Bal był niewątpliwie najbardziej spektakularnym, najbardziej wyczekiwanym i najsilniej przemawiającym do wyobraźni przejawem życia towarzyskiego. To głównie o balach marzyły wchodzące w świat młode panienki, a „pierwszy bal” był motywem często przewijającym się w literaturze.

Oprócz bali prywatnych wydawano także bale publiczne, połączone ze zbieraniem pieniędzy na jakiś szlachetny cel. Z kolei na balach wydawanych przez przedstawicieli władz obecność była konieczna – chociaż może z niechęcią – dla wszystkich, których interesy wymagały kontaktów z administracją.

 

Oto kilka opisów balów z różnych źródeł:

Co to jest bal? Bal jest to mniej więcej zgodna akcja pewnej liczby różnopłciowych indywiduów zebranych w celu obopólnej agitacji, obwarowanej prawidłami przyzwoitości i obecnością świadków. Dlaczego istnieją bale? Dla bardzo wielu powodów. Naprzód dlatego, że osobniki ludzkie posiadają organa lokomocyjne, których nikt im nie broni używać w sposób zgodny z kodeksem. Po wtóre, dlatego, że kobiety posiadają bardzo ładne szyje, jeszcze ładniejsze ramiona i mnóstwo innych ponętnych szczegółów, bez których świat byłby jeżeli nie niemożliwym, to przynajmniej bardzo smutnym.

Bolesław Prus, Na czasie, w: „Kolce”, 1874

 

Zabawy karnawałowe rozpoczęte zostały wczoraj świetnym balem u Hr: Namiestnika Królestwa i Jego Małżonki. Przeszło 800 osób napełniło salony zamkowe; w tak licznem zebraniu Dam jaśniejących urodą i strojem, podziwiając wszystkie, trudnoby szczegółowo opisać te wykwintne i pełne wdzięku toalety, te efemeryczne budowy jedwabnych lub przejrzystych tkanin, koronek i wstążek, kwiatów i klejnotów. Dobry gust pięknych Pań, talent modniarek, ubiegały się o lepszą, aby zadosyć uczynić rozkazom wszechwładnej a kapryśnej Królowej – Mody. Zmienną ona jest zaiste, niedawno jeszcze kwiaty, ten najwdzięczniejszy strój Niewiast, jakby umyślnie dla nich stworzony, panowały w stroju Damskim, dziś wieniec czy bukiet pozostał tylko do ubrania główki przypruszonej pudrem, a suknie, ubierają się wstążką, koronką, lub piórkami pawiemi. Widzieliśmy wczoraj dwie bardzo piękne toalety w tym rodzaju, jak również jedną jeszcze białą suknię w różne wzory koronką i wstążką czerwoną naszytą, oraz kłosami ubraną. Wymienilibyśmy jeszcze mnóstwo innych równie wytwornych strojów, ale w takim razie należałoby nam opisywać wszystkie lila, różowe, białe, niebieskie, wszystkie bowiem odznaczały się gustem i świeżością. Tańce szły ochoczo przy dźwiękach orkiestry Lewandowskiego, a wystawna wieczerza zakończyła tę świetną zabawę, której szczególny urok jeszcze nadawała łaskawa uprzejmość Dostojnych Gospodarstwa.

„Kurier Warszawski”, 1865

 

Wczoraj świetny wieczór u JW. Hr. Namiestnika i Jego Małżonki, zgromadził znowu liczne towarzystwo. Rozpoczęto tańce w mniejszym salonie, które następnie prowadzono w wielkiej sali balowej. Stroje dam jak zwykle odznaczały się świeżością i wykwintnością. Jak w kaleidoskopie oko zachwycać się mogło świetnemi barwami pysznych, ciężkich materji lub lekkich powiewnych tkanin, w których Paniom naszym tak do twarzy; drogie kamienie, złote grzebienie, kwiaty, lśniący puder jaśniały na pięknych główkach. Możnaby długą snuć legendę o pięknych różowych sukniach jednej bogatemi falbanami koronkowemi zdobnej z wieńcem rozkwitłych róż z listkami na skroni, drugiej również świetnie przybranej z girlandą białych astrów, o ciemno-błękitnej na drugiej białej, o innej lekkiej pokrytej pasami z modrego atłasu koronkami oszytemi, o lila a raczej mauve, o białej z konwaljami we włosach, u dołu oszytą czarnemi axamitkami z angorą, białej fałdzistej żółtą krepą ubieranej, o .... aż w końcu brakłoby miejsca, musiemy więc kończyć to pobieżne sprawozdanie zapewnieniem, że bylibyśmy radzi opisać każdy strój, każdej Damy, we wszystkich szczegółach od nóżki aż do główki, ale to już siły przechodziło nasze.

„Kurier Warszawski”, 1865

 

Szereg zabaw zimowych tegorocznych rozpoczęty został wczoraj świetnym balem u JJWW. Hrabiego Namiestnika i Jego Małżonki. Damy, Dygnitarze wojskowi i cywilni, Konsulowie Zagraniczni, Obywatele ziemscy i miejscy, oraz młodzież zebrali się licznie w wspaniałych salonach b. Zamku Królewskiego. Sala balowa przybrana krzewami, rzęsiście oświetlona, uroczy przedstawiała widok, gdy z rozpoczęciem tańców, całe w niej zgromadziło się towarzystwo. Różno-barwne suknie Dam, to z ciężkich powłóczystych materji, to z lekkich powiewnych tkanin mieniły się jak w kalejdoskopie cudną grą kolorów, podniesioną jeszcze blaskiem drogich kamieni i złota, pyszne koronki fantastycznych kształtów kwiaty, o jakich ani się śniło matce przyrodzie, mieszały się to w splotach włosów, to na białe spadały ramiona, to w tysiącznych wiły się fałdach sukien. Mistrzynie mody Paryża i Warszawy siliły się na owe arcydzieła stroju damskiego, i trzeba przyznać że niemało w nich rozwinęły wdzięku, a nawet poezji. Tańce przy dźwiękach doskonałej orkiestry Lewandowskiego trwały do godziny 2ej, poczem całe towarzystwo udało się do sali jadalnej na wykwintną wieczerzę. Świetny ten bal zaszczycony został obecnością J. C. W. W. Xięcia Piotra Oldenburgskiego.

„Kurier Warszawski”, 1866

 

Jednem z świetniejszych zebrań prywatnych, w tegorocznym karnawale, był wieczór onegdaj dany w domu P. G, której niezrównana uprzejmość i niestrudzona attencja zniewalająco wpływała na wesołość zabawy. Grono obywatelstwa, osób wyższe w społeczeństwie zajmujących stanowisko, wesoła młodzież, łącząc się tu w imieniu zabawy, przedstawiało koło świetne, przy dźwięku muzyki wirujące, któremu nadawały powab strojne ubrania Pań i Dziewic. Z tych dzieł gustu najświeższej mody, które tylko żeńskie oko subtelnie dostrzedz, a żeńskie pióro detalicznie opisać byłoby w stanie, w krótkości przychodzi nam wspomnieć, suknie ciężkie atłasowe: pąsową (P. R) i koloru Bismarck (P. H), suknię białą lekką z tuniką, ubraną wstążkami pąsowemi, z podpinanemi liśćmi złotemi, ubiór głowy z takichże liści (P. K), suknię z poult-de soie z tuniką, koloru bleu-mexique z białem ubraniem; gustowną suknię gris de cendre podpinaną różami (P. S), tudzież suknie lekkie, postaci Dziewic odpowiednie, białe (P. Ł), w pasy białe i różowe (P. M), obie w bufki marszczone; suknie vert de mai (PP. S), białą suknię w rzut złoty z tuniką (P. L) i inne. Zabawa przerwana wieczerzą, przeciągnęła się do późna, dziś zaś jest miłym wspomnieniem osób, tak gościnnie przyjętych.

„Kurier Warszawski”, 1867

 

Bijoux [Władysławostwo Braniccy] przyjechali z Nicei, żeby uczcić Różę – byliśmy na spacerze, a wieczorem był bal!... Tak bal!... bal – czytaj: bal!... nie mylisz się. Róża okazała się dzielną gosposią, w jednej chwili wszystko było zaimprowizowane – meble usunięte z salonu, sukno rozciągnięte na dywanie, wszędzie kwiaty i girlandy, orkiestra zgodzona, zaproszenia wysłane. Wszystkie zrobiłyśmy się piękne, piękne lecz tak, żeby nas nie poznano. (…) mieliśmy Anglików i Angielki, ponadto Polaków, których znamy, tańczyliśmy wesoło przez dwie i pół godziny, około 11-ej podano wspaniałą i sutą kolację, która zakończyła wieczór, o północy wszystko się skończyło. To wszystko bawiło i podobno bal odbił się echem w Mentonie i dużo się o nim mówi.

Eliza z Branickich Krasińska, list z dnia 12.1.1869 z Mentony do Zofii Potockiej

 

Dziś wieczór jest przyjęcie w „Willi Bournabat”, wielkie przyjęcie i moja mała gosposia czyni przygotowania – przenosi się meble, umieszcza kwiaty na kominkach i w kątach, usuwa się książki i albumy, rozmieszcza się kandelabry i lampy w taki sposób, żeby światło zalało wspaniałości dzisiejszego wieczoru – będzie bal i to bal kostiumowy, nawiasem mówiąc!...

Eliza z Branickich Krasińska, list z dnia 7.2.1869, z Mentony do Zofii Potockiej

 

chcę Ci powiedzieć o wczorajszym wieczorze, o drugim i ostatnim balu na Penthièvre. Jadwiga (Branicka) chciała urządzić tańce i zabawić naszą młodzież i znakomicie się to udało, ponieważ wieczór był naprawdę czarujący. Wszystkie tancerki były odpowiednio dobrane, młode, piękne, wytworne i panowała wesołość, jaką rzadko znajduje się w paryskich salonach. Nasza Rózia jak zwykle wyróżniała się urodą i strojem. Miała na sobie fantazyjną toaletę, modną efemerydę, w której było jej do twarzy.
(…) Artur [Potocki] poprowadził kotyliona – tańczono do godziny drugiej, wieczór zaczął się o godzinie 9-tej.

Eliza z Branickich Krasińska, list z dnia 31.5.1869, z Paryża do Katarzyny Potockiej

 

Muszę Ci dziś opisać wspaniały bal w Ursynowie, o który pytasz. Było naprawdę uroczo. Przede wszystkim noc była idealna jak w Italii, wszystkie okna były otwarte, weranda chroniła przed przeciągami lecz aleja była oświetlona, taras również, spacerowano pod drzewami pomarańczowymi przy tych wszystkich światłach i pod gwiaździstym niebem. Ordynatostwo wszystko doskonale zorganizowali – sala tańca jasna od światła, z parkietem jak lustro, po którym posuwały się z lekkością wiatru radosne grupy tancerzy. Było dość dużo ludzi – w sam raz tyle, by zabawa była ożywiona, prawie nikt nie podpierał ścian; było kilka matron, a pośród nich ja, a ponadto sama młodzież, młodzież wesoła i żywa, i w dobrym humorze, większość mężczyzn miała zaledwie 27-28 lat. Mieliśmy tancerzy wezwanych telegraficznie, a którzy podróżowali częściowo nocą, by zdążyć na wezwanie i zatańczyć zaraz po przyjeździe. Stroje były świeże i urocze. Rózia cudownie pełniła honory domu, była zachwycająca i wyglądała jak młoda królowa – tańczy z niezrównanym wdziękiem, zrezygnowała z walca i kotylionu i to nie bez przyczyny… miała tego dnia na sobie biała suknię na różowym tle, przyozdobioną koronkami, róże we włosach, a na szyi diamenty na czarnym welurze. Maria również bardzo ładnie wyglądała w swojej panieńskiej sukni usianej delikatnymi brylancikami, we włosach zioła, zieleń, skarabeusze i kwiat lipy, kępki takiej samej ozdoby przypięte do sukni i do stanika. Był to naprawdę piękny strój balowy. O północy otworzono salę jadalną, zachwyconym oczom ukazał się duży stół połyskujący od kryształów, pełen owoców i kwiatów – wzdłuż ścian stały małe stoły, jeszcze inne stały w przedsionku, było 50 miejsc siedzących. Menu: dwie ogromne ryby na zimno w galarecie z oliwkami, pieczone pulardy, kurczaki, dwie sałaty, jedna zimowa, druga letnia, ogromna ćwiartka pieczonej cielęciny, jarzyny, groszek, kalafiory, pasztety, paszteciki z drobiu z truflami, kompoty z gruszek, jabłek, moreli, brzoskwiń, ananasów itd., itd. Ponadto owoce, szampan, różne wina itd. Potem herbata. Pito zdrowie wszystkich żon. Podczas balu bez przerwy czynny bufet z kanapkami, babkami, winami i lemoniadami, również lody krążyły kilkakrotnie. Jak widzisz prawa żołądka nie zostały pominięte podczas zabawy. Władysław, który zajmował się paniami i pełnił honory podczas kolacji, zniknął i wróci do siebie koło 1-szej. Podczas gdy orkiestra się pożywiała wyszliśmy na taras zobaczyć sztuczne ognie puszczane wokół jeziora i na Łące; w świetle ogni wynurzały się z ciemności fantastyczne obrazy jak gdyby wyjęte ze snu – chwilami zdawało się, że widzimy cienie i światła jakie Gustave Doré potrafił tak dobrze oddawać w swoich pełnych fantazji i wyobraźni kompozycjach artystycznych. Potem bal zaczął się od nowa. Maria Br[anicka] bawiła się jak królowa, gdy zapamiętale tańczy, widać, że jest w swoim żywiole. Miała na sobie suknię koloru koralowego, bardzo obecnie modnego, do tego miała tunikę i stanik z cienkiego muślinu przybranego koronkami – pięknie w tym wyglądała. Konstancja Stadnicka była ubrana na różowo. (…) Pani Skarżyńska była ubrana na biało i zielono, i tańczyła ochoczo. (…) Bijou [Władysław Branicki] widząc, że gwiazdy bledną i dzień się zaczyna, siłą porwał żonę – był to sygnał do rozejścia się, mimo niechęci tancerzy. Ks. Roman Czar[toryski] m.in. zapewniał mnie, że mógłby tańczyć do 10-tej rano, a nawet jeszcze cały dzień. Wróciłyśmy z Marią do Warszawy w pełnym słońcu o 5-tej rano.

Eliza z Branickich Krasińska, list z dnia 11.8.1871, z Warszawy do Zofii Potockiej

 

Hr. Berg, „uśmierzywszy” powstanie, zapragnął, aby Warszawa się bawiła. Zależało mu na tem, żeby świat i Petersburg widział, que l'ordre regne à Varsovie i że swoboda umysłów wróciła zupełnie. Sypały się więc bale i wieczory namiestnikowskie, jak z rogu obfitości. Gorszono się wówczas bardzo i u was i w Paryżu, żeśmy na te bale chodziły, że miałyśmy czelność, jak się patetycznie wyrażono, „tańczyć na grobie Ojczyzny”. Moja droga! tym wszystkim, którzy nas tak w czambuł potępiali, radziłabym tylko, aby choć na chwilę raczyli zająć nasze miejsca, postawić się w naszem położeniu. Ile nas było, każda i każdy miał wówczas jakiś interes u Namiestnika: temu szło o uwolnienie brata, innej o wydobycie męża, trzeciej wreszcie o kogoś z przyjaciół lub rodziny. Niechby spróbowała nie pójść do Zamku, niechby odważyła się „frondować” i otrzymawszy zaproszenie, lub z obawy przed niem, wyjechać na wieś... Kładło się tu na kartę losy najbliższych, a często i własną egzystencyę. Dobrze to zdaleka doradzać męztwo i stawiać przykłady Spartanek.

Antoni Zaleski, Towarzystwo warszawskie. Listy do przyjaciółki, przez Baronową X. Y. Z., Kraków, t. I 1886

 

W parę lat po powstaniu, hr. Berg dawał bal na Zamku. Salony były przepełnione, całe towarzystwo polskie w komplecie.

Antoni Zaleski, Towarzystwo warszawskie. Listy do przyjaciółki, przez Baronową X. Y. Z., Kraków, t. I 1886

 

Za to Kraków zwykle cichy i skromny obchodził świetnie kończący się karnawał. Przybył tam podolski hrabia Ignacy Stadnicki, który zadziwił oszczędne miasto wielkim przepychem olbrzymiego balu. Wspaniale urządzony salon przystrojony był w świeże kwiaty; każda z przybywających dam dostawała kosztowny bukiet, a podniebienia smakoszów rozkoszowały się najwytworniejszemi specyałami. Podawano w obfitości trufle, ostrygi, ryby morskie i t p. smakołyki. Szampany i 100-letnie węgrzyny tryskały strumieniem. Prawda to, że „według stawu groble", bo hrabia S. jest jednym z majętniejszych obywateli na Podolu, a za część dobrze zachowanych lasów, wyliczono mu nie dawno 500,000 rubli gotówką.
Lwów, jak zawsze, roi się bogatymi i udającymi bogatych paniczami, a wszystko strojnie, paradnie, ekwipaże piękne, strzelcy kapią od złota. Tylko posażne panny jakoś w tym roku nie dopisały, bo według wyrachowań biegłych paniczów było wszystkiego dwie milionerki, a trzy krociowe.

Wiadomości z pod naszej strzechy i z obczyzny, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1887

 

Bale – rzecz stara jak świat; jedyną zaś ich nowością jest starcie się dwu prawników, właśnie z powodu balów.
Pan S. w „Gazecie Sądowej” atakuje bale, przynajmniej prywatne i – uczy, w jaki sposób obywatel, któremu tańcujący płoszą sen z powiek, ma ścigać ich na drodze karnej. Zaś pan Libicki, w naszym piśmie występując w obronie balów prywatnych, twierdzi, że bezsenność jednostki wobec uciechy wielu to furda i że nie ma artykułu, z mocy którego człowiek udręczony przez tańcujących sąsiadów mógłby ich ścigać sądownie.
Mniema też pan L., że prywatne wieczory tańcujące są nieledwie instytucją społeczną, że zacieśniają więzy rodzinne i towarzyskie, podtrzymują dobre obyczaje itd.
Na mój cywilny rozum „Gazeta Sądowa” większą oddaje usługę społeczeństwu, gromiąc „bale prywatne” aniżeli pan Libicki broniąc ich. Proszę bowiem pomyśleć, że ów bal prywatny, pozbawiony zresztą wielu wygód i aplikujący się w ciasnocie, pociąga za sobą dla rodzin wielkie wydatki.
Mianowicie: sam lokal przeznaczony na sprawianie w nim „balów” kosztuje od 200-400 rs rocznie drożej. A proszę teraz policzyć koszt przyjęcia kilkudziesięciu osób i – konieczne z ich strony niezadowolenie…
Dlatego uważać trzeba za wielki postęp wszystkie owe bale: wioślarskie, śpiewackie, panieńskie itd., na których każdy płaci za siebie, nikt nikomu nie jest winien dozgonnej wdzięczności, ma liczne towarzystwo, dużo miejsca i wcale niezłą muzykę. Nie rujnuje siebie i nie torturuje Bogu ducha winnych sąsiadów, których jedynym grzechem jest to, że – lubią sypiać w nocy!...
Pan Libicki jest przedstawicielem tradycji arystokratycznych; bale bowiem prywatne mogą wydawać ludzie, nie rachujące się ani z funduszami własnymi, ani z uszami bliźnich. Natomiast pan S. jest człowiekiem nowej epoki, tej, która potęgując uciechę ogólną nie pogrąża w rozpaczy jednostek.

Bolesław Prus, Kronika tygodniowa, w: „Kurier Codzienny”, 1888

 

Żywe kwiaty.
Będziemy zatem mieli niezadługo, bo za dwa tygodnie, wielką wystawę kwiatów żywych!
Inicjatywę do zabawy daje bal prywatny w dniu 23-im b. m . u ks. Włodzimierzostwa Czetwertyńskich, w pałacu przy Krakowskiem Przedmieściu.
W trzy dni później niewiędniejące kwiaty ukażą się w d. 26-ym stycznia na sali ratuszowej.
Tyle razy w sprawozdaniach z balów publicznych mówi się o żywych kwiatach, że sprawozdawcy będą tym razem w kłopocie, jakiej użyć przenośni, któraby oddała ten czar, jaki się rozleje po sali czy też ogrodzie ratusza...
Będzie to więc coś pośredniego między balem kostjumowym a zwykłym wieczorem tanecznym.
Już teraz słyszeliśmy wyszczebiotane (powiedzmy delikatnie) różne projekty co do ubrania.
Jedna z panien ma mieć zwykłą toaletę balową, a ubranie głowy ma symbolizować jeden z kwiatów.
Inna znowu znajduje, że modny dzisiaj krój sukni cloche wybornie nadaje się do naśladowania kielicha jakiegoś tam kwiatu.
Będą więc niezapominajki (blondynki), dzwonki, stokrotki, maki (brunetki), róże, lilje, chryzantemy, fijołki, habry, (znowu blondynki), fuksje (także brunetki), tuberozy, azalje, róże, lilje wodne...
Nie możemy się tutaj wdawać w udzielanie wskazówek, zwrócimy przeto tylko uwagę, że kwiaty duże robią nierównie więcej efektu i że jeżeli są bardzo piękne cale kostjumy kwiatowe, to równie pięknem a nawet teraz modnem jest w fleurs animées przystrajanie samych główek, z pozostawieniem sukni zwykłego charakteru balowego.
Jest to zapewne mniej kosztowne, niż bal kostjumowy, a w całości swojej daleko weselsze, bo piękne, nieraz historyczne, a zwykle poważne czy bogate kostjumy odejmują bądź co bądź zabawie tanecznej cechę lekkiej i swobodnej wesołości, która powinna być ich cechą.

„Kurier Warszawski”, 1894

 

W roku opisywanym obecnie taki bal bryniewski odbył się w Dereszewiczach. Tańczono w niebieskim salonie przy muzyce petrykowskich Żydków, którzy samorzutnie co roku w okresie świątecznym zjawiali się. Tańczono w kilka zaledwie par, lecz bardzo ochoczo. Tańce prowadził z wielkim ożywieniem Eustachy Lubański. Kolejność tańców, jak zwykle ówczesna. Bal rozpoczynał się walcem, potem kontredans o sześciu figurach, walc drugi i zamaszysty, bogaty w przeróżne figury mazur. Nawet Popowski wraz z doktorem Nawrockim, spoceni okrutnie, przebiegali przez salon ze swoimi tancerkami.
Drugi taki bal, być może jeszcze bardziej ożywiony, odbył się po Nowym Roku w Bryniewie. Z wyjątkiem rodziców całe towarzystwo dereszewickie było w komplecie. O zmroku w jadalnym zapalono duża, bardzo bogato ubraną choinkę, przy której odbywało się rozdawnictwo różnych prezentów dla służby dworskiej oraz całego grona dzieci fornalskich, po kolacji zaś tańczono ochoczo do późna.

Antoni Kieniewicz, Nad Prypecią, dawno temu… Wspomnienia zamierzchłej przeszłości, Wrocław 1989 (rok 1898)

 

Bawiłem w Wilnie do końca wystawy. Najwspanialszy był bal ostatni, wydawany przez państwa Leskich. Wprowadzali oni wówczas w świat córkę Zofię, bardzo ładniutką brunetkę i miłą panienkę, daleką krewną moją. Krążyły już wersje, że stara się o jej rękę Karol Niezabytowski. Na tym ostatnim balu tańczono do białego dnia. I tego białego mazura tańczyłem w pierwszej czwórce. Taniec prowadził Niezabytowski z Zosią Leską. Była w ładnej sukni żółtego koloru. To nie był już taniec, lecz wprost niesamowity szał. Panienki z ostatnim wysiłkiem przebierały nóżkami. Wreszcie finał. Panowie klękają i całują rączki swych tancerek. Nazajutrz dowiedzieliśmy się, że Niezabytowski był już po słowie z panną Leską.

Antoni Kieniewicz, Nad Prypecią, dawno temu… Wspomnienia zamierzchłej przeszłości, Wrocław 1989 (rok 1899)

 

Wieczorem tego dnia był wielki bal wydawany na naszą intencję przez hr. Magdalenę Krasińską, bliską krewną p. Aleksandra, w pałacu własnym przy ul. Foksal. Zaproszeni byli wszyscy będący w Warszawie członkowie obu rodzin, poza tym cała najwyższa arystokracja, będąca tego dnia w mieście oraz najświetniejsi tancerze. Był to pierwszy rok ukazania się w świecie panny domu, której było na imię Ludwika. Była bardzo miła, małego raczej wzrostu, wcale ładna, śliczne miała oczy, a poza tym jedynaczka, najbogatsza partia w kraju. Toteż na obecnym balu uwijali się koło niej i rwali ją do tańca najlepsi przeważnie tancerze, i to z mitrami w herbach. Maduszka moja prześlicznie wyglądała w różowej sukience znanej mi z czasów karnawałowych, z przypiętą przy gorsie gałązką otrzymanych ode mnie brylantów i dużymi brylantowymi nader czystej wody dormeuzami, otrzymanymi wraz z jeszcze jednym soliterem w darze od wuja Reytana. Jako panna młoda, której ślub miał się odbyć w dniu następnym, tańczyła bez przerwy. Ubiegała się młodzież męska o zaproszenie na wieczór przedślubny. W przerwach między tańcami przechodzono do obszernego drugiego salonu w którym był ustawiony długi stół z przewybornym mięsiwem, rybami, owocami, wszelkiego rodzaju słodyczami; na drugim stole bocznym parę gatunków boli oraz szampańskie. Wokoło ścian małe stoliki, przy których zasiadało do przegryzki rozbawione taneczne towarzystwo.

Antoni Kieniewicz, Nad Prypecią, dawno temu… Wspomnienia zamierzchłej przeszłości, Wrocław 1989 (rok 1901)

 

Mój dziadek nie znosił tańców które z tego powodu urządzano ukradkiem, i dlatego za szczyt przyjemności uchodziła jazda do Bryniewa, połączona z balem. Dla dogodzenia żonie wujcio Rucio sprowadzał orkiestrę z Petrykowa, opróżniano z mebli salę jadalną i obaj wujowie, Ordowie, dr Nawrocki i Popowski tworzyli we frakach zastęp tancerzy, a Lela z wachlarzem, w powłóczystej sukni lila pokazywała w mazurze wszystkie swoje gracje. Kiedyś urządzono rodzaj kuligu. Tonio i Dziunia wystąpili po krakowsku, Staś Orda w czerwonym fraku, M-elle Helene jako cyganka, mnie ubrano w stary kostium Pucka Dziuni. W czasie innych świąt przygotowano o wiele świetniejsze kostiumy, dla Dziuniu sprowadzono z Warszawy empirową jasnozieloną suknię i do tego kapelusz z różowego tiulu.

Janina z Puttkamerów Żółtowska, Inne czasy, inni ludzie, Londyn 1998

 

Był u nich bal w sobotę, a że trwał do szóstej rano, przebrawszy się w domu poszłam z Pią na mszę do Św. Krzyża

Maria z Łubieńskich Górska, Gdybym mniej kochała (rok 1901)

 

Na wieczorach panny miały pierwszeństwo przed paniami i o nich specjalnie się myślało. Więc przy zapraszaniu gości na bal gospodarze musieli się upewnić, że będą mieli u siebie więcej młodych ludzi tańczących niż panien, bo każda panna musiała mieć kawalera do tańca. Wodzirej musiał, jako gospodarz tańca, dopilnować, aby każda panna tańczyła przynajmniej trzy zasadnicze tańce – kontredansa, mazura i kotyliona. Wieczór rozpoczynał się od walca. Wodzirej najpierw prosił pannę domu, potem starał się przetańczyć z każdą panną znajdującą się w salonie. Tańce były niezmiernie żywe, pełne figur i pomysłowości, a powolny kontredans o sześciu figurach kończył się również skoczną galopadą. Mazur, ulubiony taniec zwłaszcza parek zakochanych, trwał całymi godzinami pełen figur i niespodzianek, po czym następowała kolacja, w tym czasie prawie zawsze na siedząco. Młody człowiek tańczący mazura siadał przy kolacji obok swej danserki.
Już na wstępie, gdy goście się zebrali, roznoszono herbatę z drobnymi ciastkami. Kolacja, którą podawano w godzinach późniejszych, składała się zwykle z ryby na pierwsze danie (łosoś, pstrąg, sandacz), na drugie był indyk, perliczka lub bażant, wreszcie lody, czy też kremy mrożone i tym podobne, wina podawało się białe i czerwone, a czasami i szampana. Poza tym po kolacji stół w jadalni pokrywał się przeróżnymi owocami i cukrami, dla ochłody stały lemoniady i orszady, zaś dla podtrzymania werwy – kruszon. Smacznie więc było i wesoło podczas wieczorków karnawałowych, tylko biedne matki nie opuszczały swoich córek i nieraz przez całe noce siedziały cierpliwie patrząc na swe rozbawione dziatki.

Józef Mineyko, Wspomnienia z lat dawnych, Warszawa 1997

 

W roku 1879 została założona korporacja „Arkonia”, do której wstąpiło dużo młodzieży z kresów. W parę lat później pomiędzy nimi powstałą myśl urządzenia balu, korzystając z licznej kolonii polskiej. Dochód z tego wieczora został przeznaczony na zapomogi dla niezamożnych kolegów, na wpisy, na pożyczki zwrotne po ukończeniu studiów i otrzymaniu posady i tym podobne. (…) Następne coroczne bale nie ustępowały pierwszemu, a każdy Nadbałtyk uważał sobie za zaszczyt otrzymać zaproszenie na wieczór „Arkonii”. Był to bezwzględnie najładniejszy i najelegantszy wieczór w Rydze, subtelnie obmyślany i dobrze wykonany.
Już przy wejściu, na schodach bogato ozdobionych roślinami i kwiatami, witał gości arkon. Na sali, do której wprowadzeni byli goście, ściany były pokryte naszymi wspaniałymi, trójkolorowymi sztandarami z ciężkiego jedwabiu oraz chorągwiami. Pokój damski był pełen pachnących flaszek., pudrów i wszelkiego rodzaju przyborów toaletowych. W salce obok stały stoły z cukrami, słodyczami i chłodzącymi napojami. Na parterze goście mieli dobrą restaurację. Wieczór ten różnił się od innych przede wszystkim samym przyjęciem. Więc na wstępie panie zostawały wprowadzone na salę przez arkonów. Fuksy mieli obowiązek strzec pilnie, żeby gościom usłużyć i sprostać ich życzeniom. W tańcu każda panna musiała mieć tancerza, więc fuksom kazano zapraszać do tańca tę pannę lub inną według rozkazu gospodarza (Oldermana). Bal „Arkonii”, będąc dużym balem publicznym, miał cechy wieczorów prywatnych, przez co cieszył się wielkim powodzeniem, każdy gość czuł się bowiem otoczony młodocianą serdecznością arkonów i staropolską gościnnością. Mazur, jako najważniejszy taniec, musiał być dobrze obmyślany przez wodzirejów. Już na kilka dni przed wieczorem wodzireje układali figury w ten sposób, aby goście patrząc na tańczących z galerii mieli ładny widok, więc figury układało się niby bukiety, to znów zamieniały się w wieńce, w węże, w koszyki, a wszystko się działo na komendę, bez krzyku, spokojnie i sprawnie, chociaż nieraz szło do mazura sto par i więcej.

Józef Mineyko, Wspomnienia z lat dawnych, Warszawa 1997

 

Na podobny temat: Jak wydać balJak się zachować na baluTańce