„Bluszcz”, 1866

 

Pani Aniela Grzywińska, wdowa po Rejencie, otworzyła od roku, na Krakowskiem-Przedmieściu, w Pałacu Hr. Uruskich, Zakład nauki kroju i praktycznego szycia dla Panien, gdzie, za stosownem wynagrodzeniem, podejmuje się nauczyć zupełnie całej krawiecczyzny damskiej, oraz kroju i szycia bielizny. Każda matka rodziny wie dobrze, ile taka nauka potrzebną, jest w praktycznem życiu, zwłaszcza na wsi, każdej, choćby nawet zamożnej kobiety, a cóż dopiero tam, gdzie z wydatkiem rachować się trzeba; nie mówiąc już o tem, jak w razie niespodziewanego nieszczęścia, umiejętność ta stać się może środkiem do uczciwego zarobku i zapewnić niezależność córkom podupadłych rodzin. Zakład więc czyli szkołę Pani Grzywińskiej polecamy tem bardziej uwadze publicznej, że takowy pod każdym względem celowi swemu odpowiada. Tamże przyjmują się wszelkie zamówienia, roboty sukień, okryć, salop zimowych z futrem, kołder, oraz szycia bielizny wszelkiego rodzaju, które z pośpiechem i akuratnością, za cenę umiarkowaną, wykończane być mogą.

„Kurier Warszawski”, 1866

 

Moda, zmienna bogini dnia, żąda od każdego małżonka lub ojca rodziny znacznych ofiar pieniężnych. Takowe zmniejszyć jest prawie koniecznością; cel ten osiągnie się, jeżeli Panie nauczą się potrzeby swe w sukniach, ubraniach i t. d., same je robiąc tanio, a przecież wytwornie zaspakajać. Organem tej nauki jest łatwe wyuczenie się kroju, czego dał już niezłomne dowody jeden z poświęcających się z zamiłowaniem tej sztuce, krawiec damski p. Wacław Straupeżnicki, który z powodu obecnej zmiany mieszkania z ulicy Królewskiej, urządził oprócz istniejącej pracowni krawiecczyzny damskiej przy ulicy Pawiej w domu własnym Nr2345a, oddzielny lokal przy ulicy Orlej pod Nr 803, wyłącznie dla nauki kroju, gdzie każdodziennie od godziny l0ej z rana do lej z południa lekcje udziela, a to usuwając wszelkie trudności, jakie moda nadaje, gdyż objaśnienia przez nabycie właściwych form, skali, linji oznaczonych z obu stron rysunkiem stanika i t. p, wynalezionych przez własną praktykę, jest niemałą przysługą szybkiego utrwalenia pamięci tak pożytecznej i przydatnej w każdym czasie nauki.

„Kurier Warszawski”, 1868

 

Nauka szycia i kroju w dzisiejszych zwłaszcza czasach ogólnego stanu majątków, bardzo przydatną być może, oszczędza bowiem niemało wydatków na robotę po za domem, a nawet w razie ciężkiej potrzeby, nie jednej do zapracowania samodzielnie na utrzymanie dopomódz może.

Kurs szycia bielizny, w „Kronika Rodzinna”, 1870

 

A teraz słowo rady dla jednej gałęzi pracy kobiecej. która jakkolwiek nie nowa, ale przy obecnym układzie życia na nowych ustala się warunkach. Krawiectwo kobiece nie jest dziś tem, czem było jeszcze przed laty dziesięciu. Przemysł trafnie zmiarkował, że może narzucić kobietom zbytek i przesadę, że może wypędzić dobry gust wraz z prostotą, byle tylko ciągnąć największe jak można korzyści z mody, którą dla tego czyni ekscentryczną aby ciągłej ulegała zmianie. Weszło to już w zwyczaj, aby ubiór kobiet był przeciążany mnóstwem garnirunków, co nietylko zadawalnia fabryki wyrobów, z jakich ten ubiór się tworzy, ale zdwaja i potrąja nawet opłatę, jaką magazyny biorą za taką skomplikowaną i pracowitą robotę sukni. Zbytkowna elegancya, jaką magazyny te odziewać się starają, aby sobie wyrabiały opinię pierwszorzędnych czyni z drugiej strony drogość tę niemal niezbędną bo przecież praktyki tych magazynów opłacać muszą ich świetność. Kto tu winien? Czy przemysł który gwałtem prawie zdobywa sobie zysk nadmierny, czy publiczność, której gusta do tego się nakłaniają, nadają nawet? to przedmiot do długiej rozprawy ekonomiczno-etycznej, na którą tu miejsca nie ma. Ale jest miejsce na słowo rady dobrej: każda kobieta, a przynajmniej jedna choć córka każdej rodziny, powinna uczyć się kroju i roboty sukien, aby robota dokonywana w domu, przestała być tak kosztowną i wytrącała niejako przemysłowi środek przymusowego zdobywania na publiczności zysków zbytecznych, psujących moralność, wprowadzających zgubny zbytek i wykrzywiających gust ogółu, powinien być niewątpliwie podział pracy, ale kto uważnie bada życie rodzin, domowe życie kobiety, musi zauważać rzecz jedną, a to mianowicie, że przemysł tegoczesny, nie nasz wprawdzie, ale do nas jako towar zagraniczny wprowadzany, następuje niejako na życie rodzinne, na pracę kobiety w domu, aby zostawiwszy ją bez zajęcia i zabrawszy w potrojonej sumie grosz, który oszczędzała rodzinie praca kobieca, wypychał ją samą na zarobek po za ściany domu, gdzie jak w błędnem kole kobieta znowu staje się pracującą maszyną w ruchu tego potężnego przemysłu, który jednak utrwala głównie przewagę kapitału, i jak roślina rozkrzewiająca się zbytecznie z krzywdą innych, wyciąga największą ilość soków z gruntu społecznego. Kobieta zatem powinnaby może pomyśleć w zakresie swojej pracy domowej o stawieniu oporu rozwielmożniającemu się przemysłowi, usiłując robić w domu, co w domu tem zrobionem być może. Gorzej, lepiej, nie o to tu chodzi, bo najgorszością jest rozkład rodziny przez zbytek, przez forsowne wypychanie kobiety za dom; najlepszością ścieśnienie tych węzłów rodzinnych, które jedynie dają moralność i szczęście kobiecie. Jeżeli fontaź jakiś może być w domu krzywo przyszytym, to robić trzeba suknie bez fontazi.... Wymyślili je ci właśnie, którym na tem zależy, aby je przyszywano ze sztuką tego szyku, który zabija w kobiecie matkę, a szpeci córkę rodziny. Ziarnko do ziarnka, tworzy się miarka: reakcya przeciw zbytkowi mogłaby się zacząć szczęśliwie od tego, aby każda naczelniczka domu umiała skroić i uszyć suknię swoją i dziecka swego, bo wtedy nawet, gdy jej sama ani krajać, ani szyć nie będzie, potrafi zarządzić robotą i wezwawszy do pomocy taką szwaczkę przychodzącą, jakich przed dziesięciu jeszcze laty było mnóstwo, potrafi odziewać rodzinę skromnie, przyzwoicie i stosunkowo oszczędnie. I owe przychodnie szwaczki miałyby zarobek o wiele lepszy, niż go mają dziś, gdy pracując do świetnych, majątek robiących magazynów, ledwo wlec mogą liche istnienie.

Kronika naukowego, artystycznego i społecznego ruchu kobiet, w: „Bluszcz”, 1874

 

Z różnych stron odbierając dowody życzliwości – mam sobie za miły obowiązek zdać sprawę z drugiego roku istnienia pracowni, z tą błogą nadzieją że kiełkujące wszędzie usiłowania w kierunku pracy – dozwolą kiedyś cieszyć się jej owocom. Streszczając co było już powiedziane – nadmieniam – iż w przeciągu drugiego roku dało się dostatecznie rozwinąć naukę szycia, kroju – znaczenia bielizny, strojów, kwiatów, obuwia damskiego. Szycie rękawiczek i hafty małe mają powodzenie. Introligatorstwo niedawno rozpoczęte, nie wiele liczy kandydatek. Obecnie przybywa do wykładu nauka koronek. Nauczycielka panna W. zjednawszy sobie ogólną sympatyę na Wystawie Wiedeńskiej, wykłada teoryę koronek w kursie dwumiesięcznym. Wyroby tych koronek są tak cenne – że zrobienie jednego garnituru opłaca całą naukę.
Ukończyło kurs kroju w przeciągu roku uczennic 29; kwiatów 11; strojów 5; obuwia 7; rękawiczek 6. O ile uważać można, klasa inteligentna więcej bierze się do pracy, jest to szczęśliwy objaw, jednak że dla utrwalenia rzemiosł uboższą klasę do pracy zachęcać należy. Początkowy plan okazał się zupełnie niepraktyczny co do teorycznego wykładu dwa razy na tydzień, mianowicie w szewstwie: musiała więc nastąpić zmiana na korzyść ciągłej wprawy. Tytułem wpisowego płacą uczennice od każdej nauki robót rs 15; z prawem uczęszczania do zupełnego ukończenia kursu. Nieumiejące zaś szyć, za roczną wprawę, jako też naukę kroju płacą rs. 25 razem lub podzielone na raty. Pensyonarki za stancyę, życie, wszechstronną naukę robót, wprawę w obce języki, naukę buchalteryi i rysunków, należących do wykładu niedzielnego płacą miesięcznie rs: 20; przychodnie zaś jak wyżej wspomniałam od całego kursu każdej nauki osobno, płacą rs: 15, co jest nierównie praktyczniejsze jak miesięczna opłata, zwłaszcza dla mniej zdolnych, które tym sposobem są wprawie uczęszczania dopokąd się nie nauczą.
Z prawdziwą pociechą widzę, jak dziś kobiety chwytają za sztandar pracy, w jego szrankach walcząc pogodzą się z losem, zwyciężą zgubną emancypacyę, śmiało stawią czoło nędzy, i wiele jeszcze moralnych odniosą korzyści. Ciesząc się tą błogą nadzieją, jako najszczęśliwszym objawem, miło mi złożyć podziękowanie współpracownikom moim w gorliwości, w pracy i ciągłych usiłowaniach mianowicie pani Chyczewskiej, która od samego otwarcia pracowni nie szczędzi najgorliwszych starań.
W pracowni dostać można gotowej bielizny, krawatów męzkich, rękawiczek, obuwia damskiego, strojów, kwiatów, i przyjmują się wszelkie obstalunki.

Agnieszka z Wilczewskich B., Kilka słów o Pracowni Kobiet w Włocławku, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1875

 

I tak, według sprawozdania, z uczennic:
a) Kroju sukien 85 – ukończyło 60.
I) Kwiaciarstwa 26 „ 3.
c) Introli. galan. 20 „ 5.
d) Rękawicznictwa 15 „ 8.
e) Buchalteryi 23 „ 3.
Nauka kroju sukien w stosunku przynajmniej do innych kursów, najpomyślniej się przedstawiła gdyż jako od dawna w posiadaniu kobiet będąca, gromadząca do siebie uczennice z pewnem już odpowiedniem ukształceniem, łatwiej wyłożoną i pojętą być mogła.

Spółka połączonej pracy kobiet w Warszawie, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1875

 

Praktyka okazała że nauka kroju sukien przy należytej znajomości szycia dokładnie nauczoną być może w przeciągu sześciu tygodni: dla tego kurs zmienia się co półtora miesiąca.

Sprawozdanie z piątej rocznicy istnienia pracowni kobiet w Włocławku, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1876

 

Sprawozdanie z 3-letniej działalności Zakładu Naukowo-Rzemieślniczego dla kobiet p. O. Suchowieckiej, przeniesionego na ulicę Nowy-Świat N. 68, które nam doręczono obecnie, jest następującej treści: Kurs kroju sukien i okryć damskich miał uczennic 193, nauki szycia 58, kroju bielizny 12, strojów damskich 87, krawatów męskich 62, robota kwiatów 28, nauka kroju i szycia rękawiczek 8, introligatorstwa 1o, heliominiatur 21, buchalteryi 14, ogrodnictwa z praktyką w ogrodach miejskich 7, malowania na porcelanie 17, robota koronek 29. na naukę koronek uczennice zapisywały się tylko w pierwszym i trzecim roku, w drugim zaś roku istnienia swego, t. j. w czasie kiedy otwartą została szkoła koronek bezpłatna zakład zupełnie stracił uczennice, po roku jednakże zaczęły się zgłaszać znowu, teraz zapisują się coraz liczniej.

Silva rerum, w: „Kronika Rodzinna”, 1882

 

Założycielka studiowała niemniej i szkoły zagraniczne; półtora roku przebywała dla tego celu w Paryżu; niemniej uznając szkołę ryzką za bardzo dobrą, sprowadziła wykształconą w niej nauczycielkę, która kierunek ogólny robót kobiecych objęła. Naukę kroju i roboty sukien udziela osoba, która przewodniczyła poprzednio pracowitego rodzaju u Hersego.

Kronika działalności kobiecej, w: „Bluszcz”, 1883

 

Pomiędzy zarobkami dostepnemi kobietom pierwsze miejsce otrzyma igła, każda z nas niemal szyć umie, ale wiele za pomocą tej igły zarobić można.
Czy za jej pomocą utrzymać się można chociażby w najnędzniejszy sposób i w jakich warunkach otrzymuje się jakie rezultaty? Jest to już kwestya ważna i obchodząca żywo kobiety zmuszone utrzymywać się własną pracą.
Przedewszystkiem wiadomo wszystkim że tej mianowicie gałęzi zarobku istnieje stopniowanie wielkie, inaczej płaci się zwykłe szycie inaczej krawieczyzna, inaczej stroje, inaczej jeszcze kiedy do umiejętności dołącza się gust i zręczność, czyli zdolność wrodzona, którą w tym fachu jak w każdym innym brać trzeba w rachunek.
Szwaczka umiejąca jedynie szyć porządnie płatną jest bardzo niewiele, tak niewiele, iż przy największej oszczędności choćby żywiła się chlebem i wodą, utrzymać się nie jest w stanie.
Magazyny płacą osobom z podobnem uzdolnieniem od 3 do 5 rs. miesięcznie. Te zaś, którym można powierzyć staniki czyli obznajomione są z krojem biorą od 10 do 18 rs. miesięcznie. Ta ostatnia cyfra jest jednak wyjątkową, pobierają podobną te tylko, które obdarzone są wielką zręcznością.
Oprócz tego niektóre osoby trudniące się jedynie krajaniem lub prowadzące szwalnię biorą świetne wynagrodzenia stosownie do ważności prowadzonego interesu, takich jednak szczęśliwych jest zaledwie kilkanaście w Warszawie, albowiem zwykle magazyny i szwalnie prowadzą same właścicielki.
Osoby mające mały kapitał a uzdolnione mogą same podobne zakłady utrzymywać, ale jest to przedsiębiorstwo ryzykowne.
Wprawdzie są chwile w których najlichsze pracownie mają robotę, są inne w których na takową oczekiwać potrzeba. Należy chwytać chwilę stosowną wyrabiać sobie klientelę wielką sumiennością i dobrą robotą, należy przedewszystkiem upatrzeć sobie punkt stosowny bądź to wybierając pomiędzy ulicami Warszawy, bądź to osiedlając się na prowincyi.
Kapitał potrzebny do założenia pracowni sukien jest nie wielki, potrzeba tylko nająć i urządzić mieszkanie a to można uczynić na skromną skalę, nieokreślonej sumy jednak potrzeba na spokojne oczekiwanie klienteli, w każdym razie zakładająca pracownię powinna mieć przynajmniej zapewniony fundusz na roczne utrzymanie. Naukę krawiecczyzny nabyć można w różnych specyalnych zakładach, są także osoby udzielające lekcye prywatne.
Ponieważ zwykle kurs kosztuje od 100 do 120 rs. zbiera się zwykle komplet złożony z pięciu łub sześciu osób, które uczą się razem. Lekcye kroju udzielane są także w zakładzie p. Łojki, w którym za kurs o miesięczny płaci się rs. 15. W zakładzie hrabianki Platerówny nauka każdego rzemiosła kosztuje 3 rs. miesięcznie. Koszt więc dla osób mieszkających w Warszawie lub mający dom w którymby zamieszkać mogły jest bardzo niewielki.
Nauka jednak krawieczyzny jest dopiero teoryą, którą praktyka jedynie udoskonalić może, a zanim kto odważy się otworzyć pracownię powinien koniecznie tej praktyki nabyć. Najlepiej jest wejść do którego z wielkich magazynów bądź w charakterze pracującej, bądź jeśli można uczennicy. Niektóre też pracownie udzielają lekcyi kroju i te są najkorzystniejsze bo od razu uczennica widzi jak się suknie robią, upinają, jednem słowem nabiera praktycznej znajomości rzeczy. Nauka w magazynach zwykle drożej kosztuje, ale różnica ta opłaca się sowicie, doradzam ją stanowczo tym wszystkim które chcą się gruntownie obeznać z robotą sukien, nawet gdy ta ma służyć dla własnej wygody, a cóż dopiero kiedy uczące się osoby chcą zużytkować swoją naukę dla zarobku. W ten sposób pogardzona zwykle igła daje stosunkowo większe zarobki, niż inne gałęzie pracy kobiecej, szczególniej jeśli zważymy jak niewielki kapitał zostanie wyłożony na naukę.

Walerya Marrené, Kwestya bieżąca. O zarobkach kobiecych, w: „Moda”, 1883

 

Grabska Julia — szkoła kroju i szycia krawieczyzny i bielizny, otwartą została w 1888 r. przy ulicy Złotej Nr 19, nauka wykładana tam jest według metody własnej przełożonej.

Wystawa Pracy Kobiecej w Muzeum Przemysłowo-Rolniczem, w: „Bluszcz”, 1889

 

Pani Leopoldyna Skwarecka, powróciwszy świeżo z Paryża z dyplomem i odznaczeniem za ukończenie wyższej nauki krawiectwa, otwiera specyalny kurs kroju, w którym przyszłe właścicielki magazynów i starsze panny znajdą gruntowne fachowe przygotowanie.

Anatol Krzyżanowski, Z działalności niewieściej, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1893

 

Dobrze jest jednak umieć robić sobie samej lub swym siostrom sukienki; w budżecie domowym jest to niemała oszczędność, pod warunkiem żeby taka domowa krawcowa nie psuła materyału; zyskuje się tutaj nietylko sumę, którą należałoby zapłacić w szwalni, ale jeszcze zarobek właścicielki tejże.
Panienka umiejąca szyć, lecz nie pragnąca zarabiać igłą na utrzymanie, może się zwrócić do szkoły kroju i tam za jakie 15—20 rs. za kurs, nauczyć się w przeciągu kilku miesięcy tyle, że będzie w stanie robić skromne codzienne sukienki.
Inne niechaj najlepiej odda specyalistkom, które są wykwalifikowane w robocie trudniejszej. Dziewięć dziesiątych uczennic, opuszczających szkoły kroju, ogranicza się do pracy w zakresie rodzinnym. Jeżeli która z nich, posiadłszy takie tylko kwalifikacye, zechce założyć własną szwalnię i robić dla publiczności, napewno prawie narazi się na przykry zawód i w dodatku narazi się licznym osobom. Szycie lepszych, strojniejszych sukien, to rzecz trudna bardzo i powiedzmy nawet, że wymagająca pewnego artyzmu; ocenienia piękna kobiecego i trafnego doboru materyału i dodatków.
Może się to wyda niektórym czytelniczkom dziecinnem, ale fakt faktem. Najsłynniejsi paryscy krawcy używają w swych pracowniach mężczyzn i twierdzą, że oni najlepiej wywiązują się z trudnego zadania. Przypomnijmy sobie tylko Worth'a.

M.N., Praca kobiet. Kwiaciarstwo, krawiecczyzna, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1896

 

Uczennice, zapisujące się do szkoły kroju i szycia, można by podzielić na dwie kategorye. Jedna kategoria – to panie, zmuszone warunkami bytu do pracy dla kawałka chleba i te traktują krój jako przyszły swój fach, mający zapewnić utrzymanie nieraz całej rodzinie. Druga kategorya – panie, zapisujące się na kurs kroju i szycia, czy to dla przyjemności czy w celu zaprowadzenia pewnych oszczędności w rozchodach przez szycie w domu tańszych sukienek, czy też wprost pragnąc dopełnić edukacyę i wykształcenie książkowe jaką praktyczną umiejętnością.

S. Roszkowska, Zadanie szkoły kroju i szycia, w: „Dobra Gospodyni”, 1902

 

Umiejętność kroju, szycia i haftu również może być korzystnie wyzyskana na wsi przez zakładanie pracowni ubiorów, albo aparatów kościelnych.

Wieśniaczka M. R. S., Kilka słów w kwestyi naszych Panien wiejskich, w: „Dobra Gospodyni”, 1902

 

Arystokrację rzemiosła stanowią starsze panny, krojczynie, a wreszcie zarządzające pracownią, zwłaszcza, jeśli można spuścić się na nie we wszystkiem, powierzyć im materjały i dodatki. Osoby posiadające te wszystkie kwalifikacje pobierają, miesięcznie około stu rb., przytem gratyfikacje, oraz od czasu do czasu wakacje. Na nieszczęście jest to położenie zupełnie wyjątkowe. Jest ono tem dla biednej dziewczyny, czem dla żołnierza buława marszałkowska. Ale osoby stojące tak wysoko w hierarchji pracownic, rzadko rekrutują się z prostych szwaczek. Pomiędzy tak wyjątkowem położeniem, a umiejącą dobrze szyć robotnicą, istnieje cała gradacja stopni pośrednich, a panna znająca się dobrze i na kroju, może zawsze rachować na pensję od trzydziestu do pięćdziesięciu rb. miesięcznie, stosownie do uzdolnienia i do wielkości magazynu.

Waleria Marrené-Morzkowska, Kobieta czasów obecnych, Warszawa 1903

 

Na liczne zapytania Szanownych prenumeratorek o szkołach kroju i szycia, postanowiłam tym razem zamiast o nowościach w modzie – pomówić o pierwszorzędnej szkole kroju należącej do mistrzyni cechu krawieckiego pani Leopoldyny Skwareckiej. Szkołę tę, wzorowo prowadzoną z różne mi dogodnościami dla uczennic, zwiedzałam sama. Istnieje ona już lat 16-cie i setki uczennic dzisiaj na poważnych już stanowiskach, mające własne szkoły i pracownie, zawdzięczają jej swój byt i powodzenie tak w Warszawie, jak i na prowincji. Dalej szkołę p. Skwareckiej, wyróżnioną dyplomami zagranicznemi i odznaczoną w Warszawie listem pochwalnym za działalność i dobre przygotowanie pracownic, polecić można wszystkim i z tego względu, że podzielona jest na oddziały i kursą, i że panie i panienki z najlepszych domów tam uczęszczają i pod troskliwem okiem właścicielki wkrótce obznajmiają się z krojeni i szyciem, którego znajomość na wsi zwłaszcza, każdej pani domu koniecznie jest potrzebna.

Szkoła kroju, w: „Dobra Gospodyni”, 1903

 

Mówię tu o nauce kroju i szycia. Jeżeli w danym domu na wsi są 3–4 kobiety, jakaż to suma wychodzi co roku na robotę sukien, szycie bielizny i t. d., a jaka różnica w użyciu ilości materjału, którego najuczciwsza nawet szwaczka nie oszczędzi w krajaniu, cóż mówić o nieuczciwych, których jest pełno; rzeczą jest dowiedzioną, że za jedną suknię robioną w magazynie można mieć dwie w domu, własną ręką uszyte. Znam miłą wykształconą panienkę, która, nauczywszy się kroju, nie tylko siebie i swoich najbliższych obszywa, ale nie wstydząc się pracy, bierze od sąsiadów, krewnych i dobrych znajomych robotę, wykonywa ją sumiennie i z gustem, a zapewniając sobie wcale niezły dochód, daje jeszcze naukę dziewczynkom biednym, które przy sobie uczy krawieczyzny.

Matka, Praca wiejskich panien w Warszawie, w: „Dobra Gospodyni”, 1904

 

W ostatnim lat dziesiątku ogromnie wzrosła liczba amatorek do nauki kroju i szycia. Powstają w Warszawie coraz nowe szkoły, a liczba pań zdających egzamin w cechu i otrzymujących patent podmistrzyń dosięga poważnej cyfry.
Objaw to bardzo pożądany, tembardziej, że wśród uczennic w szkołach kroju, duży bardzo procent stanowią panienki inteligentne z zamożnych rodzin. Krój i szycie to rzecz bardzo potrzebna i pożyteczna dla każdej kobiety, bez względu na jej sferę towarzyską, wykształcenie i zamożność.

S. Roszkowska, mistrzyni cechu, O nauce kroju i szycia, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1904

 

Dużo panienek, nie posiadając żadnych wybitnych talentów, rozporządza pewną ilością wolnego czasu. Zdobywszy umiejętność kroju i szycia, mogą pożytecznie zapełniać sobie wolne godziny, czy to szyjąc same, czy to kierując tylko robotą, wziąwszy do domu panienkę do szycia. Szczególniej na wsi i na prowincyi, gdzie odległości utrudniają oddawanie sukien do magazynów, znajomość kroju i szycia okazuje się wielce pożyteczną.
Wśród moich uczennic nieraz zdają na patent panienki wykształcone i zamożne: zdobywając sobie fach, chcą się zabezpieczyć przed zmiennością fortuny. Jestto najzupełniej słusznem: „fortuna kołem się toczy". Aż nazbyt często kobiety wychowane w dostatku, a nawet w zbytkach, zmuszone bywały później ciężko na chleb powszedni pracować.

S. Roszkowska, mistrzyni cechu, O nauce kroju i szycia, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1904

 

P. Stanisława Roszkowska, właścicielka i kierowniczka szkoły kroju, obok kursów prowadzonych dotychczas, otworzyła przy szkole swej kursy kroju ubranek dla dzieci i bielizny. Kursy te trwać będą od 1-go Listopada do 1-go Czerwca; opłata za nie nader umiarkowana, lecz i ta zniżoną być jeszcze może dla wychowawczyń i matek. Celem tych nowych kursów jest przyuczenie naszych gospodyń do wprowadzania jak największej a praktycznie pojętej oszczędności w budżecie domowym.
Równolegle też otworzone zostały w szkole p. Roszkowskiej, kursy kapelusznictwa. Nauka obejmuje: wykonywanie kapeluszy ze słomy, z miękkiego filcu, aksamitu, gazy i t. p. materiałów.
P. Roszkowska posiada przywilej wydawania patentów, zatwierdzanych przez odnośną władzę. Nadto, przy szkole swej otwiera pensyonat dla miejscowych uczennic, przybywających z prowincyi. Jako wnuczka znanego zaszczytnie w polskim świecie pedagogicznym, ś. p. Jana Papłońskiego, p. Roszkowska od wczesnych lat przyzwyczajona do zasad dobrze zrozumianej pedagogiki, niewątpliwie sprosta wybornie podjętemu zadaniu.

Kronika działalności kobiecej, w: „Bluszcz”, 1905

 

Praca kobiet. P. Stanisława Roszkowska, posiadająca szkołę kroju, otworzyła obok dotychczasowej swej szkoły, której dobrą właściwością jest to, że wbrew przyjętemu powszechnie zwyczajowi, uczennice nie potrzebują posługiwać się własnym materjałem, ale pod nadzorem kierowniczki od razu uczą się brać miarę, kroić i szyć dla innych, - osobne, a nowe zupełnie, pierwszo w kraju kursa kroju ubiorów i bielizny dziecinnej, trwające od l listopada do I-go czerwca. Dotychczas w żadnej z pracowni miejscowych ubiorków dziecinnych nie chciano przyjmować uczennic, ztąd pole to dla pań naszych było poprostu niedostępnem. A przecież zaopatrywanie dzieci w domu w garderobę i bieliznę, stanowi znaczne źródło oszczędności domowej. Opłata za kurs taki sama już w sobie umiarkowana, obniżona jeszcze została przez p. Roszkowską dla matek i bon z zakresem do 8-iu lat dziecka.

Różne wiadomości, w: „Dobra Gospodyni”, 1905

 

Brak znajomości kroju oraz umiejętności szycia na maszynie uniemożliwił Marcie Elizy Orzeszkowej podjęcie pracy w magazynie mód:
— Panno Bronisławo! rzekła, pani ta życzy sobie pracować u nas. Zdaje mi się, że okoliczności składają się bardzo szczęśliwie. Wczoraj właśnie mówiłyśmy z panią,
że jedna jeszcze para rąk byłaby nam bardzo użyteczną.
Panna w ten sposób wezwana i widocznie pomiędzy pracownicami magazynu pierwsze miejsce zajmująca, powstała i zbliżyła się do stołu.
— Tak, pani, rzekła, od oddalenia się panny Leontyny jedna z maszyn pozostaje bezczynną. Panna Klara i panna Krystyna nie mogą wydołać szyciu. Mnie także nie sposób zająć się krojem tyle ile trzeba, ponieważ muszę dyrygować wyrabianiem kapeluszy. Robota opóźnia się, zamówienia nie spełniają się we właściwej porze.
— Masz pani zupełną słuszność, po chwili namysłu odpowiedziała właścicielka sklepu, myślałam już o tem sama. A ponieważ pani Świcka przybyła tu z chęcią pracowania u nas, zdaje mi się iż nic nie przeszkadza, abym mogła spełnić życzenie osoby, która w innej porze była na nas łaskawą.
Panna Bronisława skłoniła się grzecznie.
— Zapewne, rzekła, jeżeli tylko pani zna się na kroju...
Słowa te wymówione były tonem pytania. W tej samej chwili jedna z maszyn umilkła, a siedząca przy niej młoda kobieta podniósłszy głowę z widoczną uwagą zaczęła przysłuchiwać się rozmowie.
Trzy osoby, stojące przy wielkim stole pośrodku Sali umieszczonym, milczały chwilę. Właścicielka magazynu i jej pomocnica z wyrazem pytania patrzały na Martę; Marta wiodła wzrokiem po rozpostartych na stole tablicach kroju, od góry do dołu zakreślonych czarnemi linijkami, kropkami, wężykami, które biegnąc wzdłuż i wszerz arkusza, krzyżując się, zbiegając, rozbiegając, zakreślając najrozmaitsze figury geometryczne przedstawiały nieumiejętnemu oku chaos do rozwikłania niepodobny.
Powieki Marty podniosły się zwolna i ciężko. Nie mogę, rzekła, przyznawać się do umiejętności, której nie posiadam, byłoby to z mej strony nieuczciwością i zresztą nie przydałoby się na nic. Krój znam trochę, ale bardzo mało, o tyle, aby módz wykroić kołnierzyk, może koszulę... sukien, okryć a nawet wytworniejszej trochę bielizny krajać nie potrafię...
Właścicielka magazynu milczała, ale po ustach panny Bronisławy przeleciał niechętny trochę uśmieszek...
— To dziwne! rzekła zwracając się do naczelniczki zakładu, mnóstwo osób żąda zajmować się szyciem a tak trudno znaleść kogoś, ktoby był biegły w krajaniu. Jest to przecież podstawa całej roboty.
Tu biegła i niewątpliwie wysoko opłacana szwaczka zwróciła się do Marty:
— Co zaś do samego szycia? wymówiła pytającym znowu tonem.
— Szyć umiem nieźle, odrzekła Marta.
— Na maszynie, zapewne.
— Nie, pani, na maszynie nie szyłam nigdy.
Panna Bronisława zesztywniała, założyła ręce na piersi i stała w milczeniu. Właścicielka magazynu wyglądała też w tej chwili sztywniej i chłodniej trochę niż wprzódy.
— Prawdziwie... zaczęła po chwili jąkając się i z trochą zmięszania, jestem prawdziwie bardzo zmartwioną... potrzebowałam głównie osoby zdatnej do kroju... zresztą i do szycia, ale na maszynie... u nas nie szyje się inaczej jak na maszynie.

Eliza Orzeszkowa, Marta, 1873

 

Czytała nieraz i słyszała o tem, że dziś kobiety biorą się do pracy, dla zapewnienia bytu rodzinie, dla ulżenia w obowiązkach mężom i ojcom, że ich praca szczęśliwe przynosi rezultaty i że się to nazywa emancypacyą.
Ale tam u nich w miasteczku nieszczególnie zapatrywano się na tę kwestyą potępiając ryczałtowo emancypantki i opowiadając, że każda z nich ubiera się w pół-męzkie kostiumy, pali cygara i papierosy i zbyt swobodnem postępowaniem wyzywa „opinią."
Oddawna już Żańcia przemyśliwała nad tem, żeby się zabrać do jakiej pracy, ale wstydziła się o tem wspomnieć komukolwiek, w obawie, aby jej nie wyśmiano.
Teraz nabrała nagle dziwnej odwagi.
Ten drugi sposób pojmowania emancypacyi odrzuciwszy bez namysłu, gorąco zapragnęła w czyn wprowadzić pierwszy, to jest pracę samodzielną.
— Cóż tu jednak wybierać?...
Nie znała w mieście prawie nikogo, a zresztą i nie śmiała radzić się w tej kwestyi. Że jednak z natury dar miała i zręczność do uszycia sobie sukienki i gustownego ubrania kapelusza, postanowiła zatem wydoskonalić się w nauce kroju i szycia.
W tym celu po przedstawieniu swego zamiaru matce, która go przyjęła ze łzami, zapisała się do jednego z zakładów rękodzielniczych dla kobiet i w kilka miesięcy potem mogła już rozpocząć pracę na własną rękę.
Bawialny pokój rodziców zamieniwszy na pracownię, ustawiła na pierwszem miejscu maszynę, godło swej pracy, i przyjąwszy do pomocy kilka panienek, rozpoczęła nowe życie z błogosławieństwem matki i z otuchą w bijącem miłością sercu.
Sprzedano wtedy meble i fortepian, aby było więcej miejsca do pracy, i żeby kupić maszynę.

Poczwarka, Psyche. Nowela przez Poczwarkę, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1891

 

Na jesieni Mania była już zupełnie bez środków utrzymania, a chodząc od pracowni do pracowni bez żadnej protekcyi, wszędzie pytana „czy panna jest podręczną? – odchodziła zafrasowana, bo w swej nauce nie doszła jeszcze szczytu marzeń panny, chodzącej do magazynu dostać się do tego pierwszego szczebla dziesięciorublowej płacy, to jest panny umiejącej robić około staników, technicznie zwanej podręczną, dalej panny, która wykańcza staniki, a w końcu starszej panny, która bierze miarę i kraje. Do tej ostatniej kategoryi nie można dojść nigdy bez specyalnej nauki kroju, której naturalnie w żadnym magazynie nie uczą, bo ani czasu, ani specyalistek wykształconych w tym fachu nie mają. I otóż tu się zaczyna proletaryat biednych pracownic igły, które przybywają do Warszawy sądząc, iż zostanie szwaczką dobrze płatną jest rzeczą zupełnie łatwą i że tę umiejętność zdobywa się kilkumiesięczną pracą w magazynie. Stąd też o umiejętne tak trudno, że są nie do opłacenia, gdy tymczasem zagranicą, mianowicie w miastach stołecznych żadna przyjętą do magazynu nie będzie, póki próbą nie wykaże swego uzdolnienia.

Lucyna Ćwierczakiewiczowa, Wolę być szwaczką, w: Kolęda dla gospodyń, 1897