Innym z zawodów konsekwentnie proponowanych kobietom był wyrób rękawiczek – towaru bardzo potrzebnego, gdyż rękawiczki były w powszechnym użyciu. Dama nie wychodziła bez nich z domu. Kobiece zakłady rękawicznictwa rzeczywiście powstawały, prowadzono też kursy w tej dziedzinie. Nie wydaje się jednak, by zawód bardzo się wśród kobiet upowszechnił.

 

Za bardzo odpowiedni zawód dla kobiet uważała rękawicznictwo Eliza Orzeszkowa:

Jest zapewne wiele rzemiosł, zupełnie dla kobiet nieprzystępnych, z powodu wielkiej siły fizycznej, jakiej oddanie się im wymaga. Niepodobna wyobrazić sobie kobiety kowala, cieśli i t. p., ale nawzajem są i takie rzemiosła, które najzupełniej odpowiadają własnościom kobiecego organizmu, a które niezbędnie potrzebne w każdej społeczności, u nas, mianowicie na prowincyi, zostają w niezrównanym zaniedbaniu.
Z tych głównemi i najniezbędniejszemi są: krawiectwo, szewctwo i rękawicznictwo.

 Eliza Orzeszkowa, Kilka słów o kobietach, Warszawa 1870

 

Dowód możebności tego znajdujemy w krawieckich, szewckich i rękawiczniczych zakładach w Warszawie, w których przeważnie pracują kobiety, dostarczając wyrobów bez zarzutu, równających się doskonałością najlepszym tego rodzaju wyrobom zagranicznym.
Materyalne powodzenie kobiet, które w prowincyonalnych miastach zechcą zająć się rzemiosłami, jest niechybne.
Aby dowieść tego liczbami, weźmy za przykład jedno z tych rzemiosł: rękawicznictwo w zastosowaniu do miasta, posiadającego 20,000 mieszkańców.
Przyjmując w rachubę niekwitnący dziś wcale materyalny byt ogółu, na 20,000 mieszkańców, najmniej przecie czwarta cześć, to jest 5,000, używa rękawiczek. Licząc po dwie pary rocznie na każdą jednostkę (chociaż znaczna liczba osób spotrzebowywa daleko więcej) żądanie rękawiczek w takiem mieście wyniesie par 10,000.
Ceniąc każdą parę po nąjumiarkowańszej cenie, to jest po kop. 50, wyprzedaż roczna rękawiczek zrównoważy sumę 5,000 rs.
Jeżeli jeszcze przyjmiemy w rachunek liczne żądania wyrobu przez wsie poblizkie miastu, to zobaczymy, że przy stosunkowo tanich kosztach, tak lokalu, jak innych warunków życia w prowincyonalnem mieście, założycielka fabryki mogłaby mieć wcale przyzwoity zarobek.

 Eliza Orzeszkowa, Kilka słów o kobietach, Warszawa 1870

 

Od samego początku istnienia w Warszawie szkoły rzemieślniczej dla kobiet pisma peryodyczne warszawskie nic przestają podawać liczb, przedstawiających smutny obraz jej prowadzenia.
Zaprawdę, ze zdziwieniem przychodzi widzieć, jak mała ilość uczennic, stosownie do miejscowej ludności, korzysta z tak zbawiennego i wzorowo podobno urządzonego zakładu!
Najwybitniej przedstawia się takt, że najbardziej, lubo zawsze niedostatecznie, zapełniony jest ten dział, który ma za przedmiot introligatorstwo, to jest rzemiosło, obejmujące najpewniejsze i najrychlejsze korzyści praktyczne. Czy nie nasuwa to przypuszczenia, azali szkoła rzemieślnicza, jako instytucya nowa u nas i potrzebująca wzbudzić dopiero dla siebie uznanie i zaufanie, azali szkoła ta nie miałaby odrazu większego powodzenia, gdyby zawarła w sobie więcej podobnie praktycznych działów, szewctwo naprzykład, rękawicznictwo, szmuklerstwo, tokarstwo, tapicerstwo, złotnictwo, rzeźbę na drzewie i kości słoniowej i tym podobne rzemiosła, związane ściśle z codziennemi potrzebami mieszkańców, nietylko Warszawy, ale całego kraju?

  Eliza Orzeszkowa, Kilka słów o kobietach, Warszawa 1870

 

Rękawicznictwo było jednym z rzemiosł polecanym pannom Jedlińskim w Panu Grabie jako pewny sposób zarobku. Na nie też się w końcu zdecydowały.

- Długo myślałam nad całym projektem moim – rzekła po chwili milczenia panna Słabecka – i przyszłam do was z gotowym i obmyślanym materyałem. Oto radzę wam, abyście parę miesięcy czasu poświęciły na wyuczenie się jednego z trzech rzemiosł: krawiectwa, szewctwa, lub rękawicznictwa. Wszystkie te rzemiosła stoją w naszem mieście na bardzo nizkim stopniu, a jednak suknie, obuwie i rękawiczki są przedmiotami tak niezbędnemi każdemu, że na ich zakupienie mnóztwo pieniędzy do innych miast wychodzi z naszego. Otóż jestem pewna, że gdyby się znalazł ktoś, ktoby przedmioty te wyrabiał u nas umiejętnie i rzetelnie, miałby zarobek niemały.
Oczy panien Jedlińskich błysnęły radością, i zapałem.
- Jabym miała największą ochotę do rękawicznictwa! – zawołała Laura.
- I ja także – potwierdziła Adzia.
- Zgoda więc na rękawicznictwo – rzekła Ryta. – Jeżeli założycie warsztat, przy którym z wami będzie pracowało kilka pomocnic, ręczę, że i tak jeszcze nie uczynicie zadość miejscowej potrzebie. A gdzie jest żądanie towaru, tam zysk pewny.

 Eliza Orzeszkowa, Pan Graba, 1872

 

O zakładzie rękodzielniczym dla kobiet otworzonym już od pięciu miesięcy w Warszawie dopiero dziś podajemy wiadomość, bo sprawa ta jakkolwiek bardzo pożyteczna, tak jakoś tajemniczo powstała i rozwinęła się, że nawet dotąd nie mamy o niej zupełnie dokładnej wiadomości. Być może że osoby na czele zakładu stojące, przejęte godnością szczerych swych chęci, nie chciały uciekać się do rozgłosu dziennikarskiego, często przez interesowanych wyzyskiwanego, ale we wszystkiem powinna być miara i praktyczne jej zastosowanie. Bez rozgłosu, żadne przedsięwzięcie rozwinąć się nie może, powierzać je samej wieści z ust do ust przechodzącej jako rzeczy pożytecznej która sama chwalić się winna, jest wielką niewłaściwością. Należało koniecznie otworzenie zakładu i warunki obowiązujące uczennice ujawnić, publiczność zaś jakkolwiek dość już zrażona szumnemi obietnicami nie jest znów tak obałamuconą, aby szychu od złota rozróżnić nie umiała. Zarząd widać teraz dopiero uznał, że się przerachował w zbytniem przecenieniu pięknej swej myśli, bo obecnie wydrukował na oddzielnych kartkach rodzaj sprawozdania ze swej czynności pięciomiesięcznej, i takowe rozesłał do wszystkich redakcyi z prośbą o zrobienie z niego właściwego użytku. Ale i tu brak dokładnych wiadomości. Wiemy z niego tylko że od czasu otwarcia, sto dziewięć kobiet z różnych stron kraju mieści się na liście uczennic zakładu, i że z liczby tych poświęciło się nauce introligatorstwa 9 – buchalteryi 11 – kroju i szycia sukien systemu Straupeznickiego, 12 – introligatorstwa 10 – kroju i szycia sukien systemu Thiryfoca 14 – kwiaciarstwa 11 – razem zatem uczennic wszystkich było 67, co się stało zresztą 42, brakującą do wymienionej cyfry 109, sprawozdanie nic nie powiada. Nie oznacza także wysokości opłaty za naukę, która podobno jest rozmaitą, odpowiednią do przedmiotu wykładanego i dopiero z Wieku dowiadujemy się, że za naukę introligatorstwa opłata ta wynosi miesięcznie rs. 7, a rękawicznictwa rs. 8.

Rzeczy bieżące, w: „Tygodnik mód i powieści”, 1874

 

Rękawiczki wykonane pod przewodnictwem panny Kurnatowskiej, zasługują przedewszystkiem na uznanie ogółu, dla tego że pani ta założyła fabrykę na wsi, w celu dania zarobku biednym dziewczętom wiejskim w czasie zimy. Rękawiczki z tej fabryki pochodzące nie miały glansu i barw pierwszych naszych firm, ale skóra ich miękka i trwała, a szycie i wyszywanie wyborne.

 Lucyna Ćwierczakiewiczowa, Wystawa w Muzeum Przemysłowem rok 1876 w: Kolęda dla gospodyń,, 1878

 

Dalej spotkaliśmy się z rękawiczkami p. Izdebskiej, pierwsza z kobiet w Warszawie założyła fabrykę rękawiczek przy ulicy Senatorskiej Nr. 20, w dziedzińcu, wprost kościoła Ś-go Antoniego, wyroby jej liczyć można do pierwszorzędnych. Pani Izdebska nie bawiąc się wcale w drogie rękawiczki kozłowe, wyrabia bardzo dobre, ładne, tak glansowane jak zamszone rękawiczki. Skórka miękka, kolory ładne, forma dobra, a co najważniejsza, ceny nadzwyczaj przystępne, naprzykład męzkie stembnowane kop. 85, za które biorą RS. 1 kop. 20 ini, powinny zjednać pani Izdebskiej znaczną a zasłużoną klientelę.

 Lucyna Ćwierczakiewiczowa, Wystawa w Muzeum Przemysłowem rok 1876 w: Kolęda dla gospodyń,, 1878

 

Krój i szycie rękawiczek także wykazuje bardzo nizkie rezultaty zarobkowe, co jednakże według naszego zdania tłomaczyć się może jedynie wielką konkurrencyą, gdyż szycie rękawiczek pozostaje stale w rękach kobiet, jak i szycie krawatów, o ile te są wyrobu krajowego. Towar zagraniczny odbiera tu zarobek kobiecie naszej.

 Kronika działalności kobiecej w: "Bluszcz", 1882

 

W Wilnie powstały trzy zakłady rękodzielnicze dla kobiet. jeden p. Lipińskiej, uczy roboty krawatów; dwa drugie: p. Kołakowskiej i p. Ułasiewiczowej, krawiectwa, strojów, introligatorstwa, rękawicznictwa i kwiaciarstwa.

 Kronika działalności kobiecej w: "Bluszcz", 1882

 

W walce o byt, w niektórych gałęziach przemysłowych kobiety poczynają mieć przewagę nad mężczyznami, wypierając ich z pola pracy o połowę tańszą produkcyą. Tak w krawiectwie męzkiem np. przed 5-iu laty zatrudnionych było tylko 60 kobiet, obecnie zaś liczą 320, szyjących przeważnie kamizelki. W szewstwie jest o 400 więcej, niż przed 5-iu laty, a tak samo robotnice wypierają robotników w przemyśle rękawiczniczym i introligatorskim.

Wiadomości z pod naszej strzechy i z obczyzny, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1888

 

Rękawicznictwo. Zajęcie o tyle korzystne, o ile można własną otworzyć pracownię, ponieważ jednak w Warszawie jest ogromna konkurencya, z którą trudna byłaby walka dla początkujących, lepiej więc za łożyć fabrykę rękawiczek w jakiem większem mieście prowincyonalnem. Maszyna kosztuje 95 rs., inne narzędzia 20 rs. Od skrajania pary rękawiczek płacą w Warszawie od 10 do 20 kop, od uszycia od 20 do 50 kop., od tamborowania (wyszycia na wierzchu) 9 kop. Dziennie można uszyć najwięcej 3 pary. Kurs rękawicznictwa u p. Korycińskićj trwa 4 miesiące i obejmuje naukę wyciągania skóry, kroju, szycia, tamborowania i wycinania. Opłata wynosi 10 rs. miesięcznie.

Skarbiec dla rodzin w mieście i na wsi, tom II, Warszawa 1889

 

Rękawicznictwo figuruje jedynie jako przykład nauki w szkole rzemiosł. Warszawa zatem nie posiada ani jednego zakładu rękawiczniczego, któryby przez kobietę prowadzony, kobiety również zatrudniał. A sądzę, iż miałby on wszelkie szanse powodzenia, przyczem ześrodkowywałby ręce niewieście pojedynczo, a tem samem z niewielkim zyskiem dziś pracujące.

Anatol Krzyżanowski, Ankieta „Kuryera Warszawskiego” oraz Wystawa Pracy Kobiet w salach Muzeum Przemysłu i Rolnictwa, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1889

 

Oto podczas obrad w sekcyi rzemieślniczej naszego Muzeum przemysłu, starszy zgromadzenia rękawiczników, pan Michalski, przedstawia rachunek, w którym zastanawia nas jedna, ogólnie zresztą znana okoliczność.
„Stwierdzono — przytaczamy tu dosłownie słowa sprawozdania, — iż zarobek, jaki daje szwaczkom szycie rękawiczek, przy najusilniejszej, dwunastogodzinnej pracy, przynosi na czysto zaledwie 82 kopiejki dziennie. Ażeby zdobyć tyle, pracownica musi posiadać uzdolnienie i ogromną wprawę, czyli uszyć przez jeden dzień ni mniej ni więcej, tylko cały tuzin rękawiczek. Cóż wobec tego zarobić może pracownica mniej uzdolniona? A mowa tu jeszcze o produkcyi wyborowej, za której wykonanie robotnica lepiej jest płatna."
Jakim będzie — dodajemy od siebie — los jej, wobec choroby, nieszczęścia, niezdolności do pracy? Panowie, czy 5 kopiejek na parze rękawiczek wywołałoby rewolucyą ze strony kupujących? Wątpię. A więc, skoro mały procent waszego zysku nie pozwala na to, podnieście lepiej cenę w sprzedaży o te 5 kop., a nie skazujcie setek dziewczyn, które przecież jeść potrzebują, na głód i nędzę, tę najgorszą doradczynię występku.

Anatol Krzyżanowski, Kronika działalności kobiecej, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1892

 

Opisując kłopoty młodej panny, która wbrew oporowi rodziny chciałaby sama zarabiać na swoje utrzymanie, Waleria Marrene wybrała dla niej właśnie taki zawód. Pokazała jednak, że sama znajomość fachu nie wystarcza do tego, by z powodzeniem prowadzić warsztat:

Wreszcie po usilnej półrocznej pracy, dopięła swojego celu. Umiała skroić i odrobić rękawiczki według najwykwintniejszych wzorów, umiała sporządzać rozmaite przedmioty z miękkiej skóry i znała się na jej gatunku i wartości. Był to bardzo skromny rezultat, niemal heroicznych wysileń, ale był to pierwszy szczebel do niezależności. Zapotrzebowanie rękawiczek jest ogólne: w miastach prowincyonalnych zbywa nieraz na dobrym wyrobie, mogła więc nie oddalając się zbyt od rodziców, zamieszkać w jakiej miejscowości przedstawiającej konieczne ku temu warunki, założyć fabrykę i sklep i tym sposobem zyskać sobie bardzo skromne i pracowite ale niezależne stanowisko.
Tutaj jednak spotkała się po raz drugi z opozycyą rodziny. Opozycya ta mniej więcej formułowała się w następujący sposób. Że Anna uczyła się jakiegoś rzemiosła było to dziwactwo, szaleństwo, rzecz zupełnie śmieszna i bezsensowna, ale to dziwactwo, szaleństwo, śmieszność czy bezsensowność, ginęło w wielkiem mieście, zamknięte było w jakimś naukowo przemysłowym zakładzie. Przecież Anna mogła tak samo brać lekcye śpiewu, muzyki jak kroju rękawiczek. Gdy tymczasem zakładać fabrykę jakichbądź wyrobów, miéć sklep, to już stawało się rzeczą jawnie gorszącą.
Wprawdzie łudzimy się myślą że minęła już epoka kiedy miano sobie za ujmę zarabianie na chléb powszedni: powtarzają nam od niejakiego czasu moraliści na wszystkie tony, że praca uszlachetnia, że za jej pomocą jedynie można sobie wywalczyć godność człowieka, że ten kto jej nie szanuje jest pasożytem w społeczeństwie.
Anna w ten sposób odpowiadała ojcu, matce, babce, ciociom i stryjom a wreszcie siostrom i braciom, bo wszyscy bez wyjątku na nią powstali. Odpowiedź ta jednak nie przekonywała nikogo. Nawet brat technolog, który przyjechał na wakacye zamiast stanąć po jej stronie, śmiał się i nie chciał brać jej zamiaru na seryo.
Jest przecież praca i praca, mówiono jej w koło, wszakże wszyscy otaczający ją, rodzina, krewni, pasożytami nie są, wszakże ojciec jej chodząc koło roli i matka zajmująca się całem gospodarstwem myśląca o dobrobycie wszystkich zamieszkujących pod jej dachem, i siostra ucząca młodsze rodzeństwo, nie marnowali czasu swojego, wszakże pracowali każde na swoją rękę. Dlaczegóż wybierać koniecznie zawód, który zwraca wszystkich uwagę, dla czego rozrywać węzły rodzinne i osierocać dom ojcowski?
Na to możnaby znowu znaleźć tysiące racyonalnych odpowiedzi, Anna wyczerpawszy rozumowanie zapytywała wreszcie, czy w razie gdyby zdecydowała się pójść za pana Kalasantego, wymawianoby jej że osieroca dom ojcowski? Rzecz naturalna iż nie uczynionoby tego, brzmiała chóralna odpowiedź. Oh! gdyby ona szła za pana Kalasantego!!

Walerya Marrene, Nieszczęścia panny Anny. Obrazek przez…, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1881

 

Trudności były dwojakiego rodzaju materyalne i moralne. Najprzód potrzeba było jakiegoś choćby najmniejszego kapitału na najęcie lokalu, urządzenie sklepu, zakup pierwotnych materyałów, pierwsze miesiące utrzymania i zapłaty robotników, zanim firma dałaby się poznać i zyskała sobie uznanie. Powtóre trzeba było wynaleźć towarzyszkę któraby dodała powagi Annie i osłoniła ją od obmowy świata nie krępując działalności.
Dwie te trudności, jednak szczęśliwie rozwiązane zostały. Matka chrzestna zapisała jej ośm tysięcy złotych na wyprawę, wypłacalnych przy ślubie lub dojściu do pełnoletności. Pełnoletności zaś Anna dochodziła.
Trudność ze strony moralnej usuniętą została za pomocą panny Balbiny, dalekiej a letniej kuzynki, która po wielu prośbach i trudnościach, zgodziła się wreszcie acz z bólem serca zamieszkać z Anną i odgrywać rolę jej opiekunki, jakkolwiek w rzeczywistości biedna istota nie była w stanie opiekować się skutecznie nikim a nawet samą sobą: doszła do lat sześćdziesięciu nie straciwszy nic z młodocianych złudzeń, wiecznie wyzyskiwana oszukiwana i ufająca.

Walerya Marrene, Nieszczęścia panny Anny. Obrazek przez…, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1881

 

Anna powróciła do swego poprzedniego zajęcia. A było to zajęcie trudne i nużące, przeglądała swoje rachunkowe książki i rozpoznać się w nich nie była w stanie. Jak wiele kobiet z resztą Anna do arytmetyki nie miała najmniejszej zdolności, a pracą nie starała się tego braku uzdolnienia zastąpić, przeciwnie, cyfry miały dla niej zawsze coś wstrętnego a co więcej niemal pyszniła się tym wstrętem, i zwykła była mawiać pogardliwie:
— To takie nudne.
Teraz jednak ta najnudniejsza z nauk, te wstrętne cyfry wkroczyły w jej życie. Rozpoczynając swój zawód, Anna zrozumiała potrzebę ścisłej rachunkowości ale nie mogąc sobie samej poradzić zmuszoną była przyjąć buchaltera, który założył jej książki handlowe i co wieczór przychodził wpisywać obrót dnia całego.

Walerya Marrene, Nieszczęścia panny Anny. Obrazek przez…, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1881

 

— Co tam w bawełnę obwijać, zawołał nagle, pani nie masz kupieckiego zmysłu, chociaż robisz wyborne rękawiczki i ludzie je kupują.
— Cóż pan nazywasz zmysłem kupieckim, powiedz mi pan, naucz!...
Zapomniała urazy i zwracała się do niego z prośbą niemal.
Pan Ernest też roześmiał się swoim grubym śmiechem i mówił:
— Ho! zmysł kupiecki! zmysł kupiecki, bywa rozmaity i stosuje się do okoliczności. Zresztą zkądżebyś pani miéć go mogła, pani tak młoda, tak... no inaczej wychowana.
— Wszystkiego nauczyć się można. Mów pan wyraźniej, pytała nie zważając na wahanie widoczne w słowach jego.
— Z przeproszeniem, pani się tego nigdy nie nauczy!
— Dlaczego?
— Bo to trzeba myśleć o sobie nie o drugich, trzeba tanio kupować a sprzedawać drogo, widzieć zawsze wady w tem co się nabywa a swój towar mieć za doskonały, a pani najczęściej robisz wprost przeciwnie.
— To byłoby nieuczciwie.
Rozśmiał się znowu.
— A co to nieuczciwego, czy to ludzie mają słowa drugich za nieomylne, każdy ma oczy na to żeby oglądał co kupuje. Zresztą każden powinien myśleć naprzód o sobie, bo jak tego nie uczyni, to wszyscy o nim zapomną i pani teraz niech o sobie myśli.

Walerya Marrene, Nieszczęścia panny Anny. Obrazek przez…, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1881