W XIX wieku coraz większej wagi nabierała sprawa dostępu kobiet do edukacji uniwersyteckiej. Na pierwszy plan wysuwała się edukacja medyczna – za nią także przemawiało najwięcej argumentów, a mimo wielu postrzeganych przeciwności medycyna jako „służba” wpisywała się jednak w model kobiecości). Jednak kobiety chciały dostępu także do innych rodzajów edukacji.
Uczelnie na terenach polskich nie dopuszczały kobiet i nie miały takiego zamiaru (najdalej posunął się Uniwersytet Jagielloński, pozwalając na słuchanie wykładów, jednak on także obwarował to licznymi zastrzeżeniami i ograniczeniami). Jednak coraz więcej zdeterminowanych rodaczek wyjeżdżało na studia do innych krajów, a gazety donosiły o ich tamtejszych osiągnięciach.
Mocnego argumentu zwolennikom dopuszczenia kobiet do edukacji naukowej dostarczyły w końcu sukcesy Marii Skłodowskiej-Curie.
Za to istotną przeszkodą był fakt, że szkoły żeńskie nie oferowały egzaminu dojrzałości, a ich program nie obejmował niezbędnych przedmiotów (jak łacina). Kandydatki na studia musiały więc dodatkowo uzupełniać edukację i zdawać specjalne egzaminy.

 

- Kursy uniwersyteckie dla kobiet. — Niezbędność gruntownego wykształcenia naukowego kobiet wyrażoną została niedawno w liście podanym przez osoby płci żeńskiej (w liczbie przeszło 400) na imię rady uniwersytetu petersburgskiego, z proźbą o przypuszczenie ich do słuchania prelekcji z nauk historyczno-filologicznych i przyrodzonych. „St. Pet Wied." ogłosiły następującą decyzję rady w tym względzie: „Rada uniwersytetu petersburgskiego, po wysłuchaniu sprawozdania osobnej kommisji, wyznaczonej do roztrząśnięcia prośby osób płci żeńskiej względem przypuszczenia ich do słuchania prelekcji z nauk historyczno-filologicznych i przyrodzonych, postanowiła: 1) że rada uniwersytetu wynurza zupełne swe spółczucie dla dążności uorganizowania regularnych kursów z nauk historyczno-filogicznych i przyrodzonych; 2) że otwarcie audytorjów uniwersyteckich dla kursów projektowanych, rada uważa jako niedogodne i w ogóle pozostawia część materjalną organizacji prelekcji samymże proszącym, i 3) że po uzyskaniu od ministerstwa wychowania publicznego, pozwolenia na otwarcie tych kursów i po złożeniu w radzie uniwersytetu, przez osoby podpisane, planu części, materjalnej w tym Względzie, rada uniwersytetu nietylko przejrzy ten plan, lecz także podejmie się z przyjemnością organizacji części naukowej, albowiem wielu profesorów uniwersytetu oświadczyło się już z gotowością uczestniczenia w projektowanych kursach." (Dz. War)

„Kurier Warszawski”, 1868

 

Oto mamy przed oczyma dyplom na doktora filozofii udzielony d. 6 marca bieżącego roku w uniwersytecie Zurychskim pannie Stefanii Wolickiej Warszawiance, oraz rozprawę tejże panny Wolickiej pod tytułem: Kobiece postacie w Grecyi.
Styl jędrny i treściwy znakomita erudycya i zapanowanie nad przedmiotem, oto zalety tej rozprawy w której przebiegłszy położenie kobiety u rozmaitych ludów Indo-aryjskiego szczepu pod względem religijnym, prawnym i rodzinnym, zatrzymuje się dłużej nad dwiema niewieściemi postaciami z Greckiej starożytności: Artemizyi i Glpiniki.
Rozprawę tę stanowiącą początek obszernego dzieła sąd uniwersytecki uważał za dostateczną do przyznania autorce stopnia doktora filozofii.
Na tę nowość kobiety posiadającej podobny stopień naukowy rozmaicie się ludzie zapatrują. Co do mnie, nie zapuszczając się w tak głębokie i nieco przeżyte teorye o równo uprawnieniu lub odsądzeniu kobiety od inteligencyi i wiedzy, sądzę po prostu, że im więcej indywidualność jaka tak męzka jak żeńska posiada nauki i wykształcenia, tem bardziej jest uzdolnioną do spełniania swoich obowiązków w każdym zakresie: a im więcej społeczeństwo posiada podobnych członków tem więcej wznosi się jego poziom moralny.
Dla tego to z prawdziwą radością, witam młodego doktora filozofii na naszej ziemi, i ufam że jakikolwiek sobie zawód obierze potrafi mu zadość uczynić. Samemi bowiem studyami swemi dowiodła panna Wolicka, iż posiada dwie rzeczy tak rzadko znajdujące się w kobiecie wytrwałość i gruntowną wiedzę. Gdyby jednak wolno mi było wynurzyć swoje życzenie pragnąłbym przyznaję to ażeby poświęciła się wychowaniu i otworzyła wyższy zakład naukowy żeński, którego potrzeba coraz bardziej czuć się daje a który dzięki właśnie wykształceniu i energii jakiej dała dowody mogłaby wzorowo prowadzić.

Pogadanka, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1875

 

Oprócz wyjątkowych położeń są wyjątkowe uzdolnienia; czy usprawiedliwiają one wyjątkowe kroki? Czy wolno młodej osobie szukać wiedzy na uniwersytetach? Czy wolno jej obrać zawód dziś jeszcze rzadko przez kobiety obierany, n. p. lekarza? Lepiej będzie, gdy kobiety będą miały odrębne szkoły wyższe, a posiądą je, gdy przezwyciężając liczne i niezwykłe dziś trudności, przekonają społeczeństwo o istotnem pragnieniu wiedzy. Niemniej ani wyjątkowy sposób kształcenia się, ani wyjątkowy obrany zawód złem nie jest sam w sobie. Złem jest, o ile kobieta w tak wyjątkowo trudnem położeniu, nie umie zachować cnoty, godności, skromności ani dojść do zamierzonego celu. Toż samo da się powiedzieć o wszystkich powołaniach wyjątkowych: uszanowaną będzie kobieta, która skromnie, po cichu, wśród twardej pracy spędzi lata nauki, a potem poświęci się wyjątkowemu powołaniu swemu z gorliwością, zaparciem się siebie i poświęceniem, nie łamiąc żadnego przepisu, chociażby błahej przyzwoitości, chyba w ostatecznej potrzebie, unikając każdego niekorzystnego pozoru, zmuszając do uszanowania. Ale łudzić się nie trzeba, drogi nieubite przedstawiają jeszcze u nas dla kobiet wiele niebezpieczeństw, pokus i trudności. Dobrze należy obliczyć wielkość zadania i siły własne, nim się na nie wstąpi, tembardziej, że tyle innych stoi przed nami otworem. Każde niepowodzenie utrudnia pracę kobiet, mnoży przeszkody, wskrzesza uśpione przesądy, nowe stwarza, a przecię obok innych wielu obowiązkiem kobiet pracować nad ulepszeniem bytu własnego i oświeceniem własnem!

Anastazya Dzieduszycka, Książka młodej kobiety, Warszawa 1881

 

Z działalności kobiecej, którą chcielibyśmy widzieć skierowaną zawsze do najszlachetniejszych celów i rozwijającą się prawidłowo, zaznaczamy wybitniejsze fakta przy każdej sposobności. W Zurichu liczba kobiet uczęszczających na wykłady, dochodzi do 10 proc. ogólnej cyfry studentów. Najwięcej stosunkowo poświęca się medycynie, reszta studyuje filozofię, dwie zaś oddały się naukom państwowym.

Wiadomości z kraju, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1885

 

Z Lublina donoszą w Gazecie miejscowej, iż pięć panien z tego starego grodu, wyjeżdża do Paryża dla uczęszczania do uniwersytetu. Fundusz na to potrzebny bez wyjątku same zebrały własną pracą, a nawet jedna z nich zostawiła chorej matce znaczny fundusz na utrzymanie. Takie o własnych siłach, bez uciekania się do pomocy publicznej, kształcenie się uniwersyteckie, godne najwyższej pochwały. Pierwszy tego przykład dają kobiety, warto to w dziejach dni naszych zapisać na wieczną pamiątkę.

Wiadomości z pod naszej strzechy i z obczyzny, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1886


— Marya Nowak z Wrocławia i Ella Mensch z Darmstadtu otrzymały doktorat filozofii w uniwersytecie Zurychskim. Doktorazycyjne ich rozprawy i examina miały być świetne.

Kronika działalności kobiecej, w: „Bluszcz”, 1886

 

— Na uniwersytecie genewskim ukończyły studya dwie Polki: p. Wanda Cezaryna Wojnarowska, ze stopniem licencyatki nauk społecznych (licenciée ès sciences sociales) i p. Formińska, ze stopniem bakalarskim z nauk przyrodniczych (baccalauréat ès sciences). Examina roczne zdały z odznaczeniem pp.: Zarębianka, Radłowska i Szczawińska. Z końcem roku było zapisanych na tym uniwersytecie Polek 16.

Kronika działalności kobiecej, w: „Bluszcz”, 1888

 

— Dwa lata temu p. Józefa Chybińska po ukończeniu studyów matematyczno-przyrodniczych w Zurychu otrzymała 5.000 fran. nagrody za monografią o wynalazkach elektro-technicznych na konkursie przyrodników w Sztokholmie. Laureatka była już wtedy wdową; została nią w 20 roku życia, z córeczką jedną, i wtedy to poświęciła się naukom przyrodniczym, studyowała je w Zurychu, oddając temu zajęciu dziesięć lat pilnej pracy, która przecież stargała jej siły. Wtedy wyjechała do brata, p. Teofila Wilmonta, właściciela dóbr Kotulice pod Odessą i tu, po dwóch latach cierpień, umarła, d. 8-go Lutego, zostawiając po sobie sierotkę. Liczyła 33 lata życia.

Kronika działalności kobiecej, w: „Bluszcz”, 1890

 

W tym ostatnim kierunku, ważnym krokiem naprzód, będzie kurs przygotowawczy, otwierany z dniem 2 Stycznia w Krakowie przez p. Maryą Serwatowską. Znana ta kierowniczka 8-io klasowego zakładu naukowego, chcąc uprzystępnić kobietom zdawanie egzaminu dojrzałości, a tem samem umożliwić im wstęp do uniwersytetów austryackich, próbuje zorganizować stosowne wykłady pod wodzą profesorów gimnazyalnych. Powodzenie projektu tego zależy od liczby uczennic, które znajdą tu, oprócz ułatwień wszelkich, oszczędność sił, czasu i kosztów, na prywatną naukę ponoszonych.
Projekt ten schodzi się z odezwą „Świata," który puka do wrót wszechnicy Jagiellońskiej w nadziei, iż otworzą się one przed żądnemi wiedzy kobietami. Poco studentki polskie mają po Paryżach, Bernach i Zurichach szukać laurów, poco walczyć wśród obcych, gdy istnem błogosławieństwem dla nich byłaby nauka u swoich, a mury tego typowo cichego uniwersyteckiego miasta zdają się stworzone da cichej również pracy nowicyuszek nauki.

Anatol Krzyżanowski, Kronika działalności kobiecej, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1891

 

Że panie nasze zasługują na to ustępstwo, dowodem Zofia z Poznańskich Daszyńska, która otrzymała świeżo stopień doktora filozofii na uniwersytecie w Zurichu. Znana w świecie naukowym ze swych prac na polu ekonomii i statystyki, oraz ze współpracownictwa w pismach tutejszych, nowa doktorka jest przykładem, przemawiającym silnie za otwieraniem w kraju wyższych zakładów naukowych niewieścich.

Anatol Krzyżanowski, Kronika działalności kobiecej, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1891

 

Pani Zofia z Krzesińskich Tuchmańska doktoryzowała się na uniwersytecie w Dublinie, na wydziale nauk matematyczno fizycznych. Pani Tuchmańska jest Warszawianką.

Z chwili bieżącej, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1892

 

Tak więc wiele powodów w calem znaczeniu poważnych przemawia za zakładaniem uniwersytetów odrębnych dla kobiet, właściwych, że tak powiemy, ich sferze i ich poglądom wrodzonym, zwłaszcza teraz gdzie myśl otworzenia kobietom szerszego pola działania spoczywa jeszcze w kolebce a nie wsiąknęła w szerokie masy ludności. Ale, jeżeli zaprzeczyć się nie da, że nowo wydane hasło „emancypacya kobiet pod każdym względem“ ogarnia powoli zwłaszcza w zachodzie coraz szersze koła ludności, jeżeli dalej i tego zaprzeczać nie myślimy, iż zwłaszcza kobiety pociągane zawsze nowością są głównymi obrońcami tej idei, to iż w ogóle kwestya, czy uniwersytety kobiece są socyalną koniecznością, i czy dopuszczanie płci pięknej do studyum fachowego uniwersyteckiego wiąże się ściśle z dziejową cywilizacyą, jest zbyt mało tak teoretycznie jak i praktycznie dotychczas pozytywnie rozstrzygniętą, aby jej nadal jeszcze poważnie ze wszystkich dodatnich i ujemnych stron nie rozstrząsać.

Uniwersytety dla kobiet, w: „Nowe Mody”, 1893

 

Liczba studentek w ciągu półrocza zimowego 1892/93 w Zurychu wynosi 131, zaś w Bernie 171. Największa liczba studentek pochodzi z Rossyi, a uczęszczają studentki przeważnie na medycynę.

Z chwili bieżącej, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1893

 

Pani Anna z Dulębów Wyczółkowska, po ukończeniu studyów na wydziale filozoficznym w Zurichu, otrzymała stopień doktorski.

To i owo, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1894

 

Uniwersytet krakowski otrzymał w tych czasach, jak donoszą, znaczną bardzo ilość podań kobiecych o przyjęcie petentek na fakultety filozoficzny i lekarski.
O przypuszczeniu w charakterze studentek, z prawami do egzaminów i dyplomów, jak to ma miejsce gdzieindziej, zdaje się że nie może być mowy, ale jest ze strony władz uniwersyteckich dobra wola do obejścia ustawy, a przez to częściowego przynajmniej zaspokojenia żądań.
Podobno mają fakultety pozostawioną wolność przyjmowania kobiet na prawach wolnych słuchaczek. Zależy to jednak jeszcze w dalszym ciągu od każdego z profesorów, czy zechce lub nie, mieć takie mięszane audytoryum. Jak to pójdzie — zobaczymy.

To i owo, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1894

 

W Helsingfors składało w roku bieżącym egzamin 21 kobiet. Dwie z pomiędzy nich otrzymały stopnie kandydatek filozofii.

To i owo, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1894

 

O dziwacznem prawdziwie rozstrzygnięciu kwestyi kobiecego uniwersyteckiego kształcenia na wszechnicy krakowskiej, doniosły w swoim czasie korespondencye z tego miasta do pism naszych przesłane.
Podawanie petycyj, ich wędrówka od wydziału krajowego do ministeryum, od ministeryum do wydziału, nakoniec decyzya prawdziwa ucieszna, bo uznająca w zasadzie przypuszczenie kobiety do dobrodziejstwa uniwersyteckiego wykształcenia, a jednocześnie oddająca reformę całą na łaskę osobistych zapatrywań każdego z profesorów — jakieś niby otwarcie przed kobietą podwoi audytoryów bez prawa do inmatrykulacyi i nadziei egzaminów w przyszłości — wszystko to razem wzięte stanowi arcydzieło austryackiej formalistyki biurokratycznej zaszczepionej szczęśliwie na klasycznym gruncie krakowskiego wstecznictwa.
Można było przyznać kobietom prawo korzystania z wykładów uniwersyteckich, można było tego prawa zaprzeczyć — jakby się tam już spodobało tym, co wedle orzeczenia Napoleońskiego zwykli spóźniać się zawsze o jeden marsz, jedne kampanią i jedną ideę, ale nie godziło się szydzić z petentek, bo to i sprawa i czas nieszczęśliwie na żarty wybrane. A nie można inaczej jak żartem nazwać takiego postanowienia, które kobiecie ubogiej, pragnącej przy pomocy uniwersyteckiego dyplomu dobić się znośniejszego bytu, nakazuje: przedewszystkiem usprawiedliwić konieczność oddania się nauce, następnie przekonać fakultet, że nie stanie się przez to ujma prawu i moralności, a dopiero gdy tego wszystkiego dokona, wolno jej będzie wchodzić do audytoryum tylnemi wschodami, z zastrzeżeniem wyraźnem, że jej praca lat całych do żadnego praktycznego rezultatu doprowadzić nie może.

Warszawa w październiku 1894 r., w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1894

 

— Uniwersytet krakowski otrzymał czterdzieści dziewięć próśb, złożonych przez kobiety o dopuszczenie ich na słuchaczki wykładów. Oprócz kilku pragnących studyować medycynę wszystkie inne pragną wstąpić na wydział filozoficzny.

Kronika działalności kobiecej, w: „Bluszcz”, 1894

 

Wspomniałem powyżej, że nie poszedłbym śladami uniwersytetu krakowskiego, który kobietom dopominającym się o prawa wyższej nauki, połowę tylko drzwi swojej świątyni otworzył. Rzeczywiście postanowienie wydziału krajowego, po długich wędrówkach podanej petycyi do ministeryum i z ministeryum, jest takim dziwolągiem, że już nie śmiech wzbudza (bo rzecz ta nie śmiechu warta), lecz oburzenie nad dziwną przewrotnością umysłów ludzkich. Odmówić słusznym żądaniom kobiet prawa kształcenia się uniwersyteckiego — jakoś w dobiegającym już do końca wieku dziewiętnastym — nie uchodziło; nie pozwolić zaś im pachłoby to dziwnem wstecznictwem i za jaskrawo odbijałoby od zapatrywania się reszty cywilizowanego świata. Odmówić — nie wypada, dać się — nie chce.
Co robić?
Filuterny rozum austryackich formalistów zdobył się na arcydzieło sui generis, bo dać i nie dać zarazem — to sztuka nielada.
A jednak — tak się stało.
— Jakim sposobem?
— Bardzo prostym.
W zasadzie — przypuszczenie kobiety do korzystania z nauk uniwersyteckich zostało, zgodnie z wymaganiami czasu — uznane; jednocześnie zaś całą reformę oddano na łaskę lub nie łaskę osobistych zapatrywań się każdego z panów professorów. Kobieta pragnąca się uczyć, obowiązaną jest usprawiedliwić się z tych swoich zachcianek, następnie przekonać fakultet, że to wypełni bez najmniejszej obrazy prawa i moralności, po dokonaniu czego, bocznemi drzwiami wszedłszy, wolno jej zająć miejsce na przeznaczonej w audytoryum ławie.
— Nareszcie!
— Co?
— Przełamane zostały lody.
— Albo to prawda!
Sławetna ustawa, która zyskała poparcie ciała naukowego, mówi wyraźnie, że wolno kobiecie uczyć się, jeżeli już koniecznie jej się tego zachciewa, ale zdobyta nauka żadnych jej praw nie daje.
— Co to jest?
— A no, nic — tylko wykręcenie się sianem — Bogu świeczka i dyabłu ożóg. Wolno wejść do uniwersytetu, na mozolnej pracy przepędzić lat kilka, stracić może zdrowie i siły i — wyjść sobie, nie mogąc w życiu praktycznem tej zdobytej nauki zastosować. Możesz być doktorem medycyny, ale wara od napisania recepty; posiadłaś znajomość prawa — ale klientów ci mieć nie wolno i z tego zysków ciągnąć. Słowem — wrócić trzeba do igły.
Pytanie: Po co nauka, nie przynosząca rezultatów żadnych? Przecie tu nie chodziło o zdobycie samej tylko wiedzy, lecz zarazem i o możność zużytkowania jej w celach praktycznych.
Ba! ale tego ostatniego nie chciano właśnie. Dano więc — i nie dano.
Dziwne szalbierstwo, oburzająca komedya!

??, Pogawędka, w: „Bluszcz”, 1894

 

Zawsze jest niedobrze kiedy ludzie mówią o tem czego nie wiedzą. Ktoś oto z takich, widać, obgadał w ostatnich czasach Kraków, a wcale niepotrzebnie. Pisma zaczęły powtarzać i urosła sobie ztąd potworność. Niby fakultet filozoficzny wszechnicy tamtejszej miał przyjąć na słuchaczki pp. Dowgiałło i Sikorską. Jako żywo nie-było nic podobnego; to się po uniwersytecie Krakowskim nie pokaże i darmo się zawzima złość ludzka na odebranie temu staruszkowi jego pracowicie zdobytej sławy; raczej się Wisła pod tym grodem ku źródłom swoim cofnie. A toby dopiero było ładnie ze strony Krakowa!

Warszawa, w marcu 1895 roku, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1895

 

W Zurichu po ukończeniu Wydziału przyrodo-pedagogicznego i obronie rozprawy na temat: „Die Mittel der Desinfection und ihre Prüfung" otrzymała dyplomom panna Guttman z Warszawy. Jest to, jak zapewniają, jeden z dyplomów, które brać należy zupełnie seryo, kandydatce bowiem przysługuje prawo ubiegania się o posadę nauczycielki przy gimnazyach żeńskich w Szwajcaryi. Powiadają, że panna Guttmann zamierza się poświęcić specyalnie studyom bakteryologicznym.
W Genewie ukończyły studya ze stopniem: „bachelier ès sciences naturelles et physiques” polki: pani Matylda Idźkowska i pani Teodora z Oppmanów Męczkowska ta ostatnia z odznaczeniem „approbation complète" co stanowi najwyższy stopień wyróżnienia.

Kronika, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1896

 

Sprawa wyższego wykształcenia kobiet polskich posunęła się o bardzo wielki krok naprzód. Jakkolwiek bowiem otwarte właśnie kursa uniwersyteckie dla kobiet we Lwowie nie dają im żadnych po ukończeniu praw i nie pociągają za sobą żadnych praktycznych korzyści, to jednak już sam fakt zapoczątkowania tej sprawy przez grono profesorów uniwersytetu, tej zamkniętej dotąd dla kobiet warowni wiedzy, która zapalczywie przed inwazją kobiecą dotąd się broniła, już to szerokie i nader sympatyczne zainteresowanie się całego wykształconego ogółu powiedzeniem i przyszłością całego przedsięwzięcia – pokaźna wreszcie liczba 270 pań, które się już na te kursa zapisały – wszystko to dowodzi, że dążenie kobiet naszych do zdobycia na równi z mężczyznami prawa wyższego wykształcenia zyskuje w społeczności naszej coraz chętniej przyznawane prawo bytu.

Drzewski, Kursa uniwersyteckie dla kobiet, w: „Kurier Codzienny”, 1897

 

LWÓW 27-go lutego. (Tel. pryw. Kur. War.) — Konferencja kolegjum profesorów uniwersytetu lwowskiego uchwaliła dopuszczać kobiety do studjów uniwersyteckich w charakterze nadzwyczajnych słuchaczek i zwyczajnych studentek. Uchwała przedstawiona będzie ministrowi oświaty. Jeżeli minister zatwierdzi ją, obecne kawy akademickie dla kobiet będą zniesione, jako zbyteczne.

Kurier Warszawski”, 1897

 

Tymczasem, w sprawie istotnego postępu kobiecego wykształcenia posunięto się u nas o jeden, dosyć nawet znaczny, krok naprzód. Ministeryum oświaty, po zebraniu danych ze wszystkich uniwersytetów krajów koronnych, dało nareszcie swoje długo rozważane „concedo," i przypuściło kobietę do audytoryum uniwersyteckiego, ale na jednym, jedynym tylko fakultecie filozoficznym. Reszta wiedzy zamknięta przed nią, aż do dalszych rozporządzeń ultra konserwatywnego systemu dualistycznej monarchii. Jako kwalifikacyi potrzebuje tu kobieta dyplomu w zakresie ukończonego gimnazyum męzkiego, a hospitantkom wolno poprzestać na świadectwie ze średnich szkół żeńskich. Jest tam jeszcze i przy onym dyplomie wymagalną aprobata ze strony dziekana fakultetu, która znamionuje charakterystyczne marudztwo czysto miejscowej natury, wprowadzające obok prawa możliwość wykluczeń i kruczków rozmaitych. Zdaje się z tego całego zagmatwanego rozporządzenia, że rząd nie uznaje w zasadzie konieczności wyższego specyalnego wykształcenia kobiety, i że chciał tymczasowo wzmocnić kwalifikacye żeńskiego ciała nauczającego, roztwierając przed kobietą podwoje katedr fakultetu filozoficznego. W każdym razie lepsze to jak nic, tembardziej, że wolno z niektórych wskazówek wnioskować, iż myślą tam coś nie coś 1 o przyszłości także, a jako dowód służyć może gimnazyum prywatne żeńskie, założone we Lwowie przez p. Niedziałkowską, dotychczasową kierowniczkę bardzo dobrze renomowanego pensyonatu. Dotąd są dwie klasy, a co rok przybywać będzie po jednej, aż do zupełnego zorganizowania tej pożytecznej szkoły, której przeznaczeniem faktycznem jest przygotowywać uniwersytetowi przyszłe słuchaczki.
Tych ostatnich, zdaje się, braknąć nie powinno, sądząc po gorliwości, z jaką zapisywały się kobiety na kursa ekonomii społecznej doktora Zofii Daszyńskiej, która się z tym przedmiotem zamierzyła załatwić w Krakowie w 24-ch (wyraźnie dwudziestu czterech) lekcyach.

Korespondencya. Kraków, 16 kwietnia 1897 roku, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1897

 

Cóż jednak mają do wyboru żądne wyższej wiedzy dziewczęta, skoro stolica, w której mieszkają, chlubiąc się swem życiem umysłowem, nie im dać nie może, nie mając dotąd instytucyi wyższych kursów dla kobiet?
Anomalią jest doprawdy żeby miasto, które się tak szybko rozwija, tak mało czyniło dla ułatwienia swym mieszkańcom zdobycia nauki. Wszakżeż nie mamy nawet biblioteki naukowej, i brak ten dotkliwie odczuwa młodzież naszych wyższych zakładów.
Zorganizowanie wyższych kursów dla kobiet uważam za palącą potrzebę chwili obecnej.
Nie przeciążajmy dziewcząt zbytecznie w okresie kończenia pensyi, a natomiast po skończeniu takowej, dajmy im możność oddania się szlachetnemu popędowi dalszej pracy umysłowej. Otwórzmy młodym pannom kursa psychologii, logiki, hygieny, pedagogii, historyi, przyrodoznawstwa, fizyki i chemii, a znikną owe zastępy panien znudzonych, niezadowolnionych z czczości swego życia. Zcieśnią się szeregi dziewcząt, zajętych bezmyślną biurową pracą „dla zabicia czasu”, a poprawi się smutna dola tych, które pracują, bo je do tego konieczność zmusza.
Kursa wyższe powinny wytworzyć kult czystej wiedzy dla wiedzy, nie dla utylitarnych celów, jakie z nie i osiągnąć można; powinny krzewić młodość dla nauki jako dla rozkoszy ducha ludzkiego, która dotychczas tylko dla małej garstki wybranych jest dostępna.

Z. Bielicka, Kilka uwag o wychowaniu kobiet, w: „Dobra Gospodyni”, 1902

 

MARYA SKŁODOWSKA-CURIE.
Nie często można się spotkać z pracą kobiety na polu tak specyalnem i poczytywanem ogólnie za tak mało przystępne dla umysłów niewieścieli, jak dziedzina fizyki i chemii. W naukach spekulacyjnych niejedna przedstawicielka płci słabej okazała się wybitnie silną; dzieje wiedzy spółczesnej podają nazwiska znakomitości niewieścich w zakresie matematyki i filozofii. Gdzie wszakże rozumowanie ma wspierać eksperyment, jak w naukach fizycznych i technicznych, tam geniusz niewieści należy jeszcze do objawów wyjątkowych.

Polki sławne za granicą, w: „Tygodnik Illustrowany”, 1903

 

Powodzenie rodaczki naszej na polu wiedzy doświadczalnej stanowi zarazem przyczynek jaskrawy do kwestyi ogólniejszej, o której dużo się dziś mówi i pisze sprawy kształcenia wyższego kobiet. Czy kobiety wogóle dążyć mają na równi z mężczyznami do studyów wyższych i specjalnych szeroka to dyskusya. Natomiast jałowym jest spór co do rzekomej wyższości męskiego umysłu nad niewieścim, zarówno jak co do braku wytrwałości kobiety w obranej nauce.

Polki sławne za granicą, w: „Tygodnik Illustrowany”, 1903

 

O wykształceniu kobiet wyrokowali i wyrokują do dziś dnia wyłącznie mężczyźni. Począwszy od rad szkolnych, w których dopiero od lat paru i to zaledwie w niektórych krajach, a jak w Galicyi, to tylko w radach okręgowych miejskich, z łaski, bo w liczebnie nierównym stosunku dopuszczono kobietę, nigdzie do decydowania o potrzebach swojego wykształcenia dopuszczoną ona nie została: ani w radach miejskich, ani w parlamentach, ani w ministeryach oświaty – dla kobiet nie ma miejsca. I stąd zdarzają się humorystyczne zbiegi okoliczności, że nad planem szkoły kobiecej w różnych komisyach ustawodawczych debatują: dziennikarz, z pisma najczęściej konserwatywnego, a więc pan z góry przeciwny reformom wszelkim, ksiądz, opierający się na tradycyi kościelnej, niezmiennej, pomimo że warunki życia się zmieniają, dyrektor gimnazyum męskiego, doświadczony nauczyciel ludowy, który przez 40 lat uczył... chłopców, kupiec towarów bławatnych i wreszcie lekarz chorób kobiecych. Ci dwaj ostatni bywają zazwyczaj w takich komisyach jako najbardziej fachowe siły poczytywani, boć przecież są w ustawicznej z kobietami styczności.

Kazimiera Bujwidowa, Wykształcenie kobiet, w: Głos kobiet w kwestyi kobiecej, Kraków 1903

 

Studentka?! — Prawdziwa, oryginalna studentka?! Cóż za sensacya, cóż za zaciekawienie, zwłaszcza wśród dam starszej daty? Rozsiadłe głęboko na kanapach salonu panie zakładają pince-nez, przyglądają się, obserwują, podziwiają i własnym oczom nie wierzą, iż mogą widzieć niefałszowany, importowany ze źródła nowy typ kobiety.
Zaręczam, nie jest to wcale przesadą, jeżeli powiem, że w Królestwie, a zwłaszcza na naszej cichej, a poczciwej prowincyi, na studentkę patrzy się jeszcze, jak na coś w rodzaju najnowszej konstrukcyi automobilu, lub trochę dawniej na cyklistkę, zmodernizowany obraz, albo jeszcze lepiej, jak obecnie patrzy się na prawdziwego, niefałszowanego Japończyka.
Bałucki i Kostrzewski wyrysowali dosadny, wszystkim pamiętny typ emancypantki, a przecież studentka, to charakter wcielenia ruchu emancypacyjnego. W pojęciach wielu, sam wyraz .studentka“ kojarzy się z jakąś karykaturalną postacią o obciętych włosach, sterczących kościach policzkowych, z papierosem w ustach, wielkim kapeluszem, a zachowaniem znacznie swobodniejszem, niż to przystało na „ułożoną” panienkę „z dobrego domu.“ Stojące na straży „tradycyi ogniska rodzinnego“ mamy, jak ognia bały się faktu, aby w głowie poczciwej córy, broń Boże! nie zaświtała myśl: a możeby uniwersytet!
Przyznam się szczerze, że interesując się nieco wiedzą przyrodniczą, a znając dobrze z „Kolców“ karykatury Kostrzewskiego, w swoim czasie sam niezmiernie ciekaw byłem „na własne oczy“ zobaczyć prawdziwą, w pełni charakterystycznych cech, studentkę. Zagranicą kobieta studyująca to już nie nadzwyczajność, to zwykła panna w okresie dojrzewania umysłu, ale u nas, gdzie na uniwersytety galicyjskie przyjmuje się płeć słabszą zaledwie od lat siedmiu, a do Szwajcaryi daleka droga, studentka to i nie dziw, że jest jeszcze dzisiaj „nowością” społeczną.

Stefan Górski, Studentki w Galicji, w: Bluszcz”, 1904

 

Wobec utartych u nas o studentkach opinii, rozgłaszanych zwłaszcza przez osoby, którym w pierwszym rzędzie wypadłoby rozszerzyć swój horyzont myślowy, z prawdziwem zadowoleniem przypada mi w obowiązku wywiązanie się ze zlecenia redakcyi „Bluszczu” by zcharakteryzować akademiczki galicyjskie.
Mówimy o studentkach, jako o osobach studyujących, na pierwszy plan wysuwa się więc strona naukowa aspirantek poznania wiedzy. Oznaczyć tu więc wypada i ich podział urzędowy na uniwersytecie. Przepisy ministeryum wiedeńskiego przewidziały trzy kategorye słuchaczek: zwyczajnych (z maturą klassyczną), nadzwyczajnych (z świadectwem szkół średnich) i hospitantek (z wykształceniem domowem).
Słuchaczki zwyczajne cieszą się wszystkiemi przywilejami studentów rzeczywistych, nadzwyczajne nie mają prawa otrzymania patentu rządowego, ale wolno im zdawać egzaminy prywatne (coloquia), hospitantki zaś traktowane są, jako wolne słuchaczki i przysługuje im jedynie możność słuchania wykładów.
Nie trudno się domyślać, że kategorya słuchaczek nadzwyczajnych jest najliczniej reprezentowana i stanowi sferę kandydatek na nauczycielki wykształcone, a przynajmniej spoufalone z nauką „intelligentne“ panny, przyszłe literatki, historyczki, filozofki, wreszcie towarzyszki życia dla przyszłych swych mężów i t. d.

Stefan Górski, Studentki w Galicji, w: Bluszcz”, 1904

 

Brak tradycyi studyowania stwarza z kobiety słuchaczkę zbyt pilną, ale zarazem mniej szeroką i mniej samodzielnie myślącą. Nie specyalizowanio się w danym kierunku stwarza też ten proletaryat umysłowy, którego nie stać na wydawanie wybitniejszych działaczek naukowych na pewnem polu. Zbytniemu łakomstwu ogółu wykładów, a nadmiernie malej pracy samodzielnej, w znacznej części przypisać należy, że ani Lwów, ani Kraków nie wydał dotąd ani jednej wybitniejszej siły naukowej kobiecej. Tak, czy inaczej, uniwersytetu nie podobna nie nazwać wysoce pożytecznym czynnikiem, stwarzającym z kobiety zamiast płytkiej, salonowej panienki do wszystkiego, człowieka bardziej myślącego, otrzaskanego z wiedzą, chcącego dorównać horyzontowi umysłowemu wykształconego mężczyzny.

Stefan Górski, Studentki w Galicji, w: Bluszcz”, 1904

 

Ciągle jeszcze — pisze p. Marya Bandrowska — przeważa na uniwersytecie typ „panien”, rzadko zaś spotkać można typ „studentki kolleżanki.“ Na punkcie należenia do towarzystw akademickich i pracy w tych towarzystwach panuje pewna rozbieżność między teoryą a praktyką. W zasadzie uznaje się potrzebę łączni, w praktyce jednak rzecz najczęściej schodzi do rzędu niewykonalnych, jakkolwiek czasem, — jak utrzymuje p. B. — istotnie bywa z powodu stosunków rodzinno-towarzyskich niewykonalną.
Powoli przecież kolleżeństwo wchodzi na normalniejsze tory, nie uchylając w niczem dotychczasowego stanowiska studentki, ceniącej może lepiej i głębiej prawa kobiety, od sfery, wypowiadającej najszumniejsze hasła nieskazitelności.
W Krakowie i we Lwowie większość panien dorosłych uczęszcza na uniwersytet i nie jest to już żadną nowością, lub powodem szerokich rozpraw rodzinnych. Powoli i w Królestwie od intelligentnej panny wymagać się będzie wyższego wykształcenia. Narazie na sprawę studentek istnieją jeszcze nieraz poglądy, za które wiek XX-ty rumienić się powinien.

Stefan Górski, Studentki w Galicji, w: Bluszcz”, 1904

 

Nagrodzenie Maryi Skłodowskiej-Curie na konkursie Nobla, wywołało niezmierny zachwyt w naszem społeczeństwie. Cała prassa przez pewien czas upajała czytelników panegirykami na cześć społeczeństwa, które wydało i t. d., i t. d.
Nie można twierdzić, żeby te zachwyty nad własną wielkością były zbyt uzasadnione, o ile bowiem pani Skłodowska-Curie, mogłaby być chlubą każdego społeczeństwa, to jednak nasze nie może poszczycić się w żaden sposób zasługą wydania genialnej chemiczki.
Geniusz pani Skłodowskiej jest raczej dowodem wielkiej dzielności naszych kobiet, które mimo tysiączne przeszkody, jakie im stawia bezmyślność społeczeństwa, rwą się ochoczo do pracy twórczej i nie ustają w niej.
Co prawda, huczek ten, acz nieuzasadniony, przyniósł nam pewną, i to dość znaczną korzyść, poruszył on bowiem śpiące umysły i przymusił je do uważniejszego nieco przyjrzenia się ważnej, a tak u nas zaniedbanej kwestyi wykształcenia kobiet.
O ile wszyscy uznają potrzebę wyższego kształcenia młodzieży płci męzkiej, uważając wykształcenie średnie tylko za pewną gimnastykę umysłową, umożliwiającą w następstwie właściwą naukę, o tyle dla panny, pensya uważaną jest za alfę i omegę wszelkiej mądrości, jaką kobieta osiągnąć może na tym padole „fortepianu i języków.“
To też kiedy brzydka połowa ludzkości nie wiele ustępuje u nas pod względem rozwoju intellektualnego Zachodowi, kobiety nasze stoją na szarym końcu wielkiego pochodu do światła. A jednak wyższe wykształcenie potrzebnem jest dla kobiety, równie jak dla mężczyzny. Nie zapominajmy bowiem o tem, że celem kobiety jest nie tylko być matką, ale i wychowawczynią przyszłych pokoleń, do czego pewnie więcej potrzeba intelligencyi, niż do stosunkowo średniego zakresu obowiązków mężczyzny.
Pomijając już to, że żeńskie średnie zakłady naukowe stoją na ogół znacznie gorzej od męzkich, powiedzmy, cośmy uczynili, żeby umożliwić naszym kobietom wyższy rozwój umysłowy?
Nic...

Tadeusz Radwański, W ważnej sprawie (o wyższe kursy dla kobiet), w: „Bluszcz”, 1904

 

P. Z. Z. Pomimo patentu z gimnazjum żeńskiego wstęp dla kobiet na uniwersytet możliwy jest tylko wtedy, gdy zdadzą egzamin z łaciny z zakresu 8 klas gimnazjum męskiego.

Odpowiedzi Redakcji, w: „Dobra Gospodyni”, 1904

 

Studentki. Według ogłoszonego obecnie wykazu słuchaczek na uniwersytecie w Berlinie, liczba ich w ciągu roku szkolnego 1903/4 wzrosła ogromnie, gdy bowiem w semestrze letnim było 308 studentek, w semestrze zimowym było ich 597.

Odpowiedzi Redakcji, w: „Dobra Gospodyni”, 1904

 

Listę polek, które otrzymały w Paryzkiej Sorbonie na wydziale literackim atestat t. n. Certificat d'etudes francaises podaje „Kuryer Warszawski." Są to pp. Anna Dąbska, Felicya Doberska, Ringlerówna, Zofia Różańska, Zuzanna Nejmanowiczówna, Adela Szatnerówna i Prusakówna.

Kronika, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1904

 

Rodaczka nasza, panna Anna Drzewinianka, doktorka nauk przyrodniczych, jest piątą dopiero kobietą, a druga Polką (pierwszą była p. Curie-Skłodowska), która otrzymała stopień doktorki na wydziale nauk ścisłych Uniwersytetu paryskiego.
Rozprawa p. Drzewinianki, przyjęta przez sędziów ze wzmianką très honorable, nosi tytuł „Contribution à l’étude du tissu lymphoide des Ichtyopsodés.”
Dwa skromniejsze dyplomy zdobyły pp.: W. Cichowiczówna i M. Sowińska, obie z W. Ks. Poznańskiego. Są to dyplomy des études francaise, utworzone od niedawna naumyślnie dla cudzoziemców, pragnących się wydoskonalić w języku i literaturze francuzkiej.
Trzeci taki dyplom uzyskała panna Irena Mayzlówna, córka adwokata B. Mayzla z Warszawy, niezależnie od świadectwa sorbońskiego, panna Mayzlówna po złożeniu egzaminu w „Gildzie międzynarodowej” (Guide Internationale) otrzymała dyplom z ukończenia studiów w tej szkole.

Kronika działalności kobiecej, w: „Bluszcz”, 1905

 

P. Sokołow przedewszystkiem zajmuje sprawa wyższego wykształcenia kobiety: żąda ona prawa uczęszczania do wszystkich uniwersytetów.
Żądanie to jest zupełnie słuszne, gdyż nauka i oświata powinny być równe i jednakie dla wszystkich, a otwarcie wszystkich uniwersytetów dla kobiet ułatwi im naukę w kraju, którą teraz muszą odbywać przeważnie u granicą.
W kraju łatwo studentce zarobić na życie, a przynajmniej łatwiej, niżli za granicą, w kraju mieć może lekcye i korrepetycye, których nie dostanie za granicą, gdzie jak np. w Paryżu są młode dziewczęta źyjące w strasznej nędzy, ostatnim wysiłkiem sił zdobywające naukę, aby później wpaść we wszystkie choroby, a przynajmniej wyjść ze zrujnowanej zdrowiem długiemi ograniczeniami.
Prawo na professorat i docenturę jest również słusznem, i nikt mu zaprzeczać nie będzie.

K. D. Strzelbicki, Czego żądać powinny dzisiaj kobiety?, w: „Bluszcz”, 1905

 

O frekwencyi uniwersyteckiej kobiet na całym obszarze monarchii Austryackiej taką wzmiankę cyfrową podaje „Arbeiter Ztng:"
W uniwersytetach austryackich jest ogółem 1,323 studentki. Z liczby tych inmatrykulowało się na rok bieżący w Wiedniu 343 — w Krakowie 98 — we Lwowie  6 4. Z 550 słuchaczek nadzwyczajnych uczęszcza na medycynę 13 — na filozofię 537 (z tego w Krakowie 171). Hospitantek obliczono 426. Dla porównania wspominamy, że Niemcy mają w swoich 21 uniwersytetach 138 studentek — reszta są to hospitantki. Ogółem korzysta w Niemczech w roku bieżącym z nauki uniwersyteckiej 1,907 kobiet.

K., Z kroniki obcej, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1906

 

Losy młodej kobiety, której jedynym marzeniem i celem są studia naukowe, opisał (raczej z dezaprobatą) w swojej powieści Witor Gomulicki. Zainteresowania panny Wandy nie dotyczą medycyny ani żadnej z nauk mających łatwe przełożenie na codzienne życie, ale astronomii.

— Studentki to zupełnie inna kategorya. To można powiedzieć: śmietanka uniwersyteckiego życia. Tylko że bywa śmietanka i śmietanka. Zdarzy się innym razem, że zbiorą śmietankę z kwaśnego mleka. Ale to rzadko. Ho, ho, studentki! Ja sam był z dwiema na ty a ty — jak brat z siostrami. Uczyłyż się one, uczyły! a biedowałyż, biedowały! Raz, w aprylu miesiącu, jedna umarła. Naprawdę umarła. Przyszli medyki, zrobili sekcyę, a u niej w żołądku nic, tylko herbata. Czyściuteńka herbata — nawet bez cukru. Przez dziesięć dni tę herbatę piła. A taka chytra mała, że o tem nikomu ani słówka nie pisnęła. Przyjechała matka — generalsza, przebogata, w brylantach. Na pogrzeb poszło rubli z pięćset. A książki po nieboszczce my rozkupili na pamiątkę, jak relikwie.
Student rozczochrał rzadką brodę, i zaciągnął się papierosem tak mocno, aż iskry się posypały.
—A druga?., cóż druga?. —pytała Wanda prędko, z widocznem rozdrażnieniem.
— O! ta druga nie potrzebowała umierać. Jej się powiodło. Zaraz z trzeciego kursu wziął ją sobie za żonę weterynarz jeden. No, i rozbogaciła się ona, potłuściała... Dziś, ot-taka...
Rozłożył szeroko ręce, pokazując obwód jej figury.
Wanda nachmurzona, milcząca, ponuro patrzała w ziemię. Panna Sabina rzuciła zapytanie:
— Opowiadasz nam pan o ofiarach. Ale musiały być i tryumfatorki?
— Były. Ale te fabrykowały się gdzieindziej — w Genewie, w Paryżu... U nas je tylko z grubszego obciosywano, a tam już z nich statui porobili.
— Więc brat wierzysz w intellektualne tryumfy kobiet? — spytała Wanda, zatapiając w twarzy studenta swe czarne, przenikliwe oczy.
— Jakżeby mógł nie wierzyć! Cały świat dziś o tem gada i pisze. Zresztą, jeżeli kobieta potrafi wykręcać na fortepianie muzyczne koziołki, to czemuż nie byłaby zdolna do koziołków matematycznych, filozoficznych lub przyrodniczych? Wszystko to — gimnastyka!

Witold Gomulicki, Wyzwolona, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1898

 

W kilka minut później, Wanda siedziała przy olbrzymim stole założonym książkami, wśród ludzi obcych sobie, którzy zresztą żadnej na nią nie zwracali uwagi. Stół obstawiony był krzesłami. Z wyjątkiem kilku, wszystkie były zajęte. W najrozmaitszych pozycyach, to jest: zwróceni twarzą, bokiem lub plecami do stołu, siedzieli na nich młodzi i starzy mężczyźni, zajęci czytaniem i robieniem notatek.
Było też tam i kobiet kilka. Ginęły one w tłumie męzkim, który w tem miejscu miał nad niemi stanowczą przewagę. Wszystkie te kobiety były młode, ale jakby nadwiędłe. Czytały i pisały, nie patrząc na nikogo, a wyraz ich twarzy był zgoła niepodobny do tego, jaki miewają zwykle kobiety w liczniejszem, mięszanem zebraniu.
Wyraz ten był poważny, skupiony — i nadzwyczaj skromny. Ale skromny nie w znaczeniu panieńskiej wstydliwości, lecz jako oznaka dobrowolnego usunięcia się na plan dalszy. Kobiety wchodzące tu zostawiały za progiem berło, którem od wieków światem tym rządzą. Uroda, młodość, wdzięk, słodycz, nie były tu monetą obiegową. Pod tym względem czytelnia wyobrażała w zmniejszeniu cały świat wiedzy ścisłej, w którym tylko fakt i liczba w rachunek się biorą.
Kobiety, dobrowolnie rozbrojone, stawały w jednym szeregu z mężczyznami, a wówczas okazywała się w sposób rażący ich — niższość.

Witold Gomulicki, Wyzwolona, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1898

 

Abbé Gondry zdał ojcu relację ze swojej chybionej misji i zalecił nie sprzeciwiać się moim zamiarom.
„Jest tak brzydka – powiedział – że i tak za mąż nie wyjdzie, niech więc studiuje”.
Ktoś mi to powtórzył, co nie zmieniło moich zamierzeń. Ojciec napisał jeszcze do naszego wuja Jarosława Thuna, brata matki, prosząc o opinię. Wuj odpisał, że wychowanie domowe dla dziewcząt jest wystarczające, że powinny znać język francuski i umieć grać na fortepianie – un point, c’est tout. Że kobiety bas-bleus, czyli przemądrzałe, są nieznośne.
Poglądy wuja puściłam również mimo uszu, podobnie jak pouczenie starszej siostry Lili, że wzniosłe powołanie kobiety mija się z moimi zamiarami.

Mara Czapska, Europa w rodzinie, Kraków 2014

 

Wszystkie dzieci Jana Jaczynowskiego były bardzo starannie chowane i kształcone. Dwie czy trzy córki (Stasia, Lucia, Kasia) miały wyższe studia. Synowie również. Podobno taką mądrą kobietą była ich matka, Strawińska.

Helena z Jaczynowskich Roth, Czasy Miejsca Ludzie. Wspomnienia z Kresów Wschodnich, Wydawnictwo Literackie, 2011

 

Była potem inna stała nauczycielka Polka (ostatnia), panna Zofia Gay. Panna Zofia była wykształcona, bardzo oczytana, lubiła podróże, interesująco opowiadała i była zawsze śmiesznie zaaferowana. Pomyślna sytuacja materialna jej ojca wcale jej roli nauczycielki nie wytyczała. Wczesna śmierć matki, potem bankructwo ojca (stracił zdaje się na akcjach Lilpopa czy Furleja) zmusiły ją do pracy, a jedynie dostępną wówczas była ta, której się podjęła. W ten sposób mogła pomagać siostrze w studiach na Sorbonie paryskiej.

Helena z Jaczynowskich Roth, Czasy Miejsca Ludzie. Wspomnienia z Kresów Wschodnich, Wydawnictwo Literackie, 2011

 

 

Na podobny temat: Studia medyczne, Przeciwnicy edukacji kobiet