

Czas Emancypantek to strona poświęcona różnym stronom życia kobiet w drugiej połowie XIX wieku. Jest próbą odtworzenia tamtego świata na podstawie różnego rodzaju materiałów źródłowych – wszelkiego rodzaju pamiętników, poradników, podręczników etykiety, felietonów gazetowych, obrazu prezentowanego w pismach dla kobiet, specjalistycznych artykułów medycznych i prawnych, a także powieści „wychowawczych” (nie zawsze wybitnych literacko, ale zawsze wyraźnie ukazujących wzory pozytywne i negatywne).
Celem strony nie jest nadawanie przeszłości pozytywnego ani negatywnego wydźwięku. Wychodzi z założenia, że kiedyś żyło się nie tyle lepiej czy gorzej, co inaczej – i chce jak najstaranniej pokazać, jak. Odtwarzany obraz ma być w miarę możliwości jak najbardziej obiektywny, nadawanie mu interpretacji to już czyjaś inna sprawa.
Materiały pochodzą głównie (chociaż nie wyłącznie) z terytorium Królestwa Polskiego. Ponieważ konieczne było nadanie jakichś ram czasowych, przyjęto daty powstań: 1863-1905.
Wszystkie cytaty zostały przytoczone dosłownie, bez zmian, z zachowaniem oryginalnej pisowni, ortografii i interpunkcji. Każdy zestaw cytatów jest systematycznie rozbudowywany.

W wieku XIX, zwłaszcza w jego drugiej połowie, nastąpił znaczny zwrot w stronę czystości. Podczas gdy w poprzednich wiekach wodę traktowano raczej nieufnie, a kąpiel uważano za zło konieczne i ogromne ryzyko, teraz rozpoczęła się intensywna propagacja higieny. Sądząc po jej intensywności, musiała napotykać na pewne trudności.
Kąpiel ze zła koniecznego zmieniła się w higieniczny obowiązek. Jeżeli do wody dodano różnych środków, kąpiel mogła także mieć działanie lecznicze lub kosmetyczne.

Dzisiaj nauka pływania wydaje nam się oczywistością, ale w XIX wieku bynajmniej nie była. Pomimo rosnącej popularności kąpieli morskich i innych dla zdrowia, pływać uczyło się niewiele osób.
Kąpiel zdrowotna w morzu czy rzece polegała raczej na spacerze po dnie w niebyt głębokiej wodzie, niż na faktycznym pływaniu. Higieniści zalecali naukę pływania, która korzystna była nie tylko dla zdrowia, ale i dla bezpieczeństwa, jednak wydaje się, że przyjmowała się raczej powoli.
Lubianym przysmakiem były lody. Te trzeba było przygotować w domu własnymi siłami, używając do tego specjalnej puszki i mieszanki lodu z solą (lód trzeba było przechowywać w piwnicy lub kupować). Odpowiednio przygotowaną masę należało umieścić w puszce obłożonej lodem i długo kręcić – tym zajmował się ktoś ze służby.

Lato i wczesna jesień były porą wyjazdów, zwłaszcza dla osób mieszkających w miastach. Jeżdżono do modnych uzdrowisk – do wód, do kąpieli nadmorskich, w góry. Niektórzy zwiedzali odległe kraje i miasta. Wynajmowano również letnie mieszkania. Wiele osób korzystało także z najprostszego sposobu zapewnienia sobie miejsca pobytu – odwiedzin u mieszkających na wsi krewnych.

Przy ładnej pogodzie – a zwłaszcza latem, przy wyjazdach na letnie mieszkania lub do rodziny na wsi – można było się zająć różnego rodzaju grami na świeżym powietrzu. Ponieważ coraz bardziej dostrzegano korzyści płynące z ruchu i aktywności fizycznej, pochwalano także wszelkiego rodzaju zabawy i zyskujące popularność sporty.

Dama powinna dbać o nieskazitelną białość swojej cery i chronić się przed słońcem.
Opalone twarze miały kobiety pracujące na powietrzu, bez kapeluszy, jak chłopki w polu. W pierwszych scenach „Nad Niemnem” jedną z przyczyn, dla których Justynę Orzelską trudno jednoznacznie zakwalifikować jako szlachciankę lub chłopkę są jej opalone ręce i brak kapelusza na głowie. Marta Korczyńska ma wprawdzie kapelusz, ale jej twarz jest bardzo śniada.

Coraz popularniejsze stawały się uzdrowiska leczące wodą mineralną. Miasteczka dysponujące źródłami rozrastały się w eleganckie kompleksy, oferujące opiekę lekarską, kąpiele lecznicze i różnego rodzaju zabiegi, posiadające także eleganckie hotele i pensjonaty, kolumnady ze źródłami wody leczniczej do picia, parki zdrojowe, często także teatry, sale koncertowe i inne atrakcje.
U wód można było nie tylko podreperować zdrowie, ale także spacerować po parku, wybierać się na wycieczki, tańczyć na balach, słuchać koncertów. Nie wszyscy obecni byli zresztą słabego zdrowia – niektórzy towarzyszyli komuś z rodziny, kto odbywał kurację, albo po prostu przyjechali dla rozrywki.

Oprócz wyjazdów do modnych kurortów (dla zdrowia lub tylko dla rozrywki) kolejną formą spędzania lata, która zyskiwała na popularności, były tzw. letnie mieszkania. Początkowo możliwość spędzania lata na wsi mieli tylko ludzie prawdziwie zamożni, posiadający zarówno dobra wiejskie, jak i mieszkania w mieście. Jednak rozrost miast z jednej strony, a rozbudowa sieci kolejowej z drugiej sprawiły, że na letnie mieszkania wyjeżdżało coraz więcej obywateli miast, nawet tych mniej zamożnych.

Wyjazdy i podróże stawały się coraz częstszym elementem życia. Tworzyła się w związku z nimi specjalna etykieta, specjalna moda i specjalne umiejętności. Trzeba było wiedzieć, jak się należycie przygotować – ile rzeczy zabrać, jakie one powinny być, jak je spakować, jak zorganizować życie.

Stary zwyczaj puszczania przez panny wianków na rzekę w Sobótkę czy też Noc Świętojańską (wigilia św. Jana, noc z 23 na 24 czerwca) – będący kiedyś częścią znacznie bardziej skomplikowanych obchodów – przetrwał w miastach w szczątkowej formie. Komentowano go z nostalgią, jako romantyczne, poetyczne zjawisko, które wyraźnie przegrywa z miejską nowoczesnością, przemysłem, oraz realizmem kawalerów, bardziej zainteresowanych posagiem panny i majątkiem jej rodziny niż przesądami i romantycznymi gestami.

W dążeniu do nieustannego urozmaicania zabaw dobroczynnych pod koniec XIX wieku w Warszawie urządzono po raz pierwszy corso kwiatowe, wzorowane na podobnych zabawach w południowej części Europy.
Corso było paradą udekorowanych kwiatami powozów, które publiczność mogła podziwiać z trybun. Dla właścicieli najpiękniej ozdobionych powozów przewidziano symboliczne nagrody. Całość kończyła „bitwa kwiatów”, czyli wzajemne obrzucanie się kwiatami. Opłaty pobierano za wstęp na trybuny a także za udział powozu w paradzie.
Pomysł przyjęto bardzo dobrze i doczekał się powtórek, a także naśladownictwa w innych miastach.

Nieodłącznym atrybutem damy w słoneczne dni była parasolka chroniąca delikatną scenę od słońca. W słoneczny dzień wyjście bez niej z domu było niemożliw - dama z wyższych sfer nie mogła zaryzykować opalenia twarzy. Parasolkę należało więc trzymać zarówno na spacerze, jak i jadąc powozem.