Etykieta dotycząca fotografii
Niedawno wynaleziona i dopiero się rozpowszechniająca fotografia była nowym elementem, do którego należało dostosować etykietę. Z jednej strony była ona jeszcze dość kosztowna i trudno dostępna (im bliżej końca wieku, tym powszechniejsza i tańsza się oczywiście stawała) – z drugiej była o wiele łatwiejsza do uzyskania i tańsza niż portret.
Ponieważ fotografia stanowiła wierny wizerunek danej osoby, należała jej się podobna ochrona. Na reputację damy mogły mieć zły wpływ niewłaściwe znajomości i pokazywanie się z nieodpowiednimi ludźmi. Tak samo jej fotografia nie powinna się znaleźć w niewłaściwych rękach. Chodziło oczywiście o ręce męskie. Wypadało dawać fotografie wyłącznie członkom rodziny, a poza krewnymi jedynie narzeczonemu. Tak samo poproszenie o fotografię świadczyło o dość bliskich stosunkach.
Zarozumiały młodzik, nudził piękną Damę oświadczeniami miłości. Pewnego razu poprosiła go o fotografję; uszczęśliwiony młokos przyniósł ją na drugi dzień, pewny, że w zamian otrzyma fotografję ukochanej, aby się nią mógł pochlubić. Jakież było jego zadziwienie, kiedy Dama rzekła do służącej: „zatrzymaj ten bilet w twoim pokoiku, przypatrz mu się dobrze, a ile razy przyjdzie oryginał tej kopji, powiedz, że mię nie ma w domu."
„Kurier Warszawski”, 1867
Szczególny rodzaj zemsty osobistej zaznacza najnowsza kronika kryminalna. W jednem z miast prowincjonalnych, dwie młode panienki fotografowały się u miejscowego artysty. Kiedy przygotowane portrety zostały już odbite i wykończone, matka panien odmówiła ich przyjęcia, zarzucając brak podobieństwa. Fotograf narażony przez to na straty, odbił w oddzielnej kliszy twarzyczki tych samych panienek, i umieścił je w wystanie swego zakładu, ale każdą w towarzystwie obcego im zupełnie mężczyzny. Takie połączenie dwóch osób na jednej karteczce mogło być przyjemnem jednej tylko ze stron interessowanych, to jest płci męzkiej — ale panienki i ich rodzina uznały za stosowne wystąpić przeciwko panu fotografowi ze skargą przed sąd, o rozszerzanie wizerunków uwłaczających sławie. Wyrok pierwszej instancji skazał oskarżonego z art 1022, K. K., na kilka tygodni aresztu. Obecnie sprawa jest w apellacji przed sądem wyższym.
„Kurier Warszawski”, 1870
Mężczyzna wszakże, skoro go prosi dama o jego fotografię, powinien ją dać z pośpiechem pełnym uprzejmości i jakby dowodzącym, że się, tą prośbą czuje zaszczycony.
Mężczyźnie wolno prosić damę o jej fotografię kilkakrotnie, bez ubliżenia sobie, choćby mu jej odmówiono. Młoda panna nie daje nigdy fotografii młodemu człowiekowi, chyba że jest on jej narzeczonym.
Kto żąda od kogo fotografii, ten daje dowód zajęcia się tegoż osobą, zatem jest to grzeczność niezwykła. Potrzeba tylko pamiętać o tem, iż poza na fotografii, przyzwoitą być musi.
Spirydion, Kodeks światowy czyli Znajomość życia we wszelkich stosunkach z ludźmi. Na podstawie dzieł Pani d'Alq ułożył, Warszawa, Kraków 1881
Pierwszemi prezentami są, ze strony narzeczonego, wspaniały bukiet z białych kwiatów, który posyła tego poranku, w którym przyjęte zostało jego oświadczenie. Później dać może pierścień, który sam wsuwa swej narzeczonej na czwarty palec ręki lewej. Zazwyczaj pierścionkiem tym są dwa złote kółka złączone ze sobą i oprawione w kosztowny kamień "biały", jeżeli to być może.
Narzeczony oddając pierścionek, może poprosić rodziców panny o pozwolenie pocałowania jej, i wtedy całuje ją w czoło, we włosy albo w rękę. Narzeczona wdzięcznie postąpi, gdy codzień oderwie od bukietu swego narzeczonego dwa kwiaty i jeden z nich przypnie sobie do gorsa, a drugi jemu ofiaruje.
Już za drugą wizytą zwyczajem jest, że ona mu daje jakąś drobną pamiątkę, czyto pierścionek czy medalion przyczepić się dający do zegarka a zawierający jej włosy lub fotografią.
Spirydion, Kodeks światowy czyli Znajomość życia we wszelkich stosunkach z ludźmi. Na podstawie dzieł Pani d'Alq ułożył, Warszawa, Kraków 1881
Żądający od kogoś fotografii daje dowód zajęcia się jego osobą, dlatego mężczyzna n. p. proszącej go o to damie, winien swą fotografię złożyć z pospiechem pełnym uprzejmości, dowodzącym zaszczycenia się ową prośbą.
Mężczyzna może prosić kilkakrotnie damę o jej fotografię, bez ubliżenia sobie nawet w razie odmówienia mu jej.
Panna z wyjątkiem narzeczonego, nie daje nigdy swej fotografii młodemu człowiekowi.
Fotografie wielkiego formatu ofiaruje się tylko w wypadku szczególnym, gdyż do tych tylko bliżsi przyjaciele i krewni prawo mieć mogą.
Poza na fotografii w każdym razie przyzwoitą być winna.
Wskazówki obejścia się z ludźmi i zwyczaje światowe. Gry i zabawy towarzyskie. Anegdoty i zagadki. Zbiorek wyborowych utworów poetycznych. Złote zdania i myśli, Kraków 1882
Stałym prenumeratorkom W. C. Ż. Niepotrzebnie sz. pani przeprasza; miło nam bowiem zawsze służyć czytelniczkom wszelkiemi objaśnieniami, jakie tylko w mocy naszej leżą. W danym wypadku znajdujemy, że: 1) Karta wizytowa nie wystarcza, gdyż posyła się ją tylko w stosunkach etykietalnych, ludziom dla nas obojętnym. 2) Młoda osoba powinna napisać bilecik serdeczny, lecz nie poufały i... niezbyt długi, bo tych panowie nie lubią zazwyczaj. 3) Co do upominku, wszelkie drobiazgi własnej roboty wyszły oddawna z użycia. Wrazie zerwania małżeństwa — a przecież to się zdarza niekiedy — lub wrazie nietaktowności narzeczonego, ośmieszają one panienkę i żenują później. Wzamian jednak piękny kwiat wazonowy, albo fotografia własna w ładnych ramach są drobnym, a ujmującym dowodem pamięci, na który, ze strony narzeczonej, formy najlepszego towarzystwa pozwalają.
Odpowiedzi od redakcyi, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1891
Dobrze wychowana panienka nie daje się co chwila fotografować, a co więcej, nie rozdaje wszystkim znajomym panom swej podobizny. Dać ją może tylko członkom rodziny, i to z wyjątkiem młodych, roztrzepanych kuzynków, którzy mogliby fotografię tę rzucić, że walałaby się całkiem niestosownie po ich mieszkaniu; koleżankom zaś tylko tym darować może, a raczej powinna swoją fotografię, o których przekonaną jest, że nie dadzą jej w niewłaściwe ręce.
Baronowa Staffe, Zwyczaje towarzyskie, Lwów 1898
Przy podarkach nadmienić należy o fotografiach.—Mężczyzna, proszony o fotografię przez kobietę, powinien ofiarować ją niezwłocznie z największą uprzejmością, okazując niezwykłe zadowolenie z zaszczytu, jaki mu zrobiono; — nie powinien jednak obrażać się, jeśli mu kobieta odmówi swej fotografii i może o nią kilkakrotnie prosić. Panna oprócz narzeczonego żadnemu młodemu człowiekowi fotografii swej dawać nie powinna. Fotografię dużego formatu można dać tylko krewnym lub poufałym znajomym.
Jak żyć z ludźmi? Popularny wykład zwyczajów towarzyskich. Wydanie trzecie, Warszawa, 1898
Po zaręczynach panna daje narzeczonemu drobną pamiątkę: pierścionek lub medaljon zawierający jej włosy lub fotografję.
Karol Mestenhauser, Szkoła tańca Karola Mestenhausera: w trzech częściach. Cz. 1, O kształceniu zewnętrznych form ciała, początkowe zasady tańca, wyjątki z kodeksu światowego, korowody przy zawieraniu małżeństw. Wydanie drugie powiększone i uzupełnione, Warszawa, 1899
Portrety fotograficzne straciły swe znaczenie od czasu, gdy tyle osób zajmuje się fotografowaniem; wszędzie można spotykać odbicia; jednak mężczyzna w jakibądź sposób posiadający fotografię kobiety, nie powinien się tem popisywać przed nikim.
Przewodnik życia światowego, Warszawa 1900
List z przesłaniem fotografii.
Łaskawa Pani!
Czyniąc zadość tak pochlebnie dla mnie wyrażonemu żądaniu łask. Pani, przesyłam w załączeniu moją fotografję. Sądzę, że me rozgniewa się Pani za podpis, jaki ośmieliłem się na niej położyć. Przyjaźń i życzliwość Pani uprawniła mnie do tego.
I ja również proszę o rewanż. Podobizna P ani będzie dla mnie najmilszą, najpiękniejszą pamiątką. Postawię ją sobie w stosownych ramkach na biurku, by ustawicznie przy pracy mieć ją przed oczyma.
M.A. Zawadzki, Przewodnik zakochanych, czyli Jak zdobyć szczęście w miłości i powodzenie u kobiet? Z dołączeniem Rozmówek salonowych i towarzyskich i Zbioru listów miłosnych, Warszawa 1903
Mężczyzna, skoro go prosi dama o jego fotografję, powinien ją dać z pośpiechem, pełnym uprzejmości i jakby dowodzącym, że się tą prośbą czuje zaszczyconym. Młoda panna może dać swoją fotografję tylko narzeczonemu, nie mówiąc, oczywiście, o krewnych.
Mieczysław Rościszewski, Dobry ton, Warszawa, Lwów, 1905
Nęci nas grono osób przygodnie zebranych, zbliżonych na czas krótki, z którymi nie potrzebujemy liczyć się zbytecznie, mniej krępujemy etykietą, rozmawiamy swobodniej licząc na to, że po kilku tygodniach rozjeżdżamy się w dalekie strony i zapewne nie spotkamy więcej!
Jakże łatwo zawiązuje się rozmowa czekając godziny kąpieli, spacerując między wypiciem jednego a drugiego kubka, potrzebując drobnego objaśnienia o prowadzeniu kuracji, sąsiadując przy stole. Mija dzień po dniu, te luźne węzły zacieśniają się, układają się wspólne wycieczki, wspólne gry na świeżem powietrzu, zabawy, fotografje wspólne. Pod koniec pobytu, towarzystwo całe stara się obmyślać coraz nowe okazje, do łączenia się razem, bo tak miło, tak wesoło, tak nam dobrze z tymi osobami, od których zamierzaliśmy stronić, trzymać się z daleka, nie zapoznawać wcale. Nadchodzi termin wyjazdu — ile serca i ciepła doznaje się i okazuje przy pożegnaniu, następuje wymiana drobna pamiątek, podarków, fotografji, zarzucamy kwiatami odjeżdżające osoby, układamy plany spotkania się w roku przyszłym, zapisujemy wzajemnie adresa, obiecując pisywać, nadesłać karty pocztowe...
Po powrocie, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1905
W powieści drukowanej w „Bluszczu” posiadanie fotografii okazuje się zgubne dla niewiernego męża:
Henryk przetarł oczy — sen li to, czy halucynacya? Nie, to prawda, bo Marynia odwraca głowę i wprost patrzy mu w twarz. Dziwny ma wyraz, niezwykły. Oczy są wielkie, błyszczące, patrzą tak ostro i zimno, jak stal, a usta mają jakiś wyraz bolesnego sarkazmu.
— Co tu robisz? pyta wreszcie Henryk niepewnym głosem.
— To samo, co ty przed chwilą. Przeglądam twoje biurko, z tą tylko różnicą, że moje poszukiwania wydały plon bogatszy.
To mówiąc, podała mu fotografię.
— Stara fotografia... szepnął Henryk, czerwieniąc się po białka oczu.
— Nie wykłamuj się — odrzekła Marynia spokojnie. ‒ Ta fotografia jest zupełnie świeżą. Tym razem zbyt modna suknia zdradziła romans na nowo nawiązany, a może i nigdy nawet nie był on zrywany. Wiedziałam jeszcze przed ślubem, że pani Mętnicka była twoją kochanką, ale to należało do przeszłości, do której ja prawa nie miałam, więc wymazałam z mej pamięci to nazwisko, nie przypuszczając tylko jednego, że ten stosunek trwać będzie nadal.
— Przysięgam ci...
— Nie przysięgaj. Wszak tu data stoi wypisana, data snąć pamiętna, skoro podkreślona, dnia 2-go lutego 1900-go roku. Ja wówczas byłam bardzo chorą, a tobie wypadały jakby na umartwienie moje, tak częste dyżury.
Estewa, Kalejdoskop, w: „Bluszcz”, 1902
Antoni Kieniewicz wspomina, jak Magdalena Grabowska (jeszcze przed ich narzeczeństwem) podarowała mu swoją fotografię:
Na stacji byłem zawczasu, wyczekując w poczekalni ich przybycia. Gdy zobaczyłem Lalę, wchodzącą w popielatym żakieciku z ogromnym bukietem białych róż i goździków, zdumiałem, skąd? od kogo? Dowiaduję się, że Staś Orda był u nich na Brackiej, w chwili gdy wsiadali do powozu, na pożegnanie wręczył Lali ten bukiet. Wówczas ja odwinąwszy z bibułki mój bukiecik: „a ode mnie proszę przyjąć na pożegnanie tych kilka skromnych fiołków”. „Jakie śliczne, a takie pachnące", rzekła, przyłożywszy kwiatki do noska i buzi.” A to dla na pamiątkę ode mnie" rzekła, podając mnie w kopercie dużą swoją fotografię w stylowym uczesaniu, która mnie najbardziej wszystkich zdjęć się podobała, i to z własnoręcznym podpisem i datą wręczenia, drugą zaś rączką wyrwawszy z bukietu Ordowskiego jeden biały goździk wręczyła mi go również. Promieniałem z radości i nie wytrzymałem, wziąłem jej rączkę i po raz pierwszy ze wzruszeniem do moich ust podniosłem. W owych czasach nie było przyjęte całowanie panien w rękę. Do dnia dzisiejszego, czyli już 48-ty rok mija, jak noszę stale w pugilaresie dany mi przez nią goździk, z bilecikiem jej rączką pisanym, oraz małą fotografię z Reichenhallu, gdzie Lalę po raz pierwszy poznałem.
Antoni Kieniewicz, Nad Prypecią, dawno temu… Wspomnienia zamierzchłej przeszłości, 1989
Fotografie upowszechniały się coraz bardziej i coraz częściej były rozdawane. Radzono więc nie tylko, jak zdjęcia traktować, ale również jak na nich wypadać jak najlepiej.
Wiele osób uskarża się, że „źle wychodzi na fotografii.
Rzeczywiście, zdarzają się pomyłki, i niedbalstwa ze strony fotografa, najczęściej jednak sami sobie jesteśmy winni, jeżeli nasz portret niepodobny, albo nieutrafiony.
Idąc do fotografa powinniśmy pamiętać o następujących rzeczach:
Należy być w dobrem, wesołem usposobieniu ducha; osoby chore, zmartwione, rozgniewane będą nosiły takiż wyraz na fotografii.
Nie narzucajmy dokonywającej zdjęcia osobie pozy, zdając się na jej gust; poddajmy cierpliwie wszelkim wskazówkom, żeby nie przyczyniać się ze swej strony cło pogorszenia portretu — co najwyżej możemy sobie wybrać format i gatunek papieru.
Rąk nie wystawiajmy, bo powinny one zwracać jak najmniej uwagi — zresztą wysunięte za bardzo, wydają się na fotografii nienaturalnie dużemi.
Mając włosy rude, należy je przypudrować, tak samo bardzo ciemne, jeżeli nie chcemy zatracić wszelkich szczegółów w uczesaniu.
Oczy powinny być skierowane tam, gdzie zwracamy głowę, inaczej na fotografii zrobimy wrażenie osoby zezowatej!
Zbyt silne rumieńce łagodzimy pudrem, bo czerwona barwa na fotografii wychodzi ciemno.
Jest rzeczą fotografa wybierać stronę twarzy do zdjęcia i maskować jej nieestetyczne szczegóły; o wadach i ich ukrywaniu nie mówimy tutaj wcale.
Za to ważną rolę odgrywa odzież, jej barwa i forma. Unikajmy materyałów błyszczących, choćby w czarnym kolorze, bo ztąd pochodzą nieprzyjemne dla oka, silne kontrasty pomiędzy światłem i cieniem. Wszelkie silnie prążkowane, kropkowane, o grubym deseniu suknie wykluczają się, bo robią na fotografii zbyt zawikłane, niepokojące wrażenie.
Najlepiej wychodzą na fotografii następujące barwy: szkarłatna, jasno-czerwona, jasno-pomarańczowa, łupkowo-szara, magenta, karmazyn, rumiano-żółta, ciemno-czerwona, morsko-błękitna, ciemno-błękitna, synogarlicowo-szara, różowo-popielata. Wszystkie one dają odcień szary albo jasno-szary. Cynamonowo-brunatna albo ciemno-bismarkowska przyjmują na fotografii barwę ciemniejszą aniżeli czarny jedwab albo atłas, a szczegóły w nich giną. Lawendowo-liliowa, błękitno-niebieska są też niestosowne, bo wychodzą prawie biało.
Osoby szczupłe niech się ubierają w suknię prążkowaną w poprzek, to daje złudzenie większej tuszy — i odwrotnie osobom otyłym poleca się suknie w pasy podłużne. Brak pełnego biustu maskuje się wstążką ukośnie idącą od prawego ramienia przez piersi na dół.
W ostatnich czasach kobiety wymagają bardzo pochlebiającego retuszu, który twarz charakterystyczną zamienia zwykle na kulę bilardową. Nie żądajmy, żeby nas fotografia odmładzała o 20 lat, bo dokonywa się tej sztuki zawsze kosztem podobieństwa. Lepiej być sobą, niż dawać znajomym portret kogoś, co nas tylko przypomina ogólnie — często pochlebiamy aż do zatarcia podobieństwa.
Takie właśnie wygórowane wymagania robią w naszych czasach złą tę fotografię, którąby znajomi uznali za doskonałą.
Jak się należy zachować u fotografa?, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1904
Wskazówki dla pozujących do fotografii. Mało kto wie o tem, że rzadko kiedy obie połowy twarzy kobiecej są ze sobą w zgodzie. Każda z nich ma odrębne cechy, nie zawsze do siebie dopasowane. Zazwyczaj lewa strona twarzy jest ładniejsza, ale trzeba bardzo bystrego oka, by dojrzeć tę różnicę; warto jednak o tem pamiętać pozując do fotografii. Wniosek z tego łatwy do wyprowadzenia, że tę piękniejszą stronę trzeba uwieczniać. Często bardzo ładne osoby wychodzą źle na fotografii, a nieładne — jeżeli nie mają rażących cech brzydoty — na fotograficznem odbiciu robią wrażenie pięknych. Przed pójściem do fotografii trzeba dobrze wystudyować swoją twarz przed lustrem i nie polegać wyłącznie na umiejętności fotografa, która, jak wiemy z doświadczenia, tak często zawodzi.
M.G., Wskazania praktyczne, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1906
W jednej ze swoich powieści Klemens Junosza opisał perypetie związane ze zrobieniem zadowalającej modelkę fotografii:
Fotografia duża, formatu gabinetowego, oprawna w ramki pluszowe, przyozdabia stół, a przedstawia pannę Teofilę.
Mówią, że fotografia to bardzo dobra, ale o tyle o ile.
Bezduszny, martwy aparat odtworzy z dokładnością drobiazgową wszystkie fałdy sukni, najdrobniejszy deseń koronkowej zarzutki, ale nie uchwyci i nie odda blasku źrenic, uśmiechu, nie odtworzy tej siły magnetycznej, która przyciąga do oryginału.
Ostatecznie wszyscy znajomi zgadzają się na to, że ta fotografia zła nie jest i niby tak. Taka sama twarz, takiż nosek cokolwiek zadarty, grzywka nad czołem, bródka zaokrąglona, drobne ładnie zarysowane usta, ale do oryginału jej daleko. Niezawodnie podczas fotografowania sprawiało pannie Teofili pewien kłopot wielkie, szklane oko maszyny, uparcie w nią wpatrzone, żenował ją też zapewne i sam fotograf, zalecający zachowanie się spokojne.
Zabawny człowiek! On sobie wyobraża, że to bagatela siedzieć przez całe pół minuty nieruchomo, z oczami utkwionemi w jeden punkt, nie zmieniając ani wyrazu twarzy, ani uśmiechu. Zdaje mu się, że to nic!
Klemens Junosza, Marzyciel. Obrazek z bruku warszawskiego., w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1895
Fotograf zalecił pannie Teofili, aby zachowywała się spokojnie i starała się mieć twarz pogodną i uśmiechniętą. Skutek był taki, że młoda osoba podczas pozowania poruszyła się trzykrotnie i tyleż razy zdążyła zmienić wyraz twarzy.
Fotograf wyszedł do ciemnego pokoju a po chwili wrócił i oświadczył, że wszystko na nic. Trzeba było powtórzyć eksperyment, niestety z takim samym rezultatem.
— Nie ma sposobu — rzekł, — zdejmię portret pani błyskawicznie, proszę uważać i patrzeć w ten punkt — dodał wskazując portret jakiejś poważnej damy.
Panna Teofila była pewna, że na szerokiem obliczu matrony ukaże się zaraz błyskawica, zrobiła więc mimowiednie minkę uśmiechniętą i zaciekawioną.
—Dziękuję pani, już — rzekł fotograf.
—Już? — zapytała zdziwiona.
— A tak, to właśnie jest sposób momentalny, czyli błyskawiczny; nieoceniony gdy się ma do czynienia z osobą tak żywego temperamentu jak pani.
Po upływie kilku dni fotografie były gotowe i dwanaście egzemplarzy trzeba było rozdać, prawie na poczekaniu.
Klemens Junosza, Marzyciel. Obrazek z bruku warszawskiego., w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1895