„Dozorczyni chorych”, czyli połączenie domowej opiekunki z pielęgniarką, często wymieniano jako bardziej właściwy dla kobiet niż zawód lekarski. Powoływano się przy tym na fakt, że tradycja i tak przypisywała kobiecie naturalną zdolność do opieki nad chorymi i cierpiącymi.
Koncepcja ta nie miała jednak pełnego poparcia, a zawód nie cieszył się aż tak wielkim zainteresowaniem. Argumenty przeciw niemu wychodziły z różnych podstaw. Z jednej strony był fakt, że opieką nad ubogimi chorymi, pomocą w szpitalach itp. tradycyjnie zajmowały się powołane do tego zakony, jak siostry szarytki. Z jednej strony wiązano więc to zajęcie z powołaniem zakonnym, z drugiej nie widziano powodu, by osoby świeckie odpłatnie wykonywały prace, które siostry zakonne wykonywały w ramach obowiązku za darmo. Z kolei opieka nad chorymi w domach tradycyjnie uważana była za obowiązek kobiet z rodziny i zlecanie go odpłatnie osobie obcej wydawało się niektórym niewłaściwe. Jeszcze inni uważali, że przyjęcie roli tak służebnej będzie dla wykształconej kobiety nadmierną deklasacją.
Zapotrzebowanie na fachową siłę roboczą w tej dziedzinie jednak wzrastało. Rozwijająca się medycyna wymagała także od osób wspierających lekarzy odpowiedniego przygotowania, którym nie zawsze dysponowały kobiety z rodziny (zachęcano je jednak do odpowiedniego dokształcania się w tej dziedzinie). Także rozrastające się szpitale wymagały większej fachowości. Wreszcie nie każdy chory miał rodzinę do opieki, lub nie każda rodzina dysponowała czasem i możliwościami.
Pielęgniarstwo stało się zajęciem „dla wszystkich” (chociaż niekoniecznie na stałe) po wybuchu Wielkiej Wojny.

Ameryka także pierwsza wydała lekarza-kobietę. Dowodzi to, że umysł kobiecy podołać może nawet tak rozległej umiejętności stosowanej jaką jest medycyna. Nie sądzę jednak aby zawód ten nateraz zwłaszcza był wdzięczną i płodną dla pracy jej niwą. Odbycie studyów w zwyczajnym uniwersytecie wymaga niezmiernej ze strony kandydatki energii i poświęcenia wielu nawyknień niewieścich, na co potrzeba wyjątkowego chyba zamiłowania; przytem napotyka zbyt wiele przeszkód i trodności, które nie wszędzie przełamać się dadzą; wątpić zaś należy by w Europie miano otworzyć rychło osobne dla nich katedry. Praktyczniejszym w tej chwili i łatwiejszym, bo nierównie krótszej i mniej mozolnej wymagającym nauki zawodem byłoby zajęcie felczerskie przy salach kobiecych w szpitalach, lub w zwykłej praktyce przy chorych kobietach. Dając przyzwoite utrzymanie, nie ubliżałby wcale godności nawet wykształconej kobiety, skoro siostry Miłosierdzia czynią podobne posługi; a wrodzona jej tkliwość, łagodność, współczucie, i politowanie dla cierpiących, byłyby moralną rękojmią chętnego i troskliwego spełniania obowiązków. Sądzę że możnaby o tem u nas pomyśleć.

M. Ch., Listy z ulicy Złotej, w: „Bluszcz”, 1867

 

Program ten, jak łatwo poznać, nie wyczerpuje nawet w części zakresu pracy kobiecej, czego zresztą wymagać nie podobna. Ośmielimy się jednak zwrócić uwagę szanownych promotorek instytucji, i nie tylko tej, ale wszystkich, jakie istnieją i istnieć mają w kraju, aby nie pomijały i następujących specjalności: pielęgnowanie chorych, piastowanie dzieci i metoda freblowska.

Bolesław Prus, Sprawy bieżące, w: „Niwa”, 1876

 

Jest dział pracy kobiecej, który istniał od wieków, bo od pierwszych zaczątków cywilizacyi chrześcijańskiej; miłosierna praca koło chorych. Dało jej początek gorące uczucie miłości bliźniego, które chrystyanizm w sercach ludzkich rozbudzał i rozwinął u kobiet do wysokiego stopnia poświęcenia mu życia całego.

Marya Ilnicka, Praca kobiet. IV. Siostra miłosierdzia – Dozorczyni chorych, w: „Bluszcz”, 1881

 

A przecież wszystkich chorych umiejętnej pomocy potrzebujących nie można pomieścić w szpitalu. Naprzykład dzieci chorujące na krosty nie są przyjmowane do żadnego z dwóch szpitali dziecinnych w Warszawie istniejących, ani do założonego przez hr. Augustową Potocką przy ulicy Alexandrya, ani do żydowskiego, i okazuje się w mieście naszem potrzeba najmniej stu łóżek jeszcze. Ale gdyby nawet tak nie było: gdyby miejsca, których braknie, stały zawsze dla każdego przystępne, czyż dla większości matek nie jest to boleścią nad siły, gdy przychodzi rozstać się z dzieckiem chorem, którego dni są policzone? To samo czuje żona, córka, a gdy weźmiemy jeszcze w rachunek ludzi samotnych, chorobą zaskoczonych, rodziny, w których epidemia nagle w kilka osób uderzy — potrzeba świeckiej dozorczyni chorych przedstawia się jako dobrodziejstwo prawdziwe dla wszystkich klas społeczeństwa, jako wielki postęp w kierunku, zabezpieczającym zdrowie ogółu.
Warszawska Rada Dobroczynności Publicznej potrzebę ,tę uczuła i zapragnęła utworzyć przy szpitalu Ś-go Rocha Szkołę Dozorczyń Chorych. Projekt ustawy szkolnej został już przedstawiony komitetowi lekarzy, złożonemu z D-rów Szokalskiego, Fritschego, Kobylańskiego i Wszebora; ci opatrzyli go pewnemi uwagami i tak przesłany został do zatwierdzenia władzy: zatem szkoła, jak przypuszczać należy, zostanie otwartą z początkiem roku szkolnego, we Wrześniu. Na początek postanowionem zostało przyjęcie tylko uczennic 20, na warunkach następujących: Kandydatki w wieku od lat 25 do 40, tak wolne, jak i mężatki, chrześcijanki, umiejące czytać, pisać i rachować w zakresie czterech działań prostych, opatrzone przytem świadectwem dobrych obyczajów, podpisanem przez dwie osoby: panią wiarogodną i lekarza znanego, w Warszawie praktykującego, będą obowiązane złożyć najpierw examen z wymienionych wyżej przedmiotów, poezem dopiero zostaną przyjęte na kurs nauki, rok trwającej, a dzielącej się na praktyczną i teoretyczną. Zaczyna się od kursu praktycznego trwającego dwa miesiące. Uczennice, które po tym czasie okażą się zadawalniająco uzdolnionemi, przejdą na miesięczny kurs teoretyczny, poczem powrócą znowu do sal chorych na praktykę, a ostatnie sześć lub ośm tygodni słuchać będą ostatecznego wykładu teoretycznego, po którym nastąpi examen i uczennica otrzyma patent podpisany przez kuratora i naczelnego lekarza szpitala. Wtedy dozorczyni obrać sobie może pewną specyalność i w tym celu udać się na praktykę dodatkową do któregoś ze szpitali, naprzykład: dziecinnego, oftalmicznego, i po odbyciu tam praktyki otrzymać patent drugi, poświadczający specyalne jej uzdolnienie.
Przez cały czas nauki w szkole uczennice obowiązane są odprawiać modlitwy ranne i wieczorne, oraz słuchać mszy w kaplicy szpitalnej wraz z Śiostrami miłosierdzia, którym oddane będą pod nadzór i do których zbliżyć się powinny duchem, aby mogły wstępować w ich ślady i rozbudzić, rozwinąć w sobie ten podniosły, ofiarniczy nastrój uczuć, który sprawia, że: „Siostry Miłosierdzia pozostaną nazawsze ideałem dozorczyni chorych“, jak wyraził się Dr. Fritsche w „Gazecie Warszawskiej“, w artykule zawiadamiającym publiczność o mającej otworzyć się szkole.
To już zapewnić nas może: jaką będzie szkoły tej atmosfera moralna, co w instytucyi tego rodzaju ma ważność ogromną, o powodzeniu jej stanowiącą; bo zawód dozorczyni chorego, choćby najbardziej sekularyzowanej, najzupełniej świeckiej, opierać się musi koniecznie na idei poświęcenia, serca muszą być niezbędnie ogrzane wyższem, ofiarniczem uczuciem miłości bliźniego, gdyż inaczej byłoby to pole pracy tak uciążliwie przykrej, tak narażającej osobę tej, która ją pełni, że musiałoby pozostać odłogiem.

Marya Ilnicka, Praca kobiet. IV. Siostra miłosierdzia – Dozorczyni chorych, w: „Bluszcz”, 1881

 

Szkoła dozorczyń chorych, mająca się otworzyć przy Szpitalu Ś-go Rocha, nie otrzymała zatwierdzenia Warsz. Rady miejskiej dobroczynności publicznej z pobudek, że szkoła ta współzawodniczyłaby szkodliwie z uznaną i przez całe społeczeństwo nasze wysoce szanowaną instytucyą Sióstr Miłosierdzia. Czy się nie omylono przecież? Pewna liczba kobiet uzdolnionych naukowo do pilnowania chorych, byłaby dobrodziejstwem dla miasta tak już dużego jak Warszawa i dozorczynie świeckie pełniłyby swój pożyteczny zawód tam, gdzie Siostry Miłosierdzia, już dla samej ograniczonej swej liczby, być nie mogą i nie bywają nigdy. Szkoda, szkoda stała się zatem... Dozorczynie chorych miały przecież wedle planu szkoły kształcić się pod kierunkiem Sióstr Miłosierdzia; rozwijanie w nich religijności było jednym z warunków tego kształcenia, bo, jak słusznie powiedziano w motywach projektu szkoły, potrzeba jest tego uczucia, tego zwrotu i nastroju ducha tym, których praca nie może być nigdy rzemiosłem samem i musi opierać się na wzniosłem, idealnem uczuć podniesieniu. Dozorczyni świecka, będąca wychowanką Sióstr Miłosierdzia, przejęłaby była od nich tego ducha ofiary i poświęcenia chrześcijańskiego, na którym się opierając, zgromadzenie to rozwija przez ciąg wieków pełną zasług działalność.

Kronika działalności kobiecej, w: „Bluszcz”, 1882

 

„A czy pewne działy medycyny przystoją kobiecej urodzie i ubraniu?” – kończy Charcot. Pomijam kwestię, że przecież trafiają się przystojni i ładnie ubrani lekarze, którym wdzięk ani ubiór nie przeszkadza w praktyce. Ale… czy na przykład niańczenie małych i zazwyczaj bardzo nieporządnych dzieci przystoi piękności i toalecie kobiecej?... Jaki związek może mieć piękność i ubranie z chorobą i jak to dziwnie brzmi w ustach Charcota, który w tej samej mowie zaleca kobietom być dozorczyniami przy chorych?...
Przecież dozorczyni więcej aniżeli lekarz naraża swoją urodę i toaletę, to darmo…

Bolesław Prus, Kroniki tygodniowe, w: „Kurier Codzienny”, 1888

 

Natomiast z łatwością, z pożytkiem i ze skutkiem działać mogą kobiety, na mocy swych przyrodzonych przymiotów i zdolności, we wszystkich gałęziach robót ręcznych, zwłaszcza tam, gdzie dobry smak jest konieczny, dalej na polu wychowania domowego i publicznego w szkołach ludowych i wyższych zakładach żeńskich, w różnych gałęziach handlu i przemysłu do pomocy, lub na czele mniejszych interesów handlowych i przemysłowych, w lżejszej służbie pocztowej, telegraficznej i kolejowej, w buchhalteryi, w sztuce i przemyśle artystycznym, w pielęgnowaniu chorych i t p. Rozumie się, że niektóre z tych zawodów wymagają specyalnego, fachowego przysposobienia.

Mieczysław Baranowski, O wychowaniu dziewcząt z uwzględnieniem obecnych stosunków i potrzeb, Lwów 1889

 

Pilnowanie chorych. Zawodowi temu w Niemczech i Anglii oddają się inteligentne, dobrze wychowane i gruntownie z tym fachem obeznane kobiety, które dla braku wykształcenia, zdolności, lub odpowiedniego kapitaliku, nie mogą innym oddać się zajęciom. Konieczne jest do tego silne zdrowie, mocne nerwy, wesołe usposobienie, sumienność, uwaga, oraz znajomość hygieny i zasad obchodzenia się z chorymi. Przy tych warunkach zawód pilnowaczki może być bardzo korzystnym, tembardziej, że odpowiada wrodzonym każdej kobiecie uczuciom litości i chęci niesienia pomocy i ulgi tym, co cierpią. Można połączyć go z masażem, który tak często teraz bywa stosowany w dolegliwościach rożnego rodzaju.

Skarbiec dla rodzin w mieście i na wsi, tom II, Wydawnictwo Biesiady Literackiej, Warszawa 1889

 

Są już w dzisiejszych czasach dość częste przykłady, iż kobiety poświęcają się medycynie, mamy nawet kilka polek zaszczytnie wspominanych, jako lekarki, a jedna z nich rodaczka, nasza jeżeli się nie mylę, panna Zakrzewska jest w Filadelfii przewodniczącą ogromnego szpitalu dla chorych. Nie uważam, iżby to był zawód przystępny zbytecznie dla sił kobiecych. Studia same wstrętne i nader przykre, wymagają trwałego zdrowia i chyba już bardzo dojrzałego wieku. Młodym zupełnie osobom nie radziłabym nigdy poświęcać się zawodowi i obowiązkom przed jakiemi zadrży niejeden mężczyzna. Zresztą nie będąc lekarzem egzaminowanym przy dobrych chęciach, ileż można zdziałać dobrego, domowymi środkami pielęgnując chorych, co zupełnie odpowiada delikatnym uczuciom niewieścim i ich wrodzonej chęci niesienia ulgi cierpiącej ludzkości.
Jeżeli więc która z was, kochane czytelniczki, ma wyłączną ku temu skłonność, niech się stara przy każdej sposobności być pomocną lekarzowi, czy to w razie jakiejś operacyi zakładając bandaże, czy też pielęgnując ciężko chorych, co jest zapewne rzeczą bardzo chwalebną a niemniej użyteczną; w ten sposób bowiem można się ćwiczyć w miłosiernych uczynkach, a w razie potrzeby w własnej rodzinie stać się prawdziwie pomocną.

Wanda Reichsteinowa-Szymańska, Poradnik dla młodych osób w świat wstępujących, ułożony dla użytku tychże przez Wielkopolankę, Poznań 1891

 

Dotąd głównie pielęgnowanie chorych spoczywało w ręku stowarzyszeń zakonnych, sióstr miłosierdzia, Elżbietanek i Felicyanek; ale ponieważ siły ich nie były wystarczającemi i z innych jeszcze powodów, powstały także rozmaite prywatne i publiczne zakłady, dla pielęgnowania chorych, zwłaszcza podczas wojny. Wiele jest osób, które chociaż pragną się poświęcać cierpiącej ludzkości, nie mają jeszcze z tego powodu powołania zakonnego. Pielęgnowanie chorych jest zadaniem ciężkiem, trudnem, a zarazem niebezpiecznem, dlatego osoby, którym trudno widzieć krew, które mają odrazę do opatrywania ran, niech się nie spieszą do tego zawodu, albowiem nie mogłyby obowiązkom swoim zadosyć uczynić.

Wanda Reichsteinowa-Szymańska, Poradnik dla młodych osób w świat wstępujących, ułożony dla użytku tychże przez Wielkopolankę, Poznań 1891

 

Biuro komisyonerek ma być niebawem otwarte w Warszawie; zadanie atoli jego będzie różniło się znacznie od zadania biur komisyonerów czyli posłańców publicznych. Komisyonerki nie będą biegały za posyłkami, ale zamawiać je będzie można w Biurze do pilnowania chorych, na chwilowe zastępczynie kucharek, młodszych i do innych tym podobnych usług domowych. Panie nasze, zmuszone tak często rozstawać się na poczekaniu z miłemi służkami, powinnyby znaleźć wielkie udogodnienie w tem Biurze, które ich może uchronić od pozostawania nieraz przez dłuższy czas bez żadnej obsługi, albo od przyjmowania pierwszej lepszej kandydatki, jaka się nastręczy.
Zarząd Biura jednak winien bardzo o tem pamiętać, że jeżeli chce odpowiedzieć swemu zadaniu i należycie służyć własnemu interesowi, musi się starać o komisyonerki wykwalifikowane i wypróbowanej uczciwości.

G.Cz., Z chwili bieżącej, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1891

 

Owszem, niejedno jeszcze pozostaje tu do zrobienia, i to w dziale takiej właśnie pracy, która — jak nauczycielstwo, jak medycyna, — nietylko zarobkową jest pracą, lecz razem i społeczną po części służbą, wymaga bowiem od oddających się jej jednostek pewnych przymiotów i uzdolnień, bez których nie mają one prawa porywać się na piękne, lecz zbyt trudne dla nich zadanie.
Chcę tu mówić o dozorowaniu chorych, nie amatorskiem, nie dobrowolnie przy łożu najbliższych podejmowanem, lecz zawodowem, a zawodu tego pożyteczności nie potrzeba chyba dowodzić. Zawód to zaś, do którego przeznaczoną się być zdaje każda kobieta, nie pozbawiona zalet, stanowiących dodatnią cechę i ozdobę kobiecości.

T. Prażmowska, Zagon nieuprawiany, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1893

 

Współczucie dla chorych, zdolność odgadywania ich życzeń i zręcznego oddawania im usług, delikatność w obchodzeniu się z niemi, są to rysy charakteru, każdej prawie kobiecie właściwe. Gdy się one przez nabycie wiadomości naukowych w fachową umiejętność zamienią, przez wprawę rozwiną i utrwalą, spożytkować wtedy dadzą z wielką korzyścią dla społeczeństwa, któremu przybędzie cały zastęp wykwalifikowanych dozorczyń, zastępujących przy łożu zamożnych, a osamotnionych chorych nieobecną rodzinę, przy chorych zaś, otoczonym rodziną, pełniących usługi, które z miłością i poświęceniem pełni zazwyczaj matka, córka lub żona, lecz pełni najczęściej nieumiejętnie, nabywając w nich wprawy przy chorym, a często i kosztem jego.

T. Prażmowska, Zagon nieuprawiany, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1893

 

W rodzinach niezamożnych, których położenie materyalne zmusza kobietę do zarobkowej pracy poza domem, choroba staje się podwójną klęską, gdy obowiązek pielęgnowania chorego zabiera kobiecie czas, którego każda godzina przysporzyćby jej mogła dochodu, tem potrzebniejszego, że przybył nowy, nieprzewidywany, a znaczny zwykle, wydatek na doktora i aptekę. Czyż nie korzystniej wtedy, nie praktyczniej powierzyć dozór nad chorym osobie, która za niewielkiem wynagrodzeniem sumiennie obowiązek swój spełniając, pozwoli pracownicy oddać się zajęciu ze spokojnym umysłem, z przekonaniem, że na jej nieobecności nie ucierpi chory, a budżet domowy nie zostanie naruszony przymusową jej przy chorym obecnością. Nie mówię tu, ma się rozumieć, o chorobach, które stan chorego czynią groźnym i serce ściskają obawą nieuniknionego nieszczęścia, bo w podobnej chwili myśleć o pracy nie można i żal każdej nieledwie chwili, spędzonej poza progiem pokoju, gdzie walczy ze śmiercią blizka sercu istota; ileż to jednak bywa wypadków chorób długotrwałych, przeszłych w stan chroniczny, w których troskliwe pielęgnowanie i ciągła czujność są warunkiem, jeżeli nie powrotu do zdrowia, to przynajmniej przyniesienia ulgi choremu.

T. Prażmowska, Zagon nieuprawiany, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1893

 

Z powodu artykułu pod tytułem „Zagon nieuprawiany," umieszczonego w numerze 5 „Tygodnika mód," odebrałam kilkanaście listów, bądź to z prośbą o udzielenie bliższych wskazówek, jak urzeczywistnić myśl przezemnie rzuconą, bądź to wreszcie z zapytaniem, czy zawód dozorczyni nie jest zbyt ciężkim na siły kobiety „dzisiejszej, anemicznej i nerwowej."
Że ten rodzaj pracy, aczkolwiek trudny i nawet nieraz na niebezpieczeństwo narażający, nie przechodzi jednak sił kobiety, mamy dowód choćby w tem samem, że poświęcają mu się wyłącznie same tylko kobiety.
U nas, gdzie dozorowanie chorych nie istnieje jeszcze prawie jako zawód, nie zmniejsza się, o ile mi wiadomo, ilość sióstr miłosierdzia, we Francyi zaś i w Anglii zajęcie to uprawiane jest na wielką skalę przez te właśnie „dzisiejsze,"
które w czynnem i pracowitem życiu zapominają o „nerwowości," a z których nie wszystkie muszą być „anemicznemi," skoro Anglia na przykład posiada całą armią dozorczyń nietylko prywatnych, lecz zajmujących stanowiska urzędowe. Szpitale rządowe, wojskowe, marynarskie obsługiwane są przez kobiety, one także pielęgnują ubogą ludność miejską lub wiejską, za co pobierają wynagrodzenie od prywatnych stowarzyszeń dobroczynnych, a wszystkie razem stanowią żywy dowód, że dzisiejsze pokolenie kobiet nie jest tak wątłe, aby potrzebowało lękać się pracy, połączonej z wydatkiem sił i nakładem fizycznego trudu, znacznym wprawdzie, lecz nie znaczniejszym od tego, jakiego wymaga każda inna praca zawodowa.
Któraż z nich jest lekka? czy nauczycielska, fizycznie zarówno jak i umysłowo wyczerpująca? czy ślęczenie nad maszyną, lub całodzienna krętanina w magazynie mód, gdzie otwierać trzeba i zamykać szafy, zdejmować i napowrót ustawiać pudełka, przymierzać i zrzucać okrycia, jednem słowem ciągle być w ruchu, a jeżeli ruch na chwilę ustanie, to usiąść dla wypoczynku nie wolno?
Wszelka więc praca jest nużąca i z natury rzeczy taka być musi, a nawet taka być powinna, bo tylko praca „w pocie czoła" dokonana jest pracą istotną, jest spełnieniem tego obowiązku, w poczuciu którego ludzie dobrej woli i szlachetniejszych dążeń chcą być czemś więcej, niż pospolitymi „zjadaczami chleba."

T. Prażmowska, W kwestyi dozorczyń chorych, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1893

 

„Z jakiej klasy towarzyskiej brać pani będziesz kaudydatki na dozorczynie płatne?" pyta pani M. Ł ...cz, dodając, że dozorczyni świecka, płatna, nie będzie nigdy spełniała obowiązków swoich tak gorliwie, jak siostra miłosierdzia, „poświęcająca się" pielęgnowaniu chorych w imię miłości Boga i bliźniego.
Jeżeli do zawodu dozorczyń garnąć się będą kobiety inteligentne, moralnie i starannie w zacnem gnieździe wychowane, córki, dajmy na to, zubożałyeh rodzin, zmuszone szukać sobie pracy zarobkowej, to nie widzę racyi, dla której nie miałyby spełniać swoich obowiązków równie sumiennie i gorliwie, jak spełniają je po większej części nauczycielki, także mniej więcej z tych samych sfer pochodzące.
Miłość Boga i bliźniego nic zagaśnie przez to w ich sercu, że za trudy swoje odbiorą wynagrodzenie wszelkiej pracy należne, a nie tak znowu wysokie i łatwo zdobyte, aby perspektywą wielkich zysków nęciło te, dla których mamona jest Bogiem, a bliźnim ich własne ja.

T. Prażmowska, W kwestyi dozorczyń chorych, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1893

 

„Czy kobieta, posiadająca wyższe wykształcenie, nie będzie się czuła upokorzoną podrzędnem stanowiskiem najemnicy, czy zechce naprawdę usługiwać choremu?" pyta p. Zofia Krz.
Dlaczegoby nie? skoro „usługiwania" mu podjęła się dobrowolnie? Są pewne posługi, w których wyręczyć ją może ktoś ze służby, jeżeli to jest dom zamożny; jeżeli zaś służby tej niema, to wyższe wykształcenie doprowadzić właśnie powinno do wniosku, że żadna praca nie upokarza, a stanowisko „najemnicy" wtedy tylko jest podrzędnem, jeżeli najemnica owa, o zysk tylko dbając, nic z siebie nie daje tym, którym usługi swe wynajęła. Tam zaś, gdzie obowiązek spełniany jest sumiennie i chętnie, gdzie kobieta, najemna i obca, daje, prócz starań, do których się zobowiązała, życzliwości trochę i współczucia, tam ona od pierwszej chwili traktowana będzie nie jak najemna, lecz jak pomocna dłoń siostrzana, co z rąk i z serca połowę ciężaru zabiera.

T. Prażmowska, W kwestyi dozorczyń chorych, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1893

 

Pisma codzienne donoszą, iż jedna z dam tutejszych podjęła myśl zaopatrzenia naszego miasta w instytucyę dozorczyń chorych. Niektóre z pism przypuszczają, iż będzie to kantor dozorczyń, inne znów, omijając tę nazwę, zaznaczają, że będzie to instytucya filantropijna, nie mająca na celu materyalnych zysków. Jakkolwiekby się podobna instytucya nazywała i ktokolwiek byłby jej inicyatorem, zawsze wielką wyświadczy usługę, jeśli myśl tę urzeczywistni. Brak bowiem odpowiednio przygotowanych dozorczyń chorych zarówno lekarzom, jak i publiczności dotkliwie czuć się daje, szczególniej gdy chodzi o pielęgnowanie chorych, chorobie zakaźnej uległych. Dozorczyń takich nie mogą zastąpić ani siostry miłosierdzia, polem działania których jest wyłącznie szpital i których liczba jest nieznaczna, ani też obsługa felczerska, bardzo droga, a więc dla ludzi niezamożnych niedostępna. Brak podobnej instytucyi w mieście półmilionowem – instytucyi, któraby z czasem mogła swą działalność rozciągnąć i na prowincyę, jest stanem w najwyższym stopniu nienormalnym.

Wiadomości bieżące, w: „Medycyna”, 1894

 

Służba zdrowia przedstawia dzisiaj dla kobiet kilka zawodów odrębnych, różnych pod względem kwalifikacyj a tem samem i korzyści spodziewanych. Mówimy o medycynie, aptekarstwie dentystyce, dozorowaniu chorych wogóle, a słabych kobiet w szczególności, masażu, gimnastyce i felczerstwie.

P. Kuczalska-Reinschmit, Wybór zawodu. Służba zdrowia., w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1894

 

Skromną lecz nader pożyteczną sprzymierzoną doktorki jest dozorczyni chorych. Przepisy wydane podczas ostatniej epidemii cholery, odnośnie do przyjmowania sanitarystów płci obojej na praktykę szpitalną, przyniosły znakomitą dźwignię dla rozwoju tego zaniedbanego u nas dotąd zawodu. Zagranicą daje on utrzymanie znacznej liczbie kobiet, którym okoliczności niedozwoliły wykwalifikować się w fachach dłuższego przygotowania potrzebujących, jeśli zdrowie ich silne dozwala znieść bez szwanku częste w nocy czuwanie. Dla nabycia potrzebnych dozorczyniom wiadomości wystarcza paromiesięczna praktyka szpitalna, szczególniej jeśli jest opartą na teoretycznych wskazówkach, które łatwo otrzymać od panów lekarzy, bardzo przychylnie dla sprawy tej usposobionych. Mała liczba dozorczyń chorych choć trochę z fachem swoim obznajmionych pobiera od 75 kop. do 2 rubli za dzień lub za noc, obok utrzymania.
W ogólnym obrachunku wszakże odtrącić wypada pewną część z tej normy na pokrycie koniecznych od czasu do czasu dni odpoczynku, oraz specyalnie obrachowanych tańszych umów przy długo trwałych chorobach.
Choć niezbyt może miłe dozorowanie chorych, stanowi właściwe zajęcie dla kobiet wykolejonych, którym nagle już w dojrzałym wieku przychodzi dopiero konieczność zarobkowania.
Aby rozpowszechnić zwyczaj wzywania dozorczyń niezbędnem okazuje się ułatwić publiczności znalezienie takowych w razie potrzeby. Śledzić za ogłoszeniami osób pojedyńczych, wyszukiwać w danej chwili wolną dozorczynię zbyt wiele trudu przedstawia.

P. Kuczalska-Reinschmit, Wybór zawodu. Służba zdrowia., w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1894

 

Dla kobiet.
Niejednokrotnie słyszymy u nas narzekania na to, że brak nam zupełnie fachowych dozorczyń chorych, nb. dozorczyń, któreby rzecz traktowały nie po amatorsku, a przeciwnie uprawiały pielęgnowanie jako profesyę i sposób do życia. Tak jest w istocie do pewnego stopnia, ale brak nam jest głównie organizacyi, któraby pozwoliła zużytkować siły już istniejące. Z tego tytułu nie wypada nam stawiać przeszłości naszej zarzutu, że nas tak bezradnymi i nieprzj gotowanymi do zadosyćuczjnienia potrzebom chwili pozostawiła. U nas życie rodzinne było wszystkiem, a poza rodziną, życia właściwie nie było żadnego. Nie należy przeto rozumieć, aby u nas człowiek cierpiący pozostawianym bywał samemu sobie, bo działo się w istocie wprost przeciwnie. Troskliwość o cierpiącego była u nas, w zakresie środków rozporządzalnych wielka, tylko, jak rzekliśmy, źródłem, z którego wychodziły: pomoc, starania i opieka, było ognisko domowe. Że pomoc ta była mniej umiejętną, o to rozprawiajmy się już ze stanem ówczesnym nauki, a nie z duchem miłosierdzia chrześcijańskiego ożywiającego kobietę naszą, boć nie komu innemu, jeno jej, wkładaliśmy zawsze i wkładamy dotąd na barki, ten najcięższy z obowiązków społecznych.
Zmieniły się do gruntu warunki naszego bytu. Zbyt wielu niestety między nami takich, którym zbywa na odwadze założenia dzisiaj własnej rodziny, a my z tego tytułu nietylko nie mamy prawa stawiać im jakichkolwiek zarzutów, ale za akt rozumnej powściągliwości i godnej uznania rozwagi, poczytać musimy tę ich abnegacyę. Ten zwiększający się ciągle zastęp wydziedziczonych domaga się oddawna wytworzenia u nas instytucyi, któraby wzorując się na istniejących już podobnych poza granicami naszego kraju, dostarczyć mogła w razie zapotrzebowania, umiejętnych dozorczyń, których niedostatek coraz bardzie] uczuwać się daje.
W numerze 155 „Kuryera Warszawskiego” dr. Zygmunt Kramsztyk nawołuje kobiety, aby się oddawały temu powołaniu, robiąc zarazem uwagę, że i w domu familijnym na wypadek choroby poważniejszej niezbędną jest dozorczyni fachowa, która umiejętniej niż matka wywiąże się z zadania, a opiekunki całej rodziny od jej obowiązków nie oderwiemy tym sposobem tak doszczętnie, jak to zazwyczaj ma miejsce. Ponieważ i dzisiaj już wykwalifikowane dozorczynie znajdują się w Warszawie, a tylko o ich istnieniu bardzo mało wie publiczność nasza, podaje zatem dr. Kramsztyk do wiadomości, iż biuro pp. Piaseckiej i Roszkowskiej podjęło się pośredniczenia między chorymi a dozorczyniami, z których te tylko będą polecane do domów, które wskazują lekarze praktykujący. Biuro zna nadto nietylko adresy dozorczyń, ale i ich specjalność, gdyż jedne z nich obeznane są lepiej z pielęgnowaniem chorych po operacyi, inne praktykowały przy chorych nerwowych, albo pracowały nad dozorowaniem dzieci.

Kronika, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1900

 

Zbadanie chorego, postawienie dyagnozy, przypisanie odpowiednich środków kuracyjnych, oto zadanie lekarza: przypisy jego jednak muszą być ściśle wykonane, a chory sam czuwać nad sobą nie może, potrzebuje ustawicznej opieki i niezmiernie troskliwego dozoru. Troskliwy dozór, to najpotężniejszy sprzymierzeniec lekarza.
Z samej natury rzeczy wypływa, że gdy o kogoś chorego w rodzinie chodzi, matka, żona, siostra, czy jaka blizka krewna, biorą na siebie obowiązek pieczołowitego dozoru, ale co mają począć setki ludzi samotnych, legiony nędzarzy, gdy ich niemoc i cierpienie do łoża boleści przykują? Kto nad nimi roztoczy opiekę, kto we właściwym czasie poda lekarstwo, zmieni opatrunki, kto poprawi pościel, przyniesie posiłek? Kto wśród bezsennych nocy spieczone gorączką usta napojeni ochłodzi, a w duszę uciśnioną, trwożną, wleje słowa pociechy i otuchy?... Kto?... kobieta.
Kobiety-dozorczynie chorych, dzielimy dziś na dwie kategorye, na dozorczynie o zakonnym charakterze, siostry miłosierdzia i dozorczynie świeckie.

Zofia Seidlerowa, O powołaniach kobiety. Dozorczynie chorych, w: „Bluszcz”, 1902

 

Lekarze większe jeszcze, surowsze wymagania stawiają dozorczyniom świeckim, niż siostrom miłosierdzia. Żądają od nich nie tylko ślepego posłuszeństwa, idealnej czystości, fanatycznego zamiłowania ładu i porządku, lecz nadto, oczekują od nich czasem jakiegoś ducha cudotwórczego, powstałego z niezłomnej energii i macierzyńskiej tkliwości, który, niby silną dłonią trzyma w karbach z bólu wijącę się ciało, a przelany w spojrzenie i słowo, cierpienie łagodzi.
I rzeczywiście, ileż to razy wpływ rozumnej, serdecznie dobrej kobiety podnosi moralną istotę chorego, tak łacno upadającą pod działaniem fizycznych cierpień.
Charakterystyczne cechy kobiecej natury, — jak już mówiłam w poprzednim artykule, — zapewniają stanowczą przewagę dozorczyni-kobiecie, nad dozorcą-mężczyzną.

Zofia Seidlerowa, O powołaniach kobiety. Dozorczynie chorych, w: „Bluszcz”, 1902

 

Koniecznością byłoby również — twierdzi p. Golińska — zaprowadzenie po kasach dla chorych lekarek obok lekarzy, wobec ogromnego procentu ubezpieczonych kobiet. Zyskałaby na tem niewątpliwie hygiena społeczna.
W szpitalach powinny być posady asystentek lekarek. Należałoby też wytworzyć zastęp uzdolnionych i wykwalifikowanych dozorczyń dla chorych. Pełniące dziś obowiązki te zakonnice nie mają pojęcia o hygienie, ani o zabiegach niezbędnych przy wykonywaniu poleceń lekarskich; świeckie zaś dozorczynie rekrutują się z pośród kobiet ordynarnych i nie budzą zaufania.

H.C., Listy z Galicyi. Zakopane w Sierpniu, w: „Tygodnik Mód i Powieści, 1904

 

Wydział II-gi: „Dostarczanie pracy” (§2 p. 2 i 3 Ustawy). W Marcu roku sprawozdawczego Towarzystwo otworzyło ten Wydział w domu przy ul. Mazowieckiej n-r 11. Umieszczono osób 187. Z tego nauczycielek 6, kasyerek 2, buchalterka 1, panien do towarzystwa 2, bon do dzieci 19, gospodyń 12, panien służących 3, krawcowych 20, szwaczek 20, pokojowych 18, kucharek 26, służących do wszystkiego 35, nianiek 11, robotnic fabrycznych 4, dozorczyń chorych 1, posługaczek 8, bufetowa 1, massażystka 1, sklepowa 1, do malowania kart pocztowych 1. Zawiadywania tym wydziałem podjęła się łaskawie p. Witoldowa Kisiel-Kislańska.

Kronika działalności kobiecej, w: „Bluszcz”, 1905

 

Na podobny temat: Medycyna