Czas Emancypantek to strona poświęcona różnym stronom życia kobiet w drugiej połowie XIX wieku. Jest próbą odtworzenia tamtego świata na podstawie różnego rodzaju materiałów źródłowych – wszelkiego rodzaju pamiętników, poradników, podręczników etykiety, felietonów gazetowych, obrazu prezentowanego w pismach dla kobiet, specjalistycznych artykułów medycznych i prawnych, a także powieści „wychowawczych” (nie zawsze wybitnych literacko, ale zawsze wyraźnie ukazujących wzory pozytywne i negatywne).
Celem strony nie jest nadawanie przeszłości pozytywnego ani negatywnego wydźwięku. Wychodzi z założenia, że kiedyś żyło się nie tyle lepiej czy gorzej, co inaczej – i chce jak najstaranniej pokazać, jak. Odtwarzany obraz ma być w miarę możliwości jak najbardziej obiektywny, nadawanie mu interpretacji to już czyjaś inna sprawa.
Materiały pochodzą głównie (chociaż nie wyłącznie) z terytorium Królestwa Polskiego. Ponieważ konieczne było nadanie jakichś ram czasowych, przyjęto daty powstań: 1863-1905.
Wszystkie cytaty zostały przytoczone dosłownie, bez zmian, z zachowaniem oryginalnej pisowni, ortografii i interpunkcji. Każdy zestaw cytatów jest systematycznie rozbudowywany.
Lucyna Ćwieczakiewiczowa (1829-1901) była w drugiej połowie XIX wieku instytucją. Napisała regularnie wznawiane i rozbudowywane „365 obiadów za 5 złotych” i inne książki kucharskie, prowadziła dodatek do „Bluszczu” poświęcony modzie i gospodarstwa, wydawała kalendarz „Kolęda dla gospodyń” oraz podręczniki prowadzenia domu – innymi słowy, była najwyższym autorytetem w kwestiach gospodarstwa kobiecego.
Rozmaite porady pani Lucyny znaleźć można w różnych zestawach cytatów na „Czasie Emancypantek”, tutaj natomiast jest wybór cudzych wypowiedzi na jej temat i dotyczących różnych aspektów jej urozmaicone działalności.
Oczywiście stosowne maniery obowiązywały przy stole zawsze, były jednak podwójnie ważne przy bardziej uroczystych okazjach, jak na przykład proszony obiad. Chodziło w nich nie tylko o użycie stosownego sztućca do każdego dania, ale także sposób przechodzenia do jadalni (przechodziło się w parach, a przepisy etykiety wyznaczały, który z panów ma prowadzić którą z pań), rozmowę przy stole, a także odpowiednie zachowanie wobec obsługującej służby. O stosowne zachowanie tej ostatniej musiała z kolei należycie zadbać pani domu.
Wypielęgnowana rączka, którą powinna się szczycić dama, musiała mieć także odpowiednio zadbane paznokcie. Powinny one być nie tylko równe i czyste, ale także różowe, gładkie i lśniące. Osiągało się to za pomocą odpowiednich pilniczków i polerek, a także odpowiednich kosmetyków, nawet poprawiających kolor – swojego rodzaju wczesnych lakierów.
Karnawał i bale karnawałowe zajmują istotne miejsce we wspomnieniach i pamiętnikach.
Karnawał był wielką i wyczekiwaną atrakcją, ale wiązał się także ze sporymi kosztami. Bawienie się na balach wymagało przygotowania odpowiednich toalet – a suknie balowe, chociaż zwiewne i delikatne, były również drogie. A przecież oprócz sukni balowych i odpowiednich dodatków do nich trzeba się było zaopatrzyć także w odpowiednie stroje wizytowe, spacerowe nadające się na ślizgawki, ciepłe i modne okrycia… Dochodziły koszty podejmowania gości, biletów na bale dobroczynne, urządzenia balu czy wieczorku. Jeżeli w rodzinie było kilka bywających w świecie kobiet, koszty karnawału mogły okazać się niemałe. Dlatego do stereotypowych obrazków karnawałowych, oprócz rozmarzonych panienek czy wirujących w sali balowej kolorowych par, należał także ojciec rodziny rwący włosy z głowy nad stosami rachunków.
Tak samo, jak zbyt ostentacyjny makijaż, zmianę koloru włosów uważano za coś absolutnie wykluczonego dla „przyzwoitych” kobiet. Chociaż podziwiano piękne, gęste i lśniące włosy, ceniono pewne ich kolory (głównie blond), za dopuszczalne uważano wyłącznie zabiegi pielęgnacyjne i staranne szczotkowanie. Środki służące do zmiany koloru włosów znano jednak od wieków, XIX-wiecznym paniom ta sztuka także nie była obca.
Większość okazji towarzyskich wymagała oficjalnego (lub mniej oficjalnego) zaproszenia. W zależności od rodzaju okazji oraz od stopnia zażyłości zaproszenie miało być pisemne lub ustne. Dodatkowo mogły być one wysyłane lub dostarczane osobiście – ten ostatni sposób był wskazany zwłaszcza wobec gości szczególnie dostojnych i godnych szacunku.
Na ślizgawkę nie tyle szyto osobny strój, co używano do niej zimowego kostiumu spacerowego. W końcu na ślizgawkę trzeba było dojść, a nie było możliwości przebrania się. Jednak strój spacerowy, jeżeli miał posłużyć także do jazdy na łyżwach, musiał być odpowiednio skrojony i uszyty.
Łyżwy były popularną rozrywką, polecaną dla obu płci (oczywiście z zachowaniem odpowiednich zasad). Był to właściwie jedyny dostępny sport zimowy. Ślizgawki, na których przygrywała nawet muzyka, urządzano w miastach (np. w warszawskich Łazienkach), zaś na wsiach można było ślizgać się na stawach i sadzawkach. Były to także okazje do spotkań i flirtów. Urządzano nawet całe zabawy i maskarady na lodzie.
W każdej kuchni niezbędna była duża ilość naczyń kuchennych. Dobra gospodyni dbała o to, by niczego w niej nie brakowało.
Naczynia kuchenne mogły jednak stanowić poważny problem, a wręcz zagrożenie. Odkryto, że niektóre tradycyjnie używane do ich wyrabiania materiały są niebezpieczne dla zdrowia i alarmowano gospodynie, by zaprzestały ich używania. Jednocześnie dzięki rozwojowi techniki pojawiały się naczynia z zupełnie nowych materiałów.
Do wrześniowych owoców wymagających natychmiastowego przerobu należały śliwki. „Zaczynają już na dobre dojrzewać węgierki, te najpożyteczniejsze ze wszystkich owoców.” – podawała pani Ćwierczakiewiczowa w swoim Kalendarzu prac gospodarskich.