Introligatorstwo
Kolejnym zawodem uważanym za odpowiedni dla kobiet było introligatorstwo. Introligatorzy nie zajmowali się tylko oprawą książek, ale także wyrabiali pudełka, bombonierki i inne podobne przedmioty. Ponieważ praca taka wymagała zręczności manualnej i pewnego zmysłu estetycznego, wydawała się pasować do standardowej roli kobiety.
Dzięki projektowi społeczeństwa, aby kobiety brały się za jakiś fach ręczny, trzy panny obrały fach introligatorski – Waleria Podrezówa, Burniakiewiczówna i Marynia. Umówiły introligatora na kilka godzin i w mojej kwaterze odbywały się lekcye. Rozumie się, że to kosztowało, bo musiałam na swój koszt zamówić wszystkie narzędzia i opłacić lekcye, ale dałam jej pole do pracy a stąd zadowolnienie, że się już nie czuła zerem i miała cel życia. Potem Podrezówna założyła magazyn piśmiennych materyałów i w roku 1875 Marynia u niej dostała miejsce jako introligatorka, robiła tam kajeta, za to miała stół i 8 rubli pensyi w miesiąc, a że tam ciągle wiele publiki zachodziło, więc znajomi odwiedzali Marynię w jej pracowni i było jej wesoło.
Grasylda Malinowska, Pamiętnik kresowej nauczycielki z lat 1833-1921, Bydgoszcz 1995
Jego zwolenniczką jako zawodu dla kobiet była także Eliza Orzeszkowa, chociaż stawiała go w drugim rzędzie, po rękawicznictwie, szewstwie i krawiectwie.
Oprócz tych trzech głównych rzemiosł, obiecujących najniezawodniejsze korzyści i mogących dać zatrudnienie znacznej ilości kobiet, są jeszcze pomiędzy przystępnemi dla kobiet rzemiosłami pomniejsze, nie tak niezbędne przedmioty mające na celu –niemniej jednak godne także uwagi.
Takiemi są: introligatorstwo, złotnictwo i wyrabianie przedmiotów galanteryjnych z drzewa lub kości słoniowej.
Eliza Orzeszkowa, Kilka słów o kobietach, Warszawa 1870
Introligatorów dobrych na prowincyi wcale niema, a jeżeli z wielką osobliwością znajdzie się jaki, posiadający więcej od innych smaku i zręczności, pracę swoję ceni nad wszelką miarę wysoko.
Najczęściej zaś, chcąc mieć porządnie oprawioną książkę, trzeba posyłać ją do Warszawy, a o starannych i smakownych oprawach pugilaresów, albumów i tym podobnych przedmiotów, o pięknem naklejaniu ram do obrazów, o wyrabianiu ozdobnych pudełek i cacek toaletowych i mowy niema w żadnem z miast prowincyonalnych.
Wszystko to z Warszawy lub z za granicy sprowadzają sklepy galanteryjne, i sprzedają po niesłychanej cenie. Sam ten takt jednak, że sklepy takie
utrzymują się, mnożą i mają obfity zbyt sprowadzanych towarów, mimo nierzetelności, z jaką je sprzedają, świadczy o tern, jakie powodzenie mogłyby mieć miejscowe, umiejętnie, smakownie wyrabiane i za sumienną cenę zbywane, introligatorskie prace.
Eliza Orzeszkowa, Kilka słów o kobietach, Warszawa 1870
Weźmy na przykład zawód introligatorski jako jeden z odpowiedniejszych dla kobiet: gdyby się znalazł kapitał nakładowy wynoszący rs: 1000, w ręku umiejętnym, możnaby otworzyć zakład, zaopatrzony w dobre maszyny, i w przeciągu roku wyuczyć doskonale tego użytecznego rzemiosła, mniej więcej 12 zdolnych robotnic. W ciągu tego roku, płaca za obstalunki, które można odrazu przyjmować, bo mamy już w mieście naszem kilka zręcznych introligatorek, któreby prawdopodobnie zechciały należyć do stowarzyszenia, otóż płaca ta, służyłaby na zakupno materjałów, nie przynosząc wprawdzie zysku zakładowi, ale podsycając jego istnienie. Po roku, zakład miałby konieczną siłę, w zastępie robotnic, które przestając zrazu na połowie płacy, wywdzięczałyby się zakładowi za pobieraną bezpłatnie naukę, tym sposobem utworzyłoby się pierwsze źródło procentu i zarobku. Następnie, po upływie dwóch lat, każda z tych robotnic, mogłaby pobierać właściwą względnie do pracy zapłatę, bo zakład niezawodnie doszedłby do korzyści, a z czasem spłaciwszy kapitał pożyczony na założenie, mógłby utworzyć stowarzyszenie introligatorek, utrzymujących go o sile swej pracy niechybnie do najwyższego stopnia produkcyjnej. Zdolna introligatorka może zarobić rubla lub ośm złp. dziennie-wiemy o tem z doświadczenia, zdaje się więc, że cyfra wymownie świadczy o korzyści podobnego przedsięwzięcia.
Praca ta nie przechodzi sił kobiecych, nie przeszkadza w niczem ich powołaniu, boć i zamężna kobieta, przychodząc w pomoc mężowi w utrzymaniu domu zarobkiem rąk własnych, nie popełniałaby czynu godnego nagany. Tembardziej możemy twierdzić o tem stanowczo, widząc najdoskonalszą tego praktykę za granicą, gdzie kobieta której rodzina ma niekiedy do pięciu lub ośmiu tysięcy franków rocznego dochodu, niemniej stara się przysporzyć go własną pracą, i obiera sobie zawsze jakiś zawód, bądź to dając lekcye, bądź to kolorując ryciny, robiąc kwiaty, wachlarze, drzeworytując, i t. p. To się godnie nazywa emancypacyą, której u nas nie ma, a daj Boże! aby jak najprędzej mogła nastąpić!
Wracając do projektu zakładu introligatorskiego, słusznie przypuszczać można, że zyskałby współczucie i uznanie ogółu, bo czemuż mamy wzbogacać zagranicznych spekulantów, gdy własne siły mogą nam wystarczać? Mnóstwo pudełek, albumów, portmonetek, bonbonierek, przychodzi do nas z Wiednia, a nawet z Paryża, płacimy za nie drogo i bierzemy z pewnym szacunkiem dla staranności cudzoziemskiej. Istotnie, zasługuje to na szacunek, ale tego rodzaju iżbyśmy zbadawszy sposób fabrykowania tych przedmiotów, naśladowali u nas te same wyroby, i w końcu zastąpili je własnemi całkowicie. Uczmy się od nich to słusznie, ale nie poddajmy się pod wiekuiste kierownictwo, które jeszcze pieniędzmi krajowemi opłacać musimy.
Marya Mirecka, O rzemiosłach dla kobiet, w: „Tygodnik mód i powieści”, 1874
O zakładzie rękodzielniczym dla kobiet otworzonym już od pięciu miesięcy w Warszawie dopiero dziś podajemy wiadomość, bo sprawa ta jakkolwiek bardzo pożyteczna, tak jakoś tajemniczo powstała i rozwinęła się, że nawet dotąd nie mamy o niej zupełnie dokładnej wiadomości. Być może że osoby na czele zakładu stojące, przejęte godnością szczerych swych chęci, nie chciały uciekać się do rozgłosu dziennikarskiego, często przez interesowanych wyzyskiwanego, ale we wszystkiem powinna być miara i praktyczne jej zastosowanie. Bez rozgłosu, żadne przedsięwzięcie rozwinąć się nie może, powierzać je samej wieści z ust do ust przechodzącej jako rzeczy pożytecznej która sama chwalić się winna, jest wielką niewłaściwością. Należało koniecznie otworzenie zakładu i warunki obowiązujące uczennice ujawnić, publiczność zaś jakkolwiek dość już zrażona szumnemi obietnicami nie jest znów tak obałamuconą, aby szychu od złota rozróżnić nie umiała. Zarząd widać teraz dopiero uznał, że się przerachował w zbytniem przecenieniu pięknej swej myśli, bo obecnie wydrukował na oddzielnych kartkach rodzaj sprawozdania ze swej czynności pięciomiesięcznej, i takowe rozesłał do wszystkich redakcyi z prośbą o zrobienie z niego właściwego użytku. Ale i tu brak dokładnych wiadomości. Wiemy z niego tylko że od czasu otwarcia, sto dziewięć kobiet z różnych stron kraju mieści się na liście uczennic zakładu, i że z liczby tych poświęciło się nauce introligatorstwa 9 – buchalteryi 11 – kroju i szycia sukien systemu Straupeznickiego, 12 – introligatorstwa 10 – kroju i szycia sukien systemu Thiryfoca 14 – kwiaciarstwa 11 – razem zatem uczennic wszystkich było 67, co się stało zresztą 42, brakującą do wymienionej cyfry 109, sprawozdanie nic nie powiada. Nie oznacza także wysokości opłaty za naukę, która podobno jest rozmaitą, odpowiednią do przedmiotu wykładanego i dopiero z Wieku dowiadujemy się, że za naukę introligatorstwa opłata ta wynosi miesięcznie rs. 7, a rękawicznictwa rs. 8.
Rzeczy bieżące, w: „Tygodnik mód i powieści”, 1874
Co większa introligatorstwo, a przynajmniej dział najważniejszy, najpraktyczniejszy i stosunkowo najzyskowniejszy, oprawa książek, wymaga dużego zasobu sił fizycznych, tak dalece, że kobiety nieprzyzwyczajone od dzieciństwa do tego rodzaju pracy, nie są w stanie jej podołać przez czas dłuższy, a wówczas czas i kapitał obrócony na naukę jako też na kupno narzędzi (100 rs.), okazuje się zmarnowanym. Jest to ciężki zawód dla kobiet, dla których to stanowiło częstokroć jedyny fundusz. W wyjątkowych nawet razach, gdy ciężka praca nie nadwątli organizmu i nie rozstroi nerwów, i tak jeszcze zarobek jest niezmiernie mały i zawsze niepewny. Są miesiące przy początku roku szkolnego, w których na robotę rachować można; są inne, w których takowa przypadkowo tylko się zdarza.
Dr Jan Olszyc, Kobiety w rzemiosłach, w: "Kronika Rodzinna", 1878
Robota pudełek zaś, z powodu istotnie lekkiej pracy, najwłaściwsza dla kobiet, nawet w dzisiejszych czasach, gdzie popyt na nie jest duży, przedstawia nadzwyczaj małe korzyści. I tak np. od roboty pudełka aptecznego płaci się grosz, a doskonały robotnik lub robotnica zaledwie w dziesięć minut takowe wypracować może. Pudełka do biletów wizytowych, do papieru listowego, stosunkowo mniejszy jeszcze dają zarobek. W fabryce jednak pudełek, istniejącej przy ulicy Elektoralnej pod Nr. 10, robotnica uzdolniona dostaje dziennie 2 zł. Zarobek to dość znaczny w porównaniu ze zwykłym zarobkiem przy szyciu. Godziny pracy są tak samo rozłożone jak w magazynach i szwalniach. Ale w fabryce tej mała liczba kobiet zarobek znaleźć może.
Dr Jan Olszyc, Kobiety w rzemiosłach, w: "Kronika Rodzinna",1878
Wydaje się, że zainteresowanie introligatorstwem nie było jednak wielkie. W Zakładzie przemysłowo-rzemieślniczym dla kobiet pani Suchowieckiej (Nowy Świat 68) nauka tego zawodu nie przyniosła spodziewanych rezultatów:
Nauka introligatorstwa i heliominiatury nie wydała także pożądanych owoców; innych zaś rzemiosł wcale uczyć nie było można, dla braku odpowiednich kompletów uczennic.
Kronika działalności kobiecej, w: "Bluszcz", 1882
Introligatorstwo. Do tego rzemiosła potrzeba nietyle siły, ile zręczności, wprawy, sumienności i dobrego smaku; ktokolwiek ma jednak słabe płuca, niech się do niego nie bierze. Kilka jest w Warszawie zakładów introligatorskich prowadzonych przez kobiety i pomimo konkurencyi mają zarobek; w większem mieście prowincyonalnem taka pracownia prowadzona starannie i umiejętnie, mogłaby się opłacić, zawsze jednak wymagałoby to pewnego nakładu na przyrządy i materyały. Introligatorstwa można się nauczyć w jednej ze szkół rzemieślniczych dla kobiet, których kilka jest w Warszawie, dobrze jest jednak odbyć praktykę w jakim zakładzie, ażeby nabrać wprawy i wszechstronnie z tym fachem się obeznać. Klejenie pudełek aptecznych jest także jedną z gałęzi tego fachu i to dosyć korzystną, jak świadczy przykład p. Pawińskiej, która od lat 13 prowadzi fabrykę pudełek aptecznych, oraz innych tekturowych wyrobów i ma kilka tysięcy rubli rocznego obrotu. W zakres introligatorstwa wchodzą także bombonierki, szkatułki, albumy, portmonetki, na które tyle pieniędzy idzie od nas zagranicę. Nauczenie się tego fachu nie przedstawia wielkich trudności, a przy wrodzonym guście i zręczności naszych kobiet można być pewnym, że wyroby ich wytrzymałyby konkurencyę z zagranicznemi. Idzie tylko o nakład; introligatorstwo galanteryjne prowadzone na małą skalę, nie opłaci się z powodu znacznych wydatków na przyrządy i materyały, które trzeba z zagranicy sprowadzać, należałoby więc założyć fabrykę większych rozmiarów, zapewnić sobie zbyt na miejscu i do Rosyi, a wtedy możnaby znaczne mieć zyski. Introligatorstwa galanteryjnego można się nauczyć w zakładzie p. Korycińskiej; kurs trwa 4 miesiące, opłata wynosi po 5 rs. miesięcznie.
Skarbiec dla rodzin w mieście i na wsi, tom II, Warszawa 1889
Pani Bojanowska mająca zakład introligatorski pry ulicy Ś-to Krzyskiej, przedstawiła cały proces tego rzemiosła nie tak łatwego, jak się zdaje, dla kobiety, interesujące jest zeszywanie grzbietów książek, a śruby i prasy i duże noże dowodzą, że nie tak to lekki kawałek chleba dla kobiety.
Lucyna Ćwierczakiewiczowa, Wystawa pracy kobiet w Muzeum Przemysłowem, Kolęda dla gospodyń, 1890
Oprócz tych zawodów, o jakich dotąd wspomniałam, jest jeszcze cały szereg takich, w których kobiety bardzo dobrze mogą brać udział, jak naprzykład: w fabrykach trzcionek, w zawodzie introligatorskim, w pozłotnictwie, gdzie płaca dochodzi tej samej wysokości co w zawodzie drukarskim, jeżeli ktoś ma już doskonałą wprawę naturalnie, jaka do wszystkiego jest potrzebną.
Wanda Reichsteinowa-Szymańska, Poradnik dla młodych osób w świat wstępujących, ułożony dla użytku tychże przez Wielkopolankę, Poznań 1891
Amatorkę introligatorstwa można też spotkać w dramacie „O własnej sile” Adolfa Święcickiego (tu cytowany komentarz Bolesława Prusa):
Fundamentem sztuki O własnej sile jest niezachwiana wiara w to, że wszyscy ludzie są dobrzy, tylko w niektórych – cnoty są pokryte jakby warstwą piasku. Ogniskiem zaś sztuki jest niejaka panna Wanda, kobieta wyjątkowo szlachetna (ponieważ należy do rodzaju żeńskiego), zarazem – kobieta „nowa”.
Jakkolwiek młodym jestem chłopaczkiem, pamiętam jednak, kiedy tworzył się u nas ideał kobiety „nowej”, około roku 1875 i następnie. Otóż panna Wanda jest wcieleniem tego ideału, jest jakby granicznym słupem między dawnymi a dzisiejszymi kobietami.
Panienka ta nie myśli o „dobrej partii”, ale o pracy i dlatego zamiast malować i tańcować uczy się introligatorstwa (a jej przyjaciółka szewctwa).
Bolesław Prus, Kroniki, Kurier Codzienny, 1894
Introligatorstwo zajmuje także dużo rąk kobiecych, dając im niezły zarobek. Oprawa książek wymaga głównie zręczności i uwagi, której nabiera się wprawą. Nauka trwa mniej więcej tak długo, jak nauka szycia, a zajęcie jest mniej mozolne i bardziej urozmaicone, zwłaszcza introligatorstwo ozdobne – to ostatnie wymaga jeszcze więcej zręczności i dobrego smaku. Prowadzenie introligatorni wymaga naturalnie odpowiedniego gruntownego przygotowania i pewnego kapitału. U nas jest kilka zakładów introligatorskich, prowadzonych przez kobiety.
Waleria Marrené-Morzkowska, Kobieta czasów obecnych, Warszawa 1903
Pewne zawody wykazują tendencyę przejścia zupełnie w ręce kobiet; do tych należą: konfekcya, szycie, modniarstwo, kwiaciarstwo, fabrykacya piór i koronek, introligatorstwo i kartonarz, fabrykacya papieru, gutaperki i kauczukowych wyrobów.
Dr Felicya Nossig, Ekonomiczna strona kwestyi kobiecej, w: Głos kobiet w kwestyi kobiecej, Kraków 1903
Przykłady literackie:
Eliza Orzeszkowa promowała introligatorstwo dla kobiet także w swoich powieściach. Ten właśnie zawód wybiera dla siebie jedna z jej bohaterek, panna Emilia S. z Pamiętnika Wacławy:
W przeciwległej naszemu mieszkaniu kamienicy, obok starca, którego wnuczka była nauczycielką śpiewu, i poniżej szewca, po całych dniach wywijającego ręką, ubraną w biały rękaw i uzbrojoną szydłem, z pierwszym dniem wiosny otworzyły się okna, a my zobaczyłyśmy przez nie kilka osób, mężczyzn i kobiet, literalnie zagrzebanych w stosach ksiąg nieoprawnych i oprawnych, pudełek, kopert, różnych papierów i kartonów.
- Zdaje mi się, że tam mieszka introligator – rzekła Binia, patrząc na otwarte przeciwległe okna. — Emilka poskoczyła ku oknu, popatrzyła w stronę wskazaną i rzekła:
- Jutro tam pójdę.
Jakoż poszła tam nazajutrz i znalazła rodzinę, złożoną z ojca, syna i dwóch córek, którzy wszyscy trudnili się razem rzemiosłem introligatorskiem. Podobała się jej ta rodzina i zaraz poprosiła, aby przyjęto ją na uczennicę. Z razu wzdragano się trochę, przez obawę utraty chleba, ale Emilka posiadała nieco pieniędzy, ofiarowała za naukę dość hojną zapłatę i prośba jej została przyjętą. Odtąd codziennie chodziła na kilkogodzinne lekcye do przeciwległej kamienicy, przynosiła do domu robotę i polubiła ten rodzaj zajęcia, może dlatego, że wymagał nietylko machinalnej zręczności, ale i smaku, i dawał do czynienia z książkami, które Emilka coraz więcej miłować zaczynała. Wielką była jej radość, gdy po kilku tygodniach wykleiła dla mojej matki dość ładne pudełeczko, dla Bini igielnik, a mnie oprawiła zeszyt z nutami; większą zaś jeszcze, kiedy po miesiącu naczelnik warsztatu zapłacił jej kilkanaście złotych za zrobienie bardzo gustownej bombonierki.
Eliza Orzeszkowa, Pamiętnik Wacławy, Warszawa 1884
Kolejną młodą bohaterkę literacką podejmującą ten zawód znaleźć można w Regince Bronisławy Porawskiej:
Kamilka (…) uczy się obecnie introligatorstwa, marząc o otworzeniu z czasem zakładu, ażeby jej wyroby, zaspakajając gust najwybredniejszy, zapobiegły do reszty wysyłaniu za granicę pieniędzy po towar, któryby w kraju nabyć można. (…) Nieraz gdy kilka godzin spędzi na rysowaniu różnych wzorów, rzuca się Regince na szyję i z dziecinną radością i dumą kobiety miłującej kraj swój mówi z uniesieniem:
- Zakasuję Paryż, Reginko, roboty moje pokażą, że i my potrafimy wykonywać rzeczy piękne, że i u nas przemysł rozwija się i kwitnie.
Bronisława Porawsa, Reginka, Warszawa 1887
Pełną entuzjazmu i patriotyzmu młodą introligatorkę ukazywała młodym czytelniczkom także Zuzanna Morawska:
- ale prawdę, i z mojej marnej pracy może być jakiś pożytek…
- Pożytek! pożytek? (…)
- Niech i tak będzie – odrzekła Kasia – ale to pudełko do cukierków lub perfum będzie zrobione u nas, nie wyjdą pieniądze za granicę, będzie więc już pożytek. A gdybym się coraz więcej w swoim fachu wykształcić mogła i skupiła około siebie dużo takich biednych dziewcząt, co nie mogą sięgać po wielką naukę a potrzebują pracy, już tem samem przyniosłabym im pomoc. Powoli rozwinąłby się przemysł krajowy, a w oknach cukierni i perfumerji widniałyby tylko ozdobne pudełka wyklejone ręką naszych robotnic.
Zuzanna Morawska, Było ich trzy, w: „Wieczory rodzinne”, 1889